niedziela, 5 lutego 2012

intruz

wiecie jak to jest ...cały tydzien napięty jak baranie jaja ,stres ,zmęczenie i cholerne zimno na dodatek...
piątek popoludnie to dla mnie święto.....po pracy przygotowałam obiad,zjedlismy gawędząc miło....szybkie zmywanie....kawa i celebracja....a tu wchodzi ci do domu intruz,gdzies ma to wasze celebrowanie ,zakłóca je w najgorszy możliwy sposób....
bunt we mnie wzmaga.....głowę mam cięzką,od tych wszystkich spraw....ciche piatkowe popoludnie napewno by mi tą głowę odciążyło....a tu intruz....
wyszłam więc na długi spacer....o wiele za długi....
 jakiś katar się przybłąkał....
intruz przebywa aż do 17 w niedziele....więc cały wekeend uważam za stracony....kto powiedział,że musze mu gotować?
mi tez nikt nie podstawia pod nos....
nawet tego nie chce....po za tym intruz odbiera mi wszelkie chęci....do gotowania napewno....
.....szkoda mi czasu ,życia dla intruza.....ale nic z tym nie robię....
potrzebowałam przez chwilę się wyciszyć,pomyśleć....popatrzeć w niebo ,poczytać.....
każdy ma prawo do odrobiny samotności po tak zwarjowanym tygodniu.....
ale tego intruz nie rozumie....
działa na mnie stresogennie....i na dodatek zapowiedział się na nastepny wekeend....