sobota, 28 lipca 2012

rodzinka

mam za sobą( na szczęście )wizytę mojego kuzyna...
jak to możliwe ,ze wszyscy kuzyni są naprawde fajnie a on taki debil?
nie wiem jak zniósł jego wizytę wujek,którzy szczerze nienawidzi jego gadki....bo tez go dziś nawiedził....
a nawiedział nas bo sie żeni i roznosił zaproszenia....
żadna radość pójśc na ślub debila ,
patrzeć na jego popisy i jeszcze dac mu w kopertę...
pomijam fryzjera ,kieckę i buty i gajer dla chłopaków....
jego wybranka wogole nie pasuje do naszej rodziny....
to jego piąta dziewczyna ,tamte szybko wyczuwały jego debilizm....
on jest fajny i znośny do jakiejś godziny....potem od jego gadania ,a jest to słowotok na każdy temat-chce sie żygać....
piąta dziewczyna....pewnie też kopnęłaby go w dupę,ale ona ma dziecko i jest w sumie sama....ojciec ma swoją rodzinę,matka ma ją gdzieś....a ona ma całkiem bujną przeszlość,no ale wiadomo wtedy sie nie znali....
i to ona bardzo chce zalegalizowac ten związek....
jakby ślub coś zmieniał ......jak ma się pieprzyć to będzie sie pieprzyć,ba,nawet bardziej się pieprzy po ślubie........
narazie śmieje sie z jego żartów,przymyka oko ,ze szkoli jej dziecko
i taka jest wkurwiająca ,ze byłam wściekła ,ze sobotnie popołudnie musze poświecić własnie im....opowiada,gestykuluje i wygina sie przy tym-nic tylko wstać i strzelić jej w łeb z liścia.....
mojej kuzynce się udało,
ona dostala zaproszenie na ulicy przed swym domem ,akurat wychodziła ,tłumacząc się ,ze jest umówiona,dali ,pomachali i z głowy-szczęściara....
ona zawsze znosi jego gadkę ze sztucznym usmiechem i zawsze "zetnie" się z wybranką jego serca....podziwiam jej opanowanie
.....nie mam ochoty iśc na to wesele ,ale trzeba ,bo co kurwa powie rodzina....matka strzeli focha,babcia pewnie zasłabnie....
pozory,pozory ,pozory....
........nigdzie nie jest napisane ,ze musisz znosić ludzi ,którzy cię wkurzają ,nawet jesli są twoją rodziną....
złota zasada: trzeba unikać debili ,uciekać od nich jak najszybciej....
szanujmy się,nikt nie powiedział,ze musisz trzymac się z rodziną...
to są frazesy ....że rodzina to siła....
.....raczej z dala od rodziny....od czasu do czasu spotkanie przy świątecznym stole....
......pani Jadzia (mój ideał) wypięła się na swoją rodzinę dawno....miała już dosyć i się nie dziwie,to co ona z nimi przeszła..... ....
teraz otoczyła sie ludzmi ,którzy wnoszą do jej życia usmiech ,dobro....może nie jest ich wielu ,ale są nieocenieni....
....mam nadzieje,ze posmieje sie na tym weselu,raczej przyjęciu....które rozpoczyna się o 12 w dzien,w samo kurfa południe ,jak na tym westernie.......
mam nadzieje,że mój kuzyn-debil popiszę sie swoją inteligencją inaczej jak to rasowy dres....i będzie co wspominać....

piątek, 27 lipca 2012

czat

Truda -moja ulubiona sieciowa znajoma ,z która poznałyśmy się na czatach ,wpadła dzisiaj do mnie do firmy....
bo tak się składa,ze ona działa na drugim koncu Polski w tej samej branży co ja,przypadkiem to odkryłysmy....
kiedyś czaty były super,to chyba poczatki tlenowych czatów....weszłam tam zimą ,długie wieczory itd. zostałam tam,poznałam Trudę,ona tam "mieszkała"...wisiała tam non stop...
to była dość zżyta społeczność,znali sie internetowo ,pamiętali nicki,były spokojne rozmowy,kłótnie,intrygi,wręcz skandale ,zwady z ludzmi z pokoi obok ,normalne życie tylko wirtualne...
mi to też pasowało,nie miałam czasu na realne kawki i inne imprezki,wieczorem jak się obrobiłam,dzieci położyłam spać ,siadałam do kompa i spędzałam miło czas z wirtualnymi ludzmi....
było ciekawie,kurcze fajnie było....
Truda przez czaty zawaliła wiele spraw....
a teraz jak tlenowe czaty przestały działać ,zrobiło się dziwnie i tak już ledwo się kręciły....no ale były...
ja  zaglądałam sporadycznie,potem naprawde rzadko ,na klikanascie minut,duzo ludzi odeszło,nie było już jak kiedyś...
ale Truda trwała....
......Truda jest ładną kobietką o wspaniałych rudych ,kręconych włosach....mogłaby mieć wszystko ,jest otwarta ,towarzyska ,a wolała siedzieć samotnie w pokoju i klikać ,uśmiechając sie do monitora....
Truda ma dwóch synów i miala męża....mąż jak to mąż,czasem wypił ,czasem nie miał humoru,ale wydaje mi sie ,ze ją kochał,dbał aby nic jej nie zabrakło,nie wiedziała co to bieda....
miał tartak ,ma nadal....
piękny dom na Mazurach ,swoje miejsce na ziemi...
Truda zostawiła to dla faceta z czatu....najpierw myślałam ,ze dla takiego fajnego ,smiesznie pisał i zawsze ją tak wirtualnie całował :-)
ale ona zostawila wszystko dla Sztorma.....tez go lubiłam ,ale jakoś mi się nie rzuciło w oczy ze mają sie ku sobie...
zostawiła dla niego ten piekny dom,rodzinną wieś ,z synami widuje sie często ,ale nie chciała ich wyrywać z miejsca które kochają,oni też nie chcieli....
rozwiodła sie i wyszla za mąż za pana o nicku Sztorm....
on też był po przejściach....
przeprowadziła sie do niego na Śląsk....
dowiedziałam sie ostatnia ,długo byłam w szoku,na jakiś czas zniknęli z czatów....
ale potem znów Truda zaczęła zaglądać do tlenowych pokoi....
nie ma z nim zle,ale moim zdaniem zrobila głupotę....
jej świat był uporządkowany ,ona potrzebowała tylko uniesienia ,przygody ,Sztorm dawał jej miłość,wysyłal wiersze,pisał jak tęskni ,jak kocha....
a jak wyszli z tych czatów zamieszkali ze sobą ,czar prysł ,bo on umiał pięknie pisać,mówić przez fona ....ale w zyciu codziennym był taki sam jak jej mąż,czyli małowylewny ,jak każdy chłop....
i dzisiaj przy kawie przyznała sie Truda ,
ze tęskni za czatami ,za tymi fajnymi wieczorami ,ze marzy ,zeby kogoś poznać,żeby pisac z nim i usmiechać się znów do monitora,wypatrywać kiedy wejdzie do czatowego pokoju,kiedy napisze esa....ten dreszczyk ....
Sztorm stracił pracę,jest przybity ,ma propozycje z dużej firmy ,ale on boi się nowości ,był przyzwyczajony do tamtej pracy,zrobiło się nerwowo ,musieli sprzedać połówkę domu,wszystko sie tam waliło,drugą połowkę zajmowała jego siostra ,która niezle "umilała"Trudzie życie ,zamieszkali w ciasnym m2....
Truda była niedawno u dzieci....
mąż prowadzi dom i tartak,radzi sobie ale,widać brak kobiety w domu ,w ogrodzie,mówi ,że trochę im posprzątała ,pogotowała ,porobiła w ogródku....
mąż ucieszył się kiedy postanowiła zostać jeszcze kilka dni....
chłopcy też....
myśle ze by jej wybaczył...gdyby mu powiedziala tak szczerze dlaczego to zrobiła....
ona była zwyczajnie spragniona tych czułości,tych słowek,tych motyli w brzuchu Sztorm jej to dał ,bo umiał....
jej mąż kochał ją bardzo ,ale nie domyślił się,zeby od czasu do czasu powiedzieć jej coś miłego....
teraz powiedział,jak zobaczył ją w niebieskiej sukience:że pięknie wygląda ....
i był przy tym smutny....
Truda piła tą kawę ,opowiadała mi o tym wszystkim i wzdychała tak bardzo ,ze do teraz brakuje mi tchu....ja też lubiłam nasze czaty...fajnie było,taka odskocznia...
ale nigdy nie przewróciłabym swojego życia dla uniesienia serca....
robiłabym to ukradkiem ,czasami ,ale nigdy nie postanowiłabym rzucić wszystkiego,co budowałam przez lata ,chociaż łatwo odskoczyć zabardzo....
Truda rzuciła....
doszła do ściany....
az z tego wszystkiego weszłam dziś na przypadkowe czaty,już nie tlenowe....siedze i czytam....nie znam nikogo z tych nicków...
ciekawe czy Truda tu wchodzi,czy znów rzuci wszystko dla jakiegoś uniesienia jak kogoś pozna.....
fajnie ,ze do mnie wpadła....znałam ją ze zdjęć i rozmów telefonicznych, na żywo jest jeszcze ładniejsza...
rozmawiałyśmy tak jakbyśmy znaly sie sto lat....
żal mi jej ....
tlenowe czaty podupadły,bo coraz mniej ludzi tam zaglądało,ale nie z braku czas.....tylko z poplątania i zagubienia...
duzo ludzie pogmatwało sobie tam życie,skomplikowało....musiało zrezygnować z wchodzenia tam ,zeby do konca sie nie wyniszczyć....
byli tez ludzi którzy "trzezwo" podchodzili do tego zagadnienia....ale było ich niewiele....

wtorek, 24 lipca 2012

bo czują się potrzebni


moja kochana pani Jadzia ,ma piękny dom na wsi,poznałam ją na plenerze malarskim ,bo ja taka artystyczne dusza...
super było na tym plenerze ,spalismy w pieknych starym hotelu ,jedlismy śniadania na trawie, duze stoły nakryte białym obrusem ,piękne nakrycie,duze lampki z winem ,wytworne jedzenie  ,cudo....
i malowalismy całymi dniami....
po tym plenerze ,pani Jadzia zaprosiła wszystkich których polubiła do siebie....tez na plener...
jej mąż rzezbi ,wyplata wiklinę ,uwielbia historię ,opowiada tak ciekawie ,ze moglabym go słuchać godzinami....
ich dom niewielki,drewniany ,obok jezioro ,pola,lasy ,inne domki.....plener cudo....
ciekawi ludzi ,mają swoje pasję,wychowali trójkę dzieci,które mieszkają w miescie....
w sumie ja nie o plenerze ,tylko o synowej pani Jadzi....
pani Jadzia wychowała troje dzieci,bardzo pomagała przy wnukach ,na wakacje zawsze przyjeżdzają,
ale synowa pani Jadzi tak z dnia na dzien postanowiła sie wogóle do niej sprowadzić...
.....zabrać swoje habety,dzieci i władować sie w zycie swojej teściowej...
a jej argument ,śmieszy mnie totalnie : zeby się czuli potrzebni,oni już starzy ....
jak mnie śmieszy ten argument ....kiedyś nawet ta reporterka Smaszcz i jej mąz co prowadzi "Kocham cię Polsko" w wywiadzie mówili,ze zamieszkali z rodziciami,zeby sie rodzice czuli potrzebni....
obok siedzą ci rodzice ,jeszcze na chodzie ,eleganncy ,a ona ta reporterka twierdzi ,ze oni juz starzy i nie mają swojego zycia,takie niemoty co mają już po 60-tce więc nie wiedzą co z życiem zrobić...
a prawda jest taka ,ze zamieszkali u rodziców ,bo chcą ich wykorzystać maksymalnie,mogą wtedy wychodzić na kolację i zostawiać dzieci pod opieką dziadków,zawsze też tesciowa obiad ugotuje,posprząta itp.itd.
zwyczajnie robią za służących ....
synowa pani Jadzi jest jeszcze sprytniejsza ,dosyć,ze bedzie czesto zostawiac dzieci i wyjeżdzać ,obiad będzie miec pod nos ,posprzatane i poprane ,to jeszcze swoje mieszkanie w miescie wynajęła,coby mieć z tego niezłą kasę ,a pani Jadzi raczej do opłat nie dołoży....
no ale za to starsi ludzie będa czuć sie potrzebni....
pani Jadzia i jej mąż mają swoje pasję ,wyjazdy,przyjaciół ,wcale nie czują się niepotrzebni....
bardzo pomagali swoim dzieciom i pomagają.....ale lekko przesadą były słowa synowej ,że chce zeby jej teście czuli się potrzebni...
potrzebni do czego? do służenia?prania? gotowania?itp....

sobota, 21 lipca 2012

pies....

moja  ciotka Ewka ostatnio nie może sobie poradzić z życiem....wszyscy ją zostawili...
nie utrzymuje z nią szczególnych kontaktów ,ale kiedyś powiedziała mi ,że chciałaby miec psa ,ale nie takiego szczeniaka ,rasowego ,tylko przejechanego przez życie jak ona....
nie wiem czy nie powiedziała mi tego dokładnie miesiąc temu....być może....
dzisiaj wracając od znajomych zatrzymalismy sie w lesie...na siku....
las piękny ,taki mroczny ,piesy sobie brykały ....rozprostowywalismy kości....
kawałek od tej lesnej drogi ,ktora spacerowalismy zobaczyłam coś ,co sie poruszało...myslałam,że to sarna ,lis albo zając jakiś....
psy akurat biegały z młodym w innym rejonie...a moja ciekawość była silniejsza....młoda darła się,ze to napewno wściekły lis i wszyscy będziemy musieli brać 200 zasrztyków w brzuch  ....
im byłam bliżej tego czegoś tym bardziej czułam jak mnie szlag trafia,serce się rozrywa ....do drzewa przywiązany był pies!
nie miał sił szczekać ,ledwo co podnosił się na nogach ....ani picia ,ani jedzenia ,krótki sznur i do drzewa....nie był to zwykły burek ale kokierspaniel (huj z pisownią) czarny ,piękne oczyska ....
a jak spojrzał mi tak prosto w oczy to zrobiło mi się wstyd ze jestem człowiekiem,bo przecież człowiek go tam przywiązał....
kurwa mać!
był z tym czlowiekiem około 5 lat (a taki wiek określił go lekarz)i nagle sie znudził ,albo przeszkadzał to go wywiezli do lasu i przywiązali....
stalismy nad nim kilkanaście minut,
nasze psy przysiadły z niemocy widząc ten obrazek ,a on juz sam nie wiedział czy ma się cieszyć,ze go odwiązuje ,ze go głaszcze,że młody przynióśl mu wody ,a młoda płakała zanosząc się nad jego losem...zresztą ja też wyłam...
obraz nędzy i rozpaczy...
co to za ludzie? jak go zawiązali to spokojnie wyjechali z lasu na wczasy? i będa sobie wypoczywać?
 mogli go chociaż nie przywiązywać! miałby większe szanse....
zupełny przypadek ze tam się zatrzymalismy
okryłam go bluzą i wzięłam do samochodu....nie szarpał sie ,nie piszczał ,juz sam nie wiedział co teraz mu zrobimy....
jechalismy w zupełnej ciszy ,młody co jakiś czas przeklinał tych ludzi ,którzy mu to zrobili....
zabralismy go do weterynarza ,dał mu dwa zastrzyki wzmacniające,specjalną paste i różne witaminy,był załamany tak jak my ,spokojny,wycofany,bida....
w sumie weterynarz  zaproponował nam ze wezmie go do schroniska...
z deszczu pod rynne?
i wtedy pomyslałam sobie o ciotce Ewce....
weszłam z tym psiakiem na ręcach....opowiedzialam leżącej pod kocem ciotce jego historię....płakała razem ze mną....odchyliła koc i kazał go sobie położyć....
pogłaskała go po głowie a on tak fajnie polozył ją na jej nodze i tak głęboko westchnął .....
i tak ich zostawiłam...
własnie dostalam esa od ciotki ,że psiak zjadł z nią na spółkę pajdę chleba z pszatetem i oglądają sobie Closa...
bedzie miał u niej dobrze ,dwie istoty ktore porzucono dla własnej wygody

tradycja

wczoraj mieliśmy rocznicę ślubu....
nie wiem którą....jestem osobą która do takich rzeczy nie przykłada uwagi zbytnio...mniej więcej wiem,no wiem....
nigdy nie lubiłam i nie polubię wyprawiania tych urodzin,imienin i innych...stres ,koszt a solenizant urobiony po pachy...
,,,,,ostatni zaczynają mnie wręcz męczyć te wszystkie święta u mamy ,cioci i babci,nudzi mnie już to....chce spaceru ,przestrzeni....
duszę sie w tym całym schemacie...
moje dzieci są bardzo wuluzowane,cenią siebie i to ważne ,
cenią mnie za to ,ze nie jestem jak moja mama-skupiona na tym co ludzie powiedzą,że musi być tak jak u Kozłowskich (wzór mojej mamy) sąsiedzi zza miedzy....
ja chce spędzać wolny czas tak jak lubie a nie tak jak spędzają go Kozłowscy....
rocznicę uczcilismy tak jak lubimy ,poszlismy na długi spacer ,gadając o bzdurach,nie robilismy żadnych podsumowań,po co?
wypiliśmy goracą ,pyszną czekoladę w urokliwej kawiarni nad jeziorem ,w sumie na tarasie chociaz troche wiało,za to widzielismy nasze biegające po plaży piesy  ,które uwielbiamy....
dostałam mały prezent ,seks trwał jak zwykle kilkanaście minut ,ale zapaliłam świeczki i ubrałam seksowną koszulkę koloru żółtego a on się postarał :-)....
żadnych kolacji za 300zł ,pokazówek i proszeń....
nasze święto ....i już.....
jestem wychowana w rodzinie tradycyjniej do bólu ,kiedyś jakoś to znosiłam ,teraz mam tego dosyć....szczególnie ze u Kozlowskich wcale nie jest tak maślano....ale mama udaje ,że tego nie widzi....

piątek, 13 lipca 2012

ruda

musze sobie zapisac tu i w "pisanym ręcznie pamiętniku" -nigdy więcej zmiany koloru włosów....
trzy miesiace mączarni w modnym rudym kolorze.....mowili z ładnie ,młodo ,korzystnie a ja sie zle czulam...tylko Iza powiedziała mi wprost :wyglądasz jak tandeciara ,pół miasta rude i ty tez musiałaś?
kupiłam czarny z odcieniem niebieskiego i znów sie smieje do siebie w lusterku....
.....wolny dzien miałbyć spożytkowany maksymalnie ,niestety odwiedziny koleżanki,której nigdy nie dażyłam zbytnią sympatią rozwiały wszelkie plany....
nienawidzę gości ktorzy wpadają i siedzą ,siedzą i siedzą....
na dodatek gadają tylko o sobie....
zaczęłam w koncu robić porządki ,bo ile można słuchać.....a ona tak za mną łaziła i tylko :ja ,ja ,ja....
na koniec ucichła nagle ,spuściła ten swój rozbiegany wzrok i zadała mi pytanie czy bym jej kasy nie pożyczyła!!
zabrała mi wolny dzien,mogłam zrobić tyle pożytecznych rzeczy, ...o nie!!!
i dośc sporą sumkę chciała i ,że odda za tydzien....jasne pewnie nie zobaczyłabym jej przynajmniej przez rok....
wkurzyla mnie ,ja szanuje swój czas, ona nie uszanowala mnie....
....nienawidzę nieproszonych gości z zamiarem pożyczenia kasy ,bezwzrotnie....nienawidze gości ,w dodatku nudnych którzy nie wiedzą kiedy zakonczyć wizytę....
kurwa no caly wolny dzien mi ukradła ....ruda krowa....

czwartek, 12 lipca 2012

dom

wrócę do wuja Stefana ,nadal bawi za granicą ,pisał,że kupił mi bransoletkę z koralików jakiej jeszcze nigdy nie miałam (zauważył ,że kocham takie bransoletki) i jak dobrze ,że nie jest moim wujkiem ,tylko wujkiem moich znajomych....
będę mogła bezgrzesznie dalej sie w nim zadużać....
moja kochana Pani Ela sprzedaje swój piekny poniemiecki dom,willę ukrytą wśród bujnego drzewostanu ,w pieknej okolicy -prawie centrum....gdybym miała kase odkupiłabym ją od niej....
dlaczego sprzedaje? bo została w tym wielkim domu ,calkiem sama z psem i dwoma kotami....zawsze chciała mieć dużą rodzinę ,duży dom,duży salon i duży stól.....
i miała....
dużo poświęciła zeby wychowac swoje dzieci i wychowała je dobrze ,nie wiem co się porobiło ,ale każde poszło w swoją stronę ( to akurat dobrze) ale to ,że wszyscy weszli w dziwny konflikt (to akurat zle)  .....
jej marzenia o zgranej rodzinie padły w oparach kurzu....
jej dzieci nie rozmawiają ze soba ,a przeciez zawsze powtarzała ,że trzeba miec kilkoro dzieci,bo będa dla siebie wsparciem....
nienawidzą się,chociaż wychowywały sie w kochającym domu....
poszło a głupotę ,potem o kase ,potem wtrąciły się żony ,teściowe i wiele postronnych osób...
miała czterech synów,ma czterech synów ,fajnych przystojnych ,dobrych ,niestety ich żony nie polubiły Pani Eli....nie polubiły siostry swojego męża....też nie wiem dlaczego ....
wszystko poszlo nie tak.....
moja sąsiadka z naprzeciwka czasem żałuje ze ma tylko jedno dziecko ,bo ono takie same,będzie jak ich zabraknie i oni będa tacy sami jak sie wyprowadzi....a wcale tak nie jest ,regularnie ze swoja zona odwiedzają rodziców ,mają znajomych ....
a Pani Ela miala piątke dzieci i żadno w tym roku nawet nie zadzwoniło na święta ,każde myslało ,że wybrała się do ktoregoś z rodzenstwa...albo wogole o niej nie pomyślało.......
.....utrzymanie domu dużo kosztuje....więc sprzedaje....
ma już nawet kupca ,to miłe małżeństwo ,ona w ciąży ....
i w sumie dopłacają ,bo Panie Ela "idzie" na ich mieszkanie ,bardzo miłe dwupokojowe niedaleko jej domu,w kamienicy ,na parterze z małym ogródkiem,przyjemne....
....i tak dzisiaj z Panią Elą kiedy pakowałysmy rzeczy do kartonów ,zaklinalismy ten dom ,aby był dla tego malżenstwa szczęsliwszy ,niech mają jedno dziecko ,może dwoje...niech się nie zadręczają jak poprzestaną na jednym.....
i nie ma reguły ,ze wychowasz dziecko najlepiej jak potrafisz ,a potem nagle cos sie rozsypię....
pani Ela przypłaciła tą historię -chorobą,ale pozbierała się,obcięła modnie włosy ,zmieniła ich kolor,kupiła parę modnych fatałaszków ,zapisała się na jogę i postanowiła już nie płakać nad tym rozlanym mlekiem....
jest tak kochanym człowiekiem ,zupelnie nie wiem dlaczego ją to spotkało....ale może to wina jej dzieci ,oni wybrali taką drogę,nikt nie robi nic by naprawić tą sytuację....
nie chce sie już nad tym zamartwiać,Ela chce żyć....
może i dobrze ze sprzedaje ten dom....siedziała w nim i rozpamiętywała....
chociaż ostatnio zamieszkała u niej wnuczka,córka najstarszego syna...kiedyś przypadkiem spotkały się na cmentarzu nad rodzinnym grobowcem ,pani Ela przyszła aby posprzatać i podlać kwiaty,a Ola -jej wnuczka przechodziła z koleżanką i jak przez mgłę przypomnialo jej się,że kiedyś była tu w tej alejce ,że musi tu być grób jej dziadka...
mama Oli powiedziała jej ,że babcia Ela jest dziwna ,chora i wogóle nie chce ich znać,co było zwyczajnym klamstwem....
długo wtedy rozmawiały nad tym grobowcem....

jest bardzo podobna do pani Eli i bardzo się obie kochają i to ona rzuciła ten pomysł,ze sprzedażą domu....
teraz będzie pomieszkiwac ze swoją babcią w pieknej kamienicy...Ola studiuje tak jak jej babcia -historię sztuki....
na dzieci Pani Ela liczyć nie może,za to ma przyjaciół,czterech takich solidnych z lat szkolnych i własnie tą wnuczkę ,która uwielbia jej towarzystwo ,obie chodzą na tą jogę....
dostałam od Pani Eli w ramach pomocy przy pakowaniu cudny stolik pod nocną lampkę do sypialni....zawsze mi sie ten stolki podobał....ma nawet swoja historię....
kilkanaście uroczych szufladek i cudny czekoladowy kolor....
w domu pani Eli zawsze stal na nim wielki wazon ze świezymi kwiatami...u mnie stoi moja nowa lampka z ikei....
.....rodzenstwo jest przereklamowane ,macierzyństwo też....
zdarzają sie wyjątki....ja z moim bratem wskoczylibyśmy za sobą w ogien ....niestety jego dziewczyna ,weszła w konflikt z moją mamą ,więc i ze mną trzyma się na dystans....ale ja wiem,że gdyby coś się działo moj brat rzuci dla mnie wszystko....no ale też już nie jest tak jak powinno być.....
niestety dzieci pani Eli wogóle się nią nie interesują i jako rodzenstwo też mają się w poważaniu....
ot takie życie pisze scenariusze....
a dom jest piękny....zacny....był....

gniazdo żmij

doświadczam wysysania całej mojej radości zycia przez toksyczną Monikę,tak ta rudowłosa krowa jest toksyczna ....dzisiaj zgasiła mnie i obraziła ostatni raz....
juz sobie nie pozwole...
za wszelką cenę chce być dobrym człowiekiem....
chciałabym być zwycięzcą jak to zalecaja psychologowie....
jestem za słaba na zwycięzce,w sumie jestem szarą myszką ,która nie chce nikogo zranić....

na prawie miesiąc mam spokoj bo poszła na urlop....
nigdy w niczym jej nie zawiniłam....a ona tak mnie nienawidzi...
są ludzie którzy odrazu cię nienawidzą...
gniazdo żmij....
jest mi trochę smutno ,ale pogryzę sie w sobie i przestanie boleć....
.....

piątek, 6 lipca 2012

zyj wolniej

dzisiaj mogłam sobie pozwolić na wolny dzień....
tyle sie słyszy o tym"wolniejszym"tempie, a to w Norwegii, a to w Holandii ,tam to się zyje wolniej....
zawsze sie zastanawiam jak wolniej? dlaczego wolniej?
dlaczego u nas tak szybko?
chociaż zazdroszcze włochom pory sjesty to idealny wynalazek
....w niemieckich miastach też da się to odczuć ,
te popołudniowe letnie lenistwo,szczególnie w małych miasteczkach....czasem ani żywej duszy...za to kawiarnie leniwie parzą kawę dla ludzi siedziących przy małych stolikach w chlodnym cieniu pod parasolem.....
....niestety poranek musialam zacząć normalnym trybem....
czyli zus i inne urzędy.....jechałam do nich na swoim holenderskim rowerze z cudnym wiklinowym koszykiem ,cała "nabuzowana"......z radością mijając korki gigant ,korki o 9 rano! rozkopali całe miasto!!
i tu mile zaskoczenie ,bo w zusie pani była miła ,w innych urzędach też ,
ba jedna to mnie nawet odprowadziła do drzwi...
oczywiscie jest jedno ale, nie zalatwili od ręki mam przyjechać w środę....no ale dobra nie czepiam się....
od 11 zaczęłam te wolniejsze życie....
chociaz jeszcze musiałam biec do krawcowej po odbiór spodni ,po drodze wystałam się w sloncu w dlugiej kolejce po tanie pomidory...fakt pyszne....
w lumpeksie wygrzebałam cudną zasłonkę,więc trzeba było umyc okno,obiad gotowałam oglądając cudny film na "ale kino".....zryszałam się jak pies....cudny....
mlody sie czepił mnie ,ze ja sie czepiam ze siedzi w domu....
mlodzież siedzi teraz w domach ....ja  w jego wieku rano wychodziłam,wieczorem wracałam ,matka nie miała bladego pojęcia co sie ze mną działo.....a on mógłby siedzieć w swoim azylu cale dnie....
na naszym placu zabaw wszystko zarosło ,nie ma wogóle dzieci....
kolezanka mowi ze w  mieście to "przeczekuje " upał, rolety pospuszczane i czeka ,chce mieć dom na wsi....
a na wsi tez się przeczekuje upał ,no może gdzieś pod dębem w ogrodzie ,ale też upał daje w kość...
chociaż w obórce jest całkiem całkiem ,tylko,ze pewnieby koleżance śmierdziało
 ...albo zapierdziela się w szczerym polu bo żniwa....przypuszczam ,ze marudziłaby po dwoch dniach ,że na wsi to nuda....
......umyłam okno zalożyłam tą zasłonkę....cudo ,dobrze zobaczyłam swoją wyobraznią,ze będzie pasować....
podałam dzieciom obiad pod sam dziób ,bezstresowo zerkając ,że młody bierze z szafki juz szóstą szklankę
bo przecież mam zmywarkę....niech bierze i ósmą.....
jeszcze poodkurzać ,powiesić pranie ,podlać kwiaty na spalonym słoncem balkonie....
no i w trakcie pisania wrócił mój mąż....że też musiał mnie zastać przy kompie ...fak!
obok stoi drabina i miska z woda a ja siedze i pisze.....
będzie zaraz gadał...
a w dupie to mam....
ogarnę ,może pogadam z młodym....ale wogóle nie odczuwam ze dzisiaj zyłam wolniej....
jest wogole cos takiego????

rzeczywistość

miałam się wyspać.... nic z tego
obudziła mnie burza i alarmy
na fejsie co druga osoba pisze ze jest burza ,jakby nie napisali to bym się nie kapła.....
polałam sobie wina ,gorzki ma smak ,ale cóż ,jak się pospiesznie wybiera w dodatku w sklepie dla ubogich czyli w biedronce....
ostatnio mało piszę ....ale tu...
bo ogólnie pisze dużo i dużo się przemieszczam ,bo podróżowaniem tego nazwać nie mogę....czyli jestem piśmienna....bo moja kuzynka twierdzi ,ze ona ręcznie już nie umie pisać....taki komputerowy syndrom....

teściowa mojej kolezanki ma Alzhaimera ,dzisiaj wpadłam do niej po trasie na dawno zapraszaną kawę....
i przeraziłam się....
teściowa -kiedyś bardzo energiczna kobieta ,była przecież dyrektorem centrum edukacji i aktywizacji ,siedziała w rogu pokoju na walizce!  spakowała ją rok temu i tak już rok jedzie do swojego domu....w którym przecież jest....
podziwiam koleżankę ,bo teściowa czesto była dla niej nie fair ....czasem była zwykłą świnią....a teraz ona troskliwie sie nią zajmuje...i mąz to docenia...mężulek....dobre i to....
jesli na to się ona godzi to ok....
z tym siedzeniem na walizce to nic w sumie szczególnego ,
ale kiedy wyszłysmy na chwilę zeby zanieśc sobie kawe ,cukier i ciasto na stolik w ogródku i ostanim kursem zabrać teściową ,wracając zastałysmy ją przy kuchence gazowej gdzie własnie podpalała ręcznik papierowy ,całą rolkę ,opaliła sobie też pół grzywki i brwi....
gdyby nikogo nie był,chata poszłaby w pizdu....
potem jak juz ochłonęłysmy,podciełysmy jej opaloną grzywkę i wykruszyłsymy brwi ,siedziała z nami w ogrodzie pijąc kawę ,spogladając niewinnie w niebo...
nie pamięta żadnych imion ,nie pamieta ile ma dzieci ,nic już nie pamięta...
straszne....ale jak jej podcinałyśmy grzywkę- powiedziała ,ze jestesmy zakutymi łbami(przygadał kociol garnkowi)..... rozbawiło nas to ,bo ton jakim to powiedziała,był rozbawiający....
....
byłam na malej anty pikiecie przeciwko kłamliwej TVtrwam gdzie ponoć jest wolność słowa hahahhaah ....
.ale jakoś nikt z odmiennym do dyskusji zdaniem nigdy jeszcze nie dodzwonił się do tego ich radyjka....ja próbowalam kiedyś wziąśc udział w dyskusji ,ale kazali mi na wstępie powiedzieć :-niech bedzie blogosławiona maryja zawsze dziewica
....a ja im ze ona zawsze dziewica nie była ,gdyż przecież oprócz Jezusa urodziła jeszcze czwórkę fajnych dzieci i dobrze je wychowała,więc po co wyjeżdzac z tą dziewicą ,przeciez to smieszne.....
mielismy pikietę ,sobie dyskutowalismy i nagle wpadły stare babki z parasolkami ....typowe babki co to miłują blizniego ....
obiły nas tymi parasolkami niezle i zanim przyjechała policja dorobiłam się niezłego lima ,dostałam laską od parasolki...
także strzeczcie się wyznawców Rydzyka bo mogą zabić w imię ich dziwnie pojmowanje wolności ich slowa....
mam zamiar dostać za to pobicie odszkodowanie od tych babek....mamy wszystko nagrane i obcykane....no ale limo pobędzie na mojej twarzy jeszcze przez kilka dni....
oczywiscie w Radiu marjolka powiedzą ,ze to my ich zaatakowalismy....
.....
wakacje trwają ,minął tydzien ,dzieciaki nie mają pomysłu na wyjazd ....ja mam pomysł ,ale nie zdradzam ,bo pewnie będą marudzić....
napisze kilka słow o mojej cudnej Zosi czyli mojej zmywarce ,co juz tydzien zmywa dzielnie w mojej kuchni....jak ja wogóle bez niej żyłam....?
jutro mam kupę spraw i jestem zaproszona do instytutu zapachu na tworzenie perfum....będe tam juz trzeci raz i za kazdym razem wychodze zachwycona i pachnąca ,to potrzebne w tej szarej zakurzonej codzienności.....
.......
niestety malzenstwo moich znajomych wisi na włosku i naprawde nie mam pojęcia po której stronie stanąć ,i ją i jego polubiłam ,ale najbardziej lubie Pana Stefana ,który bawi teraz w Toskanii....i pomyśleć,ze chciał mnie tam zabrać!!!
siedziałabym teraz sobie w pięknej zielonej winnicy gdzieś na wzgórzu ,cisza ,spokój i duży wybór win i Pan Stefan -facet nietuzinkowy...
a tak pije gorzkie wino ,za oknem juz po burzy i pora iść spać....
bo jutro znów dopadnie mnie rzeczywistość....

niedziela, 1 lipca 2012

moja

nie lubie wyprawiać urodzin i imienin,nie lubie czegoś wyprawiać,lubie spontaniczne spotkania bez tego zadęcia....bez tych przygotowań,nerwacji ,perfekcyjnego nakrycia stołu ....brrr
z czego tu się cieszyć,ze człowiek coraz starszy?
urodziny to moja sprawa....

wywąchałam dzisiaj nowy zapach w perfumerii obok ,gdzie obslugują dwie nadąsane panie....niestety nie stać mnie  na nie ,cena jest skandaliczna ,ale kupie podróbkę u ukochanej pani Eli ....na mililitry rzecz jasna....

świnia

jestem lekko zniesmaczona .....może nawet bardzo ....
zresztą nie wiem co o tym myśleć....
standardowa sytuacja ,on jeden.... one dwie....
z jedną jest w nieformalnym związku już od prawie dwóch lat ,a ta druga go "kręci".....
i tak go zakręciła ,ze wymienili sie meilem swoimi fotkami ,jak można się domyśleć nie byly to fotki z legitymacji szkolnej w białym kołnierzyku.....
ale odważne ,wręcz bardzo odważne....
niestety on zapisał sobie te fotki tak nieudolnie ,że jego dziewczyna ,wieczorem ,kiedy on był własnie w pracy ,odkryła te fotki....
on byl wlasnie w pracy na zmianie z tą z tej fotki....
długo nie myśląc,wydrukowała zdjęcia ,wpadła do nas do pracy i zawiesiła je na tablicy....po czym wyszła ,trzaskając drzwiami....
sytuacja zastala mnie bardzo blisko tych zdjęć ,bo akurat z Zuśką tam stałyśmy......
Zuśka parskła kawą ,na szczęscie na ściane nie na kompa....mnie wogóle zacięło....w jednej chwili zgromadził się niezły tłumek  przy tych fotkach ,zanim on ten od wymiany fotek zerwał je....
oboje wytrwali jakoś do konca zmiany,my zresztą też....staralismy się udawać ,że nic się nie stało....ale sytuacja była gęsta, jak za dużo ryzu w pomidorowej.....
nie wiem kto w tej sytuacji jest świnią....
......on nadal pracuje.....ta z fotki wzięła urlop....a ta zdradzona chodzi dumnie ,bo przecież ujawniła przed całym światem niecne zamiary....
nie wiem kto jest świnią bardziej....
to juz druga sytuacja w naszej firmie normalnie plaga .....
.....


pada deszcze....może w koncu będzie czym oddychać...

stryj Stefan

nie wiem co tam się wydażyło w Egipcie,ale coś Egipt dziewczynom nie wyszedł,wróciły i ani słowa o tym piekielnie gorącym miejscu....
cóż nie wnikam.....obserwuje....napewno  w koncu któras puści farbę....
za to poznałam stryja Stefana moich znajomych....
moi nowi znajomi mieli wpaśc do mnie na strefę kibica....piekny to czas Euro ,rzucasz haslo :strefa kibica u mnie i jest pretekst ,żeby sie spotkać ....nawet w środku tygodnia....
nowi znajomi poinformowali mnie ,ze nie mogą zostawić stryja Stefana ,że on nie ma z kim teraz posiedzieć ,bo miesąc temu umarła mu żona i ze mają w rodzinie ustalone ,ze do niego wpadają na zmianę i teraz ich kolej......
więc wzięłam od nich numer ichniego Stefana i go zaprosiłam ,innego wyjścia nie miałam,bo przecież przygotowałam sie maksymalnie -zrobiłam sześć rodzajów salatek ,napieklam mięcha ,kupiła trunków i zależało mi zebym nowi znajomi przyszli....
.....stryj Stefan okazał się najpunktualniejszy z całego towarzystwa,przyniósł ze soba ,wino własnej roboty i pasztet ze śliwkami -wyśmienity .....też sam robił....
stryj Stefan mnie zauroczył ,moja pierwsza myśl kiedy go zobaczyłam: musiał być cholernie przystojny jak był mlody,
zresztą teraz też jest.....
elokwentny ,kulturalny pan ,nigdy nie podejrzewałambym,że moi nowi znajomi mają tak "na poziomie" stryja....
wieczór z jego udziałem był boski,opowiadał nam pięknie o jego wielkiej miłości i nie była to miłośc do jego niedawno umarłej żony....
....zauroczył mnie.....
dziś byłam u niego na kawie w jego ogrodzie ze stuletnim dębem....mieszka prawie w centrum ,a wchodząc za bramy jego posiadłości ,ma się wrażenie ,że jest się w lesie,w gaju czy innym parku....
ugotował bigos, jak ja dawno tego nie jadłam....facet specjalizuje sie w tradycyjnej kuchni ,wszystko ma tradycyjne....
takich ludzi powinno być więcej w tym zabieganym durnym świecie....