sobota, 30 marca 2013

warjacje

dwunasta w nocy......na klatce unosi się gryzący gardło zapach pieczonego ciasta ....jakis piernik czy inna babka....
kuchnie gotują pełną parą.....

markety ,aż dyszą ze zmęczenia....

ludzie warjują na święta.....

a ja mam zamiar odpoczywać.....zatwierdziliśmy rodzinnie kilka nowych dań..........prawie bezmięsnych ,bo po tych aferach ,to nawet nie chce mi się wchodzić do rzeznika.....

nie mam zamiaru wydawać ponad miarę....chociaż dzisiaj w biedronce udzieliła mi sie panika i nakupiłam niepotrzebnych rzeczy....(bo tanio,bo okazja ,bierz!)

za oknem wali śnieg ,więc dzisiaj strojąc okno kolorowymi jajkami ogarniał mnie pusty śmiech ,ale ogólnie mam to w dupie....

najważniejsze ,żeby było miło ,spokojnie....niekonieczne są też spędy rodzinne....

mam ich ostatnio po kokardy....





zmiana

miękne w tej firmie i chyba czekam na zwolnienie....

jesteśmy tacy jacyś dziwni ,boimy sie zmian ,niektórzy  potrafią całe zycie mieszkać w jednym miejscu i pracować w jednej firmie....choć jednego i drugiego mają serdecznie dosyć......ale nie zrobią nic.....

a jak czeka się na zwolnienie to ono nie nadchodzi....

a może coś bym zmienila....
w głowie czai sie kilka pomysłów....
a może wyprowadzić się z tego kraju....mentalność polaków jest dobijająca.....

Anka po kilku drinkach zawsze płacze....
....jej życie ,choć nie takie złe....toczy sie w jednym miejscu.....nawet urodziła sie w tym domu na wsi,bo matkę nagle bóle złapały.........mieszka w nim nadal z mężem i dziećmi....a  rodzice zapisali jej gospodarkę.....
czyli już nigdy nie wyrwie się z tego zamkniętego kregu....
chociaż dom piękny ,gospodarstwo konkretne....
tak jakby nic nie osiągnęła,żadnego kroku naprzód....tylko wkółko.....

zawsze uważałam ,że prawdziwa miłośc to taka ,kiedy dzieliło ich konkretna ilośc kilometrów....i musieli się w końcu spotkać,bo przeznaczenie i los tak chciał....
takie żeniaczki po sąsiedzku ....proste ,rozsądkowe ,bez wysiłku......

zycie to zmiana a my boimy sie zmian....

podziwiam panią Dankę....sprzedała swój piekny dom,na peryferiach miasta....dzieci nie miały czasu przyjeżdzać....ona nie miała sił o niego dbać....i sprzedała.....
kupiła małe mieszkanko w innym mieście ,w samym centrum...w koncu ma wszędzie blisko....
znalazła pracę i o dziwo co drugi wekeend wpadają do niej dzieci na pyszną fasolową.....

potrzebuję zmiany.....
ale na to trzeba odwagi i sił
....






niedziela, 24 marca 2013

świete krowy

chyba boję się ludzi ,ktorzy odrazu mają swój pogląd na nowo rzucony i trudny temat....czy oni śpią spokojnie.....
domowy dostał zlecenie....i w drogę....to nic  ,że będe musiała tłuc się autobusami
....i tak warto.....
świety spokój i brak pytań najważniejszy.....

chociaż coś mi się tęsknota załączyła ,za "czymś" co powoduje mrowienie w brzuchu....co powoduje ,że młodnieje.....
każda kobieta tego potrzebuje ,a przecież domowi nam tego nie dadzą....
szukajcie kobiety tego eliksiru młodości ,szukajcie.....szczególnie ,że ponoć wiosna czai się za rogiem....albo za górami i lasami.....

bulwersują mnie ludzie ,którzy mają coś do gejów....
świete oburzenia dewotek co pewnie same mają coś na sumieniu...na pewno mają.....

syn mojej koleżanki,a raczej znajomej....jest gejem....jest wykształconym ,przystojnym ,mądrym chłopakiem i takiego go zawsze odbierałam

i zawsze przeczuwałam,że jest gejem....
dewotki boją się inności .....a nasz kraj to zabita dechami wiocha....gdzie klecha mówi co mamy robić....
Seba syn mojej znajomej od kilku lat jest w stałym związku....dyskretny piękny związek....miło sie na nich patrzy ,zawsze pogrążeni w rozmowie ,wspólne pasje ,podróże,uczciwie, cięzko pracują na swój byt i guzik mnie obchodzi co robią w łóżku....

wkurzyłam się na te dewotki,wyrzygałam jednej jak za młodu szlajała się po rowach ,troje dzieci ,każde ma innego ojca ,ba to pierwsze to nawet nie wie z kim ma.....jak je porodziła to puściła w samopas....w dupie ma te dzieci.........


taka katolicka hipokrytka.....

.....jak ta dewotka Pawłowicz co za młodu musiała coś przejść nieciekawego,że teraz pierdzieli takie bzdury.....
jałowe babsko....
jesli byłałbyś niechcianym dzieckiem kobiety ,której kościół zabronił aborcji ....i przeznaczyliby cię do adopcji ,to chciałabyś ,zeby wychowywała cię ta Pawłowicz czy Grodzka?



Anka jest super!

środa, 20 marca 2013

wrzód.....


uwielbiałam siostrę mojej matki....jej dzieci tez.....

niestety  jej syn poślubił totalnego prymitywa chociaż sam jest prymitywnym dresem......

jego wybranka wniósła w nasze rodzinne zżycie z ciotką taki zamęt i jad,że się wszyscy zaczynamy odsuwać....
szkoda.....
na dodatek ciotka,zaczyna  mieć spory problem z alkoholem ,a wszystkie żale wylewa na nas.....

jej towarzystwo zaczyna mnie męczyć ,irytować ,a kiedyś uwielbiałam z nią przebywać.....
spędzałyśmy całe wekeendy u mojej mamy na wsi.....
a teraz jak przyjedzie z tą swoją popierzoną synową ,wszystko jakoś drętwieje.....

jest jeszcze jeden problem....jej synowa ma nieślubne dziecko....
nie mam nic przeciwko.....zdarza się....

ale szczegół ,że robiła test na ojcostwo....zwyczajnie nie wiedziała z kim je ma....kiedyś przypadkiem po trzecim drinku walnęła nam niby żartem,jeszcze na początku znajomości.....niby to miało nas rozśmieszyć.....

w głowie nam szumiało,ale fakt został zapamiętany.....

a jak sie w koncu dowiedziała ,to najpierw chciala z ojcem dziecka być,potem już nie ,potem zmieszała go z błotem ,nie chce go znać,ale o alimenty walczy.....nie przypuszczała,ze facet ,a szczególnie jego matka będą chcieć widywać dzieciaka....
i tu się zaczynają lekkie schody....
wcale sie im nie dziwie....

cała ta walka ,cała ta sytuacja odbiła się na mojej ciotce i jej synu ,nieszcześniku-dresiarzu w całej rozciągłości......

obserwuje u ciotki dziwne tiki ,zrzucanie winy na innych i jest wściekła ,że w reszta rodziny żyje spokojnie ,zwyczajnie ,a u niej codziennie dziwne wojenki......

wczoraj zajechałam do niej na kawę....zawiozłam jej ,jej ulubione brokuły.....dziwna ta kawa była....zawsze zaśmiewałysmy się z byle głupot.....
a teraz biegał ten mały,a ona nerwowo zerkała kiedy wpadnie ta jej synowa.....

czekala tez ,aż w koncu się wypowiem w tej sprawie,czułam jej presję mocniej ,niż zapach gotowanych brokułów....ale nie mam najmniejszego zamiaru....ani ,ani.....

wypowiedziala się za to jej córka i dostała zwyczajnego liścia od ojca synowej ciotki! szok....
fakt zamiast zostać w czterech ścianach rozniósł się lotem błyskawicy po fejsie.....
nie dosłownie ale przenośnia była totalna....


zawsze planowałysmy z matką wielkie otwarcie wiosenne na ogrodzie ,z wielkim ognichem ,pieczonymi kiełbaskami i cudnym winem wyprodukowanym przez mojego tatę.....
ale jak ma znow  przybyć z ciotką, ta dziewucha ,calkowicie przez nią przekabacony kuzyn-dres bezmózgowiec i ich dzieciak .....to nawet sie ciesze ,że na ogrodzie jeszcze śnieg.....

z wyluzowanej ciotki zrobiła się toksyczna zawiesina,która za wszelką cenę chce ,żeby i nam było tak zle jak jej.....za wszelką cenę chce nam wmówić,że ten dzieciak to nawet prawie jej syna,syn.....a jej synowa wcale nie ma tak bujnej przeszłości ,mimo ,że tatuaż jaki posiada na karku ...dość dosadnie o tym będzie nam wszystkim przypominać......zawsze...szczególnie latem....

że też nasz kuzyn dres ,wyprany całkowicie ze  zwoi myślowych musiał wpaśc w sieć puszczalskiej torby ,która zepsuła nam relacje z ciotką.....

mam nadzieje,że coś pieprznie ....i przedpole się oczyści......






poniedziałek, 18 marca 2013

i nadal

zima mnie wypala.....

uszły ze mnie wszelkie siły ,denerwują mnie te kurtki ,kozaki i szaliki......

pani Wandzia akurat wczoraj wróciła z Egiptu....dzisiaj siedziała załamana w swojej "zagruzowanej"pod jej nieobecność przez jej synów kuchni.....ale sam bajzel jej nie przeszkadzał.....tylko ten widok za oknem.....ta zimnica.....

jak widzę jakiego doła mają moi znajomi kiedy wracają z ciepłych krajów ,do naszej mroznej Polski ,to zastanawiam się czy jest sens wyjeżdzać.........

pani Wandzia jest typowym wulkanem optymizmu.....ładuje sie od niej jak od akumulatora....
wzięłyśmy się obie za porządki ,a ona opowiadała jak tam pięknie.....

obie byłysmy kiedyś na kilkudniowej wycieczce po Włoszech ,
obie stwierdziłyśmy,że to nasze miejsce na ziemi....obie składamy kasę ,żeby kiedyś kupić sobie nieduży dom w Toskani....
tak wstać rano na progu domu z kubkiem kawy ,przed nami przepiękne widoki,górki pagórki,drogi ,dróżki ,domy ,domki ,winnice ,sady i pola i ciepło....przyjemnie ciepło.....



sprzątając pokój natrafiłysmy  na biustonosz....całkiem ładny i czysty....chociaż to poprawiło Wandzi humor,bo od jakiegoś czasu twierdziła,że jej syn to chyba jest gejem....czekała nawet kiedy jej to powie....stwierdziła,że zaakceptuje ,ba,nawet sfotografuje się  z nim na banerze i bedzie dumnie na tym banerze stać......
w śmieciach leżała prezerwatywa ,czyli jest dobrze.....nie będzie fotek na banerze.....

chociaż obie bardzo popieramy tą akcję.....

Wandzia kupiła mi piekną chustę....i zrobiło mi się jakos smutno kiedy założyłam ją do zimowej kurtki,bo ni jak nie pasuje....

w tych wolnych dniach wypucowałam chatę,na zaś ......czy można wypucowac chatę na zaś?   
 i codziennie chodziłam z młodą na siłownię....
nie wiem czy schudłam ,czy nie ale.....jakoś lepiej wyglądam w moich ukochanych bojówkach.....znienawidzonych przez moją matkę.....

siłownia działa na mnie wypacająco ,ja tam wchodzę ,rozglądam się i już jestem spocona po pachy.....

kanapowy zalegacz zrobił dzisiaj jakieś kotlety z egzotyczną przyprawą....nawet dobre .....
stwierdził ,że takie same robią w Egipcie ,więc nie trzeba tam jechać .....
no tak.....dla niego Egipt sprowadza się do tych dziwnych kotletów....
i z kim tu gadać....

młody pieknie gra za ścianą na swej gitarze....uwielbiam jak po domu rozchodzi się te jego granie....jest jakoś zacniej i może cieplej.......






sobota, 16 marca 2013

bezpośpiechowo

że zima mnie wkur..wia to wiadomo....
jak wychodzę i czuję ten chłód po nogach dostaje szału.....

a jak w radio usłyszałam,ze będzie zimno nadal i nadal to,po pracy poszłam do mojej lekarki powiedziałam,że choruje na zimę i dała mi pięć dni zwolnienia....

pięć pieknych dni wolności z lekkimi pociągnięciami nosa....

potrzebowałam tego....mam nawet wolny poniedziałek ,więc  chyba nie będę psioczyć na najbardziej znienawidzony dzień tygodnia czyli niedzielę.....bo w poniedziałek nie obudzi mnie budzik.....ale wstanę ,kiedy sie wyśpie...leniwie się przeciągnę....a nie wiecznie -zryw na równe nogi....

oczywiście szczytem sielanki byłoby gdyby kapciowy wybył ,a nie zalegał na kanapie dzierżąc dumnie pilota i co chwila odbierając telefony....jestem nadal cierpliwa ,w tym jego dziwnym poszukiwaniu pracy......
w tych czasach się raczej nie wybrzydza....a on wybrzydza jakby był po kilkunastu fakultetach z super aparycją ,w wieku wydajnym ....

ale i tak poczułam "zwolnienie tempa".....czy my ludzie musimy tak dużo czasu tyrać ?
kiedyś kiedy byłam młoda ,moi rodzice pracowali do 15-stej i luz.....sklepy pozamykane ,cisza na ulicach....
człowiek miał czas na spokojnie poczytanie książek,spokojne porządki,prace na ogrodzie,spacer czy kawę z koleżanką.....byl na to czas....
teraz tyrasz i tyrasz ,szybko,szybko ,a w wolny dzień jedziesz do sklepów ,bo wszystko się pokończyło...
szczerze nie lubie tych galerii handlowych ,tego pośpiechu ,tych wrednych czasów....

jak słucham moją znajomą która mieszka w Norwegii ,że tam wszystko jest "niespieszne" ......to tak jej zazdroszcze.....

biorę sie jednocześnie za kilka rzeczy naraz....często sobie mówie ,zrób dziennie dwie rzeczy porządnie i wyrwij trochę czasu na zwykły odpoczynek.....
ale sie nie da....
bo chciałoby się,żeby wszystkim dobrze było.....

jak to mówi moja babcia : w locie to się możesz tylko zesrać.....

dzisiaj rzuciałam wszystko.....zapakowałam domowników do auta i ruszylismy w las...
wychodząc zerkłam na kilka plam na kuchennej podłodze.....ale przecież w domu cały czas można ścierać ,wycierać i myć......

fajnie było w tym lesie ,szczególnie ,że pojechaliśmy większą gromadą.....
cisza ,śnieg ,zero marketów i bez pośpiechu .....chociaż po dwóch godzinach czuliśmy dopadający na chłód.....

kilka dni w domu ,bez pracy ,bez tego jazgotu.....dobrodziejstwo....
zrobiłam to juz drugi raz...oby to nie stało się nałogiem....

....a za ścianą właśnie trwa kłótnia .....coś się nawet stłukło.....fajni ludzie ,niby tacy stateczni ,ona pracuje w banku on jest poważnym kierowcą pociągu....ale jak zaczynają się kłócić to cały blok wie.....
jutro pójdą pod ramie do Kościoła....ale dzisiaj ona mówi mu :ty leniwy huju.....

mi tam już się o to lenistwo kanapowego kłócić nie chce....
byleby czasami dał mi świety spokój.....

bo to kocham najbardziej.....

niedziela, 10 marca 2013

koko

nie mam siły na pisanie....

wyzysk w firmie i ta wieczna zima...ja chyba mieszkam na biegunie....

domowy kanapowy nadal przebywa na terenie mieszkania....mam go serdecznie dosyć...moje mieszkanie jest jak nie moje...

......na dzien kobiet nawet sie nie zająkł....za to strzelił focha jak przyniosłam róże z pracy...bo chłopaki pamiętali.....

koleżanka poklepując mnie po plecach...zapytała :no ale buzi ci dał?
ja to najbardziej chciałabym ,żeby dał mi świety spokój.....

....


takie moje marzenie...

no ale co to za marzenie ,jak zostanę bez środków...
to już wole jak pośmierdzi od czasu do czasu na kanapie....i środki są....

zapisałam się do stowarzyszenie :wyklętych przez teściowe....
i do stowarzyszenia :nienawidzę tego trolla ,za którego wyszłam w chwilowym zaćmieniu umysłu....

spotykamy się narazie raz w miesiącu...ale i tak jest zajebiście....


.....remont nadal  trwa ,wymyślam nowe udogodnienia,mam juz funkcjonalną szafo-garderobę i bajeranckie kosz w łazience....

z sąsiadką wymyśliłyśmy fajne szafki na nasz wspólny korytarz...
fajną mam sąsiadkę....zaprasza mnie na kawę i o nic nie pyta....
pijemy i gadamy o pierdołach....i tak mi u niej dobrze....mimo ,że ma w salonie wielką palmę ,taką jak moja teściowa ma.......
mam syndrom palmy w salonie....

opuściły mnie chwilowo siły witalne ,patrząc na widok za oknem...
kanapowy chce mi kupić auto terenowe ,żeby się mogła przebić do roboty....

a niech mi kupi i tak go nienawidzę :-)

niedziela, 3 marca 2013

i o.

przy remoncie sypialni ....wynoszeniu szafy ,z dolnej szuflady ,księciunia wysunęła się kaseta z naszym weselem....

nienawidze oglądać wesel na kasetach ....
a szczególnie swojego własnego.....

i tak prosto z mostu powiedziałam,że nienawidze oglądać ....bo nie mogę patrzeć na tą młodą,ładną,fajną dziewczynę ,która w tej głowie to chyba samą sieczkę miała.....

i tak oto po udanym ,zakonczonym remoncie -nastały ciche dni

decyzja.....

.......mam zaproszenie na kolejny klasowy zlot....

na prawdę żygać się chce od tych zlotów.....tym bardziej ,że ta klasa była tak niezgrana....

chętnie skrzyknęłabym się z klasą z podstawówki.....to był czasy ,to byli fajni ludzie....

stwierdziłam że pora usunąć moje konto z nk.....i przestać tam istnieć....

taka niedzielna decyzja.....

przerwa

zrobiłam sobie przerwę od neta,polityki...i innych ciśnieniowych spraw...


przerwa ....

książki ,pójście spać o prawidłowej porze,czyli o tej co munsz,czyli prawie po dobranocce........
obiadki sradki,książki,spacery i oczywiście tyranie w domu i w obozie pracy....
przerwa wymuszona....spowodowana remontem i trybem poddańczym.....

nie wiem jak ludzie potrafią życie bez internetu?

to daje mi rozluznienie ,lubie to ,dlaczego mam z tego rezygnować ...

dlaczego ludzie nazywają siedzenie w wolnej chwili przed kompem-uzależnieniem? to jakas bzdura!

tak spędza sie wolny czas....każdy może sobie go spędzić jak chce....
a jesli daje to jeszcze tyle przyjemności...więc czemu kurde nie?

dlaczego mam robić przerwy?

owszem....zostaje wtedy więcej czasu na zrobienie czegoś tam....
ale wieczne trzeba zrobić "czegoś tam"......jak sobie nie wyrwiesz tego czasu ,to będziesz grzebać te dzienne sprawy bez końca.....

i dlaczego mam robić przerwę ,bo księciunio nie lubi jak zasiadam przed kompem....

od jego programu "na osi" i innych motoryzacyjnych bzdur robi mi się niedobrze....no ale on może....wiadomo....

no ale przerwa była nieunikniona....

....bo w sumie księciunio wpadł w remontowy szał...i nie ma co przeginać...jesli chce ci zrealizować wszystkie twoje projekty,z lekkim marudzeniem i kilkoma rzuconymi kurwami....to przymkniesz oko na głód internetowy....

tym bardziej ,że ja w pracy ,dziatwa w szkole ,a on sam się użerał....
moje gniazo pięknieje ,z dnia na dzień....
aż się nie chce wychodzić.....
a trzeba....

także żadnych przerw od przyjemności....bosze kochany co to za przyjemności ,w sumie....gdyby ja latała do wekeend do Paryża na lunch to rozumiem....ale jak ja po zrobieniu wszystkich pilnych domowych spraw ,po pracy,robie sobie kawe i zasiadam na dwie godziny do sieci to juz takie wielkie zgorszenie???

założenia:

dzieci mają być przede wszystkim szczęśliwe!
nic im nie narzucam.....życie jest za krótkie na jakieś narzucanie,bzdurną dyscyplinę i ograniczanie tego co mi sie nie podoba ,a im owszem.....

więc muszę wziąśc dodatkowe dyżury ,bo moje dzieci też mają jakieś projekty....tyle ,że dwa razy droższe....