niedziela, 27 czerwca 2010

wsiowe zycie

spędziałam dwa dni na wsi,ale nie takiej prawdziwej którą uwielbiam ,z łąkami ,polami i krowami i lasami,ale w tak zwanej popegerowskiej ,gdzie życie płynie na plotkach ,żerowaniu na cudzych porażkach,gdzie za każdą firanką czai się jakiś moher,a ksiądz na ombonie wali nazwiskami,kto ile dał,kto wogóle nie dal , i że niektóre dziewczyny dają ....tylko dwa dni ,a mi się wydaje ,ze wieczność,czulam się tam brudno ,nudno i pod wieczną obserwacją,troche ukojenia dawała działka za blokiem,ale tam też sąsiad na sąsiedzie i wszystko jakieś takie ........myślałam ,ze pocaluje kafelki mojego kochanego mieszkanka,po powrocie,tęskniłam nie tylko za moją łazienką i łożkiem ,ale za wszystkim moimi wazonikami ,lampkami ,pierdółkami ,które zbieram od lat ,za zacienionym od slonca pomaranczowymi roletami salonie,o kuchni gdzie jest tak jak zawsze sobie marzyłam....o moim blokowisku ,gdzie niby wszyscy sie znają,ale kazdy zyje swoim zyciem ,gdzie jesteś chociaż troche anonimowy.....
nienawidze wsi ,w której kiedyś dorastałam,zmieniła się tak bardzo,a może zawsze taka byla, nie potrafie się już tam odnaleść....nie kumam tej atmosfery ..... ......
i nawet piesy ,które wybiegały się na maxa ,z radością powitały mały trawnik przed blokiem i swoje ukochane kojce w korytarzu....
.....
...ale wieś u mojej dalszej rodziny w Łódzkiem,nadal mnie fascynuje ,tam wracałabym zawsze z chęcią...jest we mnie tęsknota za tymi miejscami....tam ludzie inni....i atmosfera cudna....szkoda,że własnie tam nie rzuciły mnie losy koleje....