czwartek, 11 listopada 2010

ksiądz

zmarł wujek koleżanki z pracy ,byłam na nim jako delegatka....
ksiądz za pochówek wziął 10% czyli 650 zł , za piętnaście minut dziamolenia ,że ów nieboszczyk to wogóle coś do kościoła nie chodził i zmarł nagle bez spowiedzi i ostatniego namaszczenia....takie gwuno nie śmierć....powinien przecież przewidzieć,że go samochód na czerwonym przejedzie z rana.....

 na stypie siedział pierwszy za stołem ze swym wyrośniętym ministrantem , żeżarł dwa talerze rosołu ,ziemniaki i trzy mielone....nic nie mówiąc ,łypiąc czasem wzrokiem na ciasto...dostał na odchodne do kawy spory kawałek "serniczka" bo lubi do kawy se tak...........
....650zł kurwa wziął serniczek jeden....
....