czwartek, 21 lutego 2013

wieczna zima

mam wrażenie ,że nie wychodzę z pracy.....
że skrobanie szyb w aucie już nigdy się nie skończy....
że nigdy nie założe juz japonek.....
i już wiecznie będzie zimno....
......

niedziela, 17 lutego 2013

odhamianie

w ramach odhamiania poszłysmy z Olka do kina.....

na "Niemożliwe".....uwyłyśmy się jak bobry...zresztą całe kino wyło...

Olka pod nosem mamrotała:ze nic to zycie nie jest warte i na huj te pieniądze ,jak się rodzinę traci....

odezwała się bogaczka w dodatku bogini ogniska domowego......



 i nikt Olce nie zarzuci ,że jest nieoczytana...bo tak jej powiedziała teściowa....ta sama co w zyciu przeczytała pare ogłoszeń z tablicy obok remizy i kilka arytykułów w "Gościu niedzielnym" z których i tak nic nie zrozumiała ......

zapomniałam ,że mam ściszoną komórkę.....własnie zerkłam ,że kanapowy ksiąnże dzwonil pięc razy!!! no to mam pozamiatane....




sobota, 16 lutego 2013

wisi

taki pan Bogdan....taki przyjaciel sąsiadów z czwartego....gdzie wiecznie trwa karnawał ,a sponsorem jest opieka społeczna....taki człowiek ,który zawsze grzecznie powie dzien dobry ,sluży pomocą i jest zwyczajnie miły......

i ten pan Bogdan tam czesto gościł i biesiadował,na tym czwartym......ze swoją narzeczoną....
znaczy biesiadował kiedy był  w kraju ,bo robił daleko w Norwegii....kasę miał,wyglądu nie i narzeczoną koszmar.....normalnie wstajesz w nocy i zawał....
no ale chyba sie kochali.....chociaż jakiś czas ich nie widziałam.....


i coś go kiedyś naszło.....tydzien po powrocie do kraju....i wziął się i powiesił......

w szoku bylismy ,bo wydawał sie rozsądnym człowiekiem,chociaż nierozsądnie przepuszczał swoją cięzko zarobioną kasę na biesiadowanie "na czwartym"......

po godzinie od krążącej po bloku wiadomości ....dowiedziałam się,że jego "piękna" narzeczona doprawiła mu rogi.....

......i za taką maszkarę oddał życie....nosz kur....
...
wieczorem widziałam ją w markecie  z tym nowym....troche brzydszy od Bogdana...ale ten sam typ -koszmarkowy....i ona ,wysuszona od papierochów ,śmierdząca papierochami,taki wielki chudy ,niekształtny ,bezcyckowy papieroch.....

i ona widziala te moje spojrzenie....i tak zerkała na mnie ,między regałami.....

i mnie dopadła jak ładowałam zakupy do bagażnika....

i zaczeła mi gorzkie żale....aż kazałam je usiąść do środka....tłumaczyła się jak na policji....

mówila mi ,że bardzo Bogdana prosiła,żeby juz nie wyjeżdżał....że ona ma dosyc takiego życia....że chce go mieć na codzień....tyle razy prosiła....

zrobiło mi sie jej żal....kobiety-papierochy tez potrzebują ciepła....
zycie w rozłące nie każdemu odpowiada....
mówiła mi o warunkach jakie mu postawiła,a on się tylko śmiał....
chciał zarobić,żeby mieli....



kasa była ,duzo kasy....ale ona chciała ,żeby był na miejscu.....chciała go mieć tu....

i spotkała tego figo-faga co teraz stał przed marketem ,trzymając reklamówkę z sześcioma piwami  i jarał nerwowo papierosa ,zerkając w naszą stronę....i on zawsze jest....na miejscu...

to dziwnie teraz tak żyć ,wiedząc ,ze ktoś się przez ciebie powiesił....bo ona ma taką świadomość......

....nie widziała moich myśli....chociaż się domyślała.... przepraszała mnie ,że tak sie stało....pewnie przeprasza wszystkich którzy Bogdana znali....

mysle ,ze można było inaczej to wszystko rozwiązać...
mogła go własnie postraszyć tym,że jak będzie wyjeżdżał to ona sobie kogoś znajdzie....

on nie rozumiał ,że jest samotna ....ja ją rozumiem....każda kobieta potrzebuje adoracji faceta....
nawet taki niezadbany,okopcony papierochami babsztyl jak ona potrzebuje motyli w brzuchu i zwykłego przytulenia....nawet sprzeczek.....

ten jej Di Caprio to niby przypadkiem poznany ,na jakiejś domówce....juz jakiś czas się koło niej kręcił.....biedny jak mysz kościelna i leniwy jak pers.....pewnie bieda i brak kasy na fajki ,zrujnuje ich związek....ale na razie miłość w rozkwicie....

a Bogdan gryzie już trawę z drugiej strony.....i czy było warto....
czy to wszystko mialo sens....

na dokładkę tej tragedii ,on do niej zadzwonił ,że będzie sie wieszał....

była akurat w pracy....tyrała w pobliskiej mleczarnii.....zanim uprosiła szefa ,żeby ją wypuścil,zanim  znalazła ciecia ,zeby otworzył jej bramę wejściową,zanim ubłagała go,zeby wezwał taxi ,bo jej komórka padła....

jak dojechała on już wisiał.....

szkoda mi kobiety.....wszystkie potrzebujemy faceta....
taka nasza natura....


pers....

......minęły dwa miesiące od śmierci naszego psa....nadal za nim płaczemy i prawie codziennie przeglądamy wielki album tylko z jego zdjęciami...
on uwielbiał byc fotografowany....

już takiego psa mieć nie będę.....

w nocy słysze jego kroki w domu...autentycznie...
umierał mi na ręcach i nigdy tego jego umierania nie zapomnę.....

ponoć psy nie mają duszy...guwno prawda....mają....nawet lepszą niż te ludzkie....

czuje jego obecność i bardzo za nim tęsknimy....moja nieczuła zwierzęco babcia twierdzi,że zgupiałam.....

od jakiego czasu słyszę od młodego ,że chce kota....

i wlazło mi to w glowe....

chociaż raz wyskoczło nagle..... będąc u koleżanki,która ma dwa koty ,podała mi pyszne ciasto ,w ktorym znalazłam kłaczek kota....i długo kombinowałam jak go wyciągnąć,żeby nikogo nie urazić.....drugi wisiał na podstawce filiżanki.....i to zniechęciło mnie totalnie...

a dziś na pchlim targu z przepastnego kartona wyciągłam ogromnego sztucznego persa....oglądałam go z piętnaście minut taki był piękny....wokól mnie zgromadziła się grupka chętnych do zakupu tego siwego cudaka...ale on był juz tylko mój....

młody kiedy otworzył rano ślipia ujrzał wielkiego persa na fotelu....i zaczął drzeć twarz ,że on sie jednak boi kotów,żeby go oddała,zabrała ,mamooo nooooo.....

w zyciu nie widziałam tak pieknego i autentycznego pluszaka....ciekawe kto jeszcze się na to nabierze....

takie tam...

....zaliczyłam impreze rodzinną na której raczej warto być.....lepiej nie zadzierać.....

dla własnego świętego spokoju....

a dla mnie najważniejsze w życiu to właśnie: mieć święty spokój......

impreza rodzinna była nad podziw miła,mimo ,że poruszaliśmy tematy kościelne i polityczne....jakoś wszyscy byli wyluzowani....może za sprawą tych meteorytów,co zbombardowały Rosjan...
bo przecież na cholerę się tu szaprać ....jak i tak wyginiemy jak dinozaury.....i ani Rydzyk nam nie pomoże....

żmyje w pracy nadal syczą....kobiety są wredne....chociaż zaczynam się zaprzyjazniać z taką nową....obym potem znów nie pluła sobie w brodę....


matka podniosła mi ciśnienie....nie powiem jej już nic.....

powiedzieć matce coś w sekrecie,szczególnie mojej .....dobry żart.....

za to zrobiła dobrą sałatkę....ale i tak jej nie wybacze......

resztę sobotniego wieczoru spędze w odzyskanej sypialni : mój pilot,moje ulubione programy,czytanie do pózna i unoszące się ciepłe i rozkoszne opary "euforii", którą sobie kupiłam na walentynki......

i dzieci w domu....
wolę je mieć na miejscu,bezpieczne.....to co się wyrabia na ulicach w centrum obok dyskotek w sobotnie wieczory przyprawia mnie o dreszcze.....w Łodzi chłopak zwyczajnie siedzial sobie z dziewczyną....jakies zbiry....zabiły go z zimną krwią,bo zle na nich spojrzał......
 każda matka umiera ze strachu kiedy jej dziecko nie wraca o ustalonej porze do domu....te czasy są popieprzone!

chciałabym już wiosny....otworzyć okno po przebudzeniu i poczuć ten fajny zapach powietrza....i nie zakładać kilku warstw ,żeby nie zmarznąć......

chciałabym pojechać rowerem ,po bułki na śniadanie....

poniedziałek, 11 lutego 2013

ciag dalszy....

z racji tego ,że na naszej urokliwej uliczce otworzyli nową knajpko-kawiarnio-cos tam....drugą w tym miesiącu....

normalnie mamy wysyp aptek i knajpek na naszej ulicy.....

postanowiłysmy z Olka wybrac sie do tej nowej knajpki,szczególnie ,że kawa parzona ze świezych ziaren w pierwszych pięciu dniach otwarcia jest gratis ,czyli za 4zł.....

wybrało się z nami też moję dziecię ,aby coś zjeśc ....jakieś owoce morza i lasu,ale po drodze dostało fascynujący telefon od kumpla i poklepawszy nas po plecach ,skręciło w przeciwnym kierunku......


no i wchodzimy do tej kawiarnio-knajpki.....urokliwej że hej....naprawdę wypas hiszpania....nie ma sie do czego przyczepić...
znaczy jest...

bo w rogu tej knajpki siedzi domowy Olki,jakoś romantycznie wpatrzony w kufel piwa i zegarek....
mnie wryło ,więc Olkę tym bardziej....

to my do południa tyrałyśmy w firmie naszego okupanta ,potem drugie pół dnia Olka gotowała jakieś wygibasy z sosami żeby dogodzić delikatnemu podniebieniu swojej drugiej połówki
....a on wybrał sie do knajpki.....

ja to od razu miałam skojarzenie...

nie podzieliłam się tym z Olką i tak była dostatecznie wkurwiona.....

oczywiście nie powiedziałysmy mu ,że wpadłysmy tu gościnnie ,tylko,że ujrzeliśmy jego łysą glacę w oknie tej pieknej kawiarenko-knajpki......

mówil,że mają przyjśc koledzy z pracy....
jakoś nie przyszli.....

poniedziałek bomba....postawił nam dwie lampki ,pysznego wina....kawa też była pyszna....Olka kawy nie tknęła.....
ale tknęła ją dziwna myśl....że jej łysy domowy, ma kogoś.....

nie wiem jaki był ciąg dalszy.....

niedziela, 10 lutego 2013

wez

.....trochę się pomiejjjszało....ale mam to gdzieś...

jestem kobietą wyzwoloną....niestety wewnętrznie...bo wiadomo mam męża....
każda kobieta która ma męża wie ,że nie jest w pełni wolna...i nie chodzi tu o szwędanie się po nocach....ale o zwykłą wolność dysponowania swoim czasem  i nie tłumaczenia się z niczego....

wczorajsze ostatki uczciłyśmy z Olką w podgrzewanym ogródku na Starówce razem z naszymi psami...bo oficjalnie wyszłyśmy z psami....mój domowy miał kaszel,jej jakiegoś pierdolca...więc sobie odpuściłyśmy....o obiecali nam bal,jakies kręgle i inne dancingi....

uśmiałyśmy się po pachy ,walnęłyśmy po dwa hajnekery i wróciłyśmy do bazy....

jej już spał....mój leżał przygotowany do "obsługi" oblany dokładnie perfumem.....
przerzucał leniwie kanały i nawet próbował coś tam zagadać...
moja mowa była krótka-odwróciłam się dupą i smacznie zasnęłam,licząc na sen ,w którym będę uprawiać długi namiętny seks...nie tam jakieś pięć minut...
Olka mówi ,że jej pobił ostatnio rekord....seks trwał minutę....ponoć Olka tak na niego działa....
 
 

wtorek, 5 lutego 2013

no ale

jesli twój domowy zacznie pracować na obczyznie....i wyjedzie na np.dwa tygodnie....moze na pocztąku będziesz tęsknić ,będzie dziwnie...


po pierwszym jego zjezdzie będziesz sie cieszyć ze znów w domu....

ale po paru dniach jego obecnośc będzie cię denerwować...

jak znów wyjedzie ,zaznasz tzw. beztroskiego domowego :nic nie muszę,nikt mnie nie skrytykuje.....

Bacha stwierdziła ze ma dosyć takiego zycia on tu ja tam....
zaczął pracować w Polsce...
codziennie w domu....


Bacha odzwyczaiła się gotowac obiadków na czas....coś tam szybkiego zrobiła dla dzieci ,sama coś tez podjadła....dzieciaki uwielbiają spagheti więc było często....ale teraz domowy jest ,a on nie znosi spaghetii ,za to uwielbia zupę na pierwsze ,a na drugie pól talerza ziemniaków ,drugą częśc talerza musi zajmować schabowy no i buraczki...

Bacha stoi nad garami ,nie ma czasu na nic ......no ale ma męża w domu...
ma
zalega jej na kanapie...
dzieci mają być cicho, bo on urobiony,
zadaje im mase pytan ,sprawdza ,zerka ,kontroluje....ona ma chodzić tez na paluszkach,żadnego czytania ksiązek po nocach,siedzenia przed kompem jak dzieci zasną,szybkich wypadów na solarium lub do kosmetyczki........

ich przyzwyczajenia i rytm dnia nagle legł w gruzach....nie wspomne o marnej kasie....

no ale ma męża w domu.....


znam to przechodziłam....

sa faceci których kocha się lepiej i bardziej gdy są "raz kiedy" z perspektywą rychłego wyjazdu.....

sa faceci za którymi się tęskni ,a dom wypełniają ciepłem ,dobrem i fajnie sie z nimi żyje na codzien....ale napewno nie są to nasi domowi....

własnie Bacha napisała mi ,że domowy rzuca robotę w kraju ,bo ma propozycje za granicą.....
z udawanym smutkiem zerknęła na jego walizkę zalegającą na szafie i najchętniej by ją już spakowała  z entuzjastyczną pomocą dzieci....

a jednak

a w sumie mam po kokardy tego zintegrowania blokowego....

pani Hania wyklepała mojej matce tego czego nie powinna...jestem dorosła ,to moje życie ,ale te matczyne przewracanie gałkami doprowadza mnie do szału....

w dupie zamykam się na trzy spusty na drzwiach zawiesze NN  i niech dzwonią...

a mówiła babcia ,zeby az tak się nie spoufalała....

babcia to jednak ma łeb.......

sobota, 2 lutego 2013

tatu

nasz blok jest dość specyficzny pod względem zgrania...w tym szalonym zaganianym świecie jesteśmy  ewenementem .....kto teraz umawia sie przy skrzynce pocztowej ,że dzisiaj partyjka u pana na szóstym....albo że babcia z czwartego zaniemogła i zrzucamy się na zakupy i robimy dyżur kto te zakupy ma robić....
albo wspólny sylwester w suszarni ,tych którzy nigdzie nie idą....albo jak pan Wiesiu robi te dzbanki w piwnicy to wszyscy tam chętnie zaglądamy,gadamy,palimy ,jakieś piwko....

no lubie ten nasz blok....
ale czasami nie mam ochoty na odwiedziny ....chociaż są takie jak lubie: szybkie ,na temat ....na szczęście żaden z moich sąsiadów nie ma tendencji do "zasiedzenia" .....

i jak po trzech szybkich dzwonkach nie otwieram....to zaraz ten kto odchodzi z kwitkiem od drzwi ,dostaje info ,od akurat przechodzącego sąsiada ,że u mnie się pali i jak nie otworzyła ,to może zemdlała i upadając walnęła się o kant kuchenki gazowej....i dwaj na alarm....
więc lepiej otworzyć ....





po szybkiej herbacie u Zuzi ,zajszłam do matki Majki ....gdzie chwilowo stan wojenny z powodu tatuażu.....
wojna była tak głośna ,że lokatorzy do teraz przechodzą na palcach obok drzwi....

pokazała mi ten tatuaż ...

sam motyw piękny....dobrze zrobiony....ale tak zeszpecić sobie piękne kobiece plecy to ,aż żal.....

nic oprócz :kurwa Majka .....nie przeszło mi przez usta.....
chociaż wiem,że ona liczyła na jakieś wsparcie.....

namówił ją jej durny chłopak....a ona z tego zakochania  się zgodziła....

durny jest tak durny ,że pewnie długo ze sobą nie pobędą....a tatuaż zostanie na całe życie...
bo żeby wybarwić tak duży motyw z całych pleców ,to trzeba mieć zdrowie....

szkoda mi jej ....ale mogła pomyśleć....albo mogła sobie coś małego chociaż wytatuować....

tatuaż kojarzą mi się z patologią....a Majka to taka porządna dziewczyna....

nie wiem kiedy stan wojenny w tym domu minie,ale wolałam szybko się stamtąd ulotnić....

jest pięknie

i już po remoncie....było ciężko,nawet bardzo ciężko....wydawało mi się że za chwilę zwarjuje ,albo juz zwarjowałam....żeby tak zdemolować chatę...i te przedzieranie się przez te wszystkie przeszkody ,gniewne spojrzenie młodego ,bo popsułam mu pierwszy tydzien ferii dzwięcznym śpiewem wiertarki....
ale pomysł był  i jest suuuper...było warto....mimo wszystko....młoda ma pokój vintage i jestem pełna podziwu jej konsekwencji ,wszystko zaprojektowała,zaplanowała ,kupiła.....we mnie się jednak nie wdała....ja to raczej działam szaleńczo ....potem zmieniam.....
dokładnie przed półgodziną dokonałam ostatniego przecierania podłogi ,siedzę w wymuskanej kuchni  i najpierw ,albo jak mówi moja babcia "nasamprzód":

jest pięknie

kawussssiaaaa 

oby dzisiaj już nikt niespodziewany nie wpadł ,bo po tym remontowym bombardowaniu chce ciszy....

i pomyśleć ,ze żona mojego wujka czyli ciotka o 25 lat nic nie zmieniła w swoim mieszkaniu ....raz na trzy lata ,jak to ona mówi : opierdoliłam ściany wapnem i basta...
nigdy nie przestawiła mebli ,nie dokupiła jakiejś pierdółki .....ale co tam pierdółki .....żeby ona chociaż od tych 25 lat zwyczajnie posprzątała w swoim mieszkaniu....jak można pić kawę w takim syfie?

i pomyśleć ,że wpadła z wizytą w trakcie remontu i coś kręciła nosem...że ściana za ciemna i te półki....
już jej miałam powiedzieć...ale ugryzłam się w język....
bo mimo ,że ciotka ma syf w domu.....jest fajnym człowiekiem i lubie ją zwyczajnie....chociaż nic u niej nie zjem...a kawę cedzę przez zęby.....ale za to uśmieje się z nią po pachy z róznych naszych wspólnych spraw.....

nie ma więc co oceniać człowieka po tym czym się otacza....

chociaz ja ze swojego otoczenia zadowolona jestem niezmiernie....nawet mlody powiedział :sory matka ,Piotrkowi bardzo się u nas w mieszkaniu podoba...

Piotrek to wyrocznia młodego i jak on coś powie to coś znaczy.....


.....moja sunia ma obiecany długi spacer,chociaż za oknem pizdzi jak w kieleckim....ale co tam jak po takim hard spacerze ,wrócę do przecudnego gniazdka mmmmm......

wyleciałam też z blokowych tematów.....ponoć córka Majki bez pozwolenia wytatuowała sobie zajebisty łapacz snów na caluśkich plecach...zrobiła to w czwartek i od czwartku w tym mieszkaniu na drugim piętrze rozgrywa się horro z trzaskaniem drzwi....

młoda mówi ,że tatuaż jest piekny,że Majka gorączkuje ,a stary mówi mniej niż zwykle...no to faktycznie ....jej stary przeważnie ograniczał się do jednego wyrazu :No

pani Kazia pali znowu ciasto....ona nie piecze ,ona je pali ,bo czuć po całej klatce...
o dziwo ,jadłam kilka razy i jest pyszne...
więc dlaczego tak daje spalenizną nikt nie wie...
znaczy pan Jurek z pierwszego mówi,że ona je faktycznie pali ,a potem leci do pobliskiej cukierni kupuje gotowca i nas tym częstuje....

każdy orze jak może.....

a ja mam czysto ....