niedziela, 2 grudnia 2012

wolno ,nie wolno

sobota jednak nie była taka jaką sobie wymarzyłam...
 im bardziej marze o świętym spokoju ,tym tylko mogę sobie o nim pomarzyć....

tąpnięcie w moim życiu ....czyli dramatyczne wydarzenia środowe ,wzbudziły w moich bliskich dziwne uczucia...jakby nagle mogło mnie zabraknąć....

niby miłe....

ale w ramach tego mogliby dać mi święty spokój.....

tak się zastanawiałam nad tym,że może to być jakiś znak....jak to powiedziala moja babcia...
babcie zawsze widzą jakieś znaki.....

ja na te znaki jestem mało wyczulona ,ale wydaje mi się,że ten ósmy zmysł mam.....że przeczuwała to.....

ciocia wprosiła się na sobotnie śniadanie juz o dziewiątej....
była naprawde głodna....do czwartej koczowała pod drzwiami swojego mieszkania...które kupiła jej ,jej matka ,a nie wpuścił ją do niego ,jej mąż ,który w posagu wniósł tylko szafę.....(o tej szafie chodzą już legendy)

jak już ją wpuścił,coś tam gadając....ciocia nie chciała powiedzieć co....ale każdy głupi się domyśli ,że była to niezła litania...

co to jest ,że jak facet wróci nad ranem po całonocnej balandze z kolegami ,to "uchodzi",a niech czasem się zrelaksuje,on tak ciężko tyra calymi dniami....

ale jak kobieta wróci nad ranem po balandze z koleżankiami,to odrazu ,że pijaczka ,puszczalska i zła matka....

więc    

 jak juz ją wpuścił ,odrazu zasnęła na kanapie w salonie....piętnaście po ósmej ,usłyszała rozmowy w kuchni....nagle odwiedzila ich teściowa....piła kawę z syneczkiem....

.... prawie na czworakach ciotka wyszła z domu....
no i ......kiedy własnie konczyłam robić sobotni twarożek ze szczypiorkiem , zasiadła do stołu....
ale nie powiem....było smiesznie....
moje dzieci uwielbiają tą starą warjatkę....a ona uwielbia ich....
uśmieliśmy  się.......

mniej weselej zrobiło się kiedy u drzwi stanął jej mąż....
była to ostra rozmowa...znaczy monolog....
ale młody hamował mnie ,żeby się nie wtrącała....
więc siedziałam cicho....
ciotka tylko zajrzała do kuchni ,pomachała do nas smutno i pojechali....

wieczorem dzwoniła ,że nie jest zle,pije mięte...ale huja nienawidzi....
....
wieczorem wpadli sąsiedzi,koleżnka córki i grupa rockowa mojego syna,narazie nieduża ,bo trzy -osobowa ,ale ma huczną nazwę....

wszyscy wygłodniali jakby uciekli prosto z Auschwitz....
na szczęście po wyjściu ciotki ,wzięły mnie takie nerwa ,że nagotowałam gołąbków ,upiekłam mięcha i upieprzyłam z młodą dwie sałatki....

ciekawy zestaw ludzkich gatunków siedział przy moim wielkim stole........
stole ,który dostałam w spadku po mojej babci...piękny poniemiecki ,rzezbiony...kocham ten stół,te krzesła...
krzeseł mogłoby być więcej.....

młody z chłopakami jak już zjedli wszystko,ładnie nam grali i śpiewali....
przelewalismy wosk ,który sąsiad przygotował na piątek ....śmiechu było....

rano wyniosłam pięc pustych butelek po winie,jedną po wódce i puszki po piwie....
.....młodą zawiozłam na zjazd ,twierdziła,że wytrzyma dwie godziny i zjazd na chatę....
jak wychodzilismy na palcach,
sąsiadka spała smacznie na mojej kanapie w gościnnym....
bo sąsiadowi się szwedacz włączył i wybył z chaty przed dwunastą,czyli zaraz jak wrócili odemnie.....
ale jak wiadomo facet może....niech sie chłop zrelaksuje....
tyra cały tydzien ,więc może sobie kiedy chce wyjść na ile się chce na "wolność:.....