niedziela, 31 października 2010

cmentarnie

ranigast moim przyjacielem jest  ...wypiłam litry wina...zgaga pieceee piekielnie......tak to jest jak się mieszka blisko cmentarza,na przelotówce i wszyscy zachodzą odpić coś ciepłego...jak do baru.......
na szczęście zestaw był ulubiony.... był fajny wujek,fajna ciotka ,troche kuzynów....nie było niestety najfajniejszego wujka :-( tym razem zamiast lampki wina mojego wyrobu ,musi pocieszyć się zniczem własnego zakupu...
i zrobiłam mu stroik ,bo uwielbiam sama coś od siebie ,nie kupne.......cholernie przykro,że  tacy fajni ludzie ,ikony muszą odchodzić...........
lubie klimat tego świeta,Polacy uwielbiają ten zamęt ,szum ,gwar ,ścisk i korki....ale nie rozumiem po co tyle kasy wywalać na znicze i chryzantemy,zastawić pomnik jak na jakimś festynie....żeby inni nie gadali....
ciotka z Lublina przysłała mi na jeden grób jej  męża całe 200zł!
 ile ja musze tych kwiatków i świeczek nakupować za tyle kasy,przecież ten grób będzie dostrzegalny z kosmosu...ale widocznie ciotka,oprócz gestu i jego rentki ma  wyrzuty,że tak go zdradzała za życia :-)...a trzy miechy po pogrzebie miala już nowego gaha....

o rewii mody nie wspomne....babcia kupila sobie chyba już ósmy płaszcz i pojechała na objazd rodzinny ze swoimi córeczkami ,tez w nowych plaszczach....przypuszczam ,że mnie nie wzięli ,bo dysponuje tylko zeszłorocznymi kurtkami....
ja swoje kurtki uwielbiam ,w sumie  mam jeden płaszcz ,ale babcia twierdzi,ze jakiś:"studencki"....i odpadłam z listy wycieczkowej....
oczywiscie babcia nie zajechała odrazu na groby ,ale wparowała do krewnych dawno nie widzianych...na chate ,sprawdzić czy im się oby lepiej nie powodzi ...pomyliły się jej święta...od odwiedzania żywych sa inne...ale kto ma odwagę jej to powiedzieć?
tak się zasiedziała,a jej córki tak się yyyy....nadegustowały drinków,że dali rade odwiedzić jeden grób,dziadka jakiegoś nawet nie wiem czy naszego  ,szukali tego grobu godzinę,od noszenia chryzantem i zniczy pomdlały im ręce...a mój ojciec ledwo doleciał do cudem znalezionego toj-toja......w koncu dotarli do grobu....na ich nieszczęście,obok spotkali jakąś tam babci koleżankę,dawną,też z córkami ....i one były w futrach.......

....mam jutro gotować obiad dwudaniowy.......ugotowałabym nawet trzy ,a i tak będą kręcić nosem...
na kurtkę mam założyć jakiś szal ... i wparują do mnie...święta trójca....
a ja tak lubie wieczorkiem po cmentarzu z familją łazić....ehh........