niedziela, 20 grudnia 2015

wielka Orkiestra

za każdym razem kiedy ktoś z PISu lub ich wyborców i rodzin zechce skorzystać ze sprzętu medycznego zakupionego z pieniędzy zebranych przez WOŚP, należy go odesłać do wszystkich diabłów tudzież do O. Rydzyka, i niech klepią uzdrowicielskie zdrowaśki!

wtorek, 15 grudnia 2015

plany mało ważne, acz konieczne do wykonania

Snuję się po domu, w tle Caro Emerald, gary tłuką się w zmywarce,
pranie wiruje, psy mrużą oczy, zostało mi pięć godzin do wrzasku budzika.

niebyt

dzisiaj przeczytałam przypadkiem ,jadąc obok kościoła ,dość duży napis,ktoś napisał go czarnym sprayem na białym kościelnym murze ,bardzo mną poruszył :- „Bóg mnie kocha, to dobrze, bo co by było gdyby mnie nienawidził”-osoba niepełnosprawna.

poniedziałek, 14 grudnia 2015

gwiazda....

w pracy była dziś wigilia ,lekko z zaskoczenia....

ale przygotowana z pompą....na szczęście ominięto dość sprytnie inwidualne dzielenie się opłatkiem....szef zrobił to sprytnie ,ogólnie i po ptokach....wszyscy odetchnęli....

wredna Berta ,nagle stała się potulnym barankiem ,każdej z nas kupiła dużą gwiazdę betlejemską....przez chwilę nie wiedziałyśmy co powiedzieć....

najadłyśmy się pysznych uszek i opiliśmy gorącego barszczu ,tuńczyk ze szpinakiem i serem był tak dobry i syty ,że do teraz jestem najedzona ,ale jutro chętnie bym zjadła raz jeszcze....

jak wróciłyśmy do naszego powiedzmy biura ,każda trzymając w reku doniczkę z gwiazdą betlejemską ,jakiś instynkt ,jakiś impuls ,niemal jednocześnie kazał nam przestawić biurka szafki ,wszystko....

biurko naszej tragiczniej zmarłej koleżanki postawiłyśmy w rogu ,położyłyśmy tam jej ulubiony notes w stokrotki i kubek też w stokrotki.....i zapaliłyśmy dużą świeczkę ......i zrobiło się nam jakoś spokojniej.....jej by się to podobało....

a nam było to potrzebne....życie niestety toczy się dalej....przed nami nie jedna radosna i smutna chwila....

chociaż jej śmierć była bezsensowna ,niepotrzebna i może dlatego tak nas to boli.....

wredna Berta wpadła na chwilę i też była zaskoczona przemeblowaniem.....wydaje mi się nawet ,że wzruszyła się widząc biurko M. i świece na nim....

a potem dała nam wytyczne,bo ni stąd ni z owąt  dostała urlop i wróci ,po świętach ...

wiadomo pisiory mogą teraz wszystko ,nawet mogą sobie wziąć urlop w gorącym okresie....

ja ,jak znam życie będę jeszcze w wigilię do południa objeżdżać punkty ....

ale nie napinam się na święta....

posprzątałam mieszkanie ,wystroiłam okna ,jeszcze nie mam choinki....





mam zamiar jak najmniej się narobić ,jak najmniej zjeść i jak najwięcej wypocząć....

w zeszłym roku wyprawiłam extra święta ,wydałam na to extra kasę....

zjechali się wszyscy,nie wiem co mnie pokusiło ,żeby zaprosić wszystkich.....
ten nie chciał siedzieć obok ciotki ,bo jej nie znosi, tamten się spóznił żeby jak najkrócej słuchać opowieści wujka,w kuchni obgadywali jedni drugich ,jedzenie im smakowało ,ale jedli lepsze ,siedzieli bardzooo długo ....

marzyłam o spokojnej karciance u Marcinków  ,lampce wina i zaśmiewania się do łez z tych naszych głupich tekstów...

rodzinne święta są przereklamowane .....a jak już to w najbliższym gronie i nie spraszać wszystkich naraz ,najlepiej każdego dnia inna grupa...

w tym roku to ja jestem zaproszona ....i jak można się było spodziewać zaprasza nas moja kuzynka ,która ma wielki nowy dom i wielką nową kuchnie ,wszystko ma wielkie ,łącznie z dupą....
 .......będzie ten sam skład plus jeszcze rodzinka jej męża ,to będzie mieszanka wybuchowa .....ale niech zobaczy jak to smakuje....


dzisiaj marzyłyśmy sobie z sąsiadką ,żeby zrobić wigilię na naszym blokowym dachu....bez tych rodzinnych koligacji i napinki....




......



niedziela, 13 grudnia 2015

joga.....

na weekend moja córka zabrała mnie do kliniki jogi.....wiedziała ,że nie będę chciała jechać i będę marudzić....

miałam zamiar nadal trwać w szoku ,a jako terapię uznać karciankę i koniak u Marcinków z czwartego...spakowała mnie szybko ,rzuciła młodemu kieszonkowe na pizze i pojechaliśmy...

byłam kilka razy w SPA ,na biwaku ,w górach i nad morzem ,ale na czymś tak fantastycznym nigdy....

już po pierwszym seansie tych ćwiczeń,bardzo zresztą prostych -poczułam siebie....poczułam spokój....

jedliśmy lekkie potrawy ,popijając wodą z miętą ,cytryną i imbirem....cały czas otaczała nas kojąca muzyka i piękny zapach....poczułam się błogo ,dobrze....

pani od jogi ,kobieta bardzo konkretna ,a jednocześnie delikatna opowiedziała mi przez jaką traumę przeszła....jakie doły zaliczyła....i jak sobie pomagała....

długo gadałyśmy ,siedząc w wygodnych ogromnych fotelach , w cudownej palmiarni ,wśród ćwierkającego ptactwa.....

mogłabym tam zostać na dłużej....  

nabrałam sił.....muszę tam zabrać dziewczyny z pracy....
potrzebna jest nam taka terapia...

po tym wypadku przyszedł do nas w prawdzie psycholog ,ale miał tak olewający stosunek ,że żadnej z nas nie chciało się uzewnętrzniać mu swoich doznań....

a tu po prostu niebo....tak właśnie wyobrażam sobie niebo...

w głowie mam jeszcze tą ciszę ....moja skóra pachnie jeszcze tymi cudownymi ,niespotykanymi na co dzień  zapachami....w pudełku w lodówce mam jeszcze na rano ,porcję smacznego jedzenia stamtąd ....



wracając ominęłyśmy ogromny korek prowadzący wprost do centrum handlowego....skupisko nerwów,pośpiechu i stresu....i po co

środa, 9 grudnia 2015

niebieskie frezje

jestem od tygodnia w  szoku.....
nasza koleżanka z pokoju ,
dziewczyna  bardzo pracowita ,sympatyczna -nie żyje...


zabił ją frajer ,zabił ją jak zwierzaka....tak zabijano świnie na wsi ,pamiętam u dziadków....

siedzimy od tygodnia w biurze w zupełnej ciszy....podajemy sobie tylko polecenia ,niezbędne informację no i odbieramy telefony,nic więcej.....nawet kawę pijemy osobno ,a zawsze co jakiś czas był tłok przy automacie....

z ulgą przyjmowałam zlecenia w terenie ,żeby nie siedzieć i nie zerkać na krzesło, na którym siedziała ta na prawdę fajna dziewczyna....nawet nie potrafię napisać jej imienia....żeby jeszcze nie dotarło do mnie ,że nie żyje....

wiedzieliśmy ,że mąż ją zostawił ,że popadła w dół finansowy,właśnie przez niego ,ale już prawie wychodziła na prostą....

ten jej zabójca był znajomym jej brata....

z tego co nam powiedziano ,to pożyczyła mu pieniądze....ona miała dobrą duszę....



 bardzo chciał te pieniądze pożyczyć , były mu potrzebne ,a akurat jej się zepsuł komputer i on słyszał jak dzieci się kłócą,kto go zepsuł,że nie będą mieć teraz na czym grać ,
więc wspaniałomyślnie zadeklarował ,że pożyczy im konsole....

przyniósł od razu,
dzieci zadowolone ,więc pożyczyła mu tą kasę....ponoć miał oddać zaraz na drugi dzień ,rano....

ale ,na drugi dzień kasy nie oddał ,ale już jej powiedział ,że chce konsole z powrotem ,
akurat pamiętam tą rozmowę...byłam z nią w terenie...pamiętam jak mówiła ,ze dzisiaj pracuje długo ,że nikogo nie ma w domu.....on też niby nagle gdzieś musiał jechać i nie miał czasu ,żeby na nią czekać ....na koniec zapytała się jak tam z jej kasą.....
rozmowa była dziwna ,słyszałam jego głos ,jego słowa z pretensjami....



pamiętam to i to co pamiętam zeznałam na komisariacie...

on zwlekał z oddaniem kasy ,ona zwlekała z oddaniem konsoli...

Aśka zeznała ,że słyszała jak mówiła mu ,żeby jej oddał kasę ,bo musi zapłacić za naprawę komputera....

on coś tam burknął .Aśka nie jest pewna ,ale chyba słyszała jak powiedziała mu ,że dzieci nie mają komputera więc pograją sobie na jego konsoli ,aż do zwrotu kasy.....


wieczorem  już nie żyła.....z tego co nam mówiono ,on zadzwonił do niej żeby zeszła na dół .....niby miał kasę....

najstarszy syn mówił ,że jak wychodziła powiedziała im ,że trzeba będzie oddać konsole ,trzeba ją zapakować....i tak też zrobili....



zeszła na dół....nie wiemy czy odbyła się jakaś rozmowa....ale zginęła po pierwszym ciosie siekierą...prosto w głowę....

przypadkowi ludzie zaczęli ją ratować ,złapano tego faceta....był na jakiś dopalaczach ,bardzo agresywny....

odebrano życie naszej koleżance za byle guwnianą konsole...

osierociła trójkę dzieci...była bardzo dobrą mamą ,zawsze myślała tylko o nich....rzadko sobie coś kupiła,chodziła w starych butach podklejonych kropelką....żyła biednie ,ale dzieci był zadbane...czyste ,oprane ,najedzone ...... fajne dzieciaki....

podobno pożyczyła mu 100zł ,miał oddać nazajutrz....jej brat jest załamany ,bo to był jego kolega.....brat mieszkał z nią....gdyby wiedział....

złożyłyśmy się na wieniec....jeszcze jak żyła mówiła ,że jak będzie bogata to zawsze na stole w jej pokoju będą stały w wazonie świeże kwiaty najlepiej frezje i to niebieskie....

dlatego wieniec przyozdobiony był niebieskimi frezjami...

stara Berta nie chciała się dołożyć do wieńca......

ale na pogrzebie trzymała w ręku spory bukiet białych róż.....

wszyscy płakaliśmy ,

po pogrzebie nie poszliśmy ani na kawę ,ani coś zjeść,każdy chciał uciec do domu i w ciszy jakoś sobie to ułożyć.....

zostały małe dzieci...jej brat przyciskał je do siebie....najmłodszy cały czas krzyczał :mama ,mama ,ja ce do mamy....

facet ,który ją zabił jest w areszcie ,jak był na prochach to mu guzik zrobią.....

zrobiłyśmy takie porządne paczki dla dzieciaków...pojechałyśmy tam we trzy....
dzieci smutne, tęsknią....nawet im się tych paczek otwierać nie chciało.....

brat zmobilizowany ,jakoś się trzyma...

powiedział,że wychowa je i zrobi wszystko ,żeby miały dobrze...o dziwo wróciła do niego jego dziewczyna,która go zostawiła  

....znam ją ,bardzo fajna ,bardzo mu pomaga....powiedziała nam ,że rozstała się z nim między innymi przez tą znajomość z tym frajerem,który zabił naszą koleżankę ...

powiedziała ,że też będzie pomagać ....



 dzieci smutne....nie chcą ani komputera ,ani konsoli ,chcą mamy....



w trumnie leżała  w garsonce ,którą kiedyś dostała od swojej kuzynki ,bo na nią była za mała...

pamiętam jak w niej przyszła do pracy ....zle się w niej czuła,cały czas marudziła ,że wygląda  w niej jak babcia,że nienawidzi tego koloru....ale nie było ją stać ,żeby sobie coś kupić....


na nogach w tej trumnie miała buty ,które sobie kupiła w niedzielę....na przecenach....Renia mówiła,że kiedy do niej zadzwoniła ,pytając o jakieś zlecenie ,wspomniała o tych butach.....

że średnio jej się podobały ,nie potrzebnie je kupowała i na dodatek lekko ją obcierają i pytała Reni czy z przeceny też można je zwrócić.....

nie zdążyła....

do nieba poszła w babcinej garsonce koloru ,którego nie znosiła i w za ciasnych butach.........