piątek, 30 grudnia 2011

sylwesters

no i sylwester....jak ja lubie nie obchodzić sylwestra,jak ja lubie nie martwic się o kiecke,o fryz i solarium....jak mnie nudza te bale....
w tym roku robie jadło,drinki i siedze sobie w domu ,oglądam filmy ,smieje się i współczuje wszystkim męczącym się na tych tłocznych balach....przed północą wybiore się na Starówke gdzie przywitam ten nowy rok ,z całkiem obcymi ludzmi pożyczę sobie dosiego,odpije szampana z gwinta i wróce do domu....nie mam zamiaru miec kaca na drugi dzien i nie mam zamiaru tracić na ta impreze więcej niż pare dziesiątek.....
....

poniedziałek, 26 grudnia 2011

i po

właśnie posprzątałam mieszkanie ,umyłam podłogę i święta uważam za zakonczone....na szczęście w tym roku odwiedzili mnie goście tzw."nieinwazyjni" czyli ciekawi ,mili z poczuciem humoru i nie siedzą zbyt długo....
pomachałam im serdecznie na balkonie ,odrazu przesunęłam kanapy na swoje miejsce ,bo stół zalegał na środku całe trzy dni.....choinka mruga smutno w rogu i wogóle nic mnie tak nie wkurza jak choinka po świętach.....
już parzyłam sobie zieloną,już nastała cisza w mieszkaniu ,a tu rozległ się niemiłosierny dzwięk domowfonu....nic mnie tak nie wkurza jak dzwięk domofonu w momencie kiedy zaczynam celebrować kilka minut dla siebie....
ciotka....bardzo inwazyjna....raczej  jej nie zapraszam ,bo nie wie kiedy wyjść ,a po piątym drinku załancza jej sie agresor....
....ta ciotka której w wigiliję przybyło osób znaczy osoby ,bo syn przyprowadził dziewczyne z dzieckiem....na dodatek cwaną dziewczynę z dzieckiem....właśnie sprowadziła jej sie do pokoju syna....dzieciak lata po chacie (niedawno wyremontowanej ,wypucowanej )drze japke,rysuje wypastowaną podłogę kółkami samochodzików,pić,siku i kupę....za to jej syn szczęśliwie zakochany....niedawno tak płakała ,że syn nie może sie zakochać i taki nieszczęśliwy....

niedziela, 25 grudnia 2011

numer

kuzyn P. gawędziasz -fantasta i krytyk amator przedstawił nam w ten świateczny dzionek ,nową dziewczynę....nazwał ją na wstępie : żoną.....czyli brzmi jak zawsze
już my takich jego żon trochę przerabialim ,ale ciotka mrugła na nas znacząco ,więc mało nie zaczęliśmy klaskać jak weszła....
......z każdą dziewczyną ,że tak powiem jest coraz gorzej....ja uwielbiałam dziewczynę numer 3 ....elegancka ,ładna ,ah miała charakter....tylko jak to ciotka mówi :pizdę miała łajdaczkę i uproczywego szwędacza....
ale fajnie się z nią wódkę piło,ciekawie ,a ja lubie zmieniać miejsca....
ta owa dziewczyna to numer chyba 5.....uroda -trudno,nawet bardzo przykro,B.niechcący wymknęło się nawet :o Jezus.....i  powiedziałoby się  pora się napić gdyby nie :-
 efekt zaskoczenia....owa dziewczyna przyszła z dzieckiem....znaczy ma 3-latka....
nastała chwila ciszy niezręczna jak cholera ,długa chwila ,każdy zerkał na siebie błagalnie ,niech ktoś ją przerwie....
kuzyn trzymał go na ręcach jak własne ,od razu kazał grzać mu rosół i znaleśc mały kubek....
ciotka nagle poczuła instynkt babci....nawet palła ,że mały jest do P. podobny....aż się z kuzynką oplułyśmy sernikiem....
...mały wyginał się i marudził ,pokazując nam język....a brzydki jak ta owa....
nie mogłam znieśc miny ojca ,ledwo wstrzymywałam smiech ,bo wiedziałam jakie myśli chodzą mu po głowie ,grzebiąc tak w bigosie....młodzież wogóle ulotniła się do pokoju W.żeby tam ochłonąć,my zostaliśmy na polu walki....
......ale dzieciak jak dzieciak,kuzyn poczuwający się do roli ojca ,trudno.....no ale ona....
ona ma już wszystko zaplanowane....czyli ślub.....
widząc nas utwierdzila się jeszcze ,że trafiła w sam raz....rodzina ogarnięta ,czysta i zaradna tu się zakotwiczy z synkiem....
odrazu pokazała nam pierścionek zaręczynowy....
ponoć moment zaręczyn jest udokumentowany na fejsie......no ale nikt ich nie ma w znajomych....dziadek wogóle nie ma fejsa a ciotka wogóle nie wie co to jest....( a wujek zamiast zbladnąć ,zrobił się czerwony jak burak o świcie)
ma nawet zaplanowany już wieczór panienski i mamy się przebrać za kotki!....
....ale to ,że nie chce mieszkać ze swoją mamą ,że raczej zamieszkają tu....czyli u ciotki....(i znów się zachłysłysmy z kuzynką tym razem makowcem)....przeważyło czarę....szybko zrobiłam ciotce jebutnego drinka a ona jeszcze szybciej go wypiła....robiła przy tym wielkie oczy ,
 ,chciała coś powiedzieć,ale ktoś kopnął ją pod stołem,najpewniej babcia....
przeca to święta ,rodzina i po co się szarpać....
kuzyn karmił małego ,latał z nim do kibla,gdyż uczył go robić siku i kupę (pampersy kosztują) ,a ona opowiadała o nadchodzącym ślubie.....
ciekawy ten świąteczny dzionek....troche mi ciotki szkoda....troche ,bez przesady....
nie wróże temu związkowi ....ale dziewczyna numer chyba 5 jest cwana i kto wie jak to się potoczy....

u cioci

wigilijny wieczór uwielbiam....staram się ,żeby dzieci "łykały" ten klimat ,bo to zanika....zanikanie kiedyś wogóle....

drugi dzien spędziłam u ciotki....ten sam skład co na wigili tylko  w innym miejscu....ale już dało się czuć ,że "o jeden dzien za dużo"....mój kuzyn P. jest fajny ale tylko przed kilka godzin,potem żygasz jego żartami....wczoraj pięc godzin ,dzisiaj jeszcze więcej... sztuczny usmiech numer 4-witaj
dziewczyna mojego brata strzeliła focha ,z wigili urwała się po dwóch godzinach ,coś ją wkurzyło nikt nie wie co,ale jest to zdrowo pieprznięta dziewucha ,brat trafił gorzej niż ja....dzisiaj wogóle nie pojawiła się na łonie naszej rodziny,brat tez miał zakaz...
nie wiem może bardziej powinnismy się nią zachwycać jak weszła,a u nas przecież wszyscy gadają naraz i ogólny szał ,więc weszła to weszła ,był komitet powitalny ,ale ona widocznie chciała,żebyśmy wszyscy zrobili wielkie łał....
zresztą czym tu się zachwycać....dziewczyna 21 lat waży chyba 150 kilo ,cycki juz lekko obwisłe i te jej grube ,krótkie nózki obciagnięte leginsami ...zgrozo!  jak usiadła guzik od jej niecałkiem białej bluzki wystrzelił w powietrze....na szczęście widziała ten moment tylko ja i brat ,no i ona....ja szybko zagryzłam to uszkiem,brat potarł się po czole ,a ona dostała napięcia przedfochowego....jakbyśmy to my byli winni ,że się tak spasła....
dobrze ,że tego momentu nie widział kuzyn P.  bo to byłaby inna bajka i inna wigilja wogóle....
także tato mój uroczyście powitał wszystkich,bo on kocha te tradycyjne obrządki ,odczytano  fragment Bibli...ciotka wzdychła przy tym czule ,a dziewczyna mojego brata wymknęła sie do kuchni ,nerwowo szukając agrafki....
.....jak wigiliję kocham tak wielogodzinnej nasiadówki u mojej ciotki już niezabardzo.....jadła dostatek,wódka leje się strumieniami.....a jakoś nie mam chęci w te wole dwa dni leczyć kaca....kiedyś i owszem ,piło się ,balowało teraz jakoś tak....
wysłuchałam setny raz opowieści o wujka ,wspomnienia dziadka ,zjadłam pysznej sałatki i zapragnęłam wyrwać się gdzieś do lasu ,albo na plaże,albo gdzies daleko od stołu....
matka stwierdziła ,że zawsze byłam dziwaczką....
jak to w święta łazić gdzieś zamiast siedzieć,jeść i chlać....wyrwałam się.....pospacerowała,odwiedziłam fajne miejsca ,raczej mnie wydziedziczą....
......

święta

pracowałam dzielnie do świąt ,chociaz połowa firmy wzięła urlopy ,
na tyle ile miałam sił to posprzątałam(nie zdążyłam umyć okna w sypialni ,ale świąt nie odwołali) ,postroiłam mieszkanie ,kupiłam jemiołe na bazarze od bardzo zmarzniętego staruszka i... postanowiłam nie tłoczyć się w tych cholernych marketach ,nie stać w tych cholernych korkach ,tylko spokojnie podejść do świąt....
przeddzień wigilii tak mnie wkurzył stary ,że myslałam ,że świat nie będzie,tym bardziej że wróciłam do domu skonana ....ale zacisnęłam zęby przetłumaczyłam młodemu i dalismy kolejną szanse  temu egoiście....
mąż nie jest dla mnie rodziną ,rodziną są dla mnie moje dzieci....toleruje go jak mogę....ale niech się w koncu postara....on nie rozumie ,że z każdą taką akcją traci na wartości....
.....na szczęście babcia nie truła mi już o godzeniu się na wigiliję....wie jaki mam żywot z tym osobnikiem i co ? jeszcze mam jechać do jego twórców i ze sztucznym uśmiechem wysłuchiwac ich idiotyzmów....może bym wytrzymała ,ale nie naraże na to swoje dzieci...
święta są po to (a szczególnie wigilja)żeby spędzać je rodzinnie w gronie ,w którym czujesz się dobrze....a nie siedzieć przy stole z ludzmi ,ktorych niecierpisz.....
oczywiście i z tymi co lubisz też musisz lekko improwizować....bo ogniska zapalne cały czas rozgrzane....
jak to napisała moja ulubiona blogerka :W wielu domach w te właśnie Święta słychać huk pękających pozorów

poniedziałek, 19 grudnia 2011

niestety czasu nie ma na pisanie....
życie mnie pożera bez reszty ,memła,wypluwa i ogólnie w dupie ma moje marzenia o chwilach ciszy....
czasem przed snem jak w koncu zycie w domu przycichnie ,zajrze do ksiązki ,przelece kanały,naskrobie cos w moim pamiętniku ,ktory ostatnio został oblany kawą....a na komputer to juz czasu nie ma....
......pracuje sobie jak każda matka polka....i jestem nadal matką polką nadgorliwą....walcze z tym ,ale nic nie zrobie ,że chce tym moim dzieciom gwiazdkę z nieba....
buduje relacje z małzowiną .....docieramy sie jak zaraz po slubie....ale on nie rozumie ,że mi też się coś od zycia nalezy....
ogólnie ciesze się tym przedświątecznym czasem......a potem się zobaczy....

poniedziałek, 5 grudnia 2011

stare panny 2

ja znów o tych starych pannach.....
ogólnie zawsze je coś boli,przeważnie brzuchy,no głowy też....ale brzuchy bardziej....w pracy aktorsko zwijają sie z bólu po czym kierownik w koncu macha ręką i każe iśc do domu....( ogólnie to mamy kierownika dupę)
duzo opowiadają o powrocie z pracy....jedna mieszka u mamy ,druga z siostrą.Użalają się ,że tak szybko leci czas po pracy,cos tam coś tam i trzeba iśc spać....nie gotują obiadów ,bo dla kogo ,albo mama da,nie musza pomagac w lekcjach ,nie muszą prasować,myć tych garów....
ale to własnie one sa najbardziej udręczone ...
slucham ich  z usmiechem ,bo kazda kobieta prowadząca dom i mająca dzieci wie ,że wychodząc z pracy leci do domu do jeszcze większej tyrki....
Stare panny bardzo sa umęczone praniem....w piątki....bo to trzeba uprać ciuchy przyniesione z pracy czyli dresy,wysuszyć,żeby były na poniedziałek....
ja wpiepszam wszystko do pralki zasypuje srodkami i start....
one opowiadają o tym bardziej wyrafinowanie ,czasem mam wrażenie ,że  piorą w rzece? albo na tarce....wtedy sie zgodze ,że lekka zadyszka jest....
....w wolną sobotę nie wyściubiają nosa na zewnątrz....Madzia to nawet w szlafroku cały dzien chodzi...ciekawe jak wtedy jej brzuch? boli czy lekko ćmi? 
jaki człowiek musi być rozlazły tak chodząc cały dzien w szlafroku.....i nie mieć potrzeby spaceru....
niedziela jest jeszcze bardziej rozlazła....czasem popołudniu Madzia piecze ciasto....jak nikt nie wpadnie ,zjada je sama ,tak do kawy,oglądając Plebanie ....gdybym była taka gruba jak ona ,darowałabym sobie pieczenie .....co to za zwyczaj ,że na wekeed musi byc ciasto??
Ewka w niedziele regularnie chadza do kościoła,chadza wczesnie ,bo spac nie może. O jej bezsenności wiem już wszystko,jak się przekręca z boku na bok,jak słyszy jak sąsiad chodzi ,jak ta woda się tłucze po rurach i jak ten gruby z czwartego kaszle....
w poniedziałek rano ledwo ciagną się do przystanku.....to co ,ze całe dwa dni leżały,gniły wręcz na kanapach....w pierwszych słowach pada: wogóle nie wypoczęłam,znów to samo....po pracy to to to i trzeba iśc spać....
Madzia po trzecim przystanku już gładzi sie po brzuchu,chyba zaczyna sie migrena bębnicza....Ewcia za to jest zła....czasem tak ma ,że jak ją pierdolnię to znacznie....
wtedy rozumię tego faceta co z nia był prawie sześć lat i pewnego pięknego dnia wypiepszył ją ze swojego mieszkania .....
no ale czasem Ewka jest bardzo rozgadana,az zabardzo....snuje wted plany na przyszlość....to nic ,że rycząca 40-cha .....snuje plany o rodzinie o zmianie pracy ,zamieszkania ,ba nawet kraju....
piepszy tak już 16 rok i tkwi w jednej firmie gdzie wszystkich nienawidzi....
dojeżdzając do pracy Monia już wie ,ze nie wtrzyma do konca dnia i ,ze po śniadaniu ,ktore zje,z trudnością, ale wpieszy (dwie kanapki z pasztetem zagryzione snikersem) -zwolni się do domu.....
ból nasila się ,,,
obie szybko chodzą jakby sie spieszyły,jakby im dzieci w domach płakały....takie "sztuczne zabieganie "....
....ale ostatnio Madzia rozwaliła mnie na łopaty....
...siadając na naszych miejscach w autobusie wyjęła coś z torebki....
aha zapomnialabym -poznała ponoć faceta jakiegoś ,odwiedzając babcie w szpitalu,(babcia symulantka strasznie lubi szpitale,lubi miesiącami udawać doległości i przebywać na oddziale) ....on widząc jak ona tak się uwija przy tej babci (dał się nabrać na sztuczne zabieganie)wzruszył sie i na setnym wspólnym papierosie przed izbą przyjęc dał jej gift....
no i wlasnie ten prezent trzymala na dloni przed nami....
Ewka akurat miala pierdolnięcie totalne ,więc tylko zerkała niemrawo i tak jak ja nie wiedziała dokładnie co Madzia trzyma....
uruchomiłam wszystkie moje szare....wyglądało mi to na miniaturkową gąsienicę od czołgu....srebro to to nie jest,w srodku jakby dziury po czymś....może kamienie jakieś tam były ,ale klej słaby ....i jej słowa:
zobaczcie dziewczyny co mi ten głupek słodki dał,ładna nie?mówie mu przestań,a on weś.....

tak to jednak była jakas bransoleta....chyba....
Ewka wysiliła się na lekki grymas uśmiechu.....no a mnie zatkało,nie mogłam wydusić z siebie słowa....
uwielbiam bransolety,kolczyki ,uwielbiam....ale to.....
w koncu wymamrotałam,że pewnie ciężka....na tyle było mnie stać....
fakt była cięzka jak prawdziwa gąsienica od czołgu,jak to wogóle nosić?
.....ale madzia była zachwycona....a ja byłam zachwycona jej zachwytem....naprawdę....
nie podobały jej się ostatnio przepiękne kolczyki swarofskiego ,ktore zakupiła Marzena,o przepieknej barwie ,pięknie oprawione.......stwierdziła,że kicz.....a ta gąsienica ,wróć,bransoleta od pana K. wprost ją zachwycała....
mieli w tą sobotę iśc do kina ,ona ,on i bransoleta.....ale Madzie po 19 zaczął brzuch naparzać....przesunęli kino na inny termin.....

ciotka syf

 lubie jak w moim domu pachnie ,ale teraz to lekko przesadnie ,zbiła mi się wczoraj banieczka olejku o zapachu cudnym bo zielonej herbaty ,nie ma czym oddychać jak sie wejdzie....i zmyć tego tak szybko nie zmyjesz i nie wywietrzysz....
no ale dobra ,lepsze to niż zapach stęchlizny ,który wącham co rano od Moni,potem mojej ciotki....znaczy żony mojego wuja....wujek ją wygrał w pokera czy cóś...... straszna ,ale to straszna fleja z niej....
maja piękne mieszkanie w bloku,ustawną kuchnie ,duże okna....
kiedy juz lekko zapada zmrok ,szybko zaciągają cięzkie ktoary ,jakby ktoś ich śledził,jakby bali się ,że ktos ich obserwuje...komu by się chciało marnowac czas zerkając na zapuszczoną chatę....nigdy tam nie bylo malowane,nigdy nie przestawiane meble ,ciuchy na fotelach ,rower na środku,bo w piwnicy ponoć kradną....kuchnia to isnty horror,syf i średniowiecze,bylam tam raz.Ciotka skutecznie chroni wejścia do swojej świątyni....brudu....
nie przełknęłam tam nigdy ani kęsa,wujo mówi ,że Irka świetnie gotuje....osobiście nie interesuje mnie to wcale ,wystarczyło mi raz zerknąć na  brudny blat i zapiziałą patelkę....
każda kobieta potrzebuje od czasu do czasu wymiany mebli,remontu,ja ciągle przestawiam meble,cos dokupuje,zmieniam .
Mieszkanie ma być naszą oazą ,gniazdkiem przytulnym ,a nie żeby siadając na fotel  najpierw odwalić stertę ciuchów ,żeby postawić kubek z kawą odgarnąc z ławy rupiecie przeróżne....horror....w kuchni nadal ściany pomalowane sa olejną ciemno zieloną a w łazience gołe ściany i pralka na środku.....
ale najdziwniejsze jest to ,że jej dzieci ,dorosła panna i mądry facet ,oboje studjują, wogóle nie garną się ,żeby cos z tym zrobić....córka Irki ,przychodząc do mnie na kawę dokaładnie ogląda łyżke ,czy dobrze umyta....a u siebie miesza brudną i oblepioną....
ostatnio wpadłam tam z nienacka....wpaśc tam zapowiedzianym to może lekko ogarną,leciutko....wpaśc z nienacka to dopiero wrażenia....syf jak zwykle ,a jej córka w tym burdelu ma lusterko i wyrywa sobie brwi! cały dzien w domu i palcem nie kiwnąć ? łóżko rozbebeszone ,zresztą pościel błaga o pranie.....
ona rajatuski w ciapki i rwie te brwi....jej to nie przeszkadza?
duzo by opowiadać o tym syfie ciotkowym,babcia twierdzi ,że im tak dobrze i mamy się nie wtrącać....
zawsze jak widzę okno szczelnie zasunięte zasłonami i spięte agrafką pośrodku wiem ,że tam panuje syf....
wystrój okna dużo mówi .....
i tak sobie pomyslałam ,że może taką beczułkę z oliwką o zapchu zielonej herbaty przypadkiem stłuc u ciotki Irki....lubie mojego wujka ,lubie z nim dyskutowac ,ale męcze sie w tym smrodzie,zaduchu,ciemności ,a tak pachniało by pieknie i zawsze inaczej....cały ten syf i rupiecie otulałby piękny zapach....
zakupiłam drugą beczułkę i zamierzam....

niedziela, 4 grudnia 2011

stare panny

niektóre kobiety są przeznaczone tylko na staropanieństwo....mam takie jedne w swoim otoczeniu .....wysluchiwanie jakie to on urobione po pachy ,jakie zmęczone ,doprowadza mnie do gotowania wewnętrznego ,ale slucham tych dewotek ,bo ja kulturalna do bólu ,slucham i mysle sobie ,ze z moim pędem dnia codziennego, to by się bidulki całkowicie wykonczyły....
dobrze ,ze one stare panny niech sobie same zatruwają życie....chłopy w sumie też nic nie warte ,ale niech sobie zyją na wolności ,nieświadome co mogłoby ich spotkać