piątek, 31 grudnia 2010

nowy rok to o rok starzej....ale nowy rok to czyste konto ,można zacząć znów od nowa ....kolejna szansa....
może tym razem....

noworoczne

tak jak nie lubie sylwestra ,tak nie lubię noworocznych postanowień....
ale gdybym miała je postanowić to napewno na pierwszy miejscu  było by  to,że muszę więcej przemyśleń trzymać dla siebie,swoją opinię zachować też dla siebie....wogóle nie opowiadać się po żadnej stronie....stać kurde okrakiem,prawie szpagatem ...ale bez wyrzutów,że na cholerę się odzywało....
a to,że inni już dawno powinni zamknąć twarz i nie wypowiadać swoich zlotych myśli.....a niech se gadają....niech się potem z tego tłumaczą....
ty ugryś się sześć razy w język zanim otworzysz usta....
.....chce bardziej dbać o siebie, być ciekawą ,barwną....wszystko idzie w dobrym kierunku....kto by pomyślał,że będe malować paznokcie na czerwono......
niech się inni smażą w tym swoim łajnie....nie będe juz strugała matki Teresy....a niech się smażą....
nie to ,że stanę się obojętna i zła....
bo ja dobra jestem od urodzenia....
....to co jest dla mnie ważne...to moje dzieci....są świetne...i kocham je nad życie....i to jest ważne,o nie walczyć warto jesli trzeba.....poswięcać im swój czas, rozmawiać,rozmawiać i rozmawiać i chwalić....za wszystko.....i z domowy tez więcej rozmawiać....wróg ,a wróg ,ale na własnje krwi wychodowany....lepiej nad tym pracować,niż zmieniać w nieskonczoność....i jak to mówi moja babcia ,zawsze mieć kogoś na boku....tak dla relaksu i zatrzymania starości....
.....i oby mój juz stary pies żył wiecznie....to jest mój najwierniejszy przyjaciel....który przeszedł ze mną wiele,a może nawet jeszcze więcej....i zeby moja suka w koncu zaszław ciąże ,ale nie z ulubionym burkiem z sąsiedzctwa ,ale z rasowym....bo ona czystej krwi....
jakoś juz nie bawią mnie ludzkie przyjaznie....mogę mieć tysiące znajomych i mam i lubie ,przyjaznie się zanoszą ,ale nie zamierzam....dystans....
....także więcej w sobie ,mniej na zewnątrz....jesli nie wywale tego co mnie  gryzie na blogu ,zapisze to szyfrem w moim ręcznym pamiętniku...który sobie jutro zakupię....
nie potrzeba mi do szczęścia wiele....może dlatego smieje się zawsze i ciesze ,z małych spraw....nie chce nic zmieniać,chce nad pewnymi rzeczami popracować.....
nie ma co spodziewać się cudów i liczyć na szał i fajerwerki....brać co jest...bo zaraz pora się zbierać.....
....miałam nie robić noworocznych postanowien....a jakiś tam zarys powstał....
no cóż.....kobieta zmienną jest....
Dosiego.....

aaa ps. mniej wkurzać się politką....na słowo Smolensk ...wiadomo...ileż można o tym...
...proponuje zbiórkę kasy na jakiś poczciwy dom dla obłąkanych dla Kaczynskiego....a niech wie ,że mamy gest....nie wspomne o moherach...i rydzykach...i opasłych księżach....i dwoch zonach po Gosiewskim....zresztą Gosiewski ukrywa sie podobnież w Meksyku....a na Wawelu leży generał....
nie dajmy sie zwarjować ....przecież mi tak swoje wiemy

środa, 29 grudnia 2010

zdrada

a w moim gościnnym na mojej  kanapie koloru mleka z kawą,w koncu zasnęła moja koleżanka....
o jej romansie wiedziałam mało,bo mi najmniej o tym opowiadała....za to teraz przerobiłam zaległości....
....i  jest glupią babą.....bo stwierdziła,że musi powiedzieć mężowi i już....niech się dzieje....
....z mężem jest ,że tak powiem zżyta ,chociaż on uważa ją za ofermę ,ale kocha ją naprawdę milością prawdziwą.....więc ona chciała mu to wyjawić,lub się pochwalić ,zainponować ....
nie liczyła,że padnie na kolana ,żeby dała mu szanse ,że teraz będzie super mężem....chociaż wydaje się ,że był....liczyła ,ze zabierze szczoteczkę do zębów ,trzy pary skarpet i trzasnie drzwiami ,że aż obraz który im osobiście namalowałam i ktory powiesilismy w ich korytarzu ,upijając się jak świnki-spadnie z hukiem.....
niestety.....tak się nie stało.....
mąż Stefci najpierw nabrał powietrza,potem szczerwieniał ,potem zaczął łapać powietrze i zbladł...znów nabrał powietrza i warknął dwa słowa,które żadna kobieta raczej usłyszeć nie chce: wpierdalaj dziwko....
a że Stefcia miała opory i wogóle nieco się zdziwiła....chycił ją za kudły i wywalił za drzwi...zdążyła capnąć kurtkę i torebkę...
żadna jej wierna psiapsółka nie mogła jej przenocować....matka jej osobista stwierdziła,że jak się jej szczerości zachciało,to ona nie będzie sie fatygować od swojego przyjaciela z drugiego konca miasta....i zostałam ja....
....a jeszcze przecież jest jej kochanek....który na wieść ,że oznajmiła mężowi o ich romansie,krzyknął do słuchawki jakby mu ktoś jaja wyrywał i wogóle to on ma nockę ,nawet dwie....
......i sobie dziewczyna narobila....a tak mogła by sobie spokojnie żyć u boku męża i albo ciągnąć romans ,albo nie....
głupie są kobiety ,które mówią męzowi ,że zdradziły....moja kolezanka wyszla na tym bardzo niekorzystnie....
....chcąc sie jej pozbyć,bo jakoś nie mam czasu i cierpliwości w ostatnich dniach....zadzwoniłam do jej siostry ,słynnej pocieszycielki,która wręcz kocha różne zawirowania ,jutro z rana zabierze ją do siebie....może na dwa dni.....a potem to sie zacznie...

trzech króli

czuje się wypalona zawodowo,ale to chyba przez te święta....i jeszcze pracodawcy pianę cisną ,że nam robolom dali dzień świetych króli trzech....dokładnie nie wiem co to za faceci i o co im chodziło,ale pragnę im podziękować,że my Polacy tyrający od rana do świtu możemy wytchnąć sobie,poleżeć ,pomieszkać,pójśc na długi spacer z psem ,do kina .....poczytać książkę i mieć wszystko gdzieś.....ludzie potrzebuję pożyć....pocieszyć się tym życiem....a nie tylko gonić za pieniądzem i to takim marnym eh....

wtorek, 28 grudnia 2010

rwetes

pierwszy dzien po świętach -koszmar....przy tak dużej ilości przejedzonych kobiet-masakra....




tak się wzięły za łby,że nie wiedziałam gdzie oczy i ręce włożyć....i to w imię czego? w imię normy ?....



każda baba widzi czubek swojego nosa i tylko ona ma rację....jakby każda spojrzała na siebie...tak krytycznie....









niestety odwieczne prawo natury....



cieszę się,że nie podjęłam żadnej dyskusji....robiłam swoje...



wyszłam zniesmaczona....ale z honorem....



....lepiej stać z boku....nie mieszać się i wyluzować....bo najgorsze są kobiety co mimo,że nie mają racji obstają przy swoim....

nic na siłę

z nowym rokiem-przestaje się spinać....
chce żyć tak jak lubie....nie tak jakby chciała moja matka...bo inne to wyjeżdzają na Majorkę....a gdzie oni na sylwestra nie byli,a jakie urodziny zrobili no mówie ci ,oni to zyją....a ty powinnaś korzystać pókiś młoda....a ty taka anty ....
.....wycieczki ,chociaz krajowe i wogóle niesatysfakconujące mojej matki czyli się nie liczą....
sylwestra ze znajomymi....bo córko trzeba mieć znajomych ....i nowy rok koniecznie witać z nimi na dużym balu....najlepiej gdyby była tam tv....i pokazali w wiadomosciach.....
urodziny najlepiej w lokalu i tez znajomi plus rodzina...dużo jedzenia i wódki....ale i tak cię obgadają.....
....szczerze mówiąc niecierpie wyjeżdzać....jestem zakochana w swoim domu....i poprostu nie stać mnie na to....ci co wyjeżdzają biorą kredyty....
sylwestra nie znoszę...nudzi mnie to tanczenie ,jedzenie ,tanczenie do bialego rana...
uwielbiam kameralnie....czasem na kanapie....
nie mam potrzeby mieć wielu znajomych ....zapraszać ich na kolacje i na urodziny....
swoje urodziny chce spędzać z nabliższymi i nie przy stole...najchętnje nad moimi kochany morzem...spacerując ,popijając szampana...i mieć w dupie to co ludzie powiedzą.....
bo każdy powinien żyć tak jak chce...a nie tak jak inni....żeby zazdrościli,żeby nie gadali ,żeby wiedzieli....
dobrze mi ze swoim zycie...jestem nieszczęsliwa kiedy muszę podstosowywać się pod ogół....kto powiedział ,że trzeba żyć tak, a nie tak....że spacer w lesie,czytanie książki na polanie ,ze spiącym domowym ,albo psem na kolanach to nuda, lepiej pojechać do Egiptu....lepiej zaprosić stado ludzi,niż w ciszy sączyć lampkę wina ,wpatrując się w niebo....pójść na popijawę do głośnego pubu ,niż zabrać rodzinę do kina...
.....nic na siłę....zycie nie musi być głośne ,wypodróżowane,wygadane,bogate w gadżety ,auta i wille z basenem z mnóstwem znajomych....
bo niby takie jest pełniejsze....
może być ciche,bogate w doznania ,z najbliższymi.....życiem pięknie przeżytym.....

matcyna

z nowym rokiem chce wyluzować na wiele spraw....szczególnie na fochy mojej rodzicielki...
nigdy za nią nie przepadałam ....mimo ,że miedzy nami jest tak jak trzeba....
zawsze przejmowała sie co ludzie powiedzą....nie rozumie co to spontan i nie pamięta ile to ona spontanów miała....
czasem mam chęć jej powiedzieć,wygarnąć....ale czy warto?
...zastanawiam się czemu mam do niej taki stosunek....brat też....
może dlatego ,że wiecznie zmieniała zdanie ,robiła nam sieczkę z mózgu....nigdy nie chwaliła,nigdy nie motywowała....a teraz z lekkością krytykuje...
mam do niej tyle żalu....ale jako osoba kulturalna,będe kulturalna....nieprawdaż....

niedziela, 26 grudnia 2010

po

spędziłam fajny świąteczny dzien....matka zaplanowała go z góry ,a ja zmieniłam plan....
oczywiscie poniose tego konsekwencje ,ale narazie mam to w dupie i matkę tez.....wiecznie wtrąca się w moje zycie i twierdzi ,że jest nieomylna....
byłam tez na wódce w pieknym domu....pięknym ,duzym z jeszcze piękniejszą comiesięczną ratą.....-kocham swoje M5....bez raty i zobowiązań,aż tak zdesperowana nie jestem....
dziewczyna mojego chłopaka jest istną krową....i typowym wycieruchem,długo taiłam fakt , przed moim bratem ,że przeleciało ją stado wieśniaków(niusy miałam z pierwszej reki).....sama przed sobą udawałam....jej zachowanie podniosło mi totalnie ciśnienie....oczywiscie ona wie ,że pomiędzy mną a bratem jest niesamowicie sila więz i ,że w ogien za sobą skoczymy....i ta gruba ,oblezna krowa ,bez gustu to wykorzystuje....
......chociaz potrosze rozumiem rodziców domowego....nie chce znać swoich teściów ,wogóle tej jego całej rodziny,jak chciałam ją znać ,omal się nie rozwiedliśmy....
zawsze przed wigilja wysyłają mi jakies sygnały ,ze może się w koncu przełamie i im wybacze tych pare gorzkich słów....
to juz nie chodzi o to co mi powiedzieli....tylko o to,że moje zycie jest bez nich dośc skomplikowane,a ja potrzebuje pozytywnych ludzi,którzy dadzą mi energię , a nie będą mi ja wysysać.....
.......pojednania....ale nie na siłę....

sobota, 25 grudnia 2010

świątecznie

nie było mnie w domu trzy dni....trzy długie noce....wchodząc do ukochanego ,wypucowanego i najprzytulniejszego miejsca na świecie ,cieszyłam się tak ,jakby nie było mnie z rok........zawsze tęsknie za swoim domem....podziwiam tych powsinogów co mogą tygodniami siedzieć w gościnie....a znam kilku....
........na wigili ,az wstyd sie przyznać przedawkowalismy wino...i zaczęło być wesoło,nikt na pasterkę nie poszedł,bo by nas chyba ksiądz wyrzucił...kiedy nam lekko promile wywietrzały,głównie od śpiewania kolęd... poszlismy w ramach pokuty na nocny spacer na polane za parkiem...
powiem wam -rewelka...gwiazdy ,mróz ,śnieg ,wolność i bardziej poczułam ten klimat niż bym była w kościele.....wielka polana ,wielki ołtarz ,magiczna noc.....
zresztą ja juz w kościele nie czuje nic ,bo wszystko psuje kolejny gupkowaty ksiądz....
.....ogólnie .....święta mnie zmęczyły......duzo gości,zmiana domów,przemieszczanie się,ilośc tematów rozmów ,pysznych dań i mieszania alkoholi....dużo śmiechu i hałasu....święta z odpoczynkiem niewiele mają wspólnego.....
.....dostałam mnostwo prezentów i cieszyłam się bardziej niż dzieci....
a dostałam to co lubie najbardziej dostawąć-perfumy i pachnące balsamy....uwielbiam pachnieć ,czuje się wtedy szczęsliwa .....
ciotce mojej kochanej tez kupiłam wielką butlę jej ulubionego zapachu ,za calkiem rozsądną cene,na ciotkę  nie żałuje nigdy ,bo takiej ciotki można mi tylko pozazdrościć........biorąc u niej prysznic zauważyłam na półce ,że ma jeszcze połowe butelki tych samych perfum co jej na imieniny kupiłam....twierdzi,że oszczędza.....jak można oszczędzać szczęśliwość?.....
obiecała ,że juz nie będzie sobie jej dawkować....że będzie psikać ile wlezie....będzie się za nią ciągnął wir zapachu.....bo życie jest za krótkie,żeby sobie oszczędzać takich przyjemności....

czwartek, 23 grudnia 2010

świeta święta

dotrwałam do konca pracy....z ledwością przebiłam się przez korki....zaliczyłam zakupy i gigantyczną kolejkę.....kupiłam jemiołę,ulubione wino i zrobię ulubioną sałatkę....dużo...żeby starczyło do poniedziałku....i sernik.....i coś tam coś tam....oczywiście nie mam zamiaru pichcić jak głupia,narabiać się przy garach ,a potem nie mieć siły nawet usiąść przy stole....kobiety polskie są pod tym względem głupie...za to
mam zamiar leniwie sączyć świąteczne dni....potrzebuje powolności,leniwości.....a jak będzie się okaże....

środa, 22 grudnia 2010

tempo w jakim ostatnio żyje jest niezdrowe....jedyne co trzyma mnie przy życiu to świąteczny czas bez pośpiechu,nerwów ....pełen relaks....
lece...

poniedziałek, 20 grudnia 2010

wąsy też

mam tak ....jak trzeba iść spać ja dostaje powera,sprzatam ,pichce , o 23 ganiam z psami po osiedlu,o 23 przypominam sobie ,że nie ma chleba na rano...no ale jest żabka :-)....witam dzien o 4.15 słowami :kurwa mać....i zawsze marze o nicnierobieniu....
ale ten czas przedświąteczny tak mie nastaraja ,że nawet nie odczuwam zmęczenia....mam wyrzuty ,że nie pieke ciasta ,nie lepie uszek ,wogole mało co robie....bo i tak jade do babci....ale obiecuje sobie zawsze ,że w koncu zacznę....
......moja mama dzisiaj zasłabła w pracy....nie pamietam kiedy tak szybko biegłam ,jak mi dziewczyny powiedziały....myslałam,że jest jej tylko niedobrze,a ona nam odjeżdzała na całego....
wszyscy ją cucili i polewali wodą...a pani na pogotowiu spokojnie zadawała kolejne pytania....moja matka pracuje chyba od urodzenia,płaci składki i utrzymuje tych obiboków służby zdrowia,a baba na dyżurce zastanawia się czy wysłać ta cholerną karetkę czy nie.....
.....dzisiaj przekonałam się jak bardzo ludzie nas lubią w firmie...bo my takie z mamą pozytywne ludki som....miło mi się zrobiło ,nie spodziewawszy....
....jak tak jej docucić nie mogliśmy przebiegła mi myśl,a gdyby ....
jesos....
....mój ojciec dojechał szybciej niż karetka....i wszyscy na jego wejście zrobili ---łoł....bo wczoraj jeszcze był siwy jak gołąbek i wąsy też siwe....wczoraj....a dzisiaj myślałam,że odwiedził nas Krzysztof Krawczyk...Zuśka nawet chciała autograf.....matka umalowała go na czarno ....wąsy też....
.....

ale checa ma Wawelu pochowali Stalina

oglądam Kaczyńskiego przy obiedzie...(to zły pomysł)
....aż mi niedobrze jak go słucham....stwierdził,że ten kawałek ramienia ,paznokcia i skóry za uchem to nie jego brata jednak,chociaż wczesniej mówił ,że tak....bo tyle po nim zostało przecież...tyle zostaje po ludziach ginących w wypadkach samolotowych....
za nasze pieniądze ten jego cyrk,za moje ciężko zarobione
....po 8 miesiącach to stwierdza......nagle....osiem miesięcy rozmyślania bosz....!!!!!....no i kurwa mamy drugi grób nieznanego żołnierza....

jak już będzie ekshumował swojego doskonałego brata z Wawelu,niech sobie go juz stamtąd zabierze,bo on tam nie pasuje i sobie go może niech w ogródku pochowa,albo na szyji nosi te szczątki jak Indianie....

to co robi ten mały ogr jest okrutne i niesmaczne....a taką dobrą sałatkę córcia zrobiła....eh...

czwartek, 16 grudnia 2010

powrót do Ojczyzny i koksowniki

notka powinna być krótka ,zwięzła i na temat ,a nie tam rozwlekane ....komu sie chce czytać tyle....
nasze zycie tez jest krótkie zwięzłe ,nie koniecznie na temat....

syn pyta prababcie o co w tym stanie wojennym chodziło
....a moja babcia wzrusza ramionami :a bo ja tam wiem....mi za komuny było lepiej,podobnież
mięso podrożało w mieście i krew się polała, ludziska porozwalali te mięsne ,policja postrzelała i tak to z tym stanem wojennym było....
a była jeszcze ta no cenzura,to do dziś sobie artyści chwalą,że kiedyś to było z kim walczyć,a teraz wszystko można phiiii....
i wioski za komuny kwitły ,wesoło było ehh....
to im sie wolności zachciało tfu....stoczniowcy mieli prace ,płace jako takom a teraz nic nie mają....
a nie mają ....-swoją wolność,a związkami zawodowymi mogą sobie dupe podetrzeć,bo teraz w pracy czlowiek to smieć....a kiedyś nawet mieszkania dawali....
na cholere ten Wałęsa przez ten mur skakał jak to takie durne czasy nastały ,ze na wsi ludzie światło maja na żetony ,a zakupy na zeszyt......a kiedyś po wypłacie to taksówka za taksówką do wsi szła....każdy miał....eh....
....
Polacy mają paskudną ceche ,wiecznie rozpamiętują....
nie idą naprzód tylko grzebią się w tym co było....
żygać się chce juz na to.....
jak nie katyn ,to koksowniki na ulicach.....o smolensku nie wspomne.....
i jeszcze sprawa tych co mieszkają gdzieś w Rosji czy innej Białorusi....byli kiedys deportowani do ruskich....dawno juz ,wiadomo nie zyją....ale ktoś wpadł na pomysł,żeby ich do kraju sciagnąć znaczy wnuków juz chyba....trzeba na to kasy od cholery,trzeba im mieszkanie dać i kieszonkowe....my jak gdzieś wyjeżdzamy to na "warjackich papierach" i nikt nam nie pomaga...w Polsce tyle ludzi bide klepie ,a oni będą szlachetnie ukrainców ściagać....polonie wspierać.....a niech se radzą sami....
wogóle smieszy mnie ta cała polonia .... szczególnie w USA co tak za Polską tesknią ojesos ,nawet tam głosowac mogą w naszych krajowych sprawach....z jakiej racji?????
tak ojczyzne kochają ,ze AŻ im się tu wracać nie chce.....
muj wujek co też się zawinął stąd  i mieszka w Ameryce juz hohoho....tak wypłakuje za krajem,tak mu się te pola śnią i ule i ogrody i kiełbasa wędzona,a jak go zapraszamy to wykręca się jak może,żeby tu nie przyjechać.....

i skąd oni wiedzą co tu naprawde się dzieje....

.....protestuje przeciwko wydawaniu moich podatków na jakieś ukrainskie polonijne szkoły i całą akcje powrót do ojczyzny....w dupie to mam  ,mi nikt nie pomaga w niczym....
jak chcą sprowadzic się do Polski nikt im nie broni ,ale nie na nasz koszt....

kolęda

w tamtym roku nie przyjęłam księdza....świadomie....poprostu wyszłam z domu ,nie miałam ochoty czekać godzinami kiedy się zjawi....mialam ciekawsze ,pilniejsze sprawy....
kiedy wróciłam do domu ,sąsiadka juz w progu w lekkim szoku,ze zapomniałam o wizycie księdza....
udalam zdziwnie....
myslałam ,ze będe mieć wyrzuty...koszmary nocne .....omamy i zmazy.....
a było mi tak jakoś lekko....normalnie oczyszczenie....

jeszcze musze dodać ze moja świeta babcia i jej świeta mama,o tym fakcie nie wiedzą.......egzorcyste wezwaliby jak nic....
....
uważam że księża to hipokryci którzy zniszczyli tak piękną wiarę....ludzie przez nich odchodzą z kościoła....amen

środa, 15 grudnia 2010

świeta

także moje zmęczenie jest wzniosłe....
świeta potraktuje jako czas odpoczynku i przebywania z rodziną....jesli ktos mi zarzuci ,że nie byłam u spowiedzi ,lub na pasterce....niech spada....
....moją modlitwą jest moje życie....nie mam ochoty chodzic do kościoła gdzie ksiądz klepie od wieków to samo....
dla mnie święta to więcej czasu dla rodziny ,a ona jest dla mnie święta.....

lew

jakoś nie przykładam wagi do znaków z zodiaku...z wyjatkiem jednego :....lwa....
przekonałam się na własnej skórze ,że ludzie spod znaku lwa są specyficzni i bardzo chcą byc wazni,zeby nie powiedzieć najwazniejsi......
.....nie obchodzi mnie byk,panna,wodnik ,ryby.....ale jak ktos mi mówi ,ze jest spod Lwa .....wiem czego się spodziewać.....
....znów mam na swojej drodze lwa....władczego i wszystkowiedzącego......chociaż twierdzi ,że nie jest typowym lwem ,wręcz przeciwienstwem....ja wiem swoje....

kobieta pracująca

 śmieszy mnie tekst rzucany kobietom ,które poszły do pracy ,po wychowaniu dziecka ,albo po przerwie ,albo wogóle,bo facet sam na rodzine nie zarobi,chociaz miał takie założenie....i ten tekst brzmi: dobrze,że do pracy poszłać,troche do ludzi wyjdziesz....
...
czyli jak sie siedzi w domu jako bogini domowego ogniska czyt,kura domowa ,to z ludzmi się kontaktu nie ma?
zdziczała baba ,zahukana ,co nie wie co się na świecie dzieje...
.....
a ja mysle ze kury domowe mają fajnie....chociaż ich praca jest bardzo niewdzięczna....
ale jak wyślą te marudy do szkoly i pracy ,mogą sobie spokojnie posprzatać ,wyjśc na spacer z psem ,pobuszować po sklepach,wybrac bez pośpiechu ksiązkę w bibliotece,pogadać z sasiadką ,odwiedzić ciocie,babcie i koleżankę.....poromansowac na czacie,obejrzeć serjal i o ludzkiej porze iśc spać....
a jak pracujesz musisz ciagle gnać ,a na ludzkie kontakty czasu tyle co kot nasmarkał ....

padam

jestem cholernie zmęczona ,wracam po osmiu godzinach tyry a w progu młody twierdzi ,ze szkoła jest głupia i wogole on nie ma sil pisać tej notatki i plakat na plastyke ma oddac zalegly....
i matka mu napisze notkę i plakat ,chociaż ledwo na oczy widzi...
te moje zmęczenie przybiera jakomś szalchetną formę....ile dam radę tyle wytryzmam i pokaże żem twarda baba....
sąsiadka pełna podziwu dla mnie ,slyszała mnie o 23 jak wychodziłam jeszcze z psami,a o 6 juz leciałam po bułki....tak tak....próbuje udowodnić jaka ja to samodzielna jestem....
najbolesniejsze jest to ,ze jak się czasem ,jak mam czas oczywiscie ,w dzien położe,to ci zaraz ktoś zarzuci ,że śpie....że ja kurwa wiecznie śpie....
.......
padam....

wtorek, 14 grudnia 2010

dobra moze być....

tak więc przeszedł mi wkurw na pracę,wczoraj normalnie funkcjonowałam,mało tego miałam wrażenie ,że pan kontroler ma wyrzuta ,że się czepił....tak na mnie zerkał maślanymi oczami....
niech go męczy i dręczy .....ale lubie go....bo wiem ,że ogólnie nie chce zle,dobrych ludzi wyczuwam nosem........za to drugi kontroler to ręce opadają....w dodatku niski,żeby nie powiedzieć mały ....a ja niskim facetom nie wierze .....zastanawiam się czy on specjalnie z siebie robi deblia czy debilem jest?....bedzie mnie ta zagadka nurtować.....o jego zlotych myslach często opowiadam w domu,i coraz częsciej dzieci pytają co tam u tego małego upierdliwca...
wczoraj zaliczylismy zebranie zakładowe........czyli pół godziny bimbania,chlopaki ustalali że na same pytania przeznaczą z dwadzieścia minut.......niestety,tak mi się rzucił katar i bół głowy,że ledwo na świetlice dojszłam...i po ubawie....w pięć sekund dopadł mnie jakiś wirus....facet który przemawiał zerkał na mnie nagannie jak wyciągałam kolejną husteczkę....reszta jakoś się tym nie przejmowała wpiepszając krakersy i paluszki....myślałam,że łeb mi pęknie od tego chrupania....na koniec jak juz facet se poszedł nasz brygadzista z buzią pełną paluszków skwitował całe te zebranie:ALE O CO CHODZIŁO????.....
....dzisiaj jest juz ok nawet jakiś dobry humor mam....dziwne bo za oknem hujnia....autobus mam o 13 ,a na obiad zero pomysła....
chciałabym mieć gosposie jak pani złotnik z parteru....co ma wymuskane mieszkanie,wyniesione śmieci i obiad dwudaniowy....wraca z pracy lekkim krokiem....opada pewnie na kanapę ,leniwie załącza tivi a na stoliku paruje świezo zaparzona kawa....w wersalskiej zastawie....
a ja juz w windzie rozbieram kurtkę podwijam rekawy i odrazu na zmywak...

niedziela, 12 grudnia 2010

brak odreakcji

nadal trzyma mnie nerw "pracowy" az mi się odechciało.....wiem,że zycie to nie sielanka i co jakiś czas trzeba dostać po dupie ,ale z tego kopa coś nie mogę odreagować.....
....z domowym doszlismy do lekkiego konsensusa....ale musiał wyjechać....więc dopał mnie jeszcze moralniak,że ja taka zła kobieta jestem....
obiecuje poprawę ,ale po dwóch dniach wyprowadza mnie z nerw i trwa przy swoim....troche mi się znudziło wieczne ustępowanie....bo tak trzeba....
...mam nadzieje ,ze jutro napisze notkę...że zniechęcenie przeszło....a błąd nie rozdmuchał się po firmie...
....podziwam P. siedzi do mnie tyłem ,musi sie skupić ,a rano dostałam esa czemu kierownik ze mną rozmawiał....naprawde fenomen z niej....zarwala pewnikiem noc,myslac i myslac
oczywiscie guwno ją to obchodzi...zapytać się może....

sobota, 11 grudnia 2010

matka

matkę ma się jedną i trzeba ją szanować....
ja jestem grzeczna ,miła ,chyba dobrze wychowana ,sama przez siebie....bo uważam ,że matka nigdy dobrymi wskazówkami na życie mnie nie rozpieszczała,ani jednej podpowiedzi,zakazu ,lub czegoś jeszcze....sama jestem taka z siebie,że rodziców szanuje....zaciskam zęby ,jak mnie krytykują....żeby im nie powiedzieć też kilku cierpkich słów....to dopiero by było.....
.....z matką łaczą mnie niby poprawne stosunki....obiadki niedzielne,zakupy w czwartki,świeta ,imieniny,urodziny....z boku jak kto spojrzy-sielanka....
ale moja matka działa mi wybitnie na nerwy....wkurza mnie ,irytuje i nie pamiętam czy kiedyś wogóle się do niej przytulałam....czasem mnie poklepie po plecach ,hamuje wzdrygnięcie,bo dotyk matki tez na mnie działa wybitnie.....nie wiem czemu tak jest....
bo przecież nic jej zarzucić nie można,pracowita kobieta ,w domu czysto,pogotowane ,poprane ,z bratem bylismy zawsze zadbane,najedzone ,ładnie ubrane ....ale nigdy nie było między nami bliskości....a teraz robi się coraz starsza i coraz bardziej mnie irytuje.....

zniechęcona

ucze dzieci ,zeby się nie poddawały ,nie zniechęcały tak szybko ,szły pod prąd itp itd....
a sama dzisiaj upomnięta (nowe słowo) przez faceta od kontroli dośc delikatnie,acz wszystkie robiły ten błąd i tylko na mnie padło upomnienie....zniechęciłam się nagle,poddałam i mam w dupie czy przedłuża mi umowę czy nie...
tyram cały dzien,kregosłup rwie ,ręce mdleją ze zmęczenia ,przerzucasz tony a tu przyjdzie szmatławiec co obija sie cały dzien ,zarabia dwa razy więcej odemnie ,wychodzi z pracy lekko zmęczony mówi mi ,że się mało staram....no kurwa mać....gdzie sprawiedliwość....dobija do niego kolejny obibok i radzą się nawzajem.....spoglądając na mnie okiem kata i czekając aż przed nimi klękne ,albo się poryczę....
...w tej firmie zapierdzielają kobiety,fizyczna cięzka praca,faceci są od tego ,żeby czasem coś dokręcić i pokazać ,że zle....jak kurwa w zyciu....
jestem zniechęcona....probuje na rozne sposoby odreagować ,ale nic to....

kasty

z obrzydzeniem i niechceniem wchodzę na naszą klasę....
te rozmowy w pracy....zajrzyj na profil Zuśki kupiła sobie nowe auto,a Beata ma nową komodę w salonie (na fotce na niej leży)dżises....Olka pojechała w sobotę do zoo,a Emilka to na andrzejkach była w tym nowym lokalu z jakimiś nieznajomymi i nic nie mówiła,że idzie...a Benia na fotce ściska się z tym mechanikiem ,a niedawno umarł jej mąż,to nic ,że pijak i łachudra z niego był....no i Renia znów była w spa ,az 30-ści zdjęć wkleiła....za to Gocha na wesele szła ,sześć fotek z przygotowań-u fryzjera ,u kosmetyczki i w kiecce w domu na tle przyżółconych od papierochów firanek...z wesela jeszcze nie wkleiła ,ponoć kicha była ....a Jej jak zwykle ją wyzwał i wyszedł szybciej....
nie chce mi się łazić na nk........szkoda mi zlikwidować profil....a na fejsbuka to trzeba mieć czas....ale wydaje się ,że jeszcze nie zdziadział jak ta nasza klasa......

rodzinka...

jak juz mam troche czasu dla siebie....to nagle robią sobie filmową sobotę....stoje w kolejce po popcorn i sok...w marketach juz szał,ludzie z wypchanymi koszykami ,a ja w reku sześć rzeczy....
.... kino domowe huczy...nie moge się skupić ,a mój pan kontroluje moje reakcje...bron bosz,żebym sie uśmiechnęła do monitora....odrazu stwierdzi ,że mam romans....
chciałam przelać coś na klawiaturę ale nie mam szans się skupić...oczywiscie przez całą trójkę i tak będzie odnotowane ,że zamiast z nimi usiadłam przed kompem....
pies patrzy na mnie błagalnym wzrokiem....gupie stworzenie nie wie ,że na dworze trwają roztopy....ledwo wyciągam go z klatki,gdyż stwierdza,że rezygnuje ......obrażonego ciągne przez osiedle....
chyba jako pierwsza ustroiłam okno....w tym roku na niebiesko....ale i tak sąsiad spod piątki przebije wszystkich....na jego balkonie zawsze istny festyn jak w Las Vegas....
....nie mialam siły umyć okien...czy przez to świąt w tym roku nie będzie?...a pani mądra z parteru w taki deszcz trzepała dywan juz o siódmej rano,w wolną sobotę.....debilka...
pomału wciąga mnie film ....w okienku na czacie wyświetlił mi się chętny dla dojrzałej....myslą jak kobieta dojrzała to kazdego chętnego się chwyci?......i chce mi sie kawy...nici z blogołażenia i podczatowywania....może jak wszyscy usną....
dzieci są mądrzejsze od rodziców....
my dorośli....ehh

rodzinka

dzieci zawstydzają dorosłych.....
rodzice wcale nie są tacy mądrzy życiowo.....
i....zaufaj własnej intuicji....
moi dziadkowie na starość dziwaczeją....dziecinnieją....
uwielbiałam dziadków ze strony taty....byli inni ,bardziej nowoczesni ,otwarci i szanowali inne poglądy....
rodzicie mamy tak jak ona są kochani ,fajni ,ale czasem dziwni ,niedojrzali i ślepo wierzą ,że to tylko oni mają racje....dziwni są....
nie chce być taka na starość....
lgne zawsze do kobiet rozgarniętych życiowo,wesołych ,nie zmieniających wiecznie zdania ....chciałabym zeby moja mama taka była....lgnę ,bo tęsknie za moją babcią ,która odeszła z mojego życia zbyt szybko....i gdyby nie to pewnie wyglądałoby inaczej.....

a z moimi rodzicami czasem trzeba jak z jajkiem....
dziękuje losowi ,że mam tak mądrego syna....
że mnie zawstydził i pokazał parę spraw,na które byłam ślepa ,bo tak trzeba.......
jest mądrzejszy niż dziadki,rodzice i ja razem wzięci....
ilośc lat spędzonych na ziemi nie idzie w parze z mądrością życiową....to tylko puste hasło....
........musze mieć coraz więcej cierpliwości,żeby nie wybuchnąć....
a przecież niedługo święta.....

czwartek, 9 grudnia 2010

dalej....

wczoraj poczułam coś w rodzaju "spuszczenia powietrza"....taki niby relaks....ale bez szału ....jak mi jest potrzebne przynajmniej dwa dni dla siebie....
po pracy,po obiedzie....przysnęłam szybko na pokojowej kanapie....śniło mi się ,że ktoś pozmywał naczynia ....
....
oczyszczanie atmosfery jest ciężki e,jestesmy bardzo uparci...a ja poprostu nie mam czasu....
wydaje mi się czasem że on ma żal ,ze sprzątam gotuje piorę ,mnóstwo czasu poświęcam dzieciom ,a na reszte brak dnia....ale mogę być i dziką kotką na rozgrzanym prześcieradle tylko czy warto...
.....
nie wiem co z tym będzie...
nie wiem czy mi zależy....
a i jeszcze na dobitkę krewni pani Jadzi chcą ją przenieśc do takiego nowoczesnego domu starców....
kobieta w pełni sił i wogóle ,a juz sobie zęby ostrzą na jej mieszkanie...
w pracy luz....tiry nie mogę przebić się przez śnieżyce.....
nasze autobusy podmiejskie zresztą tez....
....musze bardziej szanować swój czas....
musze trzymać się planu

poniedziałek, 6 grudnia 2010

pani Jadwiga Wielka

za mną poniedziałek....przedemną cały tydzien....bieg ,ogarnianie ,bieg ,bieg....co to do cholery jest,żeby nie mieć na nic czasu....protestuje.....

.....mam to szczęscie ,że moja sąsiadka jest nie z tych czasów....dosłownie...u niej czas zatrzymał się gdzieś po pierwszej wojnie światowej moze nawet wczesniej....chociaz nie jest wcale taka stara...własciwie nie wiem ile ma lat....pan dozorca twierdzi ,że 120.......wszystkie meble mają swoją historię ,kazdy dzbanek,bibelot  i obraz i te jej broszki....
delikatnie sączy się muzyka ze starego gramofonu...tyka zegar ,a mieszkanie wygląda jak kamienica z filmu Lalka....duzy okragły stół ,piekna serweta i jeszcze piękniejsza lampa nad nią....

tam czas się zatrzymał....wchodzisz z zaganionego świata w całkiem inny wymiar....wymiar spokoju .....
pani Jadwiga piecze pyszne ciasta....zaprasza nas na nie esemesowo(a jednak)
...nas czyli mnie i dwie panie z osiedla....kiedyś zastanawialismy się dlaczego własnie nas tak polubiła....chociaz przesiadywała na ławce przed blokiem z masą matek pilnujących swe pociechy sypiące się piaskiem ........
może jestesmy tak jak ona ,tęskniące za czymś innym....
uwielbiam do niej chodzić....po całej tej wojnie domowej...wyciszam sie jem szarlotkę ,slucham muzyki i popijam winem....
jedyny minus, a moze plus ,ze zawsze popijamy go za dużo....te jej wino kopie niesamowice....
po dwóch godzinach zaczynamy się przebierać w rózne fatałaszki z tej jej innej epoki ,ma tego z cztery szafy.....wyglądamy jak Pani Dulska...albo bardziej śmielej w tych kabaretkach i podwiązkach....i zaśmiewamy się do łez...tanczymy fokstrota w slicznych pantofelkach po prababciach .....albo kankana ,oglądamy zdjęcia....czytam wycinki ze starych gazet....ani słowa o tym co teraz...
Pani Jadwiga jest naszą terapeutką......niektórzy uważają ją za dziwaczkę....ja uważam ją za damę .....nawet jak przeciera blat w kuchni robi to tak elegancko....a jak wchodzi do windy chce się przed nią klęknąć.....ma zawsze kapelusz ,długą spódnice i piękny płaszcz....jest wysoka ,szczupła i ma przepiękną twarz,przepiękną......
żyje bez telewizji,czyta mase książek....jest tez zamożna...w jej wypadku nie można powiedzieć,że ma kasy jak djabeł gwozdzi......wogóle ciężko okreslić ją terazniejszym językiem....
....my trzy mlode kobiety,zaganiane ,z bagażem klopotów,napiętych terminów....i ona oaza spokoju....
...uwielbiam wieczory u niej....zawsze jest inaczej,smacznie i magicznie....nie wiem czy upijam sie bardziej jej winem czy tą atmosferą....
ciekawe kiedy nas znowu zaprosi....bo jej zaproszenia są nagłe....a my o dziwo rzucamy wszystko ,żeby do niej pójść....nie lubie sylwestra ,męczy mnie ,ale gdyby organizowany był u niej....mmmm
tak naprawde nigdy nie opowiadam bliskim jak spędzam czas u Pani Jadwigi....mówie ,że jadłam ciacho i piłam wino....myśle ,ze i tak by nie zrozumieli....
....

niedziela, 5 grudnia 2010

kryzys....

tak sobie myśle jedząc bułkę z dżemem popijając gorącą kawą i próbując nawiązać jakomś konwersacje przy stole z osobistym ,nie dlatego ,że czuje takową potrzebę....ale żeby zachować pozory przy dzieciach,żeby jakoś to wyglądało....
jemu nie zależy...bo to kawał gada....nie wiem czy na czymś mu wogóle zależy.....i nie wiem czy zdaje sobie sprawe ,że stan w jaki weszlismy jest nieodwracalny....myśli,że będę mu tak nadskawiwać ,wie ,że mi zawsze zależało na cieple domowego ogniska ,na tym zeby dzieci byly szczęsliwe.....nie zauważył przy tym ,że czekam tylko aż się wyniesie.....nie zauważyl jak bardzo cieszą mnie święta bez niego....
jest obrazony ,ze musi pracować....że ma długi które same narobił....obrażony jest na mnie....
......staram się być miła,robić tą swoją niewinna minę....jednocześnie cały czas myśląc ,jak z tej sytuacji wybrnąć i kiedy w koncu sobie pojedzie....
........nie mogę podskoczyć i powiedzieć mu tego wszystkiego co mi na duszy leży ,bo mi urwie subwencje....to nic ,że całe idą na wychowanie naszych wspólnych dzieci....urwie i ma to w dupie....bo to dupek taki.....
....musze obrać jakiś plan ,czegoś się trzymać....jestem jeszcze młoda chce żyć,chce kochać ,chce się smiać....nie mogę pozwolić ,żeby mi zabrał reszte zyciowego optymizmu....
musze się czegoś chwycić....
......

buja....

pisze w kuchni nocą przy nocnej lampce i grzejniku.....jak jakaś piepszona konspiratorka....bo wielmożny pan ma nerwa na wszystko ,więc się konspiruję...
kiedy pan i władca przebywa na łonie rodzinnym ,czuje się obco we  własnym domu....wszytskie moje kochane przedmioty ,kochana kanapa i ksiązki a laptok to wogóle,muszą pójść w kąt
na dodatek chyba przechodzi jakies przekiwtanie z pierdolcem włącznie i nienawidze go szczerze...i szczerze czekam kiedy wyjedzie na te swoje statki....i da mi ,nam świety spokój.....
....między nami nie ma już żadnej bajki,chemi i innych pierdół....
coś tam do siebie gadamy,o czymś tam sobie opowiadamy,ale ogólnie mam to w dupie.....
....wogóle powinnam go dawno kopnąć w dupę....ale weś tu się w tym kraju utrzymaj sama....pasibrzuchy z sejmu co mają dietę i inne dodatki ,drżą na cąłym ciele ,bo im chcą subwencje zabrać na partię....a co dopiero ja mam powiedzieć.....a ja przecież będę musiała zacisnąc pasa ,bo zabiorą nam nie sobie....
i nie wiem kto sie za to wezmie....ile jeszcze nam utną ,a sobie wezmą....
koleżanka mieszkająca w Anglii gdzie doświadczyła życia w panstwie prorodzinnym ,opiekunczym,boi się kryzysu ,a ja żyje w panstwie anty rodzinnym ,bez żadnych ulg i udogodnien i przypuszczam nigdy nie doświadcze co to panstwo opiekuncze,też mam szukać oszczędności....
nie wiem jak można jeszcze oszczędzać? a ja chce jeszcze kurwa pożyć....
.....w dupie nas mają nasze władze,osobisty pan i władca w dupie ma nasze potrzeby ,a ja mam go wogóle i całkowicie w dupie....
żal mi troche tych zmarnowanych dni bez seksu i takich z opuszczonym wzrokiem pt.siedząca pokorna szara myszka....
chciałabym mu wykrzyczeć ,że jest beznadziejnym dupkiem....ale to mściwa bestia ,a ja chce spokojnych świąt....a on ma wyjechać i świetować se sam na morzu....a niech się buja...

wtorek, 30 listopada 2010

dopadł mnie marazm ,brak czasu i świadomośc przemijania....
nienawidze D. który nic dla mnie już nie znaczy....marze,żeby znikł....
perspektywa świąt bez niego wydaje się jedyną deską ratunku w tym moim marazmie...
kiedy ja wyjde na prostą?
przecież mi życie ucieka przez palce

niedziela, 21 listopada 2010

zmarnowanie

cały wekeend dla innych nic dla siebie....
nie miałam nawet dwudziestu minut ciszy i spokojnego picia kawy w sobotni poranek....
wszyscy mieli syndrom gadulstwa ,a ja robiłam za wolnego sluchacza....
.....w piwnicy rodziców natchnęłam się na zabawkę z lat beztroskich....taki żal i tęsknota ....za tym stanem....za tym dreszczem....
a tu życie nic nie oferuje poza przewidywalnością.....

niedziela, 14 listopada 2010

zakaz palenia to jest to

nie ukrywam ,cieszy mnie zakaz palenia w miejscach publico....
siedzimy sobie przy stoliku nikt z nas nie pali tylko Anka...kawa pyszna ,deser słodki,jest fajnie ,a tu nagle Anka podpala szluga...zaciąga się i dmucha dymem...
zaczyna mnie boleć głowę,chce mi się kichać i muszę wdychać to co ona wydycha....czyli trutkę....
ktoś mowi jej ,żeby rzuciała w koncu ten nałóg......a ona ,że na coś trzeba umrzeć i lubi się truć ,bo zycie do dupy jest....
myśli tylko o sobie,(palacze myślą zawsze tylko o sobie) bo ja chce żyć ,nie chce się truć,chociaż też uważam ,ze zycie jest do dupy....
....trujcie się ale bez nas niepalących....

tipsy....i kobiety bez brwi....

ponadgodzinowo ,załatwić sprawę musiałam...więc wpadłam pod podany adres....
dom w wiecznej budowie...na podwórku tylko nasrać....chociaż mozna by bylo ogarnąć...na ganku sto tysięcy butów,liści czegoś tam zniesionego przez psa...
pies,wesoły stworek ,ale tak skołtuniony i zapuszczony ,że tylko zadzwonić na jakiś grin pis......
w środku nie lepiej ,chociaz gdzie niegdzie zaczątki cywilizacji...takiej light....w kuchni jakby przeszło tornado....trzeba roku ,żeby ogranąć.....
a w pokoju gdzie mnie zaproszona ....siędzą trzy diwy  ,matka i dwie córki....matka ma doczepianą treskę....odrazu rzuca się na wzrok...powalają mnie treski szalenie....
....każda z nich ma tipsy ,długie ,obleśne i kolorowe......jednej się własnie złamał i próbują doklejać...pełna histeria.......więc wpadłam nie w porę....odgarniam sterte ciuszków z fotela i siadam....

..stara w cętki kieckę,młode w cętki kozaki....wszystkie trzy miniówy dżins...oczywiscie obowiązkowo strzaskane na solarce....zwęglone wręcz bidulki....

matka -włosów kolor jakby rudy,chociaz treska jakby ciemny bląd ,a jej córcie oczywiście rozjaśniane do bólu -żółty  blond ,popalone od prostownicy ....
zresztą dwie prostownice  leżały na komodzie wydawało mi się,że nadal grzały ,bo zapach w tym pokoju takich kurwa spalonych kłaków....
....i wszystkie trzy cycki wywalone prawie na wierzch.......szyje obwinęte kilkoma grubymi złotymi łańcuchami..........
dobiły mnie niebieskie powieki starej.... ....a prawie popłakałam się dostrzegając ,że żadna z nich nie ma brwi....wyskubane na maxa....!!!!
a w ich miejsce dorysowana gruba krecha....czarna....jak już to za nisko ,bo nadawała ich twarzom taki zdziwiony wyraz....

.....jak ja mam rozmawiać z mutantkami bez brwi?
....
zaproponowały mi kawę...ale jak przypomniałam sobie co się dzieje w kuchni....
zresztą jak można cos wogóle zrobić z takim paznokciami?....
więc dalej reanimowały paznokcia ....bolało ją cholernie ,bo tak wykrzywiała usta ,ukazując swoje popsute zęby
....w torebce miałam super glue...ale chyba by mnie zagryzły....
...w koncu przyszedł ich pan....razem z psem-mopem....

...facet normalny,urobiony po pachy,chyba przezroczysty bo wogóle nie zauważyły jego wejścia......i naszego wyjścia...
....

sobota, 13 listopada 2010

wino czaty i sąsiadka....

oglądam "sztukę zrywania" fajne coś o tym zaczynam wiedzieć........obejrzałam "mam talent" ,sąsiadka przyszła...z winem....dobrym....
....stresują mnie goście.......ona nie....pijemy sobie i oglądamy........
komentujemy ,smiejemy się....syn podpija nam wino....nieuchronnie idzie do pełnoletności....
....czy jak lubie jej wizyty i jak potrafimy ze sobą milczeć to czy ona jest moją psiapsiółą....? hmmm
nigdy nie siedzi przydługo....chyba ze jest fajnie,chyba ze  załącza nam się szwędacz...przeważnie na tance.......wypijamy obgadamy co trzeba i idzie....jej wizyty nie męczą....
....a teraz mam chęc poczatować....nalałam sobie lampkę jeszcze....i zasiadam przed kompem...w domu cisza....zapalona lampka ,daje przytulne światło ,w tv leci ściszony film ,zerkać będe....i szum peceta....lubie ten szum....
dziwne jest to,ze wiele ludzi czatuje ,a wstydzi się tego....

...ja lubie wejść na jakis pokój....czasem mnie ktoś pamięta ,czasem nie.....
kiedy będe chciała to wyjdę ,wezme prysznic i pójdę spać...
....kiedy nie będe chciała będe klikać bzdurki na ogóle albo przeklikam do rana z kimś ciekawym na tzw.priwie....
....kiedyś byłam nawet na takim zlocie pokoju........ale.....nie polecam...to błąd...wtedy czar pryska i dupa blada....lepiej zostać w wirtualnym świecie i bawić się bez zobowiązań.....
....ten tydzien wykonczył mnie towarzysko....dziś wolę tak.......

piątek, 12 listopada 2010

zgniłe

namówiły mnie na babski wieczór....grupa która kiedyś się uwielbiała,a potem wszystko się popsuło....nie wiem kto wpadł na ten pomysł,żeby odgrzewać coś co śmierdzi rozkładem całkowitym...poszłam....kupilam lody,wino ,włożyłam piękną czerwoną kieckę mojej kuzynki przywiezioną prosto z Londyńskich wyprzedaży....
cięzko jest rozmawiać lekko....omijając wiele drażniących tematów...każda ma do każdej żal....ale to wina faceta..... faceta Iw......jemu nie pasowała nasza przyjazn ,więc umiejętnie manewrował naszymi uczuciami............
więc siedzimy sobie i każda myśli o czym by tu zacząć gadać,żeby nie wejśc na grząski grunt....i okazuje się ,że nie ma takiego tematu....i nie ma opcji przedawnienia i zagojenia ran...to nadal boli i nadal psuje nam krew.....
juz po pół godzinie Bea zaczęła żale i wykrzyczała Iw. to co jej leżało na duszy....ja też miałam chęć....wszystkie miałyśmy......
ale  nie powiedziałam ani słowa........zjadłam lody ,wypiłam trzy lampki wina i wyszłam....razem z innymi ....Bea jeszcze została,żeby wyrzucić resztki ,resztek ,przecież jej życie osobiste dzięki facetowi Iw legło całkowicie.....
nigdy więcej takich spotkan,reaktywacji zgniłej przyjazni....Iw wie ,że jej facet to pajac ale jest z nim i go kocha...a my nie możemy pić z nią tak sobie winko ,wiedząc ,że ona wróci do niego ....bedzie wypytywał o nas i rzucał komentarze........ale teraz to nieważne....kiedyś opowiedziała mu wszystkie nasze sekrety....
nie opowiada się babskich sekretów facetowi...jeszcze takiemu...
nie mogę spotykać się z Iw....juz mi jej nie brakuje ,przestałam za nią tęsknić....spotkanie z nią to wielkie rozgrzebywanie ran....jej facet wszystkim nam rozwalił życie....
Iw jest samotna....Iw przeprasza....
....nie chce juz o niej słyszeć....i obym nigdy juz przypadkiem nie natchnęła się na jej faceta....
......

czwartek, 11 listopada 2010

świadkowa

tak tak dali nam w pracy długi wekeend...same żeśmy nie wierzyły...Paula poszła dwa razy do biura się utwierdzić osobiście ,bo ona nam nie wierzy nigdy...
ale ,fakt podejrzane ,pewnie firma niedlugo padnie ,w tamtym roku nawet w wigilię do 16 tyrałyśmy....
....rano dostałam doła ....pół śpiąca wyciagnięta przez piesa ,dotarłam przed wystawę cukierni...a tam jakieś czekoladowe fantazje, za pół ceny ,a akurat latały mi po kieszeni klepniaki z koszyków ....zakupiłam trzy dorodne sztuki....zjadłam z piesem w parku na ławce w oparach mgły i widoku sikającego na wiekowy dąb- faceta powracającego zapewne  z eskapady  niepodległościowej , wszędzie miał poprzypinane kotyliony biało -czerwone i jeden z papieru toelatowego (jesos) chociaż nucił coś w stylu  "jedna baba drugiej babie"....to już nie wiem.......
wracając dopadły mnie wyrzuty,że tyle kalorii z rana wciągłam  i to bez kawy....więc wstąpiłam na przydomowe boisko,w sumie stadion,bo rozbudowują przed wyborami i zrobiłam trzy okrążenia....pies obserwował mnie siedząc na wielkiej kupie piachu z jęzorem na wierchu ,pewnie zaczęła palić go zgaga,po słodkim....a ja "cisłam" jak ten Forest Gamp......
mijałam trzy razy ,trzy wielkie mohery z kijkami ,ktore trzymały je w niewłaściwy sposób ,ale co mnie to ,za każdym mijaniem slyszałam tylko coś o Halinie : no i Halina mówiła,żeby jej przepisał,a ten huj tej przybłędzie co miniówki ubiera, a wnuki ma już po komunii ,przepisał......
....dotarłam do domu skonana....a tu wody nie ma...nagle awaria ...w czajniku ani kapki,w konefce,w butelce nigdzie...w misce piesa troche było ,ale odrazu wypił ciurkiem...ani kawy ,ani prysznica ....nic tylko udałam się w objęcia morfeusza dwa...obudziły mnie dziwne hałasy ,tluczone szkło czy tez latające talerze,wyjrzałam na zewnątrz ,a tam moja sąsiadka w jakiejś furii,policja skulona na korytarzu boi się wejść i jej mąż odrazu do mnie pani sąsiadko pani bedzie świadkiem .....
....a to miał być spokojny dzień....
spojrzalam w lustro które wlasnie tłukła sąsiadka ,zdążyłam tylko zauważyć że mam jeszcze czekoladę w kącikach ust i mojego piesa spiącego w najlepsze na moim ulubionym szalu w kąciuku korytarza....nieczuła bestia...
co tak rozwścieczyło sąsiadkę oto jest pytanie....no ale będę świadkową .....zawsze przecież chciałam....

ksiądz

zmarł wujek koleżanki z pracy ,byłam na nim jako delegatka....
ksiądz za pochówek wziął 10% czyli 650 zł , za piętnaście minut dziamolenia ,że ów nieboszczyk to wogóle coś do kościoła nie chodził i zmarł nagle bez spowiedzi i ostatniego namaszczenia....takie gwuno nie śmierć....powinien przecież przewidzieć,że go samochód na czerwonym przejedzie z rana.....

 na stypie siedział pierwszy za stołem ze swym wyrośniętym ministrantem , żeżarł dwa talerze rosołu ,ziemniaki i trzy mielone....nic nie mówiąc ,łypiąc czasem wzrokiem na ciasto...dostał na odchodne do kawy spory kawałek "serniczka" bo lubi do kawy se tak...........
....650zł kurwa wziął serniczek jeden....
....

niedziela, 7 listopada 2010

mleczko do czyszczenia

zastanawiałam się czas jakis -czym śmierdzi lub pachnie inaczej (jak kto woli) Datta?....
rano w autobusie już czuje...na sniadaniu wole się trzymac od niej z dala ,bo nawet najsmaczniejsza kanapka mi przy niej nie "przejdzie"....i czasem jak nachyli się nademną czuje!!!!.....cofka gwarantowana.....
kupiłam płyn jakiś do czyszczenia garów,bo matka stwierdziła,że mam zapuszczony czajnik....otworzyłam ten płyn ,czyszcze i czuje Datte!!! truskawkowe mleczko ,za całe 6.99 znanej firmy....czyszcze i czuje jakby Datta stała obok....
znaczy Datta jest jak niedoczyszczony czajnik,jak garnek w trakcie czyszczenia tym okropnym mleczkiem,lub zupełnie przed czyszczeniem....mleczko o zapachu -czyścić brudną powierzchnie...to jak skropić sie perfumami na przepocone trzydniowym potem ciało...
.....takie kobiety mnie przerażają....i az dziw ,że ma przystojnego męża....w tym musi być jakiś haczyk.....

sobota, 6 listopada 2010

zapragnąć...

dzisiaj pani- fryzjerko amatorka spięła mi pięknie włosy...z całkiem lekko podrośnietych zrobiła śliczny "koszyczek"....-i....zapragnęłam zapuszczać nagle...miec długie jak kiedyś........obcięłam na znak protestu ,że los odebrał mi jego i parę innych rzeczy....
to był mój nerw...od dzisiaj zapuszczam...ponoć własnie tak spiete wlosy,tak odsłonięty kark....działa....może już pora przestać się buntować....
...czuje się kobieco...trzasnęła mi makijaż ...i zrobiła masaż karku...skropiła nieziemsko pięknymi perfumami,na ktore nie stać mnie wogóle....i obejrzałyśmy sobie Dumę...popijając wino z mojej własnej produkcji....
to był dzien dla mnie....czasem mi się należy....

a za oknem dyszcz

w pracy słabo.......za to wolny wekeend...
zamiast iśc spać....wybrałam się na spacer po deszczu z niechętnymi psami...bo ja kocham miasto nocą.......nadrobiłam pogaduchy z dzieciami...bo ja uwielbiam z nimi gadać ........obbbąbniłam trzy lampki wina zakazanego,pstrykając beznamiętnie kanały tiwi...."powłóczyłam się" po niecie...nadrobiłam ulubione......
zamiast spać...odespać....
....i raczej...
napewno....
tęsknie za facetem....za przytulaniem....za bliskością.....
i zapachem takim samczym.....za wtuleniem się na całą noc ....na "łyżeczkę" na "leniwca",na "małpkę" ....obojetnie.....
....a za oknem sztorm.....
w sam raz na dobry sen....

czwartek, 4 listopada 2010

kredyt

mam spory debet na koncie .....bank ustawił mi na małe raty,w sumie nie ma problemu...się spłaci....ale ja czuje wielki ciężar....nie umiem kupić zwykłego kremu bez wyrzuta ,że przecież nie jestem na bieżąco....ze przecież wisze kase....
ciężko pracuje....kombinuje jakby tu zaoszczędzić czy na jedzeniu ,czy na czymś innym.... ...
potknęłam się finansowo....znaczy mój domowy ,miał konkretny zakręt  i niestety nastapil debet...ja jako kobieta ,sama w tym kraju utrzymać rodziny nie podołałam.........
każdego miesiąca jestem coraz bliżej wyjścia z tego dołka....jeszcze troche ,jeszcze troche.....
....
chce to spłacić i spać spokojnie...i tu zastanawiam się jak zyją ludzie,którzy mają pobrane kredyty praktycznie do konca życia?
koleżanka z pracy całą swoją pensje oddaje na ratę....i czasem musi dolożyć z męża pensji,bo nie starcza....przez 30 lat będzie ją oddawać...przez 30 lat nic za nią sobie nie kupi,bo ten cholerny kredyt.....
.....cały czas masz w głowie kredyt ,kredyt,kredyt....oglądasz piekne kozaki na wystawie-kredyt,poszłabyć z starym do kina-kredyt,
zjadłabyś dobrą kolację w nowej knajpce -kredyt.....chciałabys miec dziecko ,bo zegar  biologiczny cyka-kredyt.....
....jak zyją ludzie mając takie wielkie kredyty?
bo ja nie mogę się doczekać kiedy w koncu splace zwykly debet na koncie ....i będę ciągła od pierwszego do pierwszego....ale za swoje...
...jak poradzić sobie z piętnem kredytu....moze jest na to sposób

i tego się będe trzymać

uwielbiam aranżacje i rózne ładne rzeczy,rustykalne wnętrza i starocie ,czasem niepotrzebne do niczego....uwielbiam się nimi otaczać, ustawiac,przestawiać ,dodawać coś swojego ,potem popijając kawe zachwycać się nimi,przy kuchennym stole który ma może z dwieście lat ,na jego renowacje wydałam tyle,że śmiało kupilabym trzy nowe w Isku.....ale co tam....ten ma duszę.......i może siedziały przy nim takie damy jak w mojej ukochanej"Dumie i uprzedzeniu".....
niestety nie lubie i nie umiem utrzymac porządku w półkach...w szafach,szafeczkach....poprostu isnty artystyczny nieład(delikatnie mówiąc)....męczy mnie takie składanie ,układanie rzeczy powszednich....matka często zagląda mi tu i ówdzie...kiedyś,jak zostawała z dziecmi nawet układała....no ladnie nie powiem,ale po kilku dniach znów....
.... z wierzchu moje mieszkanie jest piękne...i z dumą zapraszam sąsiadkę na kawę ,patrząc jak łypie wzrokiem.......i jakby dopadły mnie znów kolejne wyrzuty....że moje swetry to w kostkę napewno poukładane nie są....a w szafce na buty jakby przeszło tornado....powiem sobie to co dziś gdzieś znalazłam.....że

-Nudne kobiety mają nieskazitelnie czyste domy

i tego się będe trzymać......

wtorek, 2 listopada 2010

trzy

kupiłam sobie coś na pamięć....
bo coś mi szwankuje....
coś często....
.....babcia mówi,że wszystko trzeba potraktować dawką uderzającą....więc wzięłam odrazu dwie....
jakoś tak nic....więc za godzinę trzecią....
....równo o 14 ruszając w pracy machinę akordu,skupiona,zgarbiona nad książkami....poczułam najpierw dziwne mrowienie w mózgu....a potem tysiąc mysli,problemów naraz....jakby w kolejce....do omówienia,omówione ,nastepne....
wszystkie bierżące problemy....taśmowo.....mało mi głowy nie rozsadziło.....mało nie zaczełam krzyczeć ,beczeć i tupać....tysiąc tupiących koni ......
nikt z boku nawet nie przypuszczał jaką walkę toczę.........
......a potem....
nastąpił błogi sposób....jakby oczyszczenie.....
........popiłam herbatą....
......dziwne....
jeszcze mrowi mnie prawa półkula.....
....jutro wezme tylko jedną....

poniedziałek, 1 listopada 2010

dusze się....

czuje przesyt rodzinnym klimatem....gorzej....gdybym teraz miała okazję i kase ,spakowałam bym dzieci ,psy,pare drobiazgów i wyjechała gdzieś daleko ....
oczywiscie zabrałabym tez domowego,za którym tęsknie....on chyba jedyny co ma powiedzieć to powie....dlatego może go nie lubią...prawda boli....
a tu obrabiają sobie dupę...jeden drugiemu zazdrości  ....babcia miesza....ciotka pije....a matka mnie wkurwia.....
i zawsze coś i do mnie mają....żeby jeszcze mnie dobić....
wyjechałabym i zaczęła wszystko od nowa...bez tych nalotów rodzinnych,sprawdzania i wypytek....może czasem wpadłabym na święta....znaczy na godzinę lub dwie ,żeby nie zdążyć się wnerwić....
dusze się....

niedziela, 31 października 2010

cmentarnie

ranigast moim przyjacielem jest  ...wypiłam litry wina...zgaga pieceee piekielnie......tak to jest jak się mieszka blisko cmentarza,na przelotówce i wszyscy zachodzą odpić coś ciepłego...jak do baru.......
na szczęście zestaw był ulubiony.... był fajny wujek,fajna ciotka ,troche kuzynów....nie było niestety najfajniejszego wujka :-( tym razem zamiast lampki wina mojego wyrobu ,musi pocieszyć się zniczem własnego zakupu...
i zrobiłam mu stroik ,bo uwielbiam sama coś od siebie ,nie kupne.......cholernie przykro,że  tacy fajni ludzie ,ikony muszą odchodzić...........
lubie klimat tego świeta,Polacy uwielbiają ten zamęt ,szum ,gwar ,ścisk i korki....ale nie rozumiem po co tyle kasy wywalać na znicze i chryzantemy,zastawić pomnik jak na jakimś festynie....żeby inni nie gadali....
ciotka z Lublina przysłała mi na jeden grób jej  męża całe 200zł!
 ile ja musze tych kwiatków i świeczek nakupować za tyle kasy,przecież ten grób będzie dostrzegalny z kosmosu...ale widocznie ciotka,oprócz gestu i jego rentki ma  wyrzuty,że tak go zdradzała za życia :-)...a trzy miechy po pogrzebie miala już nowego gaha....

o rewii mody nie wspomne....babcia kupila sobie chyba już ósmy płaszcz i pojechała na objazd rodzinny ze swoimi córeczkami ,tez w nowych plaszczach....przypuszczam ,że mnie nie wzięli ,bo dysponuje tylko zeszłorocznymi kurtkami....
ja swoje kurtki uwielbiam ,w sumie  mam jeden płaszcz ,ale babcia twierdzi,ze jakiś:"studencki"....i odpadłam z listy wycieczkowej....
oczywiscie babcia nie zajechała odrazu na groby ,ale wparowała do krewnych dawno nie widzianych...na chate ,sprawdzić czy im się oby lepiej nie powodzi ...pomyliły się jej święta...od odwiedzania żywych sa inne...ale kto ma odwagę jej to powiedzieć?
tak się zasiedziała,a jej córki tak się yyyy....nadegustowały drinków,że dali rade odwiedzić jeden grób,dziadka jakiegoś nawet nie wiem czy naszego  ,szukali tego grobu godzinę,od noszenia chryzantem i zniczy pomdlały im ręce...a mój ojciec ledwo doleciał do cudem znalezionego toj-toja......w koncu dotarli do grobu....na ich nieszczęście,obok spotkali jakąś tam babci koleżankę,dawną,też z córkami ....i one były w futrach.......

....mam jutro gotować obiad dwudaniowy.......ugotowałabym nawet trzy ,a i tak będą kręcić nosem...
na kurtkę mam założyć jakiś szal ... i wparują do mnie...święta trójca....
a ja tak lubie wieczorkiem po cmentarzu z familją łazić....ehh........

sobota, 30 października 2010

moi znajomi....

co roku organizujemy sobie z grupą przyjaciół....tzw.Haloween....poprostu jest okazja do wypicia wódki i pogadania...no ale oprawa też jest wazna....
w tamtym roku Haloweeeen był u mnie...naprawde się przyłożyłam...ustroiłam salon na czarno ,kupiłam rózne lampiony,gadżety...a matka upiekła mi torta na kształt czachy i oblała czerwonym kremem ,niby krew w oczodołów....extra....chociaż....już wtedy zauważyłam...ale to zaraz....
....w tym roku moglismy zrobić Haloweeen w niedziele...bo przecież fajnie wypada....nie ,piepsznięta Gocha zażądziła w piątek...ona zawsze rządzi ,chodziaż wiadomo,ze ona nigdy nie wyprawi ,bo mieszka kontem u matki,z którą żrą się jak dwa psy....
....robilismy u Beaty....tez sie dziewczyna postarała nie powiem...ale otworzyla nam kompletnie nawalona...a niedawno tak szumnie oglosiła,że zaliczyła dwa turnusy AA,trzy pielgrzymki do Lichenia i ,że wogóle alkoholu nie tknie....
....coś tam upierdoliła na gorąco.nawet dobre.......muza fajna....drinki też....można się pobawić....ale stwierdziłam...że to już nie ci sami ludzie ,ktorych uwielbiałam....kto wie ,może ja tez sie zmienilam....
tematy jakieś cięższe....dziewczyny prześciagają się w tych calych wyjazdach na wycieczki zagramaniczne...Egipt ,Majorka i inny syf.......ja odpadam...mnie cieszy zwykła rowerowa wycieczka za miasto...i świeta w domu........dwa malzenstwa znów pogrązone są w kredycie,takim gigant....byli tez juz wszędzie ,w domu full wypas....i....zaczynają im puszczać nerwy....nic kurwa nie cieszy....chociaż wszystko jest...paradoks.....i Marcia jara jak smoczyca....jej chłop....ucieka ponoć w świat gier typu poker......zamiast zarabiać na raty....on twierdzi,ze zarobi...ale narazie inwestuje czyt.przegrywa....
Iw...której brakuje juz tylko gwiazdki z nieba...wpadła w dziwną pułapkę"kupowania ,wymieniana ,nabywania,póki jeszcze kredyty dają....liczy poprostu dziewczyna na cud...ze się wszystko jakoś spałci...zycie jest jedno takie tam....i bardzo chce ,zebysmy ją w tym utwierdzały ..........nigdy komornik nie zapuka...a stary pozna na czatach(bo uwielbia czatować) kogoś kto załatwi mu pracę za kupę kasy....bajeczną wręcz....i nie prawdą jest....że ją mają zwolnić ,bo notorycznie się spóznia ....
....sylwester był też nie ten sam jak kiedyś....Gocha kłociła się z tym swoim co go w niebiosa wynosi ....w sumie to nie byla kłotnia,.... on ją wyzywał od kurew...bo na sali okazało się,że jest jej dwóch byłych chłopaków...i co z tego? mają żony,dzieci...a Gocha se wzięła starego,zgorzkniałego hama ,co ma fochy o czasy ,kiedy przecież go nie znała....
wywaliłam na tego sylfka kupe kasy...i musiałam wysłuchiwać ich kłotni....Beata chlała jak opętana....i jawnie opowiadała jak to się jej z kochankiem układa....w sumie jej mąż też ma oficjalną kochankę....nie wiem po co więc siedzą razem?....
ryczeć mi się chciało...mogłam za ta kasę ....ehh.....za to stary się spisał ,nawet mi było go żal,bo tak chciał se kurwa wiatrówkę kupić,a ja tą kase na sylfka wydałam....i nawet do tanca mnie prosił sam z siebie...i ani słowa żalu....i by jeszcze reszta z tej wiatrówki została na jakieś dla mnie tam....duperelki....
...ten Haloween był gorszy niż zeszloroczny Sylwester....wzięli się za mordy po trzecim drinku...my z Aśką nadrabiałysmy pląsami w naszym fajowskich sukniach z rewii...które uszyła nam jej mama.....cudo.....Aska jest fajna ,niestety wyjawiła swojemu staremu wszystkie moje tajemnice...i czuje lekki szantaż z jego strony....na koniec wypalił mi dziwny tekst....że raczej nie chce go znać i raczej Aśki już tez nie i mimo,że lubie ją....jakoś tą lubość zwalcze w imię mojego związku...nieprawdaż..............w tamtym roku obiecałam sobie też,ze wykluczam z moich znajomych Goche ze swoim przydupasem....bez żalu....mówi się ,ze przyjaciele są na całe zycie ....a guwno prawda tam....
wykluczylam i nie chce z nimi miec nic wspólnego....teraz umocniłam się w tym....cał-ko-wi-cie......
nie wiem czy wogóle chce mi się z nimi przebywać....czy wole jednak...wieczor spedzić w domu....z lampką wina przy świeczkach...w ciszy...... pooglądac "mam Talent",jakiś dobry film...razem z dziecmi i z psem na kolanach...zrobic  popcorn...sałatkę i chrupać niezdrowe chipsy......pośmiać się,pogadać....moje dzieci to przecież takie ciekawe człowieki... ....i czuć się dobrze...bez wkurwu i poczucia ,że marnuje swój czas...z ludzmi którzy już nie są tymi ,ktorych polubiłam i z ktorymi lubie przebywać...
......juz nie cieszą mnie te spotkania...wiecznie jakieś problemy,żale i dąsy...a kiedyś zaśmiewalismy się z byle czego do łez....
życie nas zmienia....do bólu......jak słyszę słowo" z grupą przyjaciół" to mnie mdli....
jesli macie takie same przeżycia napiszcze....:P

głodówka

zrobiłam sobie dwu dniową głodówkę polityczną....wogóle nie interesuje mnie co tym razem wyczynia mały wągier z PiSu i jego gwardia powtarzająca za nim słowo w słowo jego brednie....
zastanawiające jest to ,że człowiek który powinien być obiektem badań w zakladzie psychiatrycznym został liderem partii? zastanawiało was to kiedyś?
chociaż sąsiadka mojej mamy też jest zdrowo jebnięta i jakimś cudem udało się jej zostać sołtysem....ludzie nienawidzą ją szczerze...a ona ma to w dupie...obraża wszystkich ,a weś ty ją obaraz....no i po swojej stronie ma lokalnego księdza....więc wiadomo...
ksiądz jakiś dziwny jak dla mnie ,pewnie erotoman lub pedofil i "jedzie" na jakimś dopalaczu....ale co mu zrobią?
najwyżej przeniosą go do innej parafi....ament....

niedziela, 24 października 2010

wolną sobotę doceni tylko ten ,kto cały tydzien zapierdziela jak ruski kombajn....cieszy się kazdą sekundą....chociaż plyną jak szalone....czemu czas w pracy tak się wlecze?a wolny sobotni czas zapierdziela jak ogupiały?....
w sklepach dzisiaj tyle ludzi,że myślałam ,że może poniedziałek jest wolny....kupowali wszystko....nawet w obuwniczym był tłok...no ale zbliża się 1 listopada ,czyli rewia mody nad grobami....
.....u mnie w pracy babka robi sama kolczyki ,no cudne...a ja mam fisia na punkcie kolczyków...nieszczęsliwe te .....które kupiły sobie jedne na cale zycie i to z obleśnego złota....i nie chcą sobie nabyć tych cudeniek....
kupiłam w tym tygodniu dwie pary....obiecałam sobie ,że ani jednej pary więcej...niestety dzisiaj w wielkim sklepie,ktory strasznie mi się podoba ,bo jest tam wszystko ,łacznie ze światem spinek i kolczyków,wypatrzyłam te-----> i nie mogłam się oprzeć...będą pasować mi pod buty :-).....
trzeba sobie umilać życie .....
reszta soboty upłynęła pod hasłem przyjmowania gości....
kiedyś robiłam to chetniej i częściej...teraz cenie swój wolny czas...nie lubie jak ktoś wpada znienacka i siedzi lekko przydługo.....
....sałatka się udała....wina w butli coraz mniej....
i ckni mi sie za domowym....
jak to mawia pan T. to był dobry dzien

sobota, 23 października 2010

księżulek

 troche czasu temu ....moja ciocia poroniła....była dośc wysoko w ciąży ,bo szósty miesiąc.....
.........
ksiądz nie chciał słyszeć o pogrzebie....żeby poronione dziecko chować,takie rzeczy załatwic powinna szpitalna spalarnia....
.....ciotka sama z mężem pochowali swojego synka w grobie dziadka...potajemnie ,po cichu ,wieczorową porą......... wujek powiedział nad trumienką tyle ile dał rade,my odmówiliśmy kilka modlitw i tyle....
........ten sam ksiądz w tą niedziele grzmiał z ambony swoim przepitym głosem....że in vitro to grzech....embrion ,zarodek ,nawet plemnik to już człowiek....
cholerny hipokryta.....
.....i wogóle...
....on in vitro nie potrzebuje,płodzi dzieci naturalnie ,szczęściarz.....

piątek, 22 października 2010

kto nas ochroni od Prezesa?

no i będziemy mieli permamentną inwigilacje ....powstanie komisja śledcza czy też inny twór do przesiewki internetu.....Prezes mówi lala i nas wszystkich pozamyka w pierdlu......
mam takie pytanko ....
kto nas w koncu wyzwoli od  tego oszołoma?
kto nam Polakom pomoże normalnie żyć....przecież cały świat ,łącznie z galaktyką śmieje się z nas,że taki kurdupel lata po kraju i sieje zamęt i fermęt i kurwa nie ma na niego mocnych ,wszystkim witki poopadały .....może mu babe znaleść? to siądzie na dupie?
....a narazie trzeba się mieć na baczności Jaro patrzy i czyta ,kopjuje ,kseruje i zobaczymy co dalej.......

in vito raz jeszcze

dzisiaj baba w sejmie załamywała ręce nad in vitro i mówila,że raczej trzeba zająć się bezpłodnością w Polsce ,bo to wielkie liczby ,masa ludzi ,malżenstw.....kobiety tracą ciąże ,chłopy od nich odchodzą,i wogóle żaden psycholog nie pomoże.....zastanówmy się -trwożyła się babaposeł....
ja się ciebie pytam głupia babo na dodatek z Pisu...a co to jest in vitro? kucyk?to jest własnie rozwiązanie tych problemów...ostatnia deska ratunku ,kiedy juz nic nie działa, i wiadomo było to już na samym poczatku,że nic nie zadziała.......
to głupia babo szansa dla tych załamanych kobiet i facetów ,którym rodzinka klepie do ucha :coś ty za kobiete sobie wziął ,sześć lat po slubie a tu dziecka ni ma....a zostaw ją w pizdoo....
in vitro to życie ...
....nie trzeba piepszniętych psychologów ,którzy sami sobie ze sobą poradzić nie mogą (znam takowych)....
....glupia baba zalamuje ręce nad plemnikami ....nie obchodzi ją kobieta,żywa z krwi i kości,załamana i zdesperowana ,ją interesuje embrion...
albo segregacja....jesli embrion będzie miał wady genetyczne? to co brać?nie wolno eliminować....
a pomożesz głupia babo przy wychowaniu niepełnosprawnego dziecka ?.....wiesz jakie życie mają niepelnosprawni w Polsce? żerujące gabinety rehabilitacyjne za 45 minut ćwiczen -40zl!a cwiczyć trzeba bez końca.....potem problem ze szkołą, bezlitośni rówieśnicy...brak perspektyw,smutek ,czarna rozpacz...potem brak pracy.....i cztery ściany....potem co potem?
....embrion nie jest człowiekiem ....in vitro jest szansą dla wszystkich ,którzy mieli mniej szczęścia....i to jest sprawa sumienia....nikt nie zmusza katolików do in vitro....a niech się rozwodzą w cholere ,bo dziecka nie będzie...
refundacja? uważam ,że ludzie którzy myślą o in vitro mają na to swoją kasę i nie potrzebują jałmużny od panstwa...patologia nie sięga po in vitro....
.....cofamy się do średniowiecza....kościół dyktuje nam co wolno co nie wolno....a Kaczyński twierdzi ,że internet został poczęty drogą in vitro...
 i mamy klops....