środa, 18 maja 2016

Motłoch ma to co chciał! Motłoch się cieszy, bo motłoch dostanie " po pincet "

miałam nie zajmować się polityką ,bo i tak to nic nie da...ale muszę o tym wspomnieć...Jakaś niewydarzona, ruda pinda z PiSu proponuje fizjoterapeutom stosowanie klauzuli sumienia! FIZJOTERAPEUTOM!
- Pani na interdyn? Solux? Wirówki? A wkładkę domaciczną ma pani założoną? Oooj, kochaniutka, nic z tego - zabiegu nie będzie!
Następny proszę!



 A gdzież to dziś przebywał cały pisi /nie/rząd, długopis - duda i pół sejmu? Ano tu:
W środę w Toruniu został konsekrowany Kościół pw. Najświętszej Maryi Panny Gwiazdy Nowej Ewangelizacji i św. Jana Pawła II. Uroczystości przewodniczył legat papieża Franciszka, kardynał Zenon Grocholewski. (http://www.tvn24.pl)
Było bardzo miło! Pokłony złożyli, rydzykowi po kolana się kłaniając nisko! O przywiezionych " marnościach " - nie wspominano, bo w tak " znakomitym " towarzystwie - o "pieniędzorach" się nie mówi....
Dostali po obrazku, z autografem toruńskiego zbója!
No i jak tu się nie wqrwiać?



p.s.
" I głowy unosimy znad poduszek,
Czy wreszcie przyszła pora wstać
Dobranoc, Europo,
moja Europo.
Dobranoc, Europo,
ty idź spać.
Dobranoc, Europo,
moja Europo.
Dobranoc, Europo,
ty idź spać ..."
Tym fragmentem pięknej piosenki K. Daukszewicza, znowu aktualnej? - powiem Wam Dobranoc:)

dobry czas.....śpiączka......

przy okazji operacji ludzi w śpiączce,o których dzisiaj bardzo dużo mówiono w TV....
zaczęłam wracać do tego co stało się w rodzinie Iwony...rodziny rozbieganej ......pędzili ,mieli plany ,rozmijali się....nie mieli dla siebie czasu ....nie mieli czasu dla swojego syna,on zawsze jakiś taki sam ,w tych półinternatach ,na stancjach ,nie było między nim więzi....
.....i nagle miał wypadek ,zapadł w prawie roczną śpiączkę....

przed wypadkiem nigdy nie można było zastać Iwony w domu ,zresztą oni do tego domu wpadali tylko wyspać się ,umyć i przebrać...nie mieli czasu na nic...
ich małżeństwo też nie miało czasu....

Grzesiek zapadł w śpiączkę....przywieziono go do domu....
zaczął się etap życia,w którym nagle wszyscy zwolnili ....Iwona wzięła urlop ....

zaczęła się walka...

podziwiałam ich ,bo zaczęli ją bez rozpaczy ,paniki....wymieniali się przy Grześku 
cały czas ktoś koło niego był ,cały czas ktoś mu coś czytał ,mówił do niego...

często do nich wpadałam ,już nie musiałam zapowiadać się telefonami ,chociaż nawet jak się zapowiadałam Iwonie zawsze coś wypadło w ostatniej chwili...a teraz była w domu...

ich dom zaczął być domem ,takim ciepłym ,pełnym....na gazie gotowała się zupa...na tarasie było mnóstwo kwiatów i spały psy,które zaraz po wypadku Grześka przybłąkały się pod ich dom i stały się jego  mieszkańcami....

bardzo ładne ,fajne i bardzo zatroskane stanem młodego....

czasem zastanawiałam się czy to nie anioły jakieś....

Iwona robiła kawę ,kroiła ciasto ,a ja siadałam w tym czasie obok łóżka Grześka i zaczynałam mu czytać..on bardzo lubił fantastykę,kryminały....

często wymieniałam kogoś ,kto czytał i już musiał iść ,często byli to koledzy Grześka ,jego babcia ,która wyglądała słodko czytając kryminał ,albo coś o ufo (bo to też była pasja Grześka).....babcia ,która krążyła między serialami w tv ,a wieczornymi mszami w kościele ....czytała z zapartym tchem :Władce pierścieni......

Grzesiek wybierał sobie co chciał ,żeby mu czytano,Iwona odczytywała to z jego oczu........
więc wybierał coś ze swojej kolekcji.....o ile ktoś nie kupił mu nowej książki....
dostał wtedy wiele książek ,wiele było podpisanych przez samych autorów...

bardzo lubiłam mu czytać.....wyciszało mnie to ,czułam się dobrze....z czasem zanim zaczynałam mu czytać ,opowiadałam mu co słychać i takie tam....

często siedzieliśmy obok niego większą grupą....nasze rozmowy były jakieś takie wyższych lotów ,mimo ,że przyziemne jak rzodkiewka....przyświecał nam cel....i to było wspaniałe...młodzi ,starzy ,dzieliła nas przepaść ,a mimo to gadało nam się świetnie....



obserwowałam jak Iwona z Pawłem mimo tej tragedii ,bardzo zbliżyli się do siebie....Paweł zaczął bardzo dbać o ogród ,Grzesiek często leżał na tarasie ,albo w salonie z widokiem na ogród.......więc Paweł dwoił się i troił ,żeby było pięknie....


były grille i ogniska i wieczory filmowe....wszystko toczyło się wokół łóżka Grześka...

ludzie wchodzili do ich domu....i nikt nie zadawał zbędnych pytań....przychodzili ,żeby poczytać Grześkowi ,coś mu przynieś .....takie niezobowiązujące ,takie normalne....

powstała taka przystań ,przy łóżku Grześka.....jakaś siła gromadziła przy nim ludzi...
przychodzili nawet ci co nie byli ,aż tak z nim blisko...
stawali w drzwiach pytając się czy mogą poczytać Grześkowi ,albo coś mu powiedzieć....a może pomóc,w czymś....

Iwona zawsze cieszyła się z takich gestów....nie było jej tak ciężko....

moje dzieci też tam przesiadywały....młody grał Grześkowi swoje nowe utwory ....raz nawet zaciągnął tam swój zespół....

drzwi domu Iwony były szeroko otwarte dla wszystkich ,którzy chcieli coś dla Grześka zrobić...

po pracy zawsze zachodziłam do nich ,chociaż na 15 minut....

wymieniałam Iwonę w czytaniu ,ona  w tym czasie mogła zrobić coś innego....zazwyczaj w połowie czytania ,ktoś wpadał w odwiedziny i wymienialiśmy się przy Grześka łóżku.....nigdy nie był sam...jego dzień wypełniony był ludzmi....

ten dom tętnił ....ale nie było to męczące....wszyscy starali się nie być ciężarem ,wszyscy chcieli zrobić coś dla Grześka....

po roku Grzesiek wybudził się ze śpiączki....to było przeżycie

....płakaliśmy wszyscy ,tym bardziej ,że jego pierwsze słowa to :dziękuje wam ,że tu byliście...

z tego co opowiadał ,słyszał jak mu czytamy ,opowiadamy .....że nie bał się ,bo cały czas ktoś było obok....


Grzesiu pojechał do sanatorium ,

nagle nie było kogo odwiedzać....kilka razy zachodziłam do nich do domu ,chyba już z przyzwyczajenia....

na tarasie kwiaty zwiędły.....psy przeniosły się do domu babci....

Iwona wróciła do pracy ,brała pojedyńcze zlecenia ,między czasie jezdziła do Grzesia....Paweł pojechał na kontrakt ,firma i tak "poszła " mu na rękę,gdy Grzesiu chorował....

kilka razy pod drzwiami ich domu  spotkałam  znajomych Grześka,którzy kiedyś przychodzili mu czytać.....spędzić tu czas....

wydawało mi się ,że czuli taką samą pustkę jaką ja poczułam...


  cieszyliśmy się ,ze Grzesiek wyzdrowiał ....

ale ta przystań jaką on nam stworzył ,nagle przestała istnieć....nie było już miejsca stałego w którym on był ,w którym byliśmy mu potrzebni.....do którego przychodziliśmy o każdej porze....i witano nas z otwartymi ramionami....



Grzesiu z jednego sanatorium pojechał do następnego ,załatwił  mu to jego chrzestny....właściciel kilku uzdrowisk....

Iwona znowu zaczęła dużo palić,do domu wracała tylko ,żeby spać....

.....rodzina ,znajomi ,którzy przybywali tłumnie do ich domu....nagle nie byli potrzebni....chociaż wielokrotnie odwiedzali jeszcze ich dom....całując przysłowiowo klamkę...


Grzesiu wrócił do pełni sprawności,ale chyba nie chce wrócić do domu....ostatnio był w sanatorium ,aż w Portugalii i tam też został ,żeby kontynuować naukę....bardzo mu w tym pomaga jego chrzestny....brat Iwony......



dzięki chorobie Grzesia ,śpiączce....na chwilę wszyscy zatrzymaliśmy się w tym biegu....nagle potrafiliśmy znaleśc czas  żeby usiąść ,poczytać ,pogadać....

głupio to zabrzmi ,ale to było fajny czas.....

Grzesiek zafundował nam reset ,który może czegoś nas nauczył....

szkoda ,że jego rodzice ,znów nie potrafią ze sobą być....

dom stoi pusty....

babcia wróciła do seriali i mszy w kościele...
....te dwa psy ,które przeniosły się do niej...z dnia na dzień zniknęły....poszukiwania ,ogłoszenia...nic....


kto wie może to był faktycznie anioły....

poniedziałek, 16 maja 2016

w dzisiejszych czasach „lepiej głośno przeklinać, niż być cichym skurwysynem”.

Uwielbiam Panią Bukę, znacie?
Albo Umiarkowanie Zimną Sukę:
– „I chuj”- pomyślałam. Bo myślę raczej zwięźle.

komfort

oczywiście życie nie lubi próżni na miejsce Beci ,tymczasowo ....przyszła Monika....

ten sam typ ,może nawet gorszy.....też ta partia...


 

ale jak na razie ,stara się wkupić....zobaczymy jak się rozwinie współpraca




Jola zaliczyła depresję.... zawsze twierdziłam i twierdzę nadal ,że na depresję popadają ludzie ,którzy nie mają co robić,mają czas  ,wiedzą ,że dzieci sobie poradzą ,mąż czy żona też.....

a ja w tym czasie zamknę sie w pokoju i będę się lenić..

dlaczego na depresję nie zapadła moja znajoma ,która ma dwoje niepełnosprawnych dzieci? chłopców niechodzących ? 
bo nie ma na to czasu ,bo walczy dla swoich dzieci o każdy dzień....
beznadziejnie zapowiada się ich przyszłość ,ale ona walczy....nie może sobie pozwolić  na luksus depresji.....ma co innego na głowie....



Jolka właśnie tak ma....dzieci w miarę ogarnięte ....mąż gospodarny ....dom piękny...wszystko jest ,wszystko Jolka ma....do szczęścia potrzeba jej tylko depresja....

nie będę się więcej wypowiadać na ten temat ,bo to dla mnie niezrozumiałe....żeby popadać w takie stany.....chodzić cały dzień w piżamie....i leżeć w łóżku oglądając tv ,a za ścianą jeszcze małe dzieci ,jeszcze młody mąż....






.... zaczyna się wypłata 500 plus....od początku mam mieszane uczucia.....patologia zaciera ręce.....a dzieci  nadal będą chodzić głodne i brudne....roboty z tym masę....owszem są mądrzy rodzicie ,którzy spożytkują tą kasę....ale patologia zrobi co chce....



a i jeszcze usta Ewki....zrobiła sobie usta! nadmuchane dwie wargi....

czy kobiety które robią to sobie nie widzą jak to wygląda?

Ewka ma teraz ksywę Minge.....bo ten sam model ust......

najśmieszniejsze ,że Ewa nie jest jeszcze taka stara i brzydka ,żeby się szprycować botoksem ....a ona bakcyla złapała....

najpierw wchodzą usta ,potem Ewka.....

widzisz a nie grzmisz....

.....samotność

w pracy dobra zmiana wychodzi nam bokami ,nawet moja kochana Trójka nadaje jak radyjko ojca dyrektora .....powiem po młodzieżowemu :kurwa żal!    muza jeszcze spoko.....ale karnowski w mojej trójce ,albo ten małolat pereira.....i semka....,aż sobie splunę...tfuuuu

muszę odpłynąć myślami gdzieś na te trzy lata dobrej zmiany....bo zapluje się na amen....

Becia awansowała ,bo to stara pisiówa jest,no ale jak szybko awansowała tak się szybko pochorowała....i

 nagle wszyscy jej przyjaciele z kółka różancowego pod wezwaniem samego Rydzyka zapomniało o Beci....Rydzyk też zapomniał ,bo kto by pamiętał o kimś kto nie ma kasy na radyjko....bo musi leki wykupić.....przecież ma być odwrotnie....


żal nam się jej zrobiło i odwiedziłyśmy ją w szpitalu.....dobrze ,że w ostatniej chwili Jagna odpięła od bluzy znaczek KODu ,z ostatniego marszu ....Becia mogłaby zawału dostać....

ale pomijając te polityczne bagno ,w którym siedzimy po uszy.....

Becia jest chora bardzo....wyniki ,ma złe ,bardzo złe...tak złe ,że lekarz mrugał do nas znacząco cobyśmy się tak w nie dokładnie nie wczytywały i to na głos.....

znów pojadę po młodzieżowemu : --smuta wielka....

zapytałyśmy się Beci co by chciała ,jakaś zachcianka czy coś.....a ona ,że zjadłaby kawał ciasta cappuccino ....i lody i białą czekoladę....

takie przyziemne ,żadne tam skoki z bandżi i inne nurkowania w rafie koralowej.....

pognałam z Anką do marketu ,nakupiłyśmy cały kosz  i zrobiłyśmy sobie babski wieczór na oddziale...

mmmm jakie te ciasto było dobre!!!  

poczęstowałyśmy współlokatorkę Beci...
jadła tak zachłannie ,że wszystkim nam się ryczeć chciało....

Becia to samo....wszystko na raz....

i tyle te życie warte .....że na koniec się nawpieprzasz  wszystkiego czego sobie odmawiałaś przez pół życia....

a nawet całe....

Becia kiedyś miała raka piersi...wyszła z tego.... tym razem bolało ją coś w nodze....myślała ,że to zakwas ,zmęczenie .....
 .......

nie widziałam jej przeszło tydzień.....i wbiło mnie w ziemię jak ją zobaczyłam...

aż niemożliwe ,że człowiek w tak krótkim czasie może się tak fizycznie zmienić.....

przez chwilę była zaskoczona.......

odkąd tu leży ,nikt do niej z jej bliskich nie zajrzał.....

jak nas zobaczyła .....sama nie wiedziała co robić....

....


spędziliśmy z nią cały dzień....objadłyśmy się białej czekolady.....i uśmiałyśmy się do bólu przepony....

lekarz odprowadził nas do samej bramy.....opowiadając o jej szansach ,a raczej o braku szans....



do dupy z tym wszystkim.... 


nikt mi tak ciśnienia nie podnosił jak ona....



 

niedziela, 15 maja 2016

Po co nam Hamas? Mamy własny u steru rządów – Chamas.

i pomyśleć, że wszystko zaczęło się, gdy Michał Boni nie zgodził się zalegalizować Kościoła Latającego Potwora Spaghetti, mielibyśmy przynajmniej jakieś rozsądne oparcie, no ale jak nie dowierzacie fizykom to macie jak macie; ja słyszałem że ostatni psychiatra wysiadł już jakiś czas temu, teraz zdaje się, że wysiadają piloci.