sobota, 1 stycznia 2011

w nowym roku

jako nienawidząca sylwestra czyli w tym czasie trzeba,musisz ! się bawić ,a kochająca spontan,czyli bez planowania ,bez przymusu,nagle! .....wiadomo....
po 1 w nocy wylądowałam z sąsiadką na piątym piętrze....u nas piąte piętro to obszar niedostępny ,sami prawnicy ,lekarze i prokurator....a i jeden myśliwy.....nie znam szczegółów zaproszenia....ale co wam powiem to wam powiem....taką elitę Ęą to alkohol gorzej poniewiera niż zwykłego szaraczka....co oni tam nie wyrabiali....sąsiadka zadzwoniła nad ranem jak juz leżałam jak zwłoki na kanapie,w jakimś kimonie azjatyckim  i cicho do słuchawki mi szepła ,jakbyśmy byli na podsłuchu....cobyśmy nigdy nikomu nie powiedzieli co żesmy widzieli na piątym piętrze....
ja to sobie samej nawet nie powiem....
.....młoda wróciła z prywatki cała zdrowa ,lekko ją mdliło....
młody w tym roku żydził na fajerweki ,za to umówili się z kumplami i całą noc grali sobie na gitarach na poddaszu ,w te noc nawet gitary elektryczne nikomu nie przeszkadzają....nie wiem czy grali na sucho czy pili fante :-) ale o suchym pysku chyba nie grali....
......noc sie udała....
rano obmyłam podłogę w całym mieszkaniu.....tak mi babcia przykazała ,że trzeba umyć podłogę w nowym roku,żeby zatrzeć co było złego,czekać na to co będzie dobrego....(jakoś tak to leciało).....na wszelki wypadek umyłam trzy razy....i okno w kuchni(facet jarający na balkonie schorowany na maksa dziwnie mi sie przyglądał ,moje okno,moja sprawa kurde)....wypucowałam kuchenne szuflady ....(tak dodałam od siebie do tych podłóg)....i tak powstaje nowa tradycja..... 
...i wzięło mnie na gotowanie....jak dzieciaki w koncu wylazły w łożek czekał  na nich iście królewski obiad....młody składając ręce do niebios ,życzył sobie ,żeby tak było zawsze....matka w domu, dwu daniowy obiad, plus deser....
pewnie ,żeby nie czasem.....