niedziela, 25 grudnia 2011

święta

pracowałam dzielnie do świąt ,chociaz połowa firmy wzięła urlopy ,
na tyle ile miałam sił to posprzątałam(nie zdążyłam umyć okna w sypialni ,ale świąt nie odwołali) ,postroiłam mieszkanie ,kupiłam jemiołe na bazarze od bardzo zmarzniętego staruszka i... postanowiłam nie tłoczyć się w tych cholernych marketach ,nie stać w tych cholernych korkach ,tylko spokojnie podejść do świąt....
przeddzień wigilii tak mnie wkurzył stary ,że myslałam ,że świat nie będzie,tym bardziej że wróciłam do domu skonana ....ale zacisnęłam zęby przetłumaczyłam młodemu i dalismy kolejną szanse  temu egoiście....
mąż nie jest dla mnie rodziną ,rodziną są dla mnie moje dzieci....toleruje go jak mogę....ale niech się w koncu postara....on nie rozumie ,że z każdą taką akcją traci na wartości....
.....na szczęście babcia nie truła mi już o godzeniu się na wigiliję....wie jaki mam żywot z tym osobnikiem i co ? jeszcze mam jechać do jego twórców i ze sztucznym uśmiechem wysłuchiwac ich idiotyzmów....może bym wytrzymała ,ale nie naraże na to swoje dzieci...
święta są po to (a szczególnie wigilja)żeby spędzać je rodzinnie w gronie ,w którym czujesz się dobrze....a nie siedzieć przy stole z ludzmi ,ktorych niecierpisz.....
oczywiście i z tymi co lubisz też musisz lekko improwizować....bo ogniska zapalne cały czas rozgrzane....
jak to napisała moja ulubiona blogerka :W wielu domach w te właśnie Święta słychać huk pękających pozorów