niedziela, 11 września 2011

dalej

nie mam czasu na nic (norma)
od jutra biorę się za lepszą organizację czasu "popracowego"....organizacja to podstawa....
....młody zerwał sie ze smyczy,a ja nadgorliwa matka ,nie mogę jeszcze sobie uzmysłowić ,że on prawie dorosły....cholera jestem z niego dumna!....
....domowy znalazł chyba pracę idealną...praktycznie nic sie nie narobi ,a zarobi....widzimy sie w wekeendy...i praktycznie styka...nawet za dużo,w niedzielę mam go dosyć....
tryb mojego dnia bez niego jest zdecydowanie swobodniejszy ,bez krępacji....jak chce leżeć to leże,jak chce czytać w łóżku to czytam mój pilot,chociaz zaraz usypiam,mogę kupić sobie buty i nie chować je ,po przyjściu z zakupów....itd...wiadomo....
w sumie mógłby przyjeżdżać co drugi łikend...
.....zastanawiam się czemu jak przychodzi rachunek za światło,zawsze go chowam,żeby jaśnie pan nie zauważył....rachunek nie zaduży....ale dla domowego zawsze może być mniejszy....sknera....po to robie....zapiepszam na akord ,żeby móc sobie wieczorem zapalić wszelkie lampki ,lampeczki i zapachy ....
oszczędzam mu nerw ,bo to taki delikatny patafian....więc chowam i opłacam....
....wracając do planu....powinnam już spać z ksiązką w ręku....ale jeszcze zerkam tu i ówdzie...i własnie nadchodzi jebutna burza ,mojego psa dopadł blady strach...
......a miałam napisać o tym po co wogole ludziom dzieci....obserwuje taką jedną ,własnie jest w ciązy z czwartym...już jej te pierwsze się znudziło,bo ma 10 lat i praktycznie wychowuje go ulica i wpadł w nieciekawe towarzystwo,aż stach pomyslec co będzie dalej....narodzi ,podchowa i won ,róbta co chceta,ani miłości,ani zainteresowania ,szkoda gadać....
ale piorun gdzieś walnął....