sobota, 29 grudnia 2012

po...

co do tej wyprawy....
to było bosko-owocnie....
przytargałam do domu trzy cudne rustykalne krzesła,pamiętają chyba obie wojny i najazd szwedzki ,cudnie białe nadgryzione tym najazdem szwedzkim...
moja kuchnia potrzebowała tych krzeseł....

pchli targ na którym sprzedawali Niemcy...
cholera świat sie konczy ,żeby kupować od niemca ....targować się z nim i wybrzydzać,że za drogo.....a on ci zjeżdża z ceny nieprzyzwoicie i dorzuca jeszcze kosz na chleb....
.....
był tam pan ze zmurszałą twarzą.....nazwaliśmy go człowiek marmur.....facet na tzw. stoisku miał kilka rzeczy ,ale jak zobaczył,że jestesmy zdesperowanymi fankami vintagu ....zabral nas do swojej małej ciężarówki i kiedy otworzył drzwi wielkiego bagażnika ,aż kucnęłyśmy z wrażenia...
czego tam nie było....
czego ja oprócz tych krzeseł jeszcze nie naciągłam do mieszkania....
jak dobrze,że domowego nie było ,kiedy gramoliliśmy sie z tym wszystkim....
ale dzięki tym pierdołom moje mieszkanie robi się zacne....tak powiedział dzisiaj pan hydraulik ,który w koncu łaskawie mnie odwiedził....po wielu pismach i zgłoszeniach ....
zacnie tu u pani....

i ma szczęście ,że ujął mnie tymi słowami i mu wybaczyłam,że olewał mnie cały tydzień ,a mi ulewała sie woda z karoryfra w łazience....
....
sąsiadka zakupiła wielki reagł....kosztował ją całkiem sporo....ale był tego wart....chociaż jej mąż warczał do wieczora....że w meblowym to cały zestaw by za te pieniądze kupiła i tapczan do tego...
co o tam się zna....

póznym popołudniem piłysmy już sobie kawę z pieknych filiżanek na jej zaszklonym tarasie....
a ona opowiadała mi o swojej pracy za granicą...
a prace ma złotą...zajmuje się starszą panią....
nic przy niej zbytnio robić nie trzeba....raz dziennie iśc z nią na spacer....na posiłki do pobliskiej restauracji ,raz w tygodniu na basen ,podac herbatę po 17 -stej ,właczyć tv na kanał seriale...a potem tylko zgasić światło ,żeby spała...
no złota robota....
nie to co u mnie ....szef zamiast złożyć nam noworoczne zyczenia ...owszem z lampką w dłoni oznajmił,że niestety będą redukcje....i wypił do dna...

wyprawa....

dlaczego święta nie mogą trwać dłużej .....bo nie można więcej jeść i uśmiechać się bez przerwy......
,,,,,
od rana wstąpiła we mnie moc....moc mojej sąsiadki z góry ,która własnie zjechała do domu z pracy za granicą...przyjeżdża na dwa tygodnie i w pierwszych dniach chce ogarnąć całą chatę zapuszczoną przez męża i dzieci.....
obie zwarjowałyśmy na punkcie stylu Vintage.....postanowiłysmy oczywiście ,że będziemy robić to własnymi rękoma....i nie jest łatwo ,ani czasu ,ani czasu ....ani czasu....
korytarz robie dosłownie po desce....po desce znienawidzonej błazerii.....będzie pięknie .....narazie jest ciężko....niejedna kurwa mać padła już w korytarzu....

dzisiaj ,nagle ,zaraz jedziemy na jakiś pchli targ i pewnie przytargam kolejne bibeloty do domu....
zawsze chciałam ,żeby mój dom był inny od wszystkich ,zaskakiwał ,czasem powodował dziwne uczucia i chyba tak jest....
uwielbiam starocie ,piękne serwety ,uwielbiam mój stary rzezbiony stół i jeszcze starszą przepiękną komodę.....
.....moja sąsiadka ma styl vintage ale nieco nowoczesniejszy...nasze style różnią się sporo ,ale przyświeca nam ten sam cel....

na obiad dzisiaj smażone ziemniaki i sledzie w śmietanie....młody pewnikiem będzie spał do południa....zanim mu się powietrze skonczy w pokoju ,będę spowrotem....
młoda jedzie z nami ,niestety .albo stety też łyknęła vintagowego bakcyla.....
zerkam na mieszkanie ,co by tu dokupić.....i w drogę.....
uwielbiam te sąsiedzkie wyprawy.....

a z rodziną

własnie nastawiłam zmywarkę i pralkę .....ostatni kurs poświąteczny....było tego....

święta mnie wymęczyły....ten nakaz rodzinności i szczęśliwości...
dałam radę to ogarnąć ,ale jakim kosztem....

ani chwili odpoczynku ,cały czas wysokie obroty ,krojenie ,składanie ,parzenie ,pieczenie ,dolewanie ....

jak dobrze ,że cię mam ,moja kochana zmywarko....bo juz bym wogóle wyzionęła ducha....

małżowina z wdzięczności przyssał się wieczorem do mojej szyji wyznając mi love,a dziatwa zrobiła rano kawę do łożka....prosząc abym jeszcze pobyła w domu ....jeszcze nie szła do pracy...
chyba przeczuwali ,że chce tam uciec i odpocząć.....

a podsumowanie świąt tzw. w gościach...
Wigilia u mamy -zacna....ale nie rozumiem dlaczego u mamy? babcia jest na chodzie i ma wielki dom....a do mamy zjedżają się wszystkie dzieci babci ,dzieci dzieci i dzieci dzieci dzieci....i moja zapracowana matka ma ich wszystkich ugościć w niewielkim salonie w imię świetego spokoju babciowego....
ale najgorsze jest to ,że babcia zawsze wygłasza płomienne mowy ,szczególnie jak jej sasiadki słuchają o tym jak trzeba trzymać rodzinę w kupie ,jak tradycja jest ważna i spędzanie razem czasu...
takie zwykle babcine ble ble ble.....

doszły do rodziny nowe osoby.....jedną polubiłam z czasem ....moge nawet powiedzieć,że ją uwielbiam....druga jest neutralna,ani mnie grzeje ani mrozi ,ale trzecia wkurwia mnie wybitnie....już takiego pewniactwa w zyciu nie widziałam....i najgorsze jest jak patologia próbuje udawać arystokrację....
obym jak najmniej musiała przebywać w jej towarzystwie....

nie zmuszajmy się szczególnie w święta do obcowania z ludzmi którzy nas irytują i wbijają szpilę....
święta mają dawać nam chwilę oddechu ,a nie chwilę bezdechu z podniesionym ciśnieniem.....

byłam też w calkiem nowym towarzystwie...i stwierdziałam,że nasza rodzina jest guwno rodzinna w porównaniu do nich....i teraz wiem dlaczego mój brat tak chętnie tam przebywa....
nasza rodzinność jest  dośc specyficzna....

jesli dochodzą nowe osoby typu synowa ciotki ,bratowa wujka czy inne  coś zaczyna się rozwalać ,jest tego zwyczajnie za dużo....
....
marzyłam w tym gwarze,żeby już siedzieć w swoim salonie przy swoim  rustykalnym ,wypucowanym  stole ze swoimi dziećmi,szaloną koleżanką córki ,która nie ma rodziny prawie wcale....z przezabawnymi kolegami mojego syna ,z dziwacznym kolegą mojego małżowiny i moimi sąsiadkami z czwartego,które mają wszystko w poważaniu łącznie ze świętami .....w tym towarzystwie zwyczajnie się nie spinam ....zakladam nogę na nogę popijam wino i krztuszę się ze śmiechu....mieszanka zainteresowań,pokoleń,wyznań i upodobań ,a jednak wszyscy dobrze się ze sobą czujemy....

a z rodziną.....to różnie.....

jak dobrze ,że już po świętach

niedziela, 23 grudnia 2012

dla rodziny

zawsze mówiłam ,że baby są głupie ,że tak się narabiają przed świętami...
a sama siedzę teraz i ledwo zipię....
tak się urobiłam....
sama wielkie zakupy z samego rańca...sama wielkie sprzątanie  ....praktycznie generalka ........i gotowanie....
moje dzieci nagle wpadły w zimowy sen....
z listy którą sobie spisałam zrobiłam prawie wszystko....nawet wykompałam psa....ale nie kupiłam sobie rajstop ,a przecież w Wigilię występuje zawsze w sukience....
....
pogoda dziwna...
młoda wyciągnęła mnie jeszcze do Kościoła....dziwnie ,że największy kościół w mieście zwyczajnie był nieczynny....z boku tylko mała kapliczka ....
ludzie byli zbulwersowani,bo przyszli wyznać swe grzeszki...
miałam im powiedzieć,żeby wyspowiadali się u księdza na fejsie ,bo on tam nonstop siedzi...
na prawdę ,żeby dorosły człowiek musiał się spowiadać facetowi w kiecce....który nawet go szczególnie nie słucha ....

ale lubie siedziec w Kościele....to miejsce ,które mnie wyhamowuje...bo cały czas gdzieś pędzimy....już tymi galeriami handlowymi to żygam....
chociaż zrobiłam fajne prezenty za całkiem przystępne ceny....
jeszcze muszę się przebić przez zaspy na wieś i można świętować....
....na jutro tez mam listę....

nie wiem czy to będą spokojne święta....moja sąsiadka spędza je sama z mężem ,podziwiam ją ,bo szykuje wszystko starannie ,pięknie ,smacznie i siedzą sobie przy stole miło rozprawiając o wszystkim....zawsze mają o czym rozmawiać...a ,nie jezdzi do rodziny ,bo tam tylko niepokój ....
a wigilię trzeba czuć się spokojnym....
i ma rację...jak można nie czuć niepokoju jak naprzeciwko ciepie siedzi teść i mlaska barszcz jak prosiak ,co chwila mówiąc do żony ,żeby przyniosła mu sól,może ocet ,może pieprz....w końcu mówi ci ,że coś się postarzałaś....

......w wigilię trzeba spędzać z ludzmi ,których się lubi...
w wigilię nie powinno robić sie nic na siłę....
a na pewno godzić się na siłę....kiedyś powiedziała mi to mundra psycholog....i odetchnęłam z ulgą ,że już nigdy nie usłyszę siorbania i mlaskania barszczu przez ojca mojego męża....ufffff.....nie muszę.....

mama sprosiła gości na zasadzie przeciwieństw ....zobaczymy jak wyjdzie....
....
żebym tylko jutro kupiła te rajtuzy....
i musze się wyspać,bo znów przez cały rok będę chronicznie niewyspana acz cały czas na wysokich obrotach ,bo ja z tych durnych bab ,co sobie flaki wyprują ,żeby rodzina była zadowolona.......


powinna wyrywać z dnia więcej chwil dla siebie ,bez najmniejszych wyrzutów.....amen

piątek, 21 grudnia 2012

specyficznie

zrobiliśmy sobie dzisiaj spotkanie opłatkowe...
oczywiście nie zakładowe....raczej nie chciałabym dzielić się opłatkiem ze żmijami....
....ale zrobilismy sobie spotkanie opłatkowe z moimi znajomymi...
rzadko się widujemy...zwyczajnie jestesmy zatyrani ,zmęczeni i cenimy swój wolny czas ,którego niewiele...
nasza znajomośc jest dość szczególna ,bo znamy sie z harcerstwa! z oaz ,a  z M. znam ze szkoły ....nasza grupa liczy sobie całe siedem osób i to najbardziej wporządku ludzie jakich znam....czterech panów i my trzy
żałuje ,że nie możemy spotykać się częściej ,chociaż wirtulanie gadamy codzień...
tym razem było u
mnie....
bardzo, ale to bardzo skupilam się na wystroju mieszkania ,uwielbiam to robić,ale teraz przeszłam samą siebie....chociaż okien w dużym nie umyłam....i już....
mało miałam czasu,uszka kupiłam u takiej pani ,barszcz z kratona ,karpia zrobiłam sama....mama upiekła mi ciasto...
ale najwazniejsze ,że sobie posiedzieliśmy ,pośmialiśmy się,wypiliśmy kilka butelek wina....mój młody z kolegami zrobili nam super oprawę muzyczną....za co  jestem  mu wdzięczna....
......
zwyczajni ludzie,obcy....każdy ma swoje własne piekiełko ,ale łączy nas jakaś magiczna więz i oby zawsze łączyła.....
nie wciągamy w to naszych "połówek" bo raczej by nie zrozumieli ,raczej popsuli.....
i chyba  chciałabym z nimi spędzić święta...tak zwyczajnie bez tego rodzinnego ubabrania....
no ale rodzina to obowiązek nieprawdaż.....



jutro miałam mieć wolne ,ale szef  kazał nam przyjść....obiecał wcześniej ,że która będzie chcieć urlop to podpisze....obiecał ,nie dotrzymał....
złożył nam specyficzne życzenia ....: że jak nam się nie podoba ,to droga wolna ,a po nowym roku będą zwolnienia...
więc wiadomo ,żmije będą jeszcze bardziej żmijowate....
mam dosyć tego dzikiego kraju...tylko u nas człowiek człowiekowi wilkiem...
a niby tacy katolicy ,każdy pójdzie w święta do Kościoła....aby potem ziać jadem na lewo i prawo....


......

niedziela, 16 grudnia 2012

ciąg dalszy

jest lepiej .....obudziłam się sama z siebie....wyspana....
w sumie obudził mnie rumor w łazience....słyszałam głosy kolegów młodego....jakiś szelest....i trzask zamykanych wyjściowych drzwi....

no tak cały mój syn....

karp z miski wyparował....
pewnikiem akcja :   uwolnić karpia....

czy mój syn myślał ,że ja tego karpia naprawdę ukatrupię?
zjeść bym zjadła,bo lubie ,ale żeby zabić....

ciekawe gdzie go uwolnią.....
jak powiem to babci ?....

i przypomniało mi sie jak babcia te kury siekierą w szopce zabijała na święta....
siekierą ciach trach....kura nie miała nawet szans na podsumowanie swojego kurzego życia ,bo babcia wymachiwała tą siekierą jak zawodowy drwal.....

ale pieczyste dobre było....mmmm...

no przecież jesteśmy mięsożerni....nie da sie ukryć.....

babcia łączyła się ze mną osiem razy
....dzisiaj jej powiem ,że czuje się lepiej ,nie rozpaczam ,odwiozę młodą na uczelnie i jadę na zakupy....
więc babcia da mi spokój....
zresztą pewnie dzwoni już do mojego kuzyna ,który ponoć dał z liścia swojej nowo poślubionej małżonce....bo wróciła pozną nocą.....
skąd wiem?
bo oczywiscie mądra małżonka mojego kuzyna dała info na fejsa....
teraz wszystko sie daje na fejsa....
ale żeby tak dokładnie?

babcia będzie dziś żyć tym tematem....
mój dylemat przy tamtym to pikuś.....

cóż....
wchodząc na fejsa też zwróciłam uwagę na wpis małżonki mojego kuzyna....
nie napisała dosłownie ,że dostała w ryja ,bo szwędała sie po nocy z koleżankami....
napisała ,że faceci to huje ,a mężowie to huje do potęgi.....

cóż....
o jej przeszłości chodziły legendy....ale niby siadła na dupie i sie uspokoiła...
szczególnie ,że ma małe dziecko ,z kimś tam....na pewno nie z moim kuzynem...
chociaż jak ciotka popije ,namolnie ,usilnie wręcz upierdliwie doszukuje sie podobieństwa między swoim synem i synem swojej synowej....

kiedyś moja matka ,dla świetego spokoju powiedziala,że bardzo są podobni ...i to ciągnie się za nią jak smród po gaciach....

cóż...
wyleje wodę po karpiu ,pewnie pływa już w zimnej wodzie naszego osiedlowego jeziora ,chłopaki pewnikiem dali mu jakies huczne imię i zagrali na dobrą drogę....

cóż...
po moim psie jeszcze dlugo nie zapomne....wiele po nim rzeczy jeszcze wala się po mieszkaniu....

trzeba żyć.....bo cholera wie ile jeszcze tego życia zostało....
i podstawa....
drobne przyjemności....
codziennie sprawmy sobie drobną przyjemność....

i wyrwijmy z dnia chociaż pół godziny tylko dla siebie....
no....godzinę....

w sklepach pewnie wrze....
tradycją już jest....że trzeba odstać swoje w kolejce w markecie...
w tamtym roku w tej kolejce poznałam Kaśke....
super fajną babkę....z którą od czasu do czasu popełnimy wino u niej ,albo u mnie....

ogólnie jest lepiej ,chociaż nie mam serca usunąć z tapety kompa ,zdjęcia mojego kochanego psa..


ostatnie doniesienia z fejsa....małżonka mojego kuzyna wyparowała tak jak mój karp z łazienki....

dobrze ,że babcia ma darmowe minuty

sobota, 15 grudnia 2012

pozbierać

w nocy umarł mi pies...
nie zdechł tylko umarł ,najlepszy przyjaciel jakiego miałam....
i cholera nie mogę sie pozbierać.....

ciężko było od tygodnia...
wczoraj zebrał się resztkami sił i przyszedł do mnie o 1-szej w nocy....słyszalam jak idzie,wiedziałam po co idzie....
umarł mi na rękach....tuliłam go ,mówiłam ,a łzy kapały  na jego bujną sierść.....

spojrzał na mnie jeszcze ostatni raz....i wydał z siebie taki ciężki oddech jakby wypuścił z siebie swoją duszę...
będę ten obraz mieć przed oczami zawsze....
nie musiałam go usypiać,jak sugerował weteryn....umierał spokojnie nie wadząc nikomu,zawsze był grzeczny....cholera no! to był taki fajny pies....

siedzielismy z dzieciakami nad jego zwłokami do rana...wspominając....od czasu do czasu młody stwierdzał,że chyba jednak żyje....
wyniosłam go o bladym świcie na balkon....rano ledwo wstałam poszłam go odwinąć ,żeby jeszcze raz na niego popatrzeć.....
....
snuliśmy sie po mieszkaniu .....
ojciec zabrał go żeby pochować u siebie na wsi....drogi tak zasypane,że nie pojechaliśmy.....

babcia jest jednak zimnym draniem,zeby nie napisać zimną suką ,bo stwierdzila,że zbyt mocno rozpaczamy....że kto to widzial,żeby po psie tak wyć.....
tam dzieci zabił szaleniec w USA to dopiero tragedia...
wiem...
ale naszą tragedią jest to ,że nie mamy psa....
i współczuje tym rodzicom....cholera stracić zdrowe dziecko w taki sposob....
wspóczuje im tych sekund kiedy czekali na info czy ich dziecko mialo szczęście czy nie....

ale ja teraz też przeżywam mój smutek ....

mój pies miał dobre życie....umarł ze starości....
ale i tak przykro....
pozbierałam jego rzeczy....jego koc tak nim pachnie ,że juz kilka razy zachodziłam do schowka ,żeby go powąchać....
nasza suka zwinęła się w kąt.....
jak dobrze ,że jest....też przeżywa

babcia nie lubi zwierząt....że też to moja babcia? ceni sobie wygodę...
a ja nie wywobrażam sobie domu bez psa....co to za dom ....?
najlepiej jakby był i pies i kot....
nie wyobrazam sobie dnia bez wieczornych spacerów z psami....porannych i popołudniowych też....

cały czas słyszę jego truptanie ,zerkam czy wchodzi....na spacerze oglądam się czy wyłoni sie zza rogu ,bo zawsze gdzieś sie zagapiał.....

babcia twierdzi ,że będe mieć wiecej czasu dla siebie...
a pierdziele ten czas....
spacery z nim mnie odstresowywały....

dostałam kilka kondolencji...ludzi którzy rozumieją .....nie chciałam ,zeby dzisiaj ktoś wiedział,ale wiadomo młoda odrazu dała info na fejsa....teraz wszystko się daje na fejsa....
ale miło,że współczują....

wczoraj miałam straszny dzien w pracy.....taka presja jakaś i cały czas :uważajcie bo was zwolnią, chyba będą zwalniać,po nowym roku ma kilka osób polecieć - tak w kółko ten sam tekst...

mam dosyć tej paniki ,a niech w koncu zwalniają....

ilość urzędasów u nas w firmie jest ogromna ,kto będzie na nich robić? jak nas pozwalniają.......
gniazdo żmij....nie mogę słuchać tej paplaniny ....tych plot ,falszywych uśmieszków ....
Polak Polaka utopi w łżyce wody....a Polka -Polkę....w kilku kroplach...

ta paplaninię ,ten jad i syndorm zwolnienia szło w siną dal jak przytulałam mojego piesa wracając do domu...
a teraz go nie ma....
babcia twierdzi ,że dobrze ,ze teraz, a nie na wigilię.....mogłabym im zepsuć rodzinny grajdołek....
popołduniu zadzwoniła szósty raz ,żebym poszła do tesco ,bo sa karpie ...niedrogie...kup cztery...
poszłam....stałam nad tą wielką balią z karpiami i beczałam....
biedne ,ledwo żywe i zaraz ktoś podetnie im gardło....
tak beczałam,że sprzedawca  zapytał czemu tak beczę....
powiedziałam mu o moim psie....
facet wypytywał ,ja opowiadałam....i cholera tak mi lekko się zrobiło po tym wywiadzie,jak po wizycie u psychoterapeuty....też niedawno umarł mu pies i to tak nagle...
potem podarował mi karpia, żywego....poklepał po plecach ....
nie zdąrzyłam mu powiedzieć,że potrzebuje cztery sztuki oczywiscie za gotówkę.....
zreszta babcia odwołała ,bo niby za drogie ....wezmie ze stawów z sąsiedniej wsi od znienawidzonego sołtysa...
a nasz karp pływa sobie w misce w łazience ,pluska,aż miło ,młody gra mu na gitarze,a suka nieodstępuje go na krok....

babcia kazała mi go zabić alkoholem...namoczyć wacik i mu dać.....uśnie i wtedy ciach trach....
wyłaczyłam komórkę....telefony od babci wysysają ze mnie resztkę życia....
dzwoni zawsze w tych momentach kiedy może się popastwić....


jutro babcia pójdzie do kościółka....myśląc czy zabiłam tego karpia czy nie....

.....
brakuje mi mojego psa....
ale muszę się pozbierać.....









niedziela, 9 grudnia 2012

z obcymi

mój syn typowy samouk ,gra na gitarze..... booosko....


choć on uważa ,że grać nie umie ,a ja jestem jego matka i dla mnie będzie zawsze bosko....

jak założyli zespół liczyli na karierę.....nastawili się ostro i to był ich błąd....
ale wiadomo początki zawsze trudne...
chlopaki zdolne ,ale się podłamali....
i wtedy jeden z ojców chlopaków tak mądrze im powiedział,że przecież grają bo lubią ,kochają to ,więc niech sobie grają dla przyjemności....a kto wie może kiedyś....

zmówilismy sie z tymi rodzicami i wynajmujemy im jeden z garaży na obrzeżach miasta.....i tam sobie grają.....
no i ,ktoś ich tam uslyszał i zaproponował im żeby zagrali najpierw na takim lokalnym koncercie,teraz maja grać na Orkiestrze Owsiaka...
i starczy......

z racji tego ,że przygotowują swój program wczoraj zaprosili nas do tego  garażu na koncert ,nas czyli rodziców....
zajechalismy w ten zimny sobotni poranek....w garażu próba trwała ,huk niezły....i troszku zimno...
  w sumie rodziców nie znam dobrze....z większością rozmawiałam tylko przez telefon.....
wiem ,że takie ą,ę......
pan lekarz ginekolog,pani zasiadająca w radzie nadzorczej pewnej firmy,nauczycielka ,własciciel piekarni i własciel motelu i pani stomatolog ,no...i ja włascicielka stanowiska pracy ....

przywitalismy się ,
w środku krzesła ...brudne jak cholera ,ale przecież znamy swoich synów jak nikt inny....
i zaczęło się....
troche się wzruszyliśmy w pierwszy utworze...ja to obowiązkowo rycze....
potem było ostrzej....
i zimniej....
i tu zadziałała przewidywalność pana doktora -ginekologa i pana własciciela piekarni przynieśli po butelce wina ....rozlaliśmy ukradkiem w plastikowe kubki w fajnym kształcie ....
i zaczęło być nam coraz cieplej....

po czwartym kubku już skakalismy pod "sceną" ,ojciec Eryka machał marynarą ,ja z nauczycielką i stomatoloszką trzepaliśmy włosami ,z płuc ginekologa wydzierały się dzikie okrzyk....co utwór to głośniej....skoczniej....i polewamy....
chłopaki grali pięknie....młody na tej nowej gitarze co wydałam na nią swoją całą pensyję tak "dawał" ,że aż miałam ciary.....

ostro szli....


do chwili kiedy drzwi garażu otworzyły się i stanęli w nim policjanci....dokladniej pani policjantka i pan starszy policjant....że niby huk tu taki ,krzyki jakby kogoś ze skóry obdzierali....
poprosili nas na zewnątrz....
zaczeli spisywać....a my lica gorejące ,huh,ruchy taneczne ....

dużo nie spisali ,bo pani policjantka rozpoznała swojego lekarza ginekologa ,a pan starszy policjant w święta wyprawia wesele w hotelu ojca Grzecha....

po zakonczonym koncercie naszych synów właśnie tam sie udaliśmy....

szczerze...

dawno tak się nie ubawiłam ,nie uśmiałam ,nie upiłam....z zupełnie w sumie obcymi ludzmi....


posiadanie tak muzykalnych synów zobowiązuje....

młody dzisiaj zajrzał do mojego pokoju lekko kręcąc głową....pokazałam mu okeja...
bo grali booosko.....
i dadzą czadu na wielkiej orkiestrze.....

chcą jeszcze przed ,czyli po świętach zrobić jedną próbę i zebysmy znów byli....

owszem będziemy z Jackiem ,Honorcią ,Piotrkiem ,Julką ,Adrianem i Bartkiem (bo już jesteśmy na ty).......
okrzyknęlismy sie grupą menadżerską i uj.....

jak dobrze wypić wódkę z całkiem obcymi ludzmi....fajnymi w dodatku....
taka jestem oczyszczona i nie uwikłana.....



sobota, 8 grudnia 2012

koniec świata

21 grudnia 2012 roku wszystkie elektrownie na świecie powinny zgadać się ze sobą


i wyłączyć prąd na jakieś 10 minut.

Ot tak po prostu, aby ludzie się posrali ze strachu...





kołatanie

na Mikołajki fundłam sobie masaż...
w firmie panie biurowe roznosiły ....
ja fizyczna z dumą wzięłam do biurowej kupon z 30% rabatem.....

i poszłam....

masaż rewelacja....
kobita skupiona na masażu ,więc mogłam sobie pomilczeć....
zdecydowanie nie lubie pogaduszek w takim momencie....
naprawde się zrelaksowałam...
szkoda ,że nie bylo tam jeszcze jakiegoś baru z kawą....
posiedzialabym ,podumała...
a tak po masażu wyszłam odrazu w huk ulicy ,na dodatek przymrożonej.....

w domu naszłam moje dzieciarnie w trakcie kłótni....młoda walnęła z hukiem drzwiami ....młody zaczął ostro grać na gitarze....
pies znowu jakiś nieswój....
a ja po tym masażu na środku korytarza.....

w kuchni też sodoma...
ale odkąd mam zmywarkę ,żadne gary mi nie straszne...

a tak mi sie marzyła po tym masażu ,kawa w ciszy w posprzątanej kuchni ...i nogi na stole....

niestety jesli masz dzieci ,nie masz świętego spokoju....i wiecznie jakaś szklanka lub kubek stoją w zlewie....

a jak masz jakieś wąty to usłyszysz: mogłaś mnie nie rodzić...
i koniec tematu....
lepiej nie zaczynać....

wogóle mundra kolezanka psycholog powiedziała mi ,ze musze przeczekać ten głupi wiek młodego....
no to czekam...
a ja cierpliwa jestem dość....
dużo rzeczy spływa po mnie jak po kaczce....
ale kiedyś wybuchne.....

.....chociaż warto czasami zwyczajnie wysłuchać,bez jednego komentarza i przewracania oczyma....

młody ze szkoły przychodzi nabuzowany....zawsze twierdzi ,że ja zgotowałam mu szkolny los i że w szkole marnuje sobie życie....że jest huk na lekcjach,dziewczyny są głupie i puste i dlaczego zadają do domu,w Skandynawii nie zdają do domu i luz jest skandynawski.....

przez pół godziny mówi prawie krzycząc ,a potem

wycisza,wycisza ,aż pada to magiczne slowo: mamuś może po herbatce....

bo my z synkiem to typowi celebryci herbaciani.....
i trzymamy te gorące kubki w dłoniach ....w różne wzroki ....każdy ma swój i pijemy ten gorący napar rozmawiając o nieco przyjemniejszych sprawach....
przeczekałam,wysłuchała,luz.....

ale ogólnie uważam ,że panie psycholoszki nie mają pojęcia o co w zyciu chodzi...tym bardziej ,że jej syn tej psycholoszki dwa razy uciekł z domu.....raz wrócił pijany w srodku nocy budząc pół osiedla,raz musiała go odbierać z komendy....
takie cudowne dziecko cudownej psycholoszki.....

szewc bez butów chodzi...wiemy wiemy...

zastanawiam sie gdyby księża mieli dzieci...
jakby to było....bo rady to umieją dawać i pouczać....ah jacy oni święci...szkoda!
ich dzieci byłyby djabłami wcielonymi co nawet egzorcysta by się nie podjął i wyszedł z siebie ......

nie znosze tych księżulkowych mądrości....ludzi ,którzy poszli w życiu na łatwiznę....
a w ogóle o czym ja ? miałam pisać?


a że jest piąteczek!!!

i mam sobotę bez budzika....

i zima okrutna....nienawidzę...

nie wiem czy jutro stroić mieszkanie....
czy wyciagać tego hohoła z pawlacza....
młody twierdzi ,ze jest ateistą....młoda chce żywą małą choinkę....
a mi się marzy nowa zastawa na stół....może czerwone talerze...
pięknie nakryty stół.....jedzenie średnie...ale nakrycie to będzie coś...
goście z zachwytu będa stać pięc minut w progu....

jutro robię rybę z serem...coś tam coś tam....przepis cioci....
apropos cioci....
te uczone kobity to gorzej "łoją" niż te proste....
ciotka "łoi"...... potem silnie skrapia się perfumem....myśle ,że to przedostatnie stadium alkoholizmu...potem tylko AA....

martwi mnie mój pies....wkurwia weterynarz....jego jedyna rada :uśpić...
jak mogę uśpić członka rodziny....
mojego przyjaciela...
i co był i go nie będzie?
komu będę opowiadać jak minął mi dzień....?

narazie śpi smacznie,zjadł....oznak męczenia się nie widzę....

łóżko zaprasza mnie odchyloną kołdrą....w szkocką kratę....
chociaż w sypialni ostatnio króluje fiolet....

jestem w szoku ,bo nasza pani Kasia z drugiego ,która rzekomo wyjechala do córki do Anglii ,nagle pojawiła sie w swoim mieszkaniu....
jak mi zrelacjonowała nasza wszystkowiedząca  Danka.....pani Kasia jest wychudzona ,prawdopodobnie łysa z chustką na głowie...
żadna tam Anglia....rak....
pamiętam slowa pani Kasi....że człowiek ,który najbardziej o siebie dba,najbardziej dostanie zdrowotnie po dupie....
ona nie jada mięsa....tylko gotowane warzywa ,owoce....biegała rano...pływała wieczorem....
a francowaty rak dopadł ją nagle i podstępnie....

pies dziwnie zaczął chodzić po domu....niespokojnie...młody twierdzi,że go kostucha gania po chacie....

straszne jest to ,że jak sie urodziłeś to napewno umrzesz....
że też innej opcji nie wymyślono.....i mój pies o tym wie.....

młody przyniósł mi gorącą herbate z cytryną....
sam z parującym kubkiem znikł w czeluściach swojego azylo-pokoju.....on po 23 dopiero rozpoczyna życie...

myśle ,że się wyśpie....a te myśli przestaną mi się kołatać po głowie...tak wszystkie naraz.....

marzą mi się botki skórzane....nawet takie widziałam....ale kosztują zbyt wiele...
a ja chce tą czerwoną zastawę....

nie no dopijam i spać.....


niedziela, 2 grudnia 2012

wolno ,nie wolno

sobota jednak nie była taka jaką sobie wymarzyłam...
 im bardziej marze o świętym spokoju ,tym tylko mogę sobie o nim pomarzyć....

tąpnięcie w moim życiu ....czyli dramatyczne wydarzenia środowe ,wzbudziły w moich bliskich dziwne uczucia...jakby nagle mogło mnie zabraknąć....

niby miłe....

ale w ramach tego mogliby dać mi święty spokój.....

tak się zastanawiałam nad tym,że może to być jakiś znak....jak to powiedziala moja babcia...
babcie zawsze widzą jakieś znaki.....

ja na te znaki jestem mało wyczulona ,ale wydaje mi się,że ten ósmy zmysł mam.....że przeczuwała to.....

ciocia wprosiła się na sobotnie śniadanie juz o dziewiątej....
była naprawde głodna....do czwartej koczowała pod drzwiami swojego mieszkania...które kupiła jej ,jej matka ,a nie wpuścił ją do niego ,jej mąż ,który w posagu wniósł tylko szafę.....(o tej szafie chodzą już legendy)

jak już ją wpuścił,coś tam gadając....ciocia nie chciała powiedzieć co....ale każdy głupi się domyśli ,że była to niezła litania...

co to jest ,że jak facet wróci nad ranem po całonocnej balandze z kolegami ,to "uchodzi",a niech czasem się zrelaksuje,on tak ciężko tyra calymi dniami....

ale jak kobieta wróci nad ranem po balandze z koleżankiami,to odrazu ,że pijaczka ,puszczalska i zła matka....

więc    

 jak juz ją wpuścił ,odrazu zasnęła na kanapie w salonie....piętnaście po ósmej ,usłyszała rozmowy w kuchni....nagle odwiedzila ich teściowa....piła kawę z syneczkiem....

.... prawie na czworakach ciotka wyszła z domu....
no i ......kiedy własnie konczyłam robić sobotni twarożek ze szczypiorkiem , zasiadła do stołu....
ale nie powiem....było smiesznie....
moje dzieci uwielbiają tą starą warjatkę....a ona uwielbia ich....
uśmieliśmy  się.......

mniej weselej zrobiło się kiedy u drzwi stanął jej mąż....
była to ostra rozmowa...znaczy monolog....
ale młody hamował mnie ,żeby się nie wtrącała....
więc siedziałam cicho....
ciotka tylko zajrzała do kuchni ,pomachała do nas smutno i pojechali....

wieczorem dzwoniła ,że nie jest zle,pije mięte...ale huja nienawidzi....
....
wieczorem wpadli sąsiedzi,koleżnka córki i grupa rockowa mojego syna,narazie nieduża ,bo trzy -osobowa ,ale ma huczną nazwę....

wszyscy wygłodniali jakby uciekli prosto z Auschwitz....
na szczęście po wyjściu ciotki ,wzięły mnie takie nerwa ,że nagotowałam gołąbków ,upiekłam mięcha i upieprzyłam z młodą dwie sałatki....

ciekawy zestaw ludzkich gatunków siedział przy moim wielkim stole........
stole ,który dostałam w spadku po mojej babci...piękny poniemiecki ,rzezbiony...kocham ten stół,te krzesła...
krzeseł mogłoby być więcej.....

młody z chłopakami jak już zjedli wszystko,ładnie nam grali i śpiewali....
przelewalismy wosk ,który sąsiad przygotował na piątek ....śmiechu było....

rano wyniosłam pięc pustych butelek po winie,jedną po wódce i puszki po piwie....
.....młodą zawiozłam na zjazd ,twierdziła,że wytrzyma dwie godziny i zjazd na chatę....
jak wychodzilismy na palcach,
sąsiadka spała smacznie na mojej kanapie w gościnnym....
bo sąsiadowi się szwedacz włączył i wybył z chaty przed dwunastą,czyli zaraz jak wrócili odemnie.....
ale jak wiadomo facet może....niech sie chłop zrelaksuje....
tyra cały tydzien ,więc może sobie kiedy chce wyjść na ile się chce na "wolność:.....




jeszcze o nich dwóch

no i niedzielne popołudnie...połowa ludzkości ma teraz nerwa ,bo jutro do pracy....jutro budzik zadzwoni o 4.15 ,psy powitają cię zerdecznie ,zwleczesz się z łóżka zła i załamana ,żeby wyjśc z nimi na siku....
one mają dobrze...potem odeśpią....
....mogłabym pracować od 9-tej do 12-tej :-)  albo od 14-tej do 18-tej....marzenia...
pracować ile się chce od ktorej sie chce....i zarabiać ,żeby przed 10-tym mieć chociaż stówę w portfelu....

czytam Li....tą od ugotowanych,tą co czytam dobrych kilka lat....
jak własnie zrobila sobie kompiel i zanurza się w pianie...niestety po tym jak ją zobaczyłam na live ,widzę tylko grubą babę wchodzącą do wanny  .....kiedys wyobrażałam sobie kobiete-sarnę ,która pławi swoje gibkie ciało w tej pięknej wannie ....
czytam Li jak obwija się kocem i czyta książkę....kiedyś zazdrościłam jej takiego luksusu ,"wyrywania" czasu dla siebie,po pracowitym dniu....robiła to dośc często....

teraz wiem,że za często Li leży pod tym kocem...
ruch dobrze by jej zrobił.....
wolę czytać ksiązkę tuż przed snem,ledwo dwie kartki i odlot i mieć w miarę smukłe ciało....

kurwa no! ta baba zburzyła mój-jej świat idealny!!!!

oczywiscie tego jej nie napisze....wogóle dziwie się ludziom ,ktorzy teraz pastwią się nad nią w komentarzach....jest jaka jest....

a w sumie się im nie dziwie ....tez wyobrażali sobie boginie,bo ona tak opisywała ah....która radzi sobie ze wszystkim i wygląda przy tym świetnie...

owszem wybudowała piękne poddasze...ogarnia swoje samotne życie...
ale nie ogrania swoich kilogramów...i juz nie ogranie ...po 40-stce ,przy tych jej leniwych popołudniach pod kocem...
wiem ,że to nie moja sprawa ,ale ona karmiła mnie swoim idealnym życiem...
a potem wystąpiła w tych ugotowanych....szlag....
po coś Li sie nam pokazywała!!!

naprzykład zakurzona od początku pisze jaka jest,ba,nawet wstawia dużo fotek ze swojego życia....nigdy nie karmiła nas ,wyobrażeniami o sobie....

wydaje mi się,że nie ma za czysto w chacie...przy dwoch kotach i dwóch psach ,może i jest ten zapaszek(chociaz u Li pachnie ,napewno pachnie mimo trzech kotów i psa)....ale pokazuje nam tą swoją w sumie biedę,nieład i swoją "bogatość duszy "i to układa się w piękną całość....eh uwielbiam ją.....
ona mi niczego nie zburzy....wręcz przeciwnie ....
dodam ,że Li ma panią od sprzątania....

niestety albo stety ,świat wirtualny to nasz świat...

i lubie go....chociaż nie mam na niego czasu....real za bardzo pochłania........

jak On

ten post poniżej...jesli macie jakiś głupi problem ,który napewno niedługo się rozwiąże ....to się wstydzcie....ja się wstydzę,że narzekam czasami na takie pierdoły zamiast cieszyć się zyciem ...jak On

sobota, 1 grudnia 2012

Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń!

wieczór

Własnie odwiozłam młodą na uniwerek....
wstawiłam pranie ,odpaliłam zmywarkę....mam zaplanowane menu na obiad....

kawa teraz kawa...

troche my niewyspane dzisiaj....młoda lekko skacowana ,bo wypiła dwa konkretne drinki i poszła pózno spać....

fajnie nam ten andrzejkowy wieczór płynął w naszym salonie ,mlody nam grał na gitarze,cos tam leciało w tv....
ale niestety nie było nam dane...
bo telefon aż sie grzał....

moja ciotka wprost nie może jak ona bawi się świetnie....powiedzmy ,że świetnie....a ja tego nie widzę.....

i dzwoniła....

z tego co mnie odgłosy dobiegały była tam tez moja matka i ulubiona pani Ula ,a że młodej chciało się tanczyć...
więc poszlysmy do tego pubu....zatłoczonego z glośną muzyką i ogromnym podświetlanym parkietem.....
....
ciotka odkąd wydała swojego syna za pewną cwaną istotę pije jeszcze więcej niż piła przed....
kiedyś lubiłam ją do siebie zapraszać....zawsze było zabawnie....
przebierałysmy się ,warjowałysmy ,fajnie było....
ale kiedy ją te kłopoty przytłoczyły....zaczeła pić inaczej i po tym piciu zaczęła być agresywna....

jakby chciała żebyśmy poczuli się tak podle jak ona....

bawiła sie w tym klubie średnio świetnie ,bo wiedziała,ze jak wróci pijana do domu,napewno będzie się wszystkich czepiać....i napewno rano nikt nie będzie chciał z nią gadać.....

dosiadłam się ,próbowałam wniknąć w temat,bo o czymś tak zaciekle dyskutowały ,moja matka miała silnie skupione brwi,
 młoda ostro poszła w tany....

w tyle głowy miała sielski obrazek:
moja sypialnia ,zapalone lampki ,które dają cudnie przytulne światło....cicho nastawiony telewizor i ja z książką....z nogami lekko uniesionymi...lampka wina....i błogi spokój....
dlaczego takie spędzanie czasu dla mojej ciotki jest dziwne?

kontem oka dojrzałam Gochę.....powinnam być speszona ,ale nie byłam....
cały tydzien wydzwaniała do mnie ,że organizuje zlot klasowy akurat w andrzejkowy wieczór....
wydzwaniała ,pisała...powiedziałam ,że mam inne plany

odkąd powstała nasza klasa....Gocha dostała kociokwiku....organizuje zloty....
nikt jej w tej klasie nigdy nie trawił....a ona nagle zapłonęła sentymentem do tych ludzi....
oczywiscie powod jest inny....ona wykorzysta każą okazję,żeby wyrwać się z domu ,od tego swojego niby cudownego męża....i dzieci dla ktorych nigdy nie ma czasu....
ma taką potrzebę....wyszumienia się....
nie może zrozumieć ,że niektórzy takiej potrzeby nie mają.....

ogarnęłam szybko ten jej zlot....była tylko ona i Dorota z nowym facetem....migdalili się jak nastolatki ,Dorota miała zarzuconą nogę na jego kolano....
a obok Gocha z tym swoim drinkiem....to już legendrane...pazerność drinkowa Gochy....
nie wiem czy on jej zabiera kasę przed wyjściem....czy wylicza....
...
ale jak się organizuje zlot ,idzie się na imprezę do pubu to chociaż na dwa drinki kasę powinno się mieć....

Gocha kupuje jednego drinka ,pije go oszczędnie przez cały wieczór....

pije ,szaleje ,wije się na parkiecie....wszystko jakieś sztuczne u niej....czasami próbuje to zrozumieć ,czy to jakiś krzyk rozpaczy?

na drugi dzien pisze na nk ,że ma kaca i ,ze oczywiscie :było zajebiscie musimy to powtórzyć.......
Gocha uwielbia dzien kobiet w tym niebieskim pubie ...tam na wejsciu dają niebieskie darmowe drinki....
wtedy juz w ogóle jest szczęsliwa....

siedziała lekko kołysząc się na boki ,jak jej pomachałam zaczęła żwawiej się bujać,wydając z siebie dziwny pisk....jakby chciała pokazać ,że jest w imprezowej ekstazie....Dorota z boku szła w ślimaczora z tym łysym facetem.....
zlot ....

ciotka wywlekała jakies rodzinne sprawy ,moje też....ona lubi wywlekać ,robi to ,żeby przykryć swoje problemy....
to takie błaganie : no powiedzcie kurwa ,że tez macie takie kłopoty jak ja!

przebrnęłam przez salę ,mijając moją tanczącą intensywnie córkę....
dosiadłam się do Gochy....

nawet mnie to bawiło ,jak tłumaczyła dlaczego tak mało ludzi na zlot przyszło....
i kiedy zadzwonił ten jej ,bo on dzwoni co godzina ,jak tam?
błagalnym ruchem ,oczyma sarnimi oddała mi swój telefon....

mam to wyuczone ,więc rozbawiona z lekko przeciągłym głosem powiedzialam do sluchawki : no cześć ,to ja ,jest super,Gocha jest grzeczna....wszyscy przyszli bawimy się bosko....juhuuuuu

nie wiem dlaczego ale jestem dla niego autorytetem...jesli ja jestem na zlocie Gocha jest bezpieczna....

coś tam faflunił mi do ucha ,czy Gocha dużo już wypiła....
miałam mu powiedzieć ,ze jak zwykle jednego drinka przez zęby....
ale ugryzłam się w język...
...
nie wiem o co chodzi w ich związku....

powiedziałam ,zeby dopiła tego drinka ,bo chce jej postawić wściekłego psa....

szybko przechyliła ...az się zachłysnęła....

....
wysluchałam kilka spraw o jej zajebistym mężu,znaczy sprawiałam wrażenie ,że słucham....i wróciłam do stolika bazy....

ciotka była już w siódmym stadium upojenia alkoholowego...
tak jak Gocha kupuje jednego drinka na cały wieczór,tak ciotka kupuje zawsze o jednego drinka za dużo.....

nie miałam zamiaru oglądać ani sponiewierania ciotkowego ,ani udawanej świetnej zlotowej zabawy Gochy....
tym bardziej ,że młoda stwierdziła,że własnie się wybawiła i chce jej się spać....
....
huk ,szum....andrzejki zaliczone...

matka nie powie mi ,że stronie od ludzi....

stronie...bo szanuje swój czas....
warto szanować swój czas....

w domu zastalismy młodego nadal grającego na gitarze....
posiedziałam z nim jeszcze ,pogadalismy sobie....
to sa cenne chwile ....


oczywiscie na nk Gocha własnie zamieściła opis ,że zlot byl super niech żałują ci co nie byli .......czyli wszyscy.....

Anka napisała mi sms,czy naprawde była na zlocie?

cóż skumulowałam wszystkie andrzejkowe gusła do jednego wora i obskoczyłam je przelotem....

....

obie mamy poczucie ,że już te szalone imprezy z kacem gigantem na drugi dzien mamy szczęsliwie za sobą....i ani troche za tym nie tęsknie....i nie to ,że jestem stara ,bo nie jestem....ale pewne sprawy są już tak "obcykane" ,że sie nie chce się tego wałkować....

zycie to epaty które warto podsumowywać i zamykać.....

za oknem pada śnieg....
piesy czekają już przy drzwiach....
mam zamiar spędzić spokojny dzien....
bo to mi jest potrzebne do szczęścia....