sobota, 22 maja 2010

pożałuj się sam

jak to mówią starzy pszczelarze :jak się sam nie pożałujesz,to cię nikt kurwa nie pożałuje ....a szczególnie w tym powalonym kraju...biurokracja mnie w tym tygodniu zabiła na śmierć....z żewnością słucham opowieści kolezanki z Norwegii gdzie urzędy są dla ludzi ,a nie odwrotnie....i nie musisz wypełniać tam stert papierów i podań....rozwalił mnie zupełnie już mi obcy mój slubny ,z którym więcej nas dzieli niż łączy...chociaż w dzisiejszych czasach ponoć najlepiej łączy małżeństwo dość spory kredyt...mi wystarczy ,ze musze drwala jednego utrzymywać od lutego ,bo z jego wykształceniem pracy znaleśc nie można ...nie moge znieść już tego jego gotowania z dużą ilością czosnku i potym kuchni w stanie ,który doprowadza mnie do szału w dwie sekundy.....rozwaliło mnie kilka spraw w tym tygodniu...wpadałam w dziwne stany skrajności....dużo płakałam,dużo gadałam do siebie i zjadłam za dużo lodów (moich ulubionych) wypiłam za dużo kawy...i za mało spałam.....
więc pożałowałam samą siebie...sprawiłam sobie flakon cudnych perfum....spędziłam popołudnie na fajnej majówce....z wesołymi ludkami i moimi cudnymi dzieciakami.....wypinając się na gotowanie obiadku i oglądanie ślubnego w tych jego szurających kapuciach...potem....basen...sauna-niewielka ,bo bardzo mnie to męczy... leżakowanie wieczorne z ulubioną książką ,ulubionym winem i ulubioną ciszą...żadna to rewelacja ,ale zawsze....
a co będzie mnie trzymać w nadchodzącym tygodniu?
....to że szuracz czosnkowy wyjeżdza do pracy ...i będe mieć wielkie łoże tylko dla siebie,razem z pilotem... i pachnące mieszkanko....zero czosnku ,zero marudzenia,odetchne pełną piersią,chociaż spadnie na mnie podwójna masa obowiązków....ale nic to w porównaniu do spokoju wewnętrznego jaki mnie ogarnie z chwilą kiedy zabierze tą swoją wielką dupę i wybędzie na czas jakiś....oby na dośc długi czas....