wtorek, 30 kwietnia 2013

Polaku wiecznie niezadowolony marudo

„Człowieku, no przecież,


jak sam nie chcesz to się nie ciesz,

ale niech Cię tak nie peszą

ci co się do Ciebie cieszą,

chudzi, grubi, starzy młodzi,

daj się lubić, co ci szkodzi!”

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

cd,n

Iw dzisiaj znowu coś wymodziła w psychiatryku....

lekarz powiedział wprost ,że ona zwarjowała z nudów i dobrobytu....miała wszystko pod nos....

a ze to piękną i drobną kobietką to wszyscy chcieli jej pomagać...

teściowa zajmuje się non stop dziećmi ...twierdzi ,że Iw namęczyła się przy porodzie i musi odpocząc....jedno ma pięc lat drugie cztery więc troche od tego porodu minęło....

teściowa twierdzi ze miała trudny poród ,

a kto nie miał? siostra Iw pracowała juz miesiąc po porodzie...dorywczo ,ale pracowała,nie miała gosposi ,nie miała teściowej ,mąz tyra po 12h....

zresztą teraz kobiety się z soba nie pieszczą....zresztą kiedy się pieściły....kobiety zawsze mają pod "górkę".....

teściowa Iw ma syndrom złej matki....kiedy urodziła Piotrka była w trakcie robienia kariery....nie poświęcała mu zbyt wiele czasu ,wychował go ojciec....bardzo dobrze się nim zajmował....

ona zresztą też nie była taka zła....ale chce odrobić teraz to na swoich wnukach....

Iw ma czas na wszystko.....więc zwarjowała....


podejrzewam ,że była pod presją....chciala,ale wiecznie ją wyręczano....chciala czasami paśc na ryj ze zmęczenia....

a teściowa wykupywała jej wizyty u masażystki.....

w każdym bądz razie.....Iw nie chce naszych odwiedziń ,wydarła się dzisiaj ,żebyśmy wszyscy wypierdalali....

i nawet mi się to spodobało....prawdziwa Iw....

juz drugi raz widziałam Piotra z jakąś fajną babką......
pierwszym razem nie skojarzyłam.... drugim mnie olśniło....

jesli on ma kochankę....

to Iw zwarjowała nie tylko z nudów...zwarjowała przez nadgorliwą teściową i męża ,który prowadza się z sekretarką ......



niedziela, 21 kwietnia 2013

stypa....

stypa to taka impreza na którą czekasz całe życie....

umarł nasz przyjaciel z dawnej paczki....był to człowiek anioł.....poważnie.....

śmiechem zabijał wszystko.....wiele razy wyciągał mnie z tarpatów ....

tam w tej trumnie wyglądał jakby się wygłupiał....on często udawał umarłego....
teraz też wydawało mi się ,że udaje....


każdy z nas miał takie odczucie....
na twarzy miał taki szelmowski uśmieszek ...

umarł nagle ,ale kiedyś dla żartu spisał jakby chciał ,żeby wyglądał jego pogrzeb....

ten list leżał w szufladzie w biurku....

jego przyjaciółka postanowiła ,że tak się stanie....

dużo rzeczy nie zeralizowano z tego listu  ,

ale puszczono muzykę jaką by chciał ,żeby leciała na jego pogrzebie była to składanka kolęd śpiewanych przez Sinatrę....bo on uwielbiał święta Bożego Narodzenia.....całe te przygotowania....uwielbiał....

miał wielki dom na wsi z ogromnymi hektarami lasów i zapraszał nas tam na święta ,wielki zastawiony  jadłem stół  ,mocne wino ,kuligi ,muzyka ,śmiech....on uwielbiał te święta.....
uwielbiałam święta tam u niego....takie oderwane od tego zwarjowanego świata....



zerkałam na jego minę w trumnie ,dzwonki dzwoniły z głośników i chciało mi się śmiać....chociaż ryczałam jak bóbr....

miał tyle planów....w końcu uzbierał kasę i zorganizował czas ,żeby pojechać do ukochanych Indii ....wiedział o nich wszystko....


zamiast kwiatów każdy z nas miał przynieść bombkę ....taką co na choinkę się wiesza....

długo wybierałam u babci w kartonach...bo ona ma takie unikatowe piękne bombki....

jak go przysypali ziemią i ubili grób....położono same gałązki choinek....i każdy z nas popowieszał na nich swoją ,dla niego bombkę....

jego grób wyglądał świątecznie ...w pełnej krasie....

ludzie idący alejką obok ,aż przystawali ze zdziwienia....ale ci co go znali wiedzieli ,że cały rok czekał na święta Bożego Narodzenia....

na stypie,w lokalu jego przyjaciela ,na środku stała wielka ustrojona choinka ....przywiózł ją ,jego brat.... mieszkał blisko niego....często kuligiem zatrzymywalismy się w jego domu na przepyszny bigos i wódkę....
wspaniali ,gościnni ludzie....

choinka migotała na kolorowo ....chociaż za oknem wiosna w pełnej krasie....

i znów grały nam kolędy....nawet menu było ściśle podane w testamencie....
zajadaliśmy się specjałami....

a potem pokazno na rzutniku zdjęcia ,które On sam wybrał ,zgrał i opowiedział o nich,do niektorych dał tylko napisy....

to był najbardziej wzruszający pokaz na jakim byłam....płakaliśmy i zaśmiewaliśmy sie do łez...
nawet kucharki powychodziły z kuchni i oglądały ocierając łzy....a przecież nawet Go nie znały....

zrobił to po mistrzowsku....i o nikim nie zapomniał.....o nikim.....

 zrobił to tak ,że zrobiło nam się jakoś lepiej....

jego syn, który siedział w rogu ,sam ,zagniewany ,że odszedł tak nagle ,że go zostawił......
 też uśmiechał sie coraz bardziej ,widząc te wszystkie zdjęcia ,wspomnienia ,miejsca....

i ten jego głos....mocny taki radiowy ,aż przechodziły dreszcze ,bo przecież przed chwilą zakopano go tam na cmentarzu....

uspokoił nas tym filmem....
ale i tak cholernie przykro ,że już Go tu nie ma....


 ....a na początku wystąpił w stroju Mikołaja i powiedział : w sumie stypa to impreza na którą czekasz całe życie.....



piątek, 19 kwietnia 2013

efektywniej

szef podzielił nas na grupy ,niby będzie efektywniej...o ile się jeszcze efektywniej da....

podoba mi sie ta grupa....wszystkim się podoba ,....więc w środku tygodnia zabalowałyśmy tą naszą nową efektywną grupą w nieciekawym lokalu w centrum miasta.....
dawno się tak nie wybawiłam....

im gorszy lokal tym lepsza zabawa.....

wróciłam chwiejnym krokiem z rozpuszczonym lokiem....

młody zerkną na mnie znad konsoli z tym swoim uśmieszkiem....młoda z koleżanką akurat nakładały sobie w kuchni jakieś maseczki na twarz ....pomachałam im zwiewnie i udałam się w miejsce odosobnienia...

Zuzia wznosząc kolejnego toasta stwierdziła :że świata nie zmieni ,ale przy najmniej zapuści włosy.....


też mi się wydawało,że dam radę zmienić świat i wyrwać najgorsze chwasty.....

 tez będe zapuszczać włosy.......

niedziela, 14 kwietnia 2013

aspolecznie

matka twierdzi ,że robie się aspołeczna ,więc zrobiłam sobie wizytowa niedzielę.....

oczywiście ze wcześniejszymi zapowiedziami...w tych czasach nie ma spontanicznych wizyt....

najpierw byłam u męża Iw zawiozłam mu parę rzeczy ,o które prosił....była jego siostra....podziwiam ją,to prędzej po niej spodziewałabym się ,że wyląduje w psychitrowie.....wzięli z mężem wielki kredyt ,nie wiem jak wzięli,że jest tylko na nią....wybudowali posiadłości ,a potem jej mąż się silnie zakochał w takiej jednej biliotekarce....

została sama z tym całym majdanem i małym synkiem....sprzedała część posiadłości....zostawiła sobie domek ,ale ma go dosyć....
jak mówiłam życie za miastem jest piękne o ile nie trzeba codziennie dojeżdzać do szkoly ,pracy itd....
jej synek okazal się wyjątkowo zdolny więc wozi go do dwóch szkół.......dom ,szkoła,dom szkoła i jej praca....

na benzynę idzie fortuna....

ale wygląda ładnie ,daje radę...powiedziałam jej o pięknym mieszkaniu na sprzedaż u mnie na osiedlu,cena okazyjna....

wszędzie blisko ,można pieszo do pracy ,pieszo do szkoły....więcej czasu na pomieszkanie....

umówiłyśmy się ,że  obie obejrzymy te lokum....chociaż byłam juz w nim i zdecydowanie tak gustownie i z pomysłem mieszkania w bloku i to trzypokojowego nie widziałam....


potem pojechałam do dawno nieodwiedzanej Anny ....musiałam wysłuchac o jej córce prymusce ,że Ala to ,że tamto i sramto ,że najlepsza z najlepszych ,o swoim synu nic nie wspomniała ....a taki fajny chłopak ,na fryzjera się ucz i ma dar.....mignął mi tylko grzecznie się witając,a jego mama zaczynała kolejną opowieść co Ala wygrała na olimpiadzie matematycznej brrr....

Ala też sama osobiście pokazywała mi swoje sukcesy spisane na papierze i aż mnie od nich mdliło....niecierpie prymusów....takich skupionych na zakuwaniu ,na łapaniu tych szóstek i załamywaniu rąk jak się czwórę dostało....
Ala jest typowym babochłopem ,nie przywiązuje wagi do tego jak jest ubrana ,żadnych kolorów,dodatków , fryzura na kopernika ,pryszcz na pryszczu i obleśny golf....ale prymuska...i ciśnie dalej....

dzieci mają być przede wszystkim szczęśliwe....

moje prymusami nie będą nigdy ,ale realizują się w tym co kochają....i sa szczęśliwe....

a ona skupia się jak to być pierwsza w L.O. żeby być przed córką tego dentysty i synem tej pani prezes....i zeby mama mogła się tym chwalić w niedzielne popołudnia....

.....
u babci na ogrodzie wiosna....babcia miała w tygodniu gości i zostalo jej mase pościeli do prania...
wyprałyśmy i ....a co tam ,że niedziela....rozwiesiłyśmy te wszystkie prześcieradła i poszewki na długich sznurkach  na podwórku za domem....wiatr nimi kołysał  ....uwielbiam pranie które suszy wiatr ,jest takie świeże....

odpiłyśmy z babcia po dwie kawy zagryzając dwoma kawałkami sernika....dziadek popijał tylko ziółka.....
miło ,cicho....moje dzieciństwo ....
niestety po dwóch godzinach zawitał mój kuzyn ze swoją durnowatą żoną i czar prysł....ma ona nieślubnego dzieciaka...tak nieznośnego ,że siłujemy się wszyscy ,żeby go pokochać ,ale za cholernę nie idzie....


zaliczyłam jeszcze koleżankę B. szaloną babe....która ma swojski ,niewymuskany ,ciepły dom i uwielbiam siedzieć u niej w kuchni.....ma fajnego męża....jest jednym z niewielu ,mężów moich koleżanek ,który mnie nie krępuje ,z którym mi się gadka klei....

na koniec byłam jeszcze u Zuzi ,kociary na maksa....która tym razem do domu przywlokła psa....
pies cudo....pokazywala mi zdjęcia ,gdzie go znaleziono.....

szczery las ,a on przywiązany do drzewa....i wpatrujący się w drogę ,czy jego pan już wraca po niego....bo pewnie zrobił mu tylko taki żart....bo przecież wie ,że mróz ,że zaraz zamarznię ,że rano nic nie jadł.....

cud ,że przejeżdżali przez las chłopaki na kładach ....i go zauważyli.....
denerwują mnie ci kładowcy brykający po cichych lasach ,ale tym razem dobrze ,że tam byli....

chłopaki ponoć twardziele ,ale jak tego psa odwiązywali i on tak się cieszył i skakał na nich i lizał ,chociaż juz był slaby jak osika ....to chłopaki ryczeli jak bobry....

zawiezli go do schorniska ,byli tam pierwszy raz i  jeszcze tam  zobaczyli jak ludzie potrafią być bezlitośni........i od razu zadeklarowali się ,że będe wpadać od czasu do czasu z karmę i kocami i ponoć byli juz dwa razy z dużą dostawą....



pies cudo ,ale ma problemy gastryczne i lęki ,boi się zwyczajnie....przytula się do Zuzi jak dzieciak z bidula....i zwyczajnie jest mi wstyd przed nim ,że całą rasę ludzką....ma syndrom głodu i zimna....stara się najeść na zapas ,a potem ma te problemy i boi się zimna ....sam sie pakuje pod koc....

Zuzia zyje sobie w tym swoim rancho i jest cholernie szczęsliwa ,ona nie potrzebuje dojeżdzać do miasta....ona w ogóle nie potrzebuje miasta....jest piękną ,zadbaną kobietą z bujną rudą czupryną i jest zwyczajnie szczęśliwa....sprzedaje jajka ,pieczarki inne takie...starczy jej ....

cieszy się tym co ma.....a kiedyś przecież była bizneswomen i nawet modelką była.....

zapraszała mnie bardzo na majówkę,w sumie ,żebym jej pomogła przy organizacji ,bo bedzie mieć nietypowych gości....

u rodziców jak zwykle obżarłam się gołąbków....wysłuchałam wioskowych plotek ,chociaż nie cierpię mojej rodzinnej wsi....


odwiedziliśmy groby ,połaziłyśmy po parku i jestem zmęczona....

a marzyło mi się popoludnie z lampką wina i książką i zerkaniem na tv....a tu było społecznie tak jak matka chciała...

jestem wyluzowana....znaczy byłam....przeraził mnie rachunek telefoniczny,ktory własnie otworzyłam....

życie to same rachunki i porachunki i rozrachunki.....a święty spokój w dalekim zasięgu naszych marzeń....no cóż zacisnę zęby i zapłacę ,chociaż jak obliczyłam na ten rachunek,zeby go zapłacić  tyrałam prawie trzy dni....


czwartek, 11 kwietnia 2013

psychiatryk

z Iw nie jest dobrze wygaduje takie same idiotyzmy co wczoraj Antek Macierewicz wraz z prezesem.....różnica tylko taka ,że Iw już jest w warjatkowie a ci dwaj jeszcze nie......


a tak po za tym dzień przenika mi przez palce....
przesilenie ....no ale czuć wiosnę z radości chyba wyrzucę przez okno swoją zimową kurtkę zwaną :"dziadem"

własnie zerkam w TV pokazują jeszcze jedną kandydatkę na pacjentkę psychiatryka... samą Martę Kaczyńską....widać kasa z ubezpieczenia  po wypadku komunikacyjnym jej rodziców przez nią nazywana :zamachem  rozchodzi się jak woda ,a zakupy w Paryżu kosztują....
także pewnie też będzie politykiem a my durni będziemy kolejnego niemota od kaczyńskich utrzymywać do końca świata

sobota, 6 kwietnia 2013

iw....

nie mogę dojść do siebie....wyszłam i nie wróciłam jeszcze....

moja najlepsza psiapsióła zwyczajnie sfiksowała....

kiedyś bylyśmy bardzo blisko.....niektórzy mysleli ,że jesteśmy siostrami.....

potem naszą przyjazn zweryfikowało życie....potem było parę zawirowań i wzlotów ,ale zawsze jakoś było ....a teraz
....w tych rozpędzonych czasach ,nie ma czasu na przyjazń

.....dzien przelatuje przez palce....tak zwyczajnie.....bez oddechu....

byłam u niej dzisiaj rano....przed pracą ,zawiozłam jej żonkile ,bo chciała....
musiałam kupić na rynku ,chociaż powiedziałam jej ,że z ogródka mojej babci....
bo zawsze o tej porze tam przecież rosły....
wspomnienie ogrodu mojej babci wpływa na nią kojąco.....

dużo pamięta z naszej młodości.....opowiadała niektóre historie ,a ja uśmiechałam sie pod nosem przypominając sobie ,że tak właśnie było.....


Marek zadzwonił w nocy ,około drugiej....
nie ma nic gorszego niż nocne telefony.... dzwoni ....
serce podchodzi ci do gardła....i czujesz ,że zaraz w twoje uszy wpadną słowa   ,których byś nie chciała usłyszeć.....

(pomijając nocne telefony  Marty ,która zawsze po kilku drinkach ,musi się komuś wyżalić....

i jak słyszysz w nocnym telefonie jej głos to kamień spada ci z serca)....
no ale to nie była Marta......

Marek był zdenerwowany i prosił,żebym przyjechała....

proszę przyjedż z Iw coś się dzieje niedobrego....ona ciebie posłucha....



....w telefonie brzmiało to nie ,aż tak strasznie ,jak wyglądało na miejscu....

jeszcze dwa dni temu widziałam Iw,wypiłyśmy sok z owoców w kawiarence w galerii handlowej....było jak zawsze.........

wcześniej ,z miesiąc temu ,może mniej zapraszałam ją na śniadanie świąteczne ,ale nie chciała,bo coś tam....

wyglądała dobrze,ładnie....jak zawsze

Marek jest mężem idealnym....wybudował duży dom ....przeprowadzili się tam niedawno....wszystko zrobił sam....
ładnie ,nowocześnie....

tylko te wielkie okna na dole....i te osiedle domków.....jeden domek przy drugim ,każdy inny....ludzie prawie zaglądają sobie przez okna....mikroskopijne podwórko i zaraz za nim sąsiad......

czujesz się jak w domu wielkiego brata...

usiadłam przy  barze w kuchni ,a na przeciwko w innym domku ,jakaś gromada ludzi biesiadowała przy wielkim stole w salonie....aż się wyprostowałam.....no bo jak....

czasem u siebie w mieszkaniu ,biegam w majtkach ,nago wstawiam rano wode na kawę ,tu jest to niedopomyślenia....

o podrapaniu sie w tyłek zapomnij.....

owszem są rolety.....ale Iw i ja nienawidzimy zasłaniać się roletami....
czuje wtedy ,że się duszę....

zasłaniam tylko w słoneczne dni,kiedy słonce razi mnie w oczy i wszedzie widać kurz....uwielbiam wtedy zasłonić okna roletami....uwielbiam to światło......
ale na noc nigdy....leżąc musze widzieć niebo....
Iw ma to samo....

zresztą jeszcze nie założyli rolet.....

siedziałam przy barze w duzej salono-kuchni popijając gorącą herbatę....

jak dobrze ,że dzieci Iw pojechały do babci i nie widziały jej w takim stanie....
Marek siedział wyczerpany z poszarpaną koszulą i podrapaną szyją....

.....cieszyłam się,ze przyjechałam,że nie odburknęłam ,że jest przecież noc....

....
.....
na szczęscie cała akacja rozegrała się na górze....tam okna nie są od góry do dołu.....

Iw pogubiła sie doszczętnie,zeżarło ją życie i wypluło zmieloną....

tylko nie wiem dlaczego....

piekny dom ,zdrowe dzieci i dobry mąż.....

a ona drążyła w sobie ,wielkie pytanie :czy jej życie ma sens?

takie pytanie zadaje sobie codziennie każdy ....albo co drugi dzień....
ale czy to jest powodem ,żeby chcieć się wieszać?

też nieraz mam wrażenie ,że ta cała moja gonitwa jest bez sensu....
ale co ,powiesić się? i co to nam da? a co da naszym bliskim.....

Marek jest facetem na stanowisku,w szpitalu....nie chciał wzywać pogotowia....nie chciał gadania,domysłów....

gdybym go nie znała ,pewnie bym wezwała sama....ale wiem ,że Marek nie zrobił nic co by Iw do tego popchnęło....

jej próżnia zrodziła sie w niej samej....

zawsze twierdziłam ,ze w depresje popadają kobiety ,które nie mają nic do roboty....nie mają  zapełnionego dnia do granic możliwości,nie muszą co chwila zerkać na czas ,czy się wyrobią .....

Iw nie chciała pracować.....miała okazję....pracowała kilka miesięcy,ale stwierdziła ,ze wstawanie przed 6-stą,a nawet wcześniej to nie dla niej....potem dostała pracę w bardziej dostępnych godzinach ,ale też jej się to nie podobało....


całe szczęście ,że nie wyszliśmy z domu,że nie usnęliśmy ,że czuwaliśmy przy niej do rana....całe szczęście ,że kiedy poszła siku ,poszła za nią....w ostatniej chwili wyrwałam jej nożyczki z ręki....
dostała jakiegoś szału....
i krzyczała,że jej życie jest bez sensu.....

co by dawało sens jej życiu?.....

Marek bardzo płakał......nic mnie tak nie rusza jak płaczący facet....normalnie czułam niemoc.....

z samego rana wpakowaliśmy ją do auta ....w domkach na osiedlu  wszyscy smacznie spali......mam taką nadzieję.....

siostra Marka załatwiła reszte,pracuje akurat w psychiatryku....

całą drogę tłumaczyłam Iw ,że my wszyscy miotamy się ,że wszystkim nam jest  ciężko.....ale żyjemy.....

jechałyśmy obie ,same ,nie chciała ,zeby Marek jechał.....
przemkło mi przez głowę,ze może ją zdradził.....

ale Iw sama z siebie wyrzuciła,że on jest taki dobry ,że ją kocha....i takie tam....

siostra Marka to osoba ,która obserwuje ,bardzo obserwuje i od czasu do czasu mówi tak mądre rzeczy ,że zawsze obiecuje sobie je zapisywać....
czekała na nas na schodach tego pięknego ,starego budynku.....wyglądała jak z tych amerykańskich filmów....

była bardzo dyskretna....nie wypytywała za wiele...

odrazu na wejściu dała Iw szprycę ,żeby ją uspokoić.....bo Iw dostała dziwnego ataku płaczu....

też była zaskoczona....

i powiedziala to co ja myślałam.....że Iw poprzewracało się  z dobrobytu....

Iw praktycznie miała wszystko podane pod nos....niańkę,panią sprzatającą dwa razy w tygodniu ,cudowną teściową ,która gotowała ,prała i zabierała dziewczynki na spacer....

gdyby Iw poczuła trochę potu na dupie ,padałaby wieczorem tak zmęczona ,że nie miała by sił zastanawiać  się nad sensem ....
.....

bo to nie ma co się zastanawiać...
bierze się co jest......

a ona  ma co brać.....
ludzie przecież są tak biedni,chorzy ,niepełnosprawni ,samotni ......


.....Iw jeszcze się miotała,jeszcze straszyła ,ale w koncu zasnęła....
siedziałyśmy długo obok jej łóżka na wielkiej sali.....
dziwne uczucie ,na kilku łóżkach spali smacznie inni kuracjusze.....
....
usnęłam na dwie godziny w izolatce pod szorstkim kocem....a siostra Marka cały czas wypisywała coś w swoim notesie,siedząc przy pieknym biurku z epoki rokokoko...

rano oprowadziła mnie po tych"salonach"
....doznalam lekkiego szoku....
bo wśród pacjentów byli nauczyciele, doktorzy,ludzie biznesu ,sędziowie ,elegancka pani profesor.....sami na poziomie....
......
....
może jednak warto być zabieganym ,zalatanym i zmęczonym po kokardy ,żyć z marnej pensji i cieszyć się z byle pierdoły.....


Iw jest tam juz ponad tydzień....jest lepiej ,ma super terapeutę i studentkę na praktykach,bardzo zaangażowaną ,praktycznie jest z nią cały dzień....

dużo rozmawiają....

dziwne ,że Iw nie pyta o dzieci ,o Marka...zwisa jej to....
takie to samolubne ,że aż niewiarygodne....


moja babcia zawsze mówiła ,ze sensem życia jest śmiech....jak jesteś smutasem to nie przetrwasz.....musisz wiele rzeczy zwyczajnie obśmiać....i zawsze u niej w domu słychać było smiech....ona i jej syn ,a mój tata nauczyli mnie ,żebym wiele rzeczy wykpiła i zabiła śmiechem....staram się jak mogę ,a jak nie wychodzi nie zamierzam się wieszać.....

moja matka zawsze mówiła o ludziach ,którzy odebrali sobie życie ,że nie ma co ich żałować....żałować trzeba tych których zostawili.....

a ja twierdzę ,że zbyt dlugie rozmyślanie nad tym co się w życiu udało ,a co nie ,nie ma sensu....
bo ani czasu nie cofniemy ,ani nie wyciągnięmy wniosków....było,zdarzyło się, tak wtedy zdecydowaliśmy i widocznie coś nami kierowało ,że taki wybór......

wtedy żyliśmy chwilą i teraz też żyjmy chwilą.....

jak zrobimy tak zrobimy.....
nasza intuicja nie jest głupia,czymś się tam w końcu kieruje....

....chociaż może głupio robimy....wszystko jest po coś.....ale ważne ,żeby żyć......

mam chęć powiedzieć Iw ,że jest samolubną rozpieszczoną babą....
.....
mam chęć załatwić jej prace w mojej firmie ,żeby nie miała ani chwili ,ani sił nad rozmyślaniem co zrobiła zle,co mogła zrobić lepiej .....zrobiła to zrobiła.....i kropka....

szkoda mi Marka i dzieci....fajną ma rodzinę ta głupia Iw....
gdyby wtedy Marek nie zajrzał do łazienki....
jakby teraz wyglądało ich życie....

Iw jak narazie zostanie w szpitalu.....
żyje .....dzieci wiedzą,że mama wyjechała ....żyje w każdym bądz razie....
.....
jak wróciłam do domu i padłam na kanapę ....i rozejrzałam się po mieszkaniu....i zaraz przybiegły te moje dzieciory kochane....to poczułam taką ulgę .....

 tego mojego niespecjalnego przecież zycia nie zamieniłabym na inne...bo nawet nie ma takiej opcji hahaha....

 też załuje tyle rzeczy ,tyle niewłaściwych wyborów....gryzie mnie to ,boli.....
ale juz tego nie zmienie...
Iw mnie rozczarowała.....
ale jutro pojadę do niej.....









poniedziałek, 1 kwietnia 2013

spęd

niestety spęd rodzinny się odbył.....myślałam ,że będzie na raty ,w grupach ,a zjechali się w jednym czasie -wszyscy....

moja matka stanęła na wysokości zadania....jak zawsze zresztą.....

stół uginał się od jadła....

tempo polewania wódki było dość szybkie i dość szybko towarzystwo się upiło
.....więc babcia zarządziła spacer.....

spacer znaną trasą pod oknami rywalki babci....rywalki i psiapsóły w jednym....

potem rodzina rywalki babci przeszła pod naszymi oknami .....

babcia była trochę niezadowolona ,bo kobiety miały ładniejsze płaszcze niż my....i wszystkie chłopy były pod krawatem....a nasze nie.....
i oni szli tak dostojnie ,a my zataczalismy się ze śmiechu i nie tylko.....



....

ciotka na szczęście nie przywiozła ze sobą swojej synowej ....
starała się przekazać nam o niej  kilka informacji ,ale nikogo to specjalnie nie interesowało....

aż zrobiło mi się przez chwilę jej żal,jak wypruwała sobie żyły szyjne ,mówiąc coś pozytywnego o tej pustej dziewusze.....ciężko jest słuchać czegkolwiek o osobie ,którą się za cholerę nie można polubic.....

jej synowa to krowa....tak powiedział wujek zaciągając się papierosem....

krowa to na prawdę delikatne określenie....wujek umie dosadniej ,ale teraz jak rzuca palenie ,robi się łagodny jak baranek.....
tak twierdzi.....jego żona twierdzi inaczej ,ale czy to ważne.....

ważne ,że zamiast dwóch paczek ,wypala jedną.....




my jesteśmy dobre ludzie ,ale pamiętliwe....na dzień dzisiejszy synowa ciotki jest skreślona z rejestru.....

.....pobiliśmy rekord w zasiedzeniu przy stole czyli od wschodu do zachodu......
...
 wytrzymał nawet mój syn.....wytrzymał teoretycznie ,bo w nocy długo rozmawiał z wucetem.....



....
w przerwach na tarasie zachwycaliśmy się wielkimi śnieżnymi królikami ,które ulepil mój ojciec....jakby tego było mało wszystko oświetlił migającymi światełkami......

ciotka przez cały czas miotała się między tarasem, a salonem z tymi swoimi dylematami,w końcu upiła się konkretnie .....i zaczęła tańczyć....i taką ją lubie....




w święta czuje się osaczona....uwięziona.....przez dom przewala się grupa ludzi,potem ty przewalasz sie przez kilka domów....pijesz ,jesz i gadasz.....
wracając pózno w nocy jesteś tak zmęczona ,że marzysz wrócić już do pracy......

z racji tego ,że upodliliśmy się alkoholowo bardzo .....dzisiaj nastąpiła cisza na linii.....

nikt nie pragnął się odwiedzać....

tylko ciotka zadzwoniła,czy bym nie wpadła na śniadanie ,bo jej synowa ze swoim dzieckiem wpadnie.....
dlaczego ja?

......odmówiłam resztkami sił ....i strun głosowych....wczoraj śpiewałam najgłośniej .....dzisiaj nie mogę mówić.....

zjedlismy z domownikami lekkie śniadanie i każde odmeldowało się po pokojach....dogorewaliśmy błogo do południa.....

obejrzelismy jakiś film ...zjedlismy lody,niespieszna kawa i takie tam.....
cisza ,spokój  prawdziwe święta.....
tylko suczka dostała cieczkę....i przed blokiem zalogowały się juz dwa psy z wywalonymi jęzorami.....