niedziela, 12 września 2021
Postanowiłam wpaść na niedzielną małą czarną, do famili, rodu, wzoru mojej matki.
W niedzielę do kościółka, dużo dzieci, wnuków, rodzinnie. Dobrze że zabrałam ze sobą zachwyconą nimi, moją rodzicielkę.
Kawa, ciasto i jakaś ciężka atmosfera. Wyczuwalna. I nagle jebło. W kościele owszem byli, rano, ale teraz wzięli się prawie za łby. Wyrzygali sobie, córka ojcu, żona mężu, całej jej rodzinie i jego. Język kwiecisty jak na katolika przystało.
Ah, jak mi ta kawa smakowała.
Subskrybuj:
Posty (Atom)