Od wielu lat mam święty spokój, do moich drzwi nie zapuka ksiądz, a
jeśli by przypadkiem dotarł pod nie jakiś żółtodziób w sukience,
zostałby pożegnany słowami „Ja nie potrzebuję księdza”. Wiem, że wielu
nie posiada na tyle odwagi, by spokojnie wypowiedzieć te kilka słów
patrząc w oczy sukienkowego. Oni spodziewają się krzyków, wrzasków,
awantur i chyba nawet przemocy, są bezradni w starciu ze spokojem i
humorem. Bo jak to tak, ktoś otwarcie, przy otwartych drzwiach daje do
zrozumienia, że nie życzy sobie wizyty pajaca, nie zamyka drzwi, nie
udaje, że w domu nikogo nie ma?