sobota, 25 grudnia 2010

świątecznie

nie było mnie w domu trzy dni....trzy długie noce....wchodząc do ukochanego ,wypucowanego i najprzytulniejszego miejsca na świecie ,cieszyłam się tak ,jakby nie było mnie z rok........zawsze tęsknie za swoim domem....podziwiam tych powsinogów co mogą tygodniami siedzieć w gościnie....a znam kilku....
........na wigili ,az wstyd sie przyznać przedawkowalismy wino...i zaczęło być wesoło,nikt na pasterkę nie poszedł,bo by nas chyba ksiądz wyrzucił...kiedy nam lekko promile wywietrzały,głównie od śpiewania kolęd... poszlismy w ramach pokuty na nocny spacer na polane za parkiem...
powiem wam -rewelka...gwiazdy ,mróz ,śnieg ,wolność i bardziej poczułam ten klimat niż bym była w kościele.....wielka polana ,wielki ołtarz ,magiczna noc.....
zresztą ja juz w kościele nie czuje nic ,bo wszystko psuje kolejny gupkowaty ksiądz....
.....ogólnie .....święta mnie zmęczyły......duzo gości,zmiana domów,przemieszczanie się,ilośc tematów rozmów ,pysznych dań i mieszania alkoholi....dużo śmiechu i hałasu....święta z odpoczynkiem niewiele mają wspólnego.....
.....dostałam mnostwo prezentów i cieszyłam się bardziej niż dzieci....
a dostałam to co lubie najbardziej dostawąć-perfumy i pachnące balsamy....uwielbiam pachnieć ,czuje się wtedy szczęsliwa .....
ciotce mojej kochanej tez kupiłam wielką butlę jej ulubionego zapachu ,za calkiem rozsądną cene,na ciotkę  nie żałuje nigdy ,bo takiej ciotki można mi tylko pozazdrościć........biorąc u niej prysznic zauważyłam na półce ,że ma jeszcze połowe butelki tych samych perfum co jej na imieniny kupiłam....twierdzi,że oszczędza.....jak można oszczędzać szczęśliwość?.....
obiecała ,że juz nie będzie sobie jej dawkować....że będzie psikać ile wlezie....będzie się za nią ciągnął wir zapachu.....bo życie jest za krótkie,żeby sobie oszczędzać takich przyjemności....