niedziela, 2 stycznia 2011

mam podniesione ciśnienie ....lekko mnie nosi....no i jutro od nowa szara codzienność....trochę mam dosyć tej pracy ,troche nie....umowa konczy mi się w tym miesiącu i szczerze mówiąc zwisa mi czy mi przedłużą....
wszędzie jest hujnia...nigdzie nie zarobisz na godziwe życie....i to jest do dupy....
....cisnienie podniosła mi matka....ona twierdzi ,że taka marudna zrobiła się po tej swojej chorobie i sobie zdaje z tego sprawę i zebyśmy mieli to na względzie...miałam jej chęć w tym nowym roku powiedzieć,że zawsze taka była ....przed chorobą była nawet bardziej irytująca....
za wszystkie moje niepowodzenia,za to ,że moje zycie potoczyło się tak ,a nie inaczej oskarżam tą marudną babę....i ona o tym wie....raz nawet próbowała mnie na swój popiepszony sposób przepraszać....
teraz kiedy juz odchowałam dzieci i stwierdziłam ,że mam dosyć matczynego nadzoru zaczynam się stawiać....słabo mi wychodzi,bo mam we krwi pokorność....a każde stawianie odbierane jest jako zdrada stanu ,odrazu buntuje ojca ,którego szczerze uwielbiam i szanuje....
obserwując to co wyrabia mój brat ....wcale mnie to nie dziwi....
....moja matka jest zahukaną babą udawającą nowoczesną i otwartą....ha ha ha....nieznoszę jej....no ale matkę ma się jedną....