wtorek, 21 maja 2013

zasady

młody właśnie załatwił sobie prace dorywczą....

chodzi aktualnie na praktyki ,ani troche nie związane z muzyką...(chociaż  może troche)

i aktulanie ćwiczy chwyty piosenki : -żono moja!!!


rozbrzmiewa po całym domu ,aż noga chodzi....
chociaż mam tej piosenki serdecznie dosyć....mieszkam przecież obok domu weselnego.....





mój syn-facet który uwielbia de Doors i Nirvane i wielką divę J.Joplin gra teraz :---żono moja.....

twierdzi ,że żadna kasa nie śmierdzi....mu kasa do szczęścia nie potrzebna ,bo po to ja tyram ,żeby było....ale on twierdzi ,że dla samej ideii.....

nie popieram ,nie jestem za tym ,żeby dzieciak ,(bo jeszcze dzieciak) - musiał w wolnym czasie,w wakacje zasuwać od rana do wieczora za marne groszę...

uważam ,że rodzice mają obowiązek zapewnienia  swojemu dziecku beztroskiego dzieciństwa i   lat młodzieńczych też..... .....

mój dziadek twierdzi ,że babcia urodziła mojego wujka odrazu z przeznaczeniem do pracy w polu....a ze w polu roboty było masę ,musiała za rok urodzić drugiego wujka.....i tyrali na tym cholernym polu od 10-tego roku życia....

potem  zostali typowymi urzędasami ,którzy szerokim kołem omijają wieś.....

i też nigdy swoich dzieci nie wyganiali w wakacje ,do sezonowych prac ,by im  kształtować charakter.....


banialuki o odpowiedzialności i poszanowaniu kasy można sobie o kant dupy wytrzeć....

jak byłam młoda ,mama nigdy nie goniła mnie do "dorabiania w wakacje"....pamiętam tą gadaninę sąsiadek ,że ja nic nie pomogam....

pomagałam w domu ,sprzątałam ,dbałam....ale bez przesady....

wakacje miałam beztroskie ,a na drobne przyjemności dostawałam od rodziców....
i nie wyrosła ze mnie snobka....
teraz pracuje uczciwie ,płacę podatki i daję radę...bo musze ,bo tak trzeba...doceniam to co doceniać trzeba.....

ale na wszystko jest czas....

nie wymagam od swoich dzieciaków ,szczególnie od syna ,żeby dokładali do budżetu domowego....bo jeszcze się "nadokładają".....jeszcze ich życie "popieści"......

no ale młody chce sie sprawdzić....a  za pierwszą kasę kupi mi coś na dzień matki....(tak stwierdził)

moje zasady poszły sie bujać...

najbliższa impreza już w sobotę....będzie grał na weselu....całkiem niedaleko ,więć pójdę posłuchać....
usiadę sobie pod płotem i będę jak zawsze ryczeć na każdy dzwięk gitary ,wygrany sprytnymi palcami mojego syna....


apropos prezentu na dzien matki....z córą i jej psiapsiółą zwitalismy do perfumerii......młoda się rzuciła i zaproponowała mi tzw. prezent świadomy ,czyli perfumy czyli Angel.....

ja włożyłam do koszyka cos dla swojej mamy ,parę bzdetów....
w trakcie szukania koloru lakieru do paznokci ,młoda dostała ważny telefon i wybiegły z jej rudą psiapsiółą ze sklepu....i zostałam tak w kolejce z turkusowym lakierem w ręku i  dwoma flakonami perfum w koszyku....
zapłaciłam....znaczy sama sobie kupiłam prezent?
no ale przynajmniej mam wymówkę....

młody będzie zawodzić na weselu całą noc : żona moja ....
żeby kupić mi coś na dzien matki.....

za to młoda uda ,że  za pachnidło "Angela" ,zapłaciła....i że przez to biedna  będzie jak mysz....

i tak moje zasady zwyczajnie się bujają....


.....

a tak w ogóle mam cholerny katar....

nie jem chleba juz drugi miesiąc....i spadły mi "boczki"....

perspektywa wolnej soboty trzyma mnie przy życiu.....

i mam dosyć bzdur Macierewicza....dlaczego znów nawiał z Tworek?


piątek, 17 maja 2013

nie muszę

kocham ,uwielbiam ,ubóstwiam swoje  zwyczajne życie.....

uwielbiam dom w którym mieszkam ,ulicę na której mam swój dom....teraz usłaną zielenią ,aż po brzegi......uwielbiam wsiąść na rower pojechać ulubioną trasą po bułki i świeży szczypior na targ....a potem zjeść niespieszne śniadanie na tarasie ,z moimi dziećmi......słuchać ich realcji z dnia wczorajszego......pięknie jest i nie trzeba wiele....uwielbiam swoje zwyczajne życie ,usmiecham się do ludzi i doceniam to co mam....


z samego rana pojechaliśmy nad nasze jezioro i z młodą przebiegłyśmy je dookoła....pot lał sie po tyłku ,ale teraz po prysznicu i kawie czuje power....

jak wracaliśmy zajechałam do koleżanki ,która mieszka pod lasem....musiałam zajechać bo akurat stała na tej polnej drodze....
mieszka pod lasem w pomieszczeniu gospodarczym ,bo dom już 20-sty rok w budowie...
teraz tam jest ładnie ,las ,pole ,stół z ławkami pod drzewem....rano wstajesz i usmiechasz sie do siebie....

posiedzieć nie mogłysmy ,bo przecież na popołudnie do pracy.....

koleżanka w moimi wieku ,ale z wyglądu dużo starsza....nawet na odludziu kobieta powinna dbać o siebie....a ona miała rozwleczoną koszulkę z dziurkami z boku i niewygolone pachy....
bardzo to razi...nie moglam się skupić co do mnie mówi....bo widzialam tylko jej zarośnięte pachy!

fajne tu ma latem,nawet ten rozgrzebany dom nie przeszkadza....ale musiałysmy jechać,obowiązki wzywają....

i ona mi na pożegnanie mówi : a widzisz ja nie muszę pracować.....

pracować nie musisz ,ale musisz klepać biedę.....



i z tymi słowami z tym  dziwnym uśmiechem na ustach pozostawiłam ją na tej polnej drodze,z tymi zarośniętymi pachami i rozwleczoną koszulką i tym bidnym domem z obrzydliwymi firankami w oknach....został tylko kurz po moim nowym aucie ,na które bardzo dlugo tyrałam ,ale mam....

owszem fajnie jest całymi dniami rozkoszować się błogim lenistwem...o ile ma się za co żyć,ma się na odrobinę przyjemności....
jesli się nie ma ,to warto na to zapracować....a ja pracuje ciężko i nic mi z nieba nie kapie.....

słońce ,śpiewające ptaki.....wstawiam na kawę....umyję głowę ,chwilę podelektuje się spokojem i pojadę zarabiać na rzeczy ,które mnie cieszą...

warto sprawiać sobie przyjemności....warto czasem pomyśleć o sobie....

siebie samej...

......pogoda jest cudna....wstaje niemiłosiernie rano i delektuje sie tym pachnącym powietrzem otwierając na oścież okno.....

planuje urlop ....

wzięłam sobie dzien wolny w dzien moich urodzin....chcialabym sprawić sobie coś przyjemnego....tak mało robimy dla siebie.....zawsze trzeba robić coś dla swoich rodziców,dzieci,męża ,wujków itd.....a dla siebie nic....

jakaś szybka kawa ,parę stron fajnej książki czytanej ostatnimi siłami gałek ocznych,może nowy zapach kupiony na prędce ....i tyle

całe zycie tak ciężko pracujemy....dla rodziny ,dla domu....a my zawsze na szarym końcu....

ja traktuje swoje życie misyjnie....odczytuje pewne znaki ,ufam swojej intuicji....ale w tym wszystkim brakuje mi siebie samej....

zróbmy od czasu do czasu coś dla siebie samego....bez wyrzutów.....


jest północ a za oknem ,pod moim blokiem facet drze mordę ile ma sił w płucach :Jolka ale dlaczego jaaaaa????

wtorek, 7 maja 2013

cała czwórka

dzień matur...kwitną kasztany...młodość i takie inne...
dokładnie sześć lat temu...pomagałam w przygotowaniach do matur w jednej ze szkół...razem z mamą Wojtka...
ta kobieta zawsze mnie zachwycała.... bił od niej taki dobry spokój....była przy tym taka delikatna ,krucha...jest taka nadal....



w jej towarzystwie zwyczajnie się wyciszałam.....


wtedy zdawał jej Wojtek...jej oczko w głowie...bardzo grzeczny ,troche nieśmiały ....wymarzony syn....

przeważnie "prowadzał się" z czwórką takich chłopaków....nie pasował do nich ,

bo to była taka banda rozwrzeszczanych według mnie debili  ....(i wcale się nie pomyliłam)

ale w klasie było ich własnie pięciu razem z Wojtkiem i chcial nie chciał ,trzymał sie z nimi....


mama Wojtka -Alicja miala jeszcze córkę...
po rozwodzie chciała zamieszkać u ojca....była jego odbiciem ,wylugarna ,on miał kłopoty z alkoholem i prawem ,ona ze wszystkim ,ale była pełnoletnia ,więc wybrała....
Alicja gryzła sie tym na pewno....




powinnam zacząć notkę od tego...że dzisiaj w dzien matur ...w taki sam dzien ...jak  sześć lat temu....

 powiesił się Adrian...


ostatni z tych czterech....


u Alicji w jej domku za miastem byłam chyba z dwa razy ,raz siedziałyśmy w ogrodzie ,a drugi kiedy pomagałam jej przy ciastach na maturę............pachniało w całym domu....piłyśmy kawę...próbowałyśmy sernika...dobrze mi tam bylo w tym domu Alicji....


Wojtek wypił z nami wtedy herbatę ,mówił,że się stresuje...czy da radę napisać z polskiego....
.....
Alicja wycałowała go po głowie .....a ona ta ładnie pocałował ją w rekę.....ten obraz mam w głowie do dziś


kochała go bardzo....i kocha nadal ....



 jak  poszedł ,zdradziła mi ,że Wojtek chyba sie zakochał...poznał dziewczynę...z sąsiedztwa ,przyjechała do wujka ,mieszkała w  Anglii....


matura poszła mu dobrze....

....
Alicja się cieszyła....w szkolnej stołówce spędziłysmy długie dni,krojąc te ciasta ,parząc kawę....




wtedy było juz po egzaminach ustnych....
był wieczór....
Wojtek wybrał sie gdzieś z tą dziewczyną ....


wtedy do domu Alicji ,zapukali koledzy Wojtka ,ta cała czwórka....
im coś ta matura nie poszła zbytnio,
szczególnie jednemu....ale nieważne....



Alicja otworzyła ,niestety Wojtek był na randce...i tak właśnie im powiedziała....zaczęli się śmiać ,nawet drwić

 byli  pijani....

coś tam gadali,coś tam się śmiali....stawali się coraz bardziej aroganncy....


próbuje sobie to wyobrazić.....ta mała ,drobna kobietka i tych czterech debili...



nie wiem który zachęcił,który sprowokował....

ale wepchnęli matke swojego kolegi do domu ....zdarli z niej sukienkę i jeden po drugim zaczęli ją gwałcić....


......z opowieści mojej kuzynki,która jest najbardziej w tą sprawę wtajemniczona....



wiem ,że Alicja próbowała im chwilę tłumaczyć,prosić błagać,ale w nich wstąpił jakiś demon....męczyli ją okrutnie,ani chwili nie zastanawiając się że robią coś haniebnego.....




moja kuzynka wie ,bo....to własnie do niej Alicja przyszła po tym wszystkim....nie po to ,żeby sie pożalić ,żeby ktoś ją zawiózł na policję ....

kuzynka była pielęgniarką ,a jej mąż mial gabinet w domu...był ginekologiem....

Alicja wiedziala,że może zaufać mojej kuzynce...

Basia jest najlepszym człowiekiem jakiego znam.........one obie są najlepszymy ludzmi jakie znam....

przyszła do niej ......obolała....powiedziała jej ,że prosi tylko o pomoc ...żeby nikomu nie mówiła...

i wiedziała,że Basia nie powie ...nawet mężowi....

krwawiła...jej krocze było popękane ....

 nie płakała,była dzielna ,więc i Basia ani przez chwilę nie puściła swoich emocji....


....

już wtedy jak ją gwałcili Alicja wiedziała,że to nie może wyjść poza mury jej domu....przestała krzyczeć,błagać...zrobili swoje....i zostawili ją jak rzecz na zimnej podłodze ,z poranionym ciałem i duszą....


gdyby to zgłosiła...gdyby to wyszło....


nie mogła popsuć synowi tak pięknych dni....



matura zdana,randka z dziewczyną......a za tydzien mielismy duża paczką jechać w góry.....w nagrodę...



Basia opowiadała że....Alicja ani razu nie   jękła ,przy tym szyciu,ani razu ...nie płakała,była spokojna........

więc i Basia robiła swoje....w ciszy bez zbędnych słów....
ruszyło ją dopiero kiedy zobaczyła ślady odgaszonego papierosa na udzie Alicji.....


jak można było zrobić to tak dobrej osobie....czym sobie zasłużyla....


.....na szczęście w domu Basi nikogo nie było....Alicja chwilę odsapnęła ....nie miała siły ani dziękować,nie miała ochoty sie przytulać....
Basia to rozumiała ,zapewniła ją tylko o swojej dyskrecji.....


...Alicja wróciła do domu ....posprzątała ,zmyła podłogę ,wywietrzyła cały dom  i z uśmiechem przywitała syna kiedy wrócił rozradowany z randki....

długo słuchała jego opowieści.....

próbuje sobie wyobrazić co działo się w jej sercu ,w jej głowie .....



za tydzien pojechalismy w góry....

pamietam ,że Alicja dużo odpoczywała....że miała kłopoty z chodzeniem ,tłumaczyła nam wtedy ,że się "przedzwigała"....musiała bardzo cierpieć...a przy tym uśmiechać się....


na szczęscie te rany goiły się szybko i dobrze....bez powikłań....



od tego zdarzenia minęło kilka miesiecy.....


była jesień.....


Mateusz chłopak z tej czwórki.....pewnego piątkowego wieczora roztrzaskał się autem....

wszyscy byli w szoku...jechał prostą drogą...i walnął w wiadukt....jeszcze żył jak przyjechała pomoc....ale musieli ściągać ostry sprzęt,żeby sie do niego dostać.....


Wojtek dotarł na miejsce dość szybko....jeszcze zdążył złapać go za rękę...trzymał go za rękę ,kiedy umierał....
pewnie potem opowiadał o tym swojej mamie...Alicji....



za jakiś czas....drugi z tej czwórki....Eryk spadł ze ścianki wspinaczkowej w markecie,ponoć się popisywał,niezabezpieczył się specjalnym pasem,pani która to obsługiwała nie mogła sobie z nim poradzić,pobiegła po pomoc ,a on wtedy wlazł.........

spadł  bardzo niefortunnie....został świadomą roślinką....leżał  wpatrzony w sufit....

Wojtek namówił swoją mamę ,żeby poszli go odwiedzić...


wyobrażam sobie co musiała czuć....poszła.....
stała nad jego łóżkiem .....


po dwóch tygodniach Eryk dostał zapalenia płuc i zapadł w śpiączkę....umarł rok temu....


Kryspin trzeci z tej czwórki wyszedł z jakiejś imprezy na spacer nad rzekę....

po tygodniu znaleziono jego ciało ,aż dwadzieścia kilometrów dalej....


.....najdłużej z nich żył Adrian(tak dzisiaj analizując) .....jestem pewna ,że to on sprowokował cały ten atak....

dzisiaj w ten sam dzień ,w ktorym kilka lat temu zdawał maturę....powiesił się we własnym pokoju....


z tego co wiem....w biurku Mateusza znaleziono dziwny list.....o tym,że się brzydzi swojego odbicia....że nie może z tym żyć...że cały czas ma to przed oczami...nie napisał nic konkretnego....

Eryk zostawił po sobie dziwne wiersze z jeszcze dziwniejszymi obrazkami....


Basia opowiadała mi ,że widziała te obrazki....ponoć jakaś psycholog powiedziała,że w jego życiu zdarzyło się coś co go złamało jako człowieka....

jego złamało....dobre....

przy Adrianie znaleziono list.....list był dziwny ,ale  można z niego dużo wywnioskować.........tylko po co


.......od pięciu lat Alicja z synem mieszka w Anglii.Ta dziewczyna, którą poznał ,najpierw załatwiła mu tam prace na wakacje ,a potem dostał się tam na studia...są ze sobą do dziś....



bardzo chciał ,żeby jego mama z nim pojechała...ale był przekonany ,że się nie zgodzi....tak kochała swój dom .....to miasto....

a ona w ciagu kilku godzin spakowała wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy ,zamknęła dom na trzy spusty....i wyjechali oboje....

......
niedawno sprzedała dom.......przed biuro nieruchomości....nawet nie przyjechała na tą okoliczność....wszystkim zajął się jej były mąż....


Alicja mimo ,że ten dom był jej rodziców i mimo ,że ze swoim mężem byli po rozwodzie....

podzieliła się z nim tymi pieniędzmi za ten dom .....i on to docenił bardzo...aż byłam zaskoczona....

docenił, bo ta kasa praktycznie uratowała mu życie...a ona o jego kłopotach dowiedziała się przypadkiem....to były dramatyczne kłopoty,aż przestał pić....




o tym ,że Adrian się powiesił dowiedziałam się od Basi....
od razu do niej pojechałam....

 ktoś na fejsie napisał,że zginął ostatni z wielkiej czwórki....

powiedziałaby raczej z parszywej....


wielu się zastanawia dlaczego w tak młodym wieku i dlaczego wszyscy z tej paczki....
ktoś nawet napisał,że może to klątwa...

a ja myśle....że to zwykła kara....a może przypadek....

kiedy tak siedzieliśmy w kuchni ,w ciszy....zadzwonił telefon....to byl sam Wojtek...mówił,że nie może się dodzwonić do mamy Adriana...

że nie bedzie mógł przyjechać na pogrzeb...że uprosi mamę to będzie go reprezentować....

a Alicja kocha go tak bardzo ,że przyjedzie....


....dopisze jeszcze...
że wieczorem
pojechaliśmy do domu Adriana...

jego matka stwierdziła,trzymając ten list w ręku,że oni zrobili komuś coś złego.......

i ponieśli karę,że Bóg ich pokarał i takie inne.......


(chciałoby się dodać) i żeby wszyscy debile takie kary ponosili.....


Alicja zadzwoniła wieczorem....do mamy Adriana ,powiedziała,że bardzo jej współczuje...........złożyła kondolencje....

a matka Adriana szlochała jej do telefonu mówiąc to co nam o tym liście....


Alicja nie zdecydowała się przyjechać...ona nie chce tu już nigdy przyjeżdzać....



nigdy pewnie nie chciała takiego losu dla swoich oprawców....los zadecydował za nich....

ich groby są rozłożone dość blisko siebie....to aż niewiarygodne....



Alicja zadzwoniła też do Basi....rozmawiały długo....

Alicja opowiedziała jej o tym ,że w Anglii trafiła przypadkiem na stowarzyszenie ,które zajmowało się kobietami zgwałconymi....
zaczęła tam chodzić....i zaczęła z tego wychodzić....tłamszenie tego w sobie zwyczajnie ją zżerało....




jak wyjechali do Anglii ,Alicja zapytała się Wojtka ,czy nie tęskni za ludzmi z Polski....miała na myśli tą czwórkę....
wtedy on powiedział jej ,że miał ich serdecznie dosyć,że czuł się przy nich jak zero...że nigdy nie uważał ich za prawdziwych kumpli....



życie zafundowało Alicji najlepszą terapię jaką można zafundować po takim czymś.....






jednak dobro ludzi zawsze do nich wraca....
tylko szkoda ,że tak wybiórczo...


na wsi mojej babci zgwałcono dziewczynę....
chłopak posiedział kilka lat ...teraz cieszy sie wolnością ,a ona odebrała sobie życie....
bo nie mogła sobie z tym poradzić...własna matka zadawała jej pytania ,czy aby czasami go nie sprowokowała? czy to nie jej wina....
inni tez zrobili z niej puszczalską...
a to była tak grzeczna dziewczyna przecież...wracała wieczorem z kościoła,a on czaił się na nią w krzakach....



zastanawiam się też jak wielka jest matczyna miłość....jak bardzo potrafi ochronić przed złem....

na koniec Alicja pochwaliła się ,że jej córka już dwa razy do niej dzwoniła z życzeniami....raz na święta ,raz na jej urodziny...pamiętała...długo rozmawiali....może kiedyś do niej przyjedzie....


i jeszcze pochwaliła sie,że kogoś poznała....że jeszcze sie boi ,ale jest coraz lepiej....

cieszy to....

nigdy pewnie juz Alicji nie zobaczymy....
to był Anioł w ludzkiej postaci...

i jakoś nie mam ochoty iść na pogrzeb Adriana...chlopaka który zawsze robił na mnie złe wrażenie...

i przysięgam jak zobaczyłam go pierwszy raz ,pomyślałam sobie ,że wiele ludzi będzie przez niego płakać...wiem tylko o Alicji....


ostatni z tych czterech....


dla Alicji najważniejsze jest ,że Wojtek nigdy nie dowie się o tym okropnym zdarzeniu....nigdy....



będą sobie teraz żyć szczęsliwie...
myśle ze Alicja pozbiera się już całkiem ....chociaż będzie to w niej mimo wszystko tkwić....

we mnie to tkwi,w Basi...więc w niej tym bardziej....

ale ponoć jak się już dotknie dna będzie tylko lepiej.....


oprawcy poniesli karę...ukarali się praktycznie sami....
....
















sobota, 4 maja 2013

wek...

a u nas pogoda nawet względna ,wczoraj sąsiedzi namówili nas na rowerową wyprawę...

obiad zjedlismy w agroturytyce "Malina"....były to najlepsze pierogi jakie jadłam...z grzybami i kaszą...pycha...

posiedzieliśmy sobie tam trochę...młody nawet przysnął w hamaku...

 potem wbiliśmy sie na wypasioną ,całkiem nową trasę rowerową i udzielił nam się klimat ,trzymaliśmy tempo ,aż huczało...

za to moja koleżanka,której całkiem nie lubie ,chociaż ona dziwnie paja do mnie lubością....wyjechała na cały wekeend do Krakowa...

do mojego ukochanego Krakowa...jak mi to wtedy powiedziała ,aż sobie wewnętrznie załkałam...

pojechała i siedzi w moteliku ,bo cały czas pada...takiego smutnego esa mi przysłała,kiedy wygrzewałam się w słońcu nad jeziorem.....

miód na moje zbolałe serce :-)

.....
tempo rowerowe przyczyniło sie do tego ,że całkiem dobrze wyglądam dzisiaj w tych nowych jeansach....może iśc za ciosem i wyglądać jeszcze lepiej...

czyli wbijam się dzisiaj pod wieczór na tą szybką trasę rowerową...

młoda kręci nosem ,więc pojadę sama....

......otworzyłam balkon na oścież ,wpuściłam do domu to cudne ,świeże powietrze.....
w lodówce puchy.......nawet kawy styknie na raz...musze więc udać się do znienawidzonych marketów ,w których pewnie zycie juz kwitnie...

czwartek, 2 maja 2013

bo

a co do romansów i zdrad....to nie wiem...
ale każda szanująca się kobieta,powinna mieć od czasu do czasu tzw. kociokwik,przesty,odpał.....i idz kobieto na całość!

jak będziesz stara ,będziesz sobie pluła w brodę ,że nie spróbowałaś.....

cyrk

powtórze raz jeszcze....omijaj kobieto głupich ludzi ,szerokim łukiem....

twój świat się nie zawali ....

wręcz odwrotnie.....

a dzisiaj wracając od państwa na włościach ,zobaczyliśmy z moimi dzieciakami....cyrk....w prawie szczerym polu ,obok tej wielkiej rzezby.....

młody- spontaniczny do bólu....razem z tym swoim szalonym kolegą ,odrazu ,że :-idziemy.....

.....zaparkowaliśmy w szczerej łące,obok stada innych aut ....i poszliśmy....

jak ja dawno nie byłam w cyrku....

chociaż wydaje mi sie,że ja z cyrku w ogóle nie wychodzę......

dawno się tak nie śmiałam.....
nawet moja starsza ,która ostatnio ma jakieś kłopoty sercowe ,zalewała się śmiechowymi łzami....

może nie byłoby to tak smieszne ,gdyby nie komentarze młodego i jego kolegi.....to ludki z marsa ,albo jeszcze dalej....syna zesłały mi niebiosa ,żeby zawsze poprawiał mi humor....

mięśnie brzucha mam twarde ,jakbym zrobiła 500 pompek.....

cyrk jaki pamiętam był inny....pełna klasa....szyk....

teraz zamiast lwa ,biegają skundlone psy ,a w każdym numerze występowały przesmieszne małpy ,które dośc szybko się nudziły i robiły co chciały.....uwielbiam małpy,ale te prawdziwe.....

dawno się tak nie uśmiałam....

dzień drugi dlugiej majówki minął nam więc na kolejnym grillu ,saszłyki były przepyszne....

na długim spacerze po lesie....

i kawie "po drodze" u głupich ludzi....u których bylam ostatni raz....w prawdzie ,mnie się nie czepiali,ale musiałam wysłuchać takich niusów ,od których zrobiło mi się lekko mdło....

....a potem był cyrk.....

....raczej

nicnierobienie....

jak to mówi moja babcia :nasamprzód.....pojechałam własnie do niej.....
pojechałam moim nowym wymarzonym autem....

nie cierpie się chwalić....najlepiej zaparkowałabym daleko przed domem babci....ale moja matka zrobiła mi tzw. "wejście"....

między nią ,a jej siostrą zrodziła ,się niedawno   niezdrowa rywalizacja....zrodziła się kiedy ciocia została teściową...kiedy weszła do naszej rodziny durna Marta ....

nie trawie człowieka....bardzo sie staram ,ale jej nie trawię....pokazała co potrafi na własnym weselu ,a ja jestem pamiętliwa na hamstwo....

zwykła prostaczka ,która panoszy się na podwórku mojej babci w ten piękny majowy dzień....panoszy się !



a moja ciotka ,siostra mojej matki lata za nią jak jakaś służka.....więc i mojej matce sie udziela....latają obie.....

męczące....

uwielbiałam majówki u babci....nadal uwielbiam o ile nie ma tam tej Martuni.....od dziś moim pierwszym pytaniem będzie : a czy przyjedzie też Marta? jak tak ,to ja mam pilną naradę w sztabie.....

ulubiony wujek zwinął się dość szybko,był zielony ze złości widząc popisy Martuni i jej męża....mój szalony brat wytrzymał dwadzieścia minut,znajdując pokrętną wymówkę.....

ale ja

chciałam posiedzieć z dziadkiem ....

chce się na niego napatrzeć...jest coraz słabszy.....

mam wyrzuty ,że nie poszłam do szpitala w ten dzien, kiedy miałam iść do mojego drugiego dziadka....coś mi  wtedy wypadło....
nie zdążyłam...
więc chce rozmawiać z tym dziadkiem co mi się ostał ,słuchać go i patrzeć.....na zaś.....

był dzisiaj zdenerwowany,wczorajsza wizyta u lekarza trochę go wywaliła z orbity,lekarz byl nader szczery.....

 na dodatek Martusia z otoczką robili sztuczny huk.....a on ledwo słyszy...

po jakimś czasie z moją kuzynką Dodi  zaczęlismy się nabijać   ,z tej pseudo żony,matki i pseudo synowej....z boku wygląda na takiego prymitywa ta pani M......

nawet zrobiła nam drinki ....nawet rozłożyła nad nami parasol....nawet na to nie zareagowałyśmy....udając wielkie zajęcie sobą.....no nie znosze baby i juz.....

zmyłam się też....

miałam proszenie do moich znajomych ,ktorzy mieszkają kawałek dalej.....

załapałam się na kaszankę z własnej roboty.....myslałam ,że się ocielę....

ludzie spokojni,zabawni.....odprężyłam się....wyluzowałam......siedzieliśmy w lesie za domem....piękne brzozy....ciepło,miło.....kocham takich ludków ,co dają mi chwilę szczęścia.....


raczej będe omijać majówki z udziałem Martusi i świty.....to nie na moje nerwy....

jutro mam kilka planów i zaproszeń.....

ludzie zapraszają ,więc nie jest jeszcze zle....
w barku stoją trzy żubrówki ,w lodówce chłodzi się jabłkowy sok.....