wtorek, 30 listopada 2010

dopadł mnie marazm ,brak czasu i świadomośc przemijania....
nienawidze D. który nic dla mnie już nie znaczy....marze,żeby znikł....
perspektywa świąt bez niego wydaje się jedyną deską ratunku w tym moim marazmie...
kiedy ja wyjde na prostą?
przecież mi życie ucieka przez palce

niedziela, 21 listopada 2010

zmarnowanie

cały wekeend dla innych nic dla siebie....
nie miałam nawet dwudziestu minut ciszy i spokojnego picia kawy w sobotni poranek....
wszyscy mieli syndrom gadulstwa ,a ja robiłam za wolnego sluchacza....
.....w piwnicy rodziców natchnęłam się na zabawkę z lat beztroskich....taki żal i tęsknota ....za tym stanem....za tym dreszczem....
a tu życie nic nie oferuje poza przewidywalnością.....

niedziela, 14 listopada 2010

zakaz palenia to jest to

nie ukrywam ,cieszy mnie zakaz palenia w miejscach publico....
siedzimy sobie przy stoliku nikt z nas nie pali tylko Anka...kawa pyszna ,deser słodki,jest fajnie ,a tu nagle Anka podpala szluga...zaciąga się i dmucha dymem...
zaczyna mnie boleć głowę,chce mi się kichać i muszę wdychać to co ona wydycha....czyli trutkę....
ktoś mowi jej ,żeby rzuciała w koncu ten nałóg......a ona ,że na coś trzeba umrzeć i lubi się truć ,bo zycie do dupy jest....
myśli tylko o sobie,(palacze myślą zawsze tylko o sobie) bo ja chce żyć ,nie chce się truć,chociaż też uważam ,ze zycie jest do dupy....
....trujcie się ale bez nas niepalących....

tipsy....i kobiety bez brwi....

ponadgodzinowo ,załatwić sprawę musiałam...więc wpadłam pod podany adres....
dom w wiecznej budowie...na podwórku tylko nasrać....chociaż mozna by bylo ogarnąć...na ganku sto tysięcy butów,liści czegoś tam zniesionego przez psa...
pies,wesoły stworek ,ale tak skołtuniony i zapuszczony ,że tylko zadzwonić na jakiś grin pis......
w środku nie lepiej ,chociaz gdzie niegdzie zaczątki cywilizacji...takiej light....w kuchni jakby przeszło tornado....trzeba roku ,żeby ogranąć.....
a w pokoju gdzie mnie zaproszona ....siędzą trzy diwy  ,matka i dwie córki....matka ma doczepianą treskę....odrazu rzuca się na wzrok...powalają mnie treski szalenie....
....każda z nich ma tipsy ,długie ,obleśne i kolorowe......jednej się własnie złamał i próbują doklejać...pełna histeria.......więc wpadłam nie w porę....odgarniam sterte ciuszków z fotela i siadam....

..stara w cętki kieckę,młode w cętki kozaki....wszystkie trzy miniówy dżins...oczywiscie obowiązkowo strzaskane na solarce....zwęglone wręcz bidulki....

matka -włosów kolor jakby rudy,chociaz treska jakby ciemny bląd ,a jej córcie oczywiście rozjaśniane do bólu -żółty  blond ,popalone od prostownicy ....
zresztą dwie prostownice  leżały na komodzie wydawało mi się,że nadal grzały ,bo zapach w tym pokoju takich kurwa spalonych kłaków....
....i wszystkie trzy cycki wywalone prawie na wierzch.......szyje obwinęte kilkoma grubymi złotymi łańcuchami..........
dobiły mnie niebieskie powieki starej.... ....a prawie popłakałam się dostrzegając ,że żadna z nich nie ma brwi....wyskubane na maxa....!!!!
a w ich miejsce dorysowana gruba krecha....czarna....jak już to za nisko ,bo nadawała ich twarzom taki zdziwiony wyraz....

.....jak ja mam rozmawiać z mutantkami bez brwi?
....
zaproponowały mi kawę...ale jak przypomniałam sobie co się dzieje w kuchni....
zresztą jak można cos wogóle zrobić z takim paznokciami?....
więc dalej reanimowały paznokcia ....bolało ją cholernie ,bo tak wykrzywiała usta ,ukazując swoje popsute zęby
....w torebce miałam super glue...ale chyba by mnie zagryzły....
...w koncu przyszedł ich pan....razem z psem-mopem....

...facet normalny,urobiony po pachy,chyba przezroczysty bo wogóle nie zauważyły jego wejścia......i naszego wyjścia...
....

sobota, 13 listopada 2010

wino czaty i sąsiadka....

oglądam "sztukę zrywania" fajne coś o tym zaczynam wiedzieć........obejrzałam "mam talent" ,sąsiadka przyszła...z winem....dobrym....
....stresują mnie goście.......ona nie....pijemy sobie i oglądamy........
komentujemy ,smiejemy się....syn podpija nam wino....nieuchronnie idzie do pełnoletności....
....czy jak lubie jej wizyty i jak potrafimy ze sobą milczeć to czy ona jest moją psiapsiółą....? hmmm
nigdy nie siedzi przydługo....chyba ze jest fajnie,chyba ze  załącza nam się szwędacz...przeważnie na tance.......wypijamy obgadamy co trzeba i idzie....jej wizyty nie męczą....
....a teraz mam chęc poczatować....nalałam sobie lampkę jeszcze....i zasiadam przed kompem...w domu cisza....zapalona lampka ,daje przytulne światło ,w tv leci ściszony film ,zerkać będe....i szum peceta....lubie ten szum....
dziwne jest to,ze wiele ludzi czatuje ,a wstydzi się tego....

...ja lubie wejść na jakis pokój....czasem mnie ktoś pamięta ,czasem nie.....
kiedy będe chciała to wyjdę ,wezme prysznic i pójdę spać...
....kiedy nie będe chciała będe klikać bzdurki na ogóle albo przeklikam do rana z kimś ciekawym na tzw.priwie....
....kiedyś byłam nawet na takim zlocie pokoju........ale.....nie polecam...to błąd...wtedy czar pryska i dupa blada....lepiej zostać w wirtualnym świecie i bawić się bez zobowiązań.....
....ten tydzien wykonczył mnie towarzysko....dziś wolę tak.......

piątek, 12 listopada 2010

zgniłe

namówiły mnie na babski wieczór....grupa która kiedyś się uwielbiała,a potem wszystko się popsuło....nie wiem kto wpadł na ten pomysł,żeby odgrzewać coś co śmierdzi rozkładem całkowitym...poszłam....kupilam lody,wino ,włożyłam piękną czerwoną kieckę mojej kuzynki przywiezioną prosto z Londyńskich wyprzedaży....
cięzko jest rozmawiać lekko....omijając wiele drażniących tematów...każda ma do każdej żal....ale to wina faceta..... faceta Iw......jemu nie pasowała nasza przyjazn ,więc umiejętnie manewrował naszymi uczuciami............
więc siedzimy sobie i każda myśli o czym by tu zacząć gadać,żeby nie wejśc na grząski grunt....i okazuje się ,że nie ma takiego tematu....i nie ma opcji przedawnienia i zagojenia ran...to nadal boli i nadal psuje nam krew.....
juz po pół godzinie Bea zaczęła żale i wykrzyczała Iw. to co jej leżało na duszy....ja też miałam chęć....wszystkie miałyśmy......
ale  nie powiedziałam ani słowa........zjadłam lody ,wypiłam trzy lampki wina i wyszłam....razem z innymi ....Bea jeszcze została,żeby wyrzucić resztki ,resztek ,przecież jej życie osobiste dzięki facetowi Iw legło całkowicie.....
nigdy więcej takich spotkan,reaktywacji zgniłej przyjazni....Iw wie ,że jej facet to pajac ale jest z nim i go kocha...a my nie możemy pić z nią tak sobie winko ,wiedząc ,że ona wróci do niego ....bedzie wypytywał o nas i rzucał komentarze........ale teraz to nieważne....kiedyś opowiedziała mu wszystkie nasze sekrety....
nie opowiada się babskich sekretów facetowi...jeszcze takiemu...
nie mogę spotykać się z Iw....juz mi jej nie brakuje ,przestałam za nią tęsknić....spotkanie z nią to wielkie rozgrzebywanie ran....jej facet wszystkim nam rozwalił życie....
Iw jest samotna....Iw przeprasza....
....nie chce juz o niej słyszeć....i obym nigdy juz przypadkiem nie natchnęła się na jej faceta....
......

czwartek, 11 listopada 2010

świadkowa

tak tak dali nam w pracy długi wekeend...same żeśmy nie wierzyły...Paula poszła dwa razy do biura się utwierdzić osobiście ,bo ona nam nie wierzy nigdy...
ale ,fakt podejrzane ,pewnie firma niedlugo padnie ,w tamtym roku nawet w wigilię do 16 tyrałyśmy....
....rano dostałam doła ....pół śpiąca wyciagnięta przez piesa ,dotarłam przed wystawę cukierni...a tam jakieś czekoladowe fantazje, za pół ceny ,a akurat latały mi po kieszeni klepniaki z koszyków ....zakupiłam trzy dorodne sztuki....zjadłam z piesem w parku na ławce w oparach mgły i widoku sikającego na wiekowy dąb- faceta powracającego zapewne  z eskapady  niepodległościowej , wszędzie miał poprzypinane kotyliony biało -czerwone i jeden z papieru toelatowego (jesos) chociaż nucił coś w stylu  "jedna baba drugiej babie"....to już nie wiem.......
wracając dopadły mnie wyrzuty,że tyle kalorii z rana wciągłam  i to bez kawy....więc wstąpiłam na przydomowe boisko,w sumie stadion,bo rozbudowują przed wyborami i zrobiłam trzy okrążenia....pies obserwował mnie siedząc na wielkiej kupie piachu z jęzorem na wierchu ,pewnie zaczęła palić go zgaga,po słodkim....a ja "cisłam" jak ten Forest Gamp......
mijałam trzy razy ,trzy wielkie mohery z kijkami ,ktore trzymały je w niewłaściwy sposób ,ale co mnie to ,za każdym mijaniem slyszałam tylko coś o Halinie : no i Halina mówiła,żeby jej przepisał,a ten huj tej przybłędzie co miniówki ubiera, a wnuki ma już po komunii ,przepisał......
....dotarłam do domu skonana....a tu wody nie ma...nagle awaria ...w czajniku ani kapki,w konefce,w butelce nigdzie...w misce piesa troche było ,ale odrazu wypił ciurkiem...ani kawy ,ani prysznica ....nic tylko udałam się w objęcia morfeusza dwa...obudziły mnie dziwne hałasy ,tluczone szkło czy tez latające talerze,wyjrzałam na zewnątrz ,a tam moja sąsiadka w jakiejś furii,policja skulona na korytarzu boi się wejść i jej mąż odrazu do mnie pani sąsiadko pani bedzie świadkiem .....
....a to miał być spokojny dzień....
spojrzalam w lustro które wlasnie tłukła sąsiadka ,zdążyłam tylko zauważyć że mam jeszcze czekoladę w kącikach ust i mojego piesa spiącego w najlepsze na moim ulubionym szalu w kąciuku korytarza....nieczuła bestia...
co tak rozwścieczyło sąsiadkę oto jest pytanie....no ale będę świadkową .....zawsze przecież chciałam....

ksiądz

zmarł wujek koleżanki z pracy ,byłam na nim jako delegatka....
ksiądz za pochówek wziął 10% czyli 650 zł , za piętnaście minut dziamolenia ,że ów nieboszczyk to wogóle coś do kościoła nie chodził i zmarł nagle bez spowiedzi i ostatniego namaszczenia....takie gwuno nie śmierć....powinien przecież przewidzieć,że go samochód na czerwonym przejedzie z rana.....

 na stypie siedział pierwszy za stołem ze swym wyrośniętym ministrantem , żeżarł dwa talerze rosołu ,ziemniaki i trzy mielone....nic nie mówiąc ,łypiąc czasem wzrokiem na ciasto...dostał na odchodne do kawy spory kawałek "serniczka" bo lubi do kawy se tak...........
....650zł kurwa wziął serniczek jeden....
....

niedziela, 7 listopada 2010

mleczko do czyszczenia

zastanawiałam się czas jakis -czym śmierdzi lub pachnie inaczej (jak kto woli) Datta?....
rano w autobusie już czuje...na sniadaniu wole się trzymac od niej z dala ,bo nawet najsmaczniejsza kanapka mi przy niej nie "przejdzie"....i czasem jak nachyli się nademną czuje!!!!.....cofka gwarantowana.....
kupiłam płyn jakiś do czyszczenia garów,bo matka stwierdziła,że mam zapuszczony czajnik....otworzyłam ten płyn ,czyszcze i czuje Datte!!! truskawkowe mleczko ,za całe 6.99 znanej firmy....czyszcze i czuje jakby Datta stała obok....
znaczy Datta jest jak niedoczyszczony czajnik,jak garnek w trakcie czyszczenia tym okropnym mleczkiem,lub zupełnie przed czyszczeniem....mleczko o zapachu -czyścić brudną powierzchnie...to jak skropić sie perfumami na przepocone trzydniowym potem ciało...
.....takie kobiety mnie przerażają....i az dziw ,że ma przystojnego męża....w tym musi być jakiś haczyk.....

sobota, 6 listopada 2010

zapragnąć...

dzisiaj pani- fryzjerko amatorka spięła mi pięknie włosy...z całkiem lekko podrośnietych zrobiła śliczny "koszyczek"....-i....zapragnęłam zapuszczać nagle...miec długie jak kiedyś........obcięłam na znak protestu ,że los odebrał mi jego i parę innych rzeczy....
to był mój nerw...od dzisiaj zapuszczam...ponoć własnie tak spiete wlosy,tak odsłonięty kark....działa....może już pora przestać się buntować....
...czuje się kobieco...trzasnęła mi makijaż ...i zrobiła masaż karku...skropiła nieziemsko pięknymi perfumami,na ktore nie stać mnie wogóle....i obejrzałyśmy sobie Dumę...popijając wino z mojej własnej produkcji....
to był dzien dla mnie....czasem mi się należy....

a za oknem dyszcz

w pracy słabo.......za to wolny wekeend...
zamiast iśc spać....wybrałam się na spacer po deszczu z niechętnymi psami...bo ja kocham miasto nocą.......nadrobiłam pogaduchy z dzieciami...bo ja uwielbiam z nimi gadać ........obbbąbniłam trzy lampki wina zakazanego,pstrykając beznamiętnie kanały tiwi...."powłóczyłam się" po niecie...nadrobiłam ulubione......
zamiast spać...odespać....
....i raczej...
napewno....
tęsknie za facetem....za przytulaniem....za bliskością.....
i zapachem takim samczym.....za wtuleniem się na całą noc ....na "łyżeczkę" na "leniwca",na "małpkę" ....obojetnie.....
....a za oknem sztorm.....
w sam raz na dobry sen....

czwartek, 4 listopada 2010

kredyt

mam spory debet na koncie .....bank ustawił mi na małe raty,w sumie nie ma problemu...się spłaci....ale ja czuje wielki ciężar....nie umiem kupić zwykłego kremu bez wyrzuta ,że przecież nie jestem na bieżąco....ze przecież wisze kase....
ciężko pracuje....kombinuje jakby tu zaoszczędzić czy na jedzeniu ,czy na czymś innym.... ...
potknęłam się finansowo....znaczy mój domowy ,miał konkretny zakręt  i niestety nastapil debet...ja jako kobieta ,sama w tym kraju utrzymać rodziny nie podołałam.........
każdego miesiąca jestem coraz bliżej wyjścia z tego dołka....jeszcze troche ,jeszcze troche.....
....
chce to spłacić i spać spokojnie...i tu zastanawiam się jak zyją ludzie,którzy mają pobrane kredyty praktycznie do konca życia?
koleżanka z pracy całą swoją pensje oddaje na ratę....i czasem musi dolożyć z męża pensji,bo nie starcza....przez 30 lat będzie ją oddawać...przez 30 lat nic za nią sobie nie kupi,bo ten cholerny kredyt.....
.....cały czas masz w głowie kredyt ,kredyt,kredyt....oglądasz piekne kozaki na wystawie-kredyt,poszłabyć z starym do kina-kredyt,
zjadłabyś dobrą kolację w nowej knajpce -kredyt.....chciałabys miec dziecko ,bo zegar  biologiczny cyka-kredyt.....
....jak zyją ludzie mając takie wielkie kredyty?
bo ja nie mogę się doczekać kiedy w koncu splace zwykly debet na koncie ....i będę ciągła od pierwszego do pierwszego....ale za swoje...
...jak poradzić sobie z piętnem kredytu....moze jest na to sposób

i tego się będe trzymać

uwielbiam aranżacje i rózne ładne rzeczy,rustykalne wnętrza i starocie ,czasem niepotrzebne do niczego....uwielbiam się nimi otaczać, ustawiac,przestawiać ,dodawać coś swojego ,potem popijając kawe zachwycać się nimi,przy kuchennym stole który ma może z dwieście lat ,na jego renowacje wydałam tyle,że śmiało kupilabym trzy nowe w Isku.....ale co tam....ten ma duszę.......i może siedziały przy nim takie damy jak w mojej ukochanej"Dumie i uprzedzeniu".....
niestety nie lubie i nie umiem utrzymac porządku w półkach...w szafach,szafeczkach....poprostu isnty artystyczny nieład(delikatnie mówiąc)....męczy mnie takie składanie ,układanie rzeczy powszednich....matka często zagląda mi tu i ówdzie...kiedyś,jak zostawała z dziecmi nawet układała....no ladnie nie powiem,ale po kilku dniach znów....
.... z wierzchu moje mieszkanie jest piękne...i z dumą zapraszam sąsiadkę na kawę ,patrząc jak łypie wzrokiem.......i jakby dopadły mnie znów kolejne wyrzuty....że moje swetry to w kostkę napewno poukładane nie są....a w szafce na buty jakby przeszło tornado....powiem sobie to co dziś gdzieś znalazłam.....że

-Nudne kobiety mają nieskazitelnie czyste domy

i tego się będe trzymać......

wtorek, 2 listopada 2010

trzy

kupiłam sobie coś na pamięć....
bo coś mi szwankuje....
coś często....
.....babcia mówi,że wszystko trzeba potraktować dawką uderzającą....więc wzięłam odrazu dwie....
jakoś tak nic....więc za godzinę trzecią....
....równo o 14 ruszając w pracy machinę akordu,skupiona,zgarbiona nad książkami....poczułam najpierw dziwne mrowienie w mózgu....a potem tysiąc mysli,problemów naraz....jakby w kolejce....do omówienia,omówione ,nastepne....
wszystkie bierżące problemy....taśmowo.....mało mi głowy nie rozsadziło.....mało nie zaczełam krzyczeć ,beczeć i tupać....tysiąc tupiących koni ......
nikt z boku nawet nie przypuszczał jaką walkę toczę.........
......a potem....
nastąpił błogi sposób....jakby oczyszczenie.....
........popiłam herbatą....
......dziwne....
jeszcze mrowi mnie prawa półkula.....
....jutro wezme tylko jedną....

poniedziałek, 1 listopada 2010

dusze się....

czuje przesyt rodzinnym klimatem....gorzej....gdybym teraz miała okazję i kase ,spakowałam bym dzieci ,psy,pare drobiazgów i wyjechała gdzieś daleko ....
oczywiscie zabrałabym tez domowego,za którym tęsknie....on chyba jedyny co ma powiedzieć to powie....dlatego może go nie lubią...prawda boli....
a tu obrabiają sobie dupę...jeden drugiemu zazdrości  ....babcia miesza....ciotka pije....a matka mnie wkurwia.....
i zawsze coś i do mnie mają....żeby jeszcze mnie dobić....
wyjechałabym i zaczęła wszystko od nowa...bez tych nalotów rodzinnych,sprawdzania i wypytek....może czasem wpadłabym na święta....znaczy na godzinę lub dwie ,żeby nie zdążyć się wnerwić....
dusze się....