piątek, 30 lipca 2010

wiesci z pola bitwy

z pola walki donoszę....
tak wygląda mój tydzien....zapierdziel w pracy i szybka obróbka w domu....
pragnę wolności...a przynajmniej wekeendu....
pragnę chwili wytchnienia od faceta który mnie nudzi i wkurza,który łaskawie zostawia mi na stole parę złotych...oto dożyłam czasów ,że nierób kasę trzyma....wkurwia mnie to olbrzymio,że też się dałam tak zniewolnić...mam go ogólnie za nic...facet bez pracy jest niczym...facet wyliczający kobiecie kase jest zerem
......i całe szczęscie ,że moja rodzicielka wymysliła jakies malowanie u siebie ,bo musiałabym go znosić przed pracą....a ja przed pracą musze się zrelaksować nieprawdaż....tym bardziej ,że dzieci śpią ,cisza i cisza....
.....w pracy się dzieje...ja tam odpoczywam ,mimo,że zapierdzielam....dziwne nie?
....lubie obserwować ludzi,sluchać i przyglądać się jak wychodzi z nich prawdziwe ja....a więc babochłop-nie mówie tak ,że jest brzydka...ze jest chłopem...chociaż nosi wielki męski łańcuch ze złota ,co dla mnie jest obrzydlistwem ,pasek z ćwiekami i przymocowanym do tego pojemnikiem na fona i klucze,praktyczne ,acz męskie...no i te skrapety do sportowych butów i spodenki!....i to ,ze nie przebiera się po pracy,bo niby pod dom autem podjeżdża i stoi taka upieprzona ....nie no kurwa ona jest babochłopem! nie ma to tamto....kobieta jest bezwzględna...walczy o swój tyłek...i podnosi ciśnienie moim współtowarzyszkom...konkretnie im podnosi...ja mam zasadę ,nie zniżania się do pewnych poziomów,nie pchania się na siłę ,staje sobie z boku ,bo i tak co się nam nalezy będzie dane...
że tak powiem....
oczywiscie w pracy ...w zyciu róznie....
....Datta jest spokojna,acz czasem okazuje się typową krową....ku zaskoczeniu naszemu ma fajniego męża...że też chciał taką Fionę....a może on tylko tak z wierzchu ......okaże się przy jakimś zakładowym grillu...
....a małżenstwo moich znajomych posypało się standartowo....on wyjechał do Norwegii....ona została w Polsce....kasę słał....ona wydawała....czasem jezdziła do niego....udokoumentowane te wyjazdy były skrzętnie na naszej klasie...wydawało sie ,że miłość kwitnie,że tęsknią i teges...
a tu raptem okazało sie ze ona sobie na czacie zapoznała faceta z miasta stołecznego Łodzi....a ona ma tam jakiegoś(jak to powiedział jeden taki) paszteta i to ponoć gorszego od mojej przyszłej szwagierki....
....bo kurwa ,aż przeklnę i splunę ,moja szwagierka jest obrzydliwa...juz nawet skarpetki do adiadasów babochłopa mnie tak nie rażą ,jak jej trzy podbródki i to ,że ona mysli,że jest sexi....że młoda i że powinnismy dziękować jej ,że mego brata zechciała....
....matka moja zafascynowana niby ,bo się boi ,że brat moj zostanie starym kawalerem....a ja juz bym wolała,żeby został ,niż te leniwa flądra ma nosić moje szlachetne nazwisko....
żeby dziewiętnastoletnia dziewczyna była tak zapasiona i nie potrafiła coś z tym zrobić....przewracać się na drugi bok ,kiedy mój brat wstaje rano,żeby pobiegać...
bo mój brat (którego uwielbiam)to jest przystojny i co z tego,ze dawno powinien płacić bykowe...ona jeszcze do mnie z tekstem cobym się na świadkową szykowała....nie no ja będe tam za nimi stać i wyć jak bóbr....pasztet pomyśli pewnie ,że ze szczęścia...a to będzie czysta ,czyściutka rozpacz....
....musze ogrnąć chate ,swoje włosy i usmażyć jakiegoś biednego kurczaka....pragnę wolnej soboty i wylegiwania się na plaży....
....
.....