wtorek, 14 grudnia 2010

dobra moze być....

tak więc przeszedł mi wkurw na pracę,wczoraj normalnie funkcjonowałam,mało tego miałam wrażenie ,że pan kontroler ma wyrzuta ,że się czepił....tak na mnie zerkał maślanymi oczami....
niech go męczy i dręczy .....ale lubie go....bo wiem ,że ogólnie nie chce zle,dobrych ludzi wyczuwam nosem........za to drugi kontroler to ręce opadają....w dodatku niski,żeby nie powiedzieć mały ....a ja niskim facetom nie wierze .....zastanawiam się czy on specjalnie z siebie robi deblia czy debilem jest?....bedzie mnie ta zagadka nurtować.....o jego zlotych myslach często opowiadam w domu,i coraz częsciej dzieci pytają co tam u tego małego upierdliwca...
wczoraj zaliczylismy zebranie zakładowe........czyli pół godziny bimbania,chlopaki ustalali że na same pytania przeznaczą z dwadzieścia minut.......niestety,tak mi się rzucił katar i bół głowy,że ledwo na świetlice dojszłam...i po ubawie....w pięć sekund dopadł mnie jakiś wirus....facet który przemawiał zerkał na mnie nagannie jak wyciągałam kolejną husteczkę....reszta jakoś się tym nie przejmowała wpiepszając krakersy i paluszki....myślałam,że łeb mi pęknie od tego chrupania....na koniec jak juz facet se poszedł nasz brygadzista z buzią pełną paluszków skwitował całe te zebranie:ALE O CO CHODZIŁO????.....
....dzisiaj jest juz ok nawet jakiś dobry humor mam....dziwne bo za oknem hujnia....autobus mam o 13 ,a na obiad zero pomysła....
chciałabym mieć gosposie jak pani złotnik z parteru....co ma wymuskane mieszkanie,wyniesione śmieci i obiad dwudaniowy....wraca z pracy lekkim krokiem....opada pewnie na kanapę ,leniwie załącza tivi a na stoliku paruje świezo zaparzona kawa....w wersalskiej zastawie....
a ja juz w windzie rozbieram kurtkę podwijam rekawy i odrazu na zmywak...