poniedziałek, 31 maja 2010

stare przysłowie pszczelarzy mówi,ze choćbyś sie zesrał w locie ,sam siebie nie przeskoczysz...a jednak....pracowalismy z przodowniczką pracy,które zajezdziła nas po dwóch godzinach..mimo ,że sprężenie max.......poproszona nas na dywanik ,nie z racji opierdzielu ,lecz z racji własnie nowej normy....inne dziewczyny złe i se tą norme same będziemy teraz wypracowywać....jak głupie chyba ....eh zycie ,zycie...
....rodzinna imprezka za mną...ogólnie męczarnią jest dla mnie zbyt długie siedzenie przy stole....takie przeciąganie .... z ledwością wytrzymałam...wole zdecydowanie szybkie spontany ,gdzie można wyjść ,kiedy się chce....
....moja ciotka tym razem przesadziła z alkoholem....zawsze przesadza,ale tym razem przeszkoczyła sama siebie w locie....mysle ,ze ma całkiem powazny problem z tym piciem....jestem zdecydowanie zwolenniczką picia kontrolowanego czyli pod humor,a nie na umór,gdzie na drugi dzien nie wiadomo jak wyszło.....ciotka zawsze powtarza ,ze kobieta powinna mieć zadbane zeby i zrobione włosy....co z tego,ze miała to i to ,jak stan upojenia jej organizmu ,był niesmaczny,żałosny....i tak pijana kobieta jest porostu obrzydliwa....
nie odbierałam dzis od niej telefonu ,bo wydzwaniała do wszystkich... cóż ja jej powiem?....musi mi ten niesmak przejść,zeby móc ją okłamać,że było ok,ze wogóle sie nie zbłazniła ....z tego co wiem ,niektórzy juz powiedzieli,ze zachowanie ciotki takie złe nie było,wręcz 3 z plusem....robimy jej krzywde tak kłamiąc ,bo na kolejnej rodzinnej imprezce znów sobie kobieta popłynie....
.....moze jutro odbiorę od niej fona...dziś udawałam,ze nie słyszę....
...pozatym w pracy zaczyna sie istny wyscig szczurów...a ja takich akcji nie lubie...nie znoszę....ze tez brak pracy ,musi ludziom odbierać godność i łamać wszelkie zasady...obrzydliwe to....
za to...kupilam sobie boską mgiełkę do ciała....niby na ciepłe dni...nie wiem czy nadejdą....
a zapomnialabym Danka jednak jest hujem....gdyby nie ta rywalizacja byla by fajną psiapsiólką ...a tak to dupa....po koniec miesiąca,prawdopodobnie nie będziemy sobie mówić nawet czesc....
....

czwartek, 27 maja 2010

im

wewczoraj fundłam sobie dzien matki ,stare przysłowie pszczół mówi: jak sobie sama nie fundniesz dnia matki ,to nie spodziewaj sie cudów....
....starsze bolał brzuch czy coś tam ,młodsze silnie zakochane i nie odrywa oczu od gg....w prawdzie prezent dostałam,ale zdecydowanie wolałam umytą podłogę w kuchni ,wyhasane psy i wyniesione śmieci....no ale te dni i miłość...nic nie poradzisz....
zostawilam to w pizduu i trzasłam sobie małe spa....na naszym miejskim basenie tzw. rozrywki akwaidalne....
...wróciłam pózno,gdyż się przeciągło ,zdąrzyłam powiedzieć dzieciom ,że było zajebiście i padłam plackiem....jestem skonana ,te wstawanie o 4 rano poprostu wysysa mi siły witalne....nie mam siły nawet zajrzec do mej ulubionej sieci...wszystko robie z grubsza i jeszcze raz powierzchownie...
....a w pracy mamy nową koleżankę....babka duzo od nas starsza,ale to taki typ człowieka ,którego mogłabym jeśc łyżkami...czyli niepoprawny optymista.....nie moge narzekać na te koleżanki ,które mam,nawet Danka ujdzie i może być,tyle ,ze te jej minusy przysłoniły mi jej plusy i nadal nie wiem kim tak naprawde jest....to taki typ kobiety zagadki....
a ta nowa własnie jest w fazie rozwodu...ten temat fascynuje mnie dogłębnie,szczególnie ,że to typowo hamski rozwód z praniem brudów na maksa....ona machłaby na to i on też, ale wszystko nakręca jego kochanka...
nie może baba zdzierżyć,ze facet chce jej zostawić mieszkanie w bloku ....bo przeciez mają wspólne dzieci i no jak to tak....
a co to kochanke obchodzi...ona najchętniej wynajęłaby owo mieszkanko i czerpała zyski....i tu trzeba przyznać ,ze facet wporządku chce być....
....nowa opowiada ciekawie ,aż nam sie dziś sniadanie przedłużyło nieco...tak żeśmy sie zasluchali....jutro częśc druga....mam nadzieje ,ze będzie równie ciekawie....
....a tymczasem spróbuje zregenerować siły....
ah jeszcze jedno...miałam w koncu inny sen niż te o pracy....i był to sen o nim...o styropianie znad warty....i mam nadzieje na częśc drugą....może to jakiś znak....
eh...jak ja za nim tęsknie...

wtorek, 25 maja 2010

w niedziele mam urodziny mego dziecka wspaniałego....takie z pompom ,zeby nie było.....nie cierpie takich imprez....wole spontan i zero narzucania z góry,bo co ludzie powiedzą....ciesze sie ,ze za mną już te śmieszne komunie i cało pasmo własnych imienin ,dośc hucznych....ostatnimi czasy zapraszam na drinka do restauracji....dosyć burdelu w domu ,gotowania,i sprzatania....
mogłabym śmialo nie obchodzić tych imprez...wogóle mnie to nie bawi...nie jestem dobrym organizatorem....ale czego nie robi się dla dzieci,prawda....
....i nadal ten sam temat pt,:
....miłość jest jednak ślepa...i nie tyczy sie to moich latorośli ,bo kocham je obłędnie....ale mojej może i przyszłej bratowej,tfu tfu na psa urok....nie wiem zupełnie co mój brat w niej widzi...zastanawiam się na tym tak co któryś dzien kiedy wpadają do mnie na winko z własnej produkcji....
....widziałama brzydkie kobiety ,ale ta jest wyjątkowa....a przy tym bardzo pewna siebie,co działa na mnie wzdrygająco....
.....matka stwierdziła,ze jest definitywną syfiarą,bo coś znalazła ....nie podam co ,bo aż kurwa wstyd....a my przecież szlachecka rodzina....bosz....ale nam przyszło....

poniedziałek, 24 maja 2010

doła

mam doła giganta....doła D. i F. .....podle tak żyć z takim dołem ,bo kurwa nic nie cieszy ,czeka się tylko na koniec tego doła....a konca nie widać...
... po zakładowej majówce ,która przeciągła się nieco,dokładnie do 2.15...cała firma huczy....paletowy kawaler bez zbytnich nałogów,bije sie w piersi...wszystkim opowiada,swoją wersję ....a druga strona czyli mężatka z dość małym stażem ,ale dwójką dzieci,w tym jedno nie wiadomo z kim...a drugie z aktulanym mężem...narazie zadzwoniła tylko do biura i wzięła na żądanie...nie wiadomo co wziął jej ślubny,który nakrył ich w pewnym zagajniku...ale napewno coś na nerw....
....jedyna dobra wiadomość tego dnia,jak dobrze wiedzieć,że ktoś ma gorszego doła odemnie....

sobota, 22 maja 2010

romans w sieci

mam ochotę na romans...tęsknie za motylami w brzuchu i wzdychaniem co dziesięć sekund....za miłymi esemesami,konspiracją i wielkim oczekiwaniem....z braku czasu realnego -pisze sie na romans w sieci.....zwięzły ,na temat,bez zbędnych komplikacji, z dużą ilością doznań....doznania emocjonalne są takie słoooodkie....
...
p.s. historia jednego romansu była słodka i potrzebna nam jak powietrze...może jeszcze raz ? Panie R.?
gdzie ty wogóle jesteś ?.....panie o cudnym głosie ....

pożałuj się sam

jak to mówią starzy pszczelarze :jak się sam nie pożałujesz,to cię nikt kurwa nie pożałuje ....a szczególnie w tym powalonym kraju...biurokracja mnie w tym tygodniu zabiła na śmierć....z żewnością słucham opowieści kolezanki z Norwegii gdzie urzędy są dla ludzi ,a nie odwrotnie....i nie musisz wypełniać tam stert papierów i podań....rozwalił mnie zupełnie już mi obcy mój slubny ,z którym więcej nas dzieli niż łączy...chociaż w dzisiejszych czasach ponoć najlepiej łączy małżeństwo dość spory kredyt...mi wystarczy ,ze musze drwala jednego utrzymywać od lutego ,bo z jego wykształceniem pracy znaleśc nie można ...nie moge znieść już tego jego gotowania z dużą ilością czosnku i potym kuchni w stanie ,który doprowadza mnie do szału w dwie sekundy.....rozwaliło mnie kilka spraw w tym tygodniu...wpadałam w dziwne stany skrajności....dużo płakałam,dużo gadałam do siebie i zjadłam za dużo lodów (moich ulubionych) wypiłam za dużo kawy...i za mało spałam.....
więc pożałowałam samą siebie...sprawiłam sobie flakon cudnych perfum....spędziłam popołudnie na fajnej majówce....z wesołymi ludkami i moimi cudnymi dzieciakami.....wypinając się na gotowanie obiadku i oglądanie ślubnego w tych jego szurających kapuciach...potem....basen...sauna-niewielka ,bo bardzo mnie to męczy... leżakowanie wieczorne z ulubioną książką ,ulubionym winem i ulubioną ciszą...żadna to rewelacja ,ale zawsze....
a co będzie mnie trzymać w nadchodzącym tygodniu?
....to że szuracz czosnkowy wyjeżdza do pracy ...i będe mieć wielkie łoże tylko dla siebie,razem z pilotem... i pachnące mieszkanko....zero czosnku ,zero marudzenia,odetchne pełną piersią,chociaż spadnie na mnie podwójna masa obowiązków....ale nic to w porównaniu do spokoju wewnętrznego jaki mnie ogarnie z chwilą kiedy zabierze tą swoją wielką dupę i wybędzie na czas jakiś....oby na dośc długi czas....

piątek, 21 maja 2010

budziokom smierć

ale sie stęskiłam za siecią...tęsknotą prawdziwą....tydzien charówy i ani chwili dla siebie...
i wkoncu wolny wekeend i budzikom śmierć!

....ogólnie wszyscy w pracy juz wiedzą ze Danka jest hujem( co mnie cieszy ,bo myślałam,ze tylko ja mam takoweż odczucia)...a jej psiapsióła chyba jeszcze ją nakręca...chociaż osłabła w ostatnich dniach widząc,ze nie chcemy żadnej chorej rywalizacji...żależy nam wszystkim na tej pracy...no ale ,jak mówi stare przysłowie:sama siebie nie przeskoczysz...chocbys sie w locie zesrała...
ja postanowilam nie wchodzić w żadne konflikty ,nie knuć i nie wnikać....chociaz jak to ja zawsze powiem o trzy zdania za dużo....
niektórzy zorjentowali sie ze jestem osobą zakręconą i taką wporzo,zeby nie powiedzieć do wykorzystania...ale czy to bedzie na moją korzyść nie wiadomo....nie ma ludzi ,ktorzy sa lubiani przez wszystkich....a najgorzej jak nie polubi cię szef....
...trudno....jak juz nadmieniłam nie mam zamiaru sama siebie przeskoczyć ,zakręcić i zawiązać w miedzyczasie sznurówki....
......na niwie rodzinnej zimna wojna...mozna mi zarzucić wiele, mozna mnie zwyzywać,poniżyć i ignorować....ale jesli kto ruszy moje dzieci to biada!,odzywa sie we mnie dzika lwica z poczwórnymi siekaczami....a tknął je wielki ich pan ojciec....a mój nieszczęsny mąż....i nie daruje mu tego....
on mysli ,ze kazda taka akcja spływa po mnie jak po kaczce...i tu sie kurwa myli...ogólnie rozwalił mnie swoimi złotymi myślami....witki mi opadły i mam gdzies jego trudne dziecinstwo...kogo to?
jesli mu było ciezko ,powinnien robic wszystko zeby nie przytrafilo sie to jego dzieciom....ale on jest na to za tępy....i szkoda wogóle moich opuszków zeby nad tym sie roztapirzać....
jestem typowym rakiem ,rodzinnym ,spokojnym,opiekunczym ,ale jak kogoś znienawidze ,to nienawidze zaciekle....i własnie tak nienawidze faceta z boku...i tak żaluje ze nie mam piątego pokoju...bo w duzym niewygodne kanapy....
...nie wiem co z tym zrobie...jego słowa złamały mnie dość ostro....i dośc ostro złamały moje dzieci....a tego sie nie zapomina....to juz zostaje w środku na zawsze....szkoda ,ze on tego nigdy nie zrozumie -ptasi móżdżek....
....
jutro mamy wielkiego grilla zakladowego...wynajęty jest duzy obiekt...będzie mnóstwo jadła,piwa ,salatek i konkursów...poprostu rozpusta...juz dzis w pracy udzieliła sie atmosfera...i jedna wyskoczyła ,ze trzeba sie na piwo umówić kiedyś....
jak słysze to słowo" umówić na piwo" ogarnia mnie lekkie zwątpienie....
w kazdej pracy w której przebywałam ,miedzy dziewczynami było dobrze do pierwszego umówionego piwa...a potem wszystko sie jakoś psuło....klątwa czy co...?
jutro zabieram dzieci i ide grillować...mam nadzieje ,ze odstresujemy sie całkowicie i uciszymy żal po tym przykrym incydencie...potrzebne nam to bardzo....
,,,,zerkam na moją puszystą podusie...w koncu odespie...na nieprzeczytane ksiązki na nocnej szafce...na masaczkę co lezy i czeka aż ją nałoże....na lekko przesuszone kwiaty na parapecie.......to był ciezki,tydzien...z małą ilością wolnego czasu...ale mam go juz za sobą

na koniec sypnę cytutem ,który mi sie spodobał nagle....
"Kiedy wydaje się, ze już nic nie pomoże, przyglądam się kamieniarzowi, który sto razy uderza młotem w kamień, nie powodując w nim najmniejszej bodaj szczeliny. Ale przy sto pierwszym uderzeniu kamień rozpada się na dwoje, a ja wiem, że to nie wskutek tego uderzenia, lecz wszystkich uderzeń razem."
- Jacob Ris


...

poniedziałek, 17 maja 2010

padammmm

powiem tak jestem padnięta.....stara praca byla tragiczna ,a w tej sie idzie natyrać jak wół...zresztą nasz szefuncio juz na wstępie powiedział jasno i bez ogródek : u nas się nie pracuje ,u nas się zapierdala.......boli mnie wszystko..szczególnie tyłek i kciuk...dostałam zjebkę od pana z głupim wąsem za pierdołę...i ogolnie trzeba isc szybko spać ,bo rano trza wyslać moje cudne dzieciaki do szkół....
....nie wiem na ile moje ciało da rade sie zregenerować....
....to będą wiekopomne słowa do ktorych wróce po 30 czerwca....od dzis przestaje mi zależeć na tej pracy (choc wiadomo z pracą cięzko)....ale trzeba sie troche cenić...jesli mi nie przedlużą umowy to baj baj maszkaro...jesli przedlużą to będe tam zapindalała jak głupia....za dośc dobre pieniądze...no ale bardzo cięzko zarobione....no i bede głupia...
......mój monsz przyniósl mi piękny bukiet kwiatow zerwanych w ogrodzie jego mamusi...bo niby kocha mnie coraz bardziej....szkoda ze ja to go prawie wcale...ale pachną te konwalie cudnie...
jak to człowiekowi duzo do szczescia nie potrzeba ....cisza w domu ,zapach konwali i kubek ciepłej rukoli....oczywiscie nadal boli mnie wszystko....i podziwiam swoją matkę ,ze w tym zakładzie wytrzymała tyle lat....i ma siłe na pieczenie ,gotowanie i jednoczenie rodziny....ja jestem jednak z innej epoki....

niedziela, 16 maja 2010

Czasem trzeba okres między przeszłością a przyszłością przeżyć w jakimś zastępczym czasie gramatycznym

ale mundry tytuł dałam ,znalazłam go u bardzo mundrej kolezanki ,którą podziwiam całą sobą...bo miała odwagę sie rozwieść,w sumie ją zdradził (ale to szczegół)...i miała odwagę dobudować piętro kamienicy,którą wywalczyła własnymi ręcyma ,wziąśc na nią kredyt i urządza te piętro tak ,ze mmmm...
a ja wracając z pracy czuje zapach czosnku...małze dodaje go do wszystkiego...po obiedzie zaczynam wietrzenie,bo wydaje mi sie ze wszystko tym czosnkiem wali....chociaż jedzonko jest mmmm....
pozatym jestem zmęczona jego wiecznym szukaniem pracy....niby ją szuka,gdzieś tam jezdzi,a cały czas nie pracuje.... mam chęć wygarnąć mu tak ,ze spakuje swoje trzy ulubione ,a przezemnie znienawidzone koszulki i pójdzie w pizdooo...
a ja wtedy zaznam świętego spokoju mmmm.....
naprawde chłop w domu to ropiejący wrzód na dupie....taki 24 godzinny...
....jestem pod wrażeniem opowiesci mojej nowej kolezanki zez pracy....mieszka z matką tyranką ,gniezdzi sie ze swoimi prawie dorosłymi córkami w jednym pokoju, a jej matka wyniszcza ich psychicznie ,fizycznie i finansowo....moze kiedys napisze o tym więcej...ale jest mi jej tak żal...że aż kurwa wstyd ze narzekam ,ze przydałby mi sie piąty pokój, i kuchnia moglaby byc większa i znudził mi wystrój łazienki....
po jej opowiesciach poszlam poklepiać moją matkę po plecach(bo pracuje na drugiej hali)....kocham ją i mogę na nią liczyć...chociaż nigdy sie do niej nie tuliłam...jakoś tak wyszło,ze oschłe my som ....ale jedna druga szanuje ...jak matka córkę....i współczuje tej mojej kolezance,ze jej własna matka zgotowała jej taki los....
pocieszające jest to ze jej stara jest naprawde stara i długo nie pociągnie....i moze kiedys przyjdzie taka chwila,że poprosi córkę,zeby jej pampersa zmieniła i szklankę wody....ehh zycie...
ja tam bym jej coś do kawy zawsze dosypała....pamietam jak dosypywałam rózne swiństwa do kawusi mojego głupiego teścia,bo mialam takową okazyję...chociaz nadal żyje ma sie dobrze,to sama satysfakcja ze wypijał tą kawusie-bezcenna...ehhh to były czasy....
to juz prawie pięc lat jak nie zamieniłam z nim słowa...i zajebiscie mi z tym :-)
.....apropos zajebistości....moja zajebista kumpelo-sąsiadka ,a trzeba nadmienić ,ze mieszkam w bloku z samymi zajebistymi-osobliwościami...w tygodniu poleciała do samej wawy po sukienkę dla swojej córci ,bo przeciez komunia...
dała za nią trzy moje wypłaty...a na miejscu okazało sie ,ze lekko przymała...ale wcisła tą bidulę co sie objadła niepotrzebnie tych chipsów...przed tym wysmarowała samoopalaczem i zrobiła prawie pełny makijaż! dziewczyna wyglądała jak ladacznica,wyprostowana jak struna ,bo nawet najmniejszy ruch mógl by spodowodać ze kiecka walnie wew szwach....na dodatek padał deszcz i wiał wiatr...a kolezanka nie miała zamiaru zasłaniać sweterkiem albo pelerynką ,sukienki projektowanej przez jakomś znaną tufte...co mała zapamieta z pierwszej komunii świętej?
....

piątek, 14 maja 2010

bytr

także...wczoraj okazało sie ,że Danka jest jednak hujem... ale wiadomo ,każy orze jak może,a ona to wogóle orze i odrazu podorywka....tak do konca jej rozszyforwać nie mogę,ale taka smierdząca mazia z niej powoli wychodzi....życze sobie być takim hujem jak Danka...bo w zyciu własnie tak trzeba...a ja dupa wołowa...
...doła załapalam jak nic...dzisiaj mi przeszło...obiecuje sie wogóle nie odzywać w tych owych sprawach ,miedzy nowymi pracownicami...i tak sobie do oczu skoczą.....stare mówią,ze to nie uniknione...szambo jak nic....
lepiej bede z dala,acz wew środku....
pan kontroler zwany Małyszem...(ode wąsa) jest kompletnym idiotą,z którym musze dojeżdzac do pracy...nienawidze ludzi ,którzy próbują być smieszni i zabawni na siłę...są gorzej obrzydliwi od dziewczyny mojego brata....
....a mój brat ma okrutnie obrzydliwą narzeczoną..praktycznie w konkursie na najbrzydszą dziewczynę ,brat zgarnia całą pulę ,łacznie z bonusem....nosz tradżedia...tyle lat byl sam i raczej nie warto było czekać...miłość jest ślepa...jednak....
byli u ginekologa bo ją cos w tym wielkim brzucholu strzykało....naprawde z całego serca współczuje temu lekarzowi...takie widoki ,że japierdu,tej kasy bym nie chciała....az mi sie salatki mojego bezrobotnego małże odechciało....a ona zeżarła ,z dokładką i wsunęła schaboszczaka wielkiego jak patelnia...zajarała trzy szlugi na balkonie ,gdzie ją zamknęłam ,bo smród papierochów mnie dobija...pewnie popierdziała sobie przy tym ,rozmyślając jak tu usidlić mojego przystojnego brata...
liczę że bratu w koncu klapki z oczu spadną....licze ,też że wyjde z twarzą z tego wyscigu szczurów w pracy....licze ze jutro po pracy w koncu sie zdrzemnę...cały tydzien na obrotach ,z pracy do roboty..zero czasu dla siebie....i ponoć zaczynam chrapać....

środa, 12 maja 2010

pierwszy foch

więc tak...nieco sie wkurzyłam w nowej pracy ....szczerze mówiąc zatrzęsło mną....myslałam,ze nowe kolezanki są inne od tamtych,czyli mniej fałszywe i mniej karmiące się czyjomś porażką....nie ma co obijać w wełne lub w inne nici...takich kobiet nie ma...a że ja jestem głupia ,dobra i wogóle każdemu gwiazdkę z nieba to zawsze mam po dupie....
....pierwszy raz od dwóch tygodni zawitał do nas szef...niemiec ,rodwity aryjczyk blondi świnski o rózowych oczach i niebieskiej polówce ,czy na odwrót....wpadł kiedy własnie zmieniałysmy zajęcie i biurka...ale co bedziemy mu mówić ,ze sie musimy zorganizować i wpadl o dziesięc minut za wcześnie...i ja przy brzegu najbardziej wpadłam mu w oko ,ze działam haotycznie...co miałam mu tłumaczyć,że nie wiem za co się złapać? a on łypie rózowymi ślepiami ,a mi ręce latają....
....nasz przełozony korzystając z tego,ze niemiec odebrał fona( na szczęscie) ,dał nam kilka wskazówek ,względem szefuncia...najlepiej sie na niego nie patrzeć ,nie usmiechac,nie gadać miedzy sobą(bo on rozumie,tylko udaje ze ni fersztejen) i pracować ,pracowac ,pracować....
...juz po fonie jak przyszedł ,mialam swoje stanowisko i wogóle cacy ,ale czułam na sobie jego wzrok,całe dwadzieścia sekund aryjskiego wpatrywania...
i się kurwa pytam ,to po to mój pradziadek zginął na wojnie ,zeby teraz nademną stał niemiec z piorunami w oczach? jeszcze tylko brakowało ,zeby krzyczał:sznela ,sznela....
..na co nam było wygrywac tą wojnę ludziska...jak im zyje sie lepiej ,a my jestesmy u nich parobkami....
...a uj tam pooddychałam głebiej.....wporzo przełożony pocieszył mnie ,że on zawsze sie czepić musi....
......
....po niemcu ochłonęłam ale najgorzej wkurzyła mnie Danka (co za kurwa wiesniackie imie)...która łypała po całym fakcie -dyskretnie swoimi gamoniowatymi oczkami,czy sie pobecze ,czy nie...inne zresztą też,pseudo pocieszaczki....ale powiedzialam se o niuja...nie dam wam tej satysfakcji...z mej twarzy do punkt 14 nie zszedł usmiech numer sześć....albo sie trzymamy razem ,albo nie....pod koniec pracy Danka popieprzyła jeszcze wszystko w papierach...to taka dudła,że jej można mówić ona i tak zrobi swoje i popiepszy...a ze ona popieprzyła ,ja zabralam się do szatni....niech odkręca...i przy wyjściu miała focha...jej pierwszy foch i napewno nie ostatni....ale powiedziałam serdeczne cześć i mam je od tej pory w dupie...wsiadłam do auta pana M.co wogóle wszystkich bab nie lubi,bo go jedna zraniła dogłebnie....
...trzeba powiedziec jasno...w pracy nie ma koleżanek ,zadnej ufać nie ma co,jak nie podpierdzielaczka ,to złosliwa suka...i ogólnie to trzeba dbać tylko o swój tyłek......a szkoda ,bo ja to bym ludziom nieba uchliła...i tyle razy za te uchylenie płaciłam...i moze sie w koncu nauczę( oj głupia ty głupia)....
....az mi się ukrwienie mózgu poprawiło z nerwów...i ogarnęłam chate po pracy...smigam z młodą na aerobik ,póki tam pracuje to se te karnety wybiere...
...jutro moze ubiorę sie inaczej ,i inaczej uczesze ,moze mnie szfab nie pozna...i nie wezmie na celownik....
ja mam urodę żydowskiej-włoszki to moze dlatego...jestem do odstrzału....przykro mi jakoś...bo mi zależy...a jak zalezy to wiadomo ze los z ciebie zadrwi....
....dobra jutro sie zobaczy...a ogólnie sie zobaczy pod koniec czerwca...
a jeszcze wracając do pana M. dzis wioząc nas do pracy przygotował podkład muzyczny...nie tam żadne radio zet...puszczał piosenki,zmieniał,co chwila zerkając w lusterku na moją reakcje...a ja o 5 rano to bym chętnie w ciszy posiedziała....a te piosenki ,co jedna to paskudniejsza...no ale pan M. widać ,ze sie stara...nawet w aucie mniej smierdzialo papierochami...za to waliła jakaś kulka nasączona dzika aronią.....no ale ogólnie 3+....

wtorek, 11 maja 2010

dziwny

od dokładnie poniedziałku dojeżdzam do pracy z takim jednym ...bo taniej ,jezdzi ze mna jeszcze sprzątaczka i pan Indor...
...ten co nas wozi ,jest dziwnym typem...nie dośc,że dziwny to kontroler...a to daje mu jakomś tam władzę i sprawia ,ze jest jeszcze bardziej dziwniejszy....sprzątaczka zdradziła mi ostatnio na tylnim siedzeniu jego oblesnego auta ,smierdzącego papierochami na wskroś ,że on miał kiedyś zonę i nosił ją na rękach,kwiaty codzien i sniadanka niedzielne do łózia....mieszkali z jej rodzicami i on sie tam męczył ,wiec kupił mieszkanie...a jej tak u mamusi i tatusia dobrze było,ze nie chciała wcale sie przeprowadzać....i w koncu się rozwiedli...i on teraz nienawidzi wszystkich kobiet...

zycie

zauważyłam ze zaczynam klnąć.....zawsze klnęłam tylko na forach internetowych ,pod nosem w kuchni,w myslach i tu na blogu....w realu jestem przeciez damą....
w tej nowej pracy wszyscy klną...ale jakoś to nie razi ,bo robią to w eleganckim stylu(o ile mozna klnąć w eleganckim stylu)......i ja też czasem zaczynam rzucać mięsem....troche hujowo....ale co zrobić....zycie

własna kasa

wolnością kobiety są pieniądze....jak kobieta ma pieniądze i to własnymi ręcyma zarobionymi to jest panią swego losu....
....a jak nie ma pieniędzy ,zarabia grosze,musi znosić faceta z którym cos tam przysiegła przed obliczem upasionego klechy z nieobecnym wzrokiem...dlaczego te wszystkie bogate aktorki ,i inne celebrytki tak szybko się rozwodzą?
bo mają kasę....
i jak mają dosyć faceta ,który na początku jest taki fajny,a potem pierdzi,beka,dłubie w nosie,zostawia skarpetki gdzie popadnie ,i drapie sie po jajach oglądając tv ,o seksie nie wspomne-poprostu wywalają go ze swojego życia....
i zaczynają nowe....bo maja kasę ....to tez jest recepta na bardzo dobry wygląd skóry :-) o ogólnie wyglądzie nie wspomne.....
....gdybym miała odpowiednią kasę....odrazu wywaliłabym leniwego pierdzielnika ,ktory wygląda jak mój dziadek...przy którym czuje sie jak czuje....
.........kobieta potrzebuje motyli w brzuchu,tajemniczości ,dzikości,pożadania,potrzebuje czuć ,że się podoba i takie tam....
....i potrzebuje własnej kasy i to sporej....
...

sobota, 8 maja 2010

mogłabym pospać bo w sumie sobota....

pije kawe...przegryzam żółtym serem....powinnam juz ogrnać z deka chateńkę ,a na gaz władować jakies pyry.........powinnam...ale kto powiedział ,że muszę?.......mogłabym jeszcze w sumie pospać...ale ojciec dowiózł zupę od matki mej juz o 8.00....bo matka twierdzi ,ze dzieci zupę muszą jeść....i upierdzieliła jakąś czerwonkawą...ta kobieta spac nie może...gotuje po nocach ,piecze nad ranem ...jesos...(apropos piecze moja kolezanka piecze sama chleb....w specjalnej maszynie...pyszny jest -próbowałam....ale żeby piec chleb ,jak na dole żabka?)
ojca szanuje otworzyłam mu drzwi z nieładem na głowie, w koszuli z myszką miki ,sztucznym usmiechem i ani słowa wyrzutu....ze chciałam sobie dzisiaj pospać...co to go obchodzi...
zupa ładnie pachnie ,ale i tak połowa spłynie gdzieś w odchłań ściekowej rzeczki...bo my poprostu zup nie lubimy....
zazdroszcze czasem tym panienkom z pracy...spią do 12 ,przekąszą coś na prędce,odmalują swoje jeszcze nie posunięte czasem twarze i do pracy...nie myślą o obiedzie ,o wiekszym praniu ,o lekcjach i o tym,że młodemu gumka walnęła w ulubionych dresach....(kiedyś bede sie jeszcze martwić,że mu gumka walnęła w jakiejś głupiej lafiryndzie :-) )ale to za czas jakiś....
....sławetny mąż wybył na łono natury do swej rodzinnej wsi i do znienawidzonych przezemnie jego rodziców....w sumie to nawet juz ich nie nienawidze...ja mam ich w dupie...moja babuszka twierdzi,ze trzeba im wybaczyć i tyle....że muszę? a gdzie to jest napisane?.....nie znam ,nie wiem,nie pamietam....
....czytam o PISie...djabły jedne po trupach do celu,kazdy kto złożył podpis pod listą ,dostał pamiatkowe czarno białe zdjęcie pary prezydenckiej...oto strategia PiSu,motto przewodnie kampanii...co tam żałoba,żal i smutek...prezio jest prezio ,ale mohery dadzą się nabrać....
musze babci schować ten dowód...faktycznie....
i ten Pospieszalski nawiedzony fałszywiec i ta Kępa co mnie wkurwia niesamowicie....chciałoby sie powiedzieć Ludzie Opamiętajcie się...
ale co tam moje zdanie...
połowa moherów i słuchaczy Radia Maryjka stanie po stronie małego,złośliwego wlaściciela kota Alika i.....dupa...nadal Polska bedzie zacofanym krajem ,wiecznie grzebiącym sie w przeszłości,w historii ....
a nam potrzeba iść naprzód Ludu!!!
....chciałabym zebym moim dzieciakom (które są super) było o wiele lżej niż mi....znaczy czy mi jest lżej?
dobra pora na konkrety...czyli do pracy mam na 14...a w domu jeszcze pomór ,musze chyba otworzyć dzieciowe pokoje ,bo im się już tlen kończy...fajnie sie klika z jakimś pacankiem na gg...juz nie pamiętam kiedy z kimś obcym klikałam na gege....bo przeważnie sama rodzina ...

....
dobra trzy szybkie wdechy i biere się...

więc tak

tak więc pracuje....żeby nie powiedzieć zapiepszam...ale chwale sobie tą odmianę...ludzie tu całkiem niewiele dwulicowi....tacy lekko do rany przyluż....
....mam wolne wekeendy, większą kasę...i nie wiem czy zesłanie mnie w to miejsce to za karę???
dziewczyny złożyły pozew do sądu....kto wie może to bedzie bezpruderyjna sprawa...obaczy sie...
chociaż sama juz nie wiem...bo mój ex kierownik zdegradował swoją kochankę do funkcji dwa razy niższej niż piastowała...
naprawde dziwie sie ,że wogóle sie nie zwolniła...gdzie ona ma honor?
nie wiem o co kamon....przeciez on sam sobie bicz kręci...
rozwcieczona kobieta to gorzej niż bomba atomowa....a szczególnie kochanka....chętnie slucham te nowinki ze starego gniazda ,chociaz kole dupy mi to lata....
za to nie jest mi obojętny wybor mojego brata....faktem jest ,że powinien juz placić bykowe ,i jest juz typowym bambinowon ,co uprzyksza życie swoim wapniakom...ale to nie powód by brać co popadnie ,a dokladniej ,co wolnego zostalo w okolicy...a zostalo takie cós.....jedyna dziewica ( w co nie wierze)....co z tego,ze mlodsza od niego o 14 lat....mój brat to przystojny facet ,w calkiem niezle kondycji fizyczniej ,z psychiczną srednio...a teraz to juz wogóle .....
owa dziewica o bardzo nieregularnych ksztaltach,zeby nie powiedzieć podobna do figurki Michelina tego od opon...zaczyna wkraczać w nasze rodzinne powinowactwa...
nawet moja babcia,moja kochana babuszka ...twierdzi ,ze nie ma co wybrzydzać!!! i calkiem przyjemnie rozmawia się z nią przy kawce i serniczku....
... na jej miejscu to juz serniczka bym nie ruszyla...a ona zjadla trzy kawalki ,czwartego nie ruszyla ,bo jak stwierdzila ,będzie gruba!!!
az parsklam smiechem soczystym, jednoczesnie zostalam potrafktowana kopniakiem podstolnym od mojej rodzicielki....ta dziewczyna nie ma za grosz samokrytycyzmu....

powiem szczerze....jestem zalamana wyborem brata...chyba kurwa napisze o tym książkę....
co to za tok myslenia ....ze nie ma co wybrzydzać!!!

a dostalam karnet z mojej nowej pracy....na aqa basen aerobik,jogę i inne wygimasy....bylam na kilku zabiegach...super......w tym tygodniu nie bede miala jak....moze by tej owej jak jej tam ,dziewczynie brata odstapić....
coby se poćwiczyla...zeby na plazy w lato nikt jej nie mówil ,zeby sciagnęla tą pikowaną kurtkę....bo gorąc taki
....
ah jeszcze jedna nowosc w okolycy....moj slubny zacząl parać sie pracą....
no no....
moja kolezanka wywalila swojego chlopaka na zbity pysk...bo szukal pracy ,cale osiem miesięcy..czyli żerowal na niej dosc legalnie ,aczkolwiek mówil ,ze kocha....kolezanka twierdzi ze u mnie inna sytuacja ,ze to mónż to nie wypada wywalać...a ja bym chętnie....
chlopy w dzisiejszych czasach są leniwe ...i jeszcze potrafi mi wyliczyć ile wydalam na przecenach w Reserwacie....

...

niedziela, 2 maja 2010

majowka hoho

majówki są fajne ,ponoć ludzie tak gadają....w tym roku nie pojechalismy do nowobogackiej pani N. ,która znów nas zapraszala...gupia koza myslala ze nam sie tam podobalo...a przeciez wynudzlim sie jak mopsy ,popijając jakies lurowate wino...

owszem chata piękna ,normalnie nie wiadomo jak usiąsć i czy wogóle wchodzić...ogród wymuskany przez jakiegos nawiedzonego styliste ,wymuskany za malo powiedziane ,wylizany prawie...nie ma w tym ogrodzie zadnej duszy i wolnosci ,za to wszystko pod linijkę ,nic nie dotkniesz,dróżki prowadzą tu i ówdzie ,trzeba usiąsc w wyznaczonym miejscu i najlepiej nie drgać...
....w tym roku zabralam switę do moich dziadków,gdzie dom wielki,w srodku swojsko,czyli czosnek ,kaszanka i samogon dziaduniowy ,a ogród z sadem ,że hoho,troche dziki ,troche zadbany ,czuje sie tam wolnosc i zapach dziecinstwa także wiadomo ...bajka
nawzdychalim sie z godzinę tym klimatem...a potem niestety albo stety poszly w ruch rozweselacze w plynie....pili praktycznie wszyscy ,oprócz malego Janka w wózku...tance byly swobodne miedzy drzewami i krzewami ,nawet jedna para schlodzila sie w oczku wodnym....pani N. napewno by tego nie przezyla...tym bardziej ,ze te swoje obslizgle ryby sprowadzala z jakiejs Nebraski...
na dodatek dziadek rano zabil barana...szkoda zwierzaka,no ale jesc sie chce ,wiadomo....a baran w piwie jest poprostu boski ,a jeszcze popity wódką -zimną mrrr......baran duzy ,i to co zostalo mialo byc zabrane do domów...niestety podczas tanców ktos popchnąl rusztowanie i niedojedzony baran ,spadl w żar...skremowal sie znaczy...wszyscy uczcili to sekundą ciszy,po czym dalej w tany...

........jestem zajebiscie zmęczona bo zamiast rano po majówce dogorewać w wyrku do poludnia...wybralam sie na basen i to na ten aerobik basenowy...
jak mnie spieli tym pasem to zrobilam sie odrazu pijana, bo mi sie cofnąl ten ostatni ,niepotrzebny drink wypity pod plotem za stodolą z nieludzko brzydką narzeczoną mojego brata...no ale matka mówi,ze nie ma co wybrzydzać,ostatnia na wsi ,i lepszej nie znajdzie...
nie wiem co mój brat w niej widzi...ja zeby na nią patrzeć musze sie raczej napić...
....przypomina mi tego Dekstera z bajki takiej co dzieci czesto oglądali na kartonie i to na dodatek golego.....nie wiem moze dać na msze co by sie bratu noga podwinęla i pogonil tego cudaka w pizdoo...Juras wymyslil coby wynając faceta ,zeby brat mój jego z nieludzko brzydką nakryl w sytuacji dwuznacznej ........w Krużewnikach to pochwalić sie nie bedzie czym ....
ciotka rano dzwonila ,ze majówka chyba raczej sie udala, bo w zyciu nie miala tak poszczanych nogawek...a moja ciotka trzeba dodać pedantka ze hoho,szyk panna....

nie wiem czemu Ł mi sie nie piszę ...ale nie bede wnikać trudno...padam na ryj ,a jutro jeszcze jeden dzien wolnego...