niedziela, 14 kwietnia 2013

aspolecznie

matka twierdzi ,że robie się aspołeczna ,więc zrobiłam sobie wizytowa niedzielę.....

oczywiście ze wcześniejszymi zapowiedziami...w tych czasach nie ma spontanicznych wizyt....

najpierw byłam u męża Iw zawiozłam mu parę rzeczy ,o które prosił....była jego siostra....podziwiam ją,to prędzej po niej spodziewałabym się ,że wyląduje w psychitrowie.....wzięli z mężem wielki kredyt ,nie wiem jak wzięli,że jest tylko na nią....wybudowali posiadłości ,a potem jej mąż się silnie zakochał w takiej jednej biliotekarce....

została sama z tym całym majdanem i małym synkiem....sprzedała część posiadłości....zostawiła sobie domek ,ale ma go dosyć....
jak mówiłam życie za miastem jest piękne o ile nie trzeba codziennie dojeżdzać do szkoly ,pracy itd....
jej synek okazal się wyjątkowo zdolny więc wozi go do dwóch szkół.......dom ,szkoła,dom szkoła i jej praca....

na benzynę idzie fortuna....

ale wygląda ładnie ,daje radę...powiedziałam jej o pięknym mieszkaniu na sprzedaż u mnie na osiedlu,cena okazyjna....

wszędzie blisko ,można pieszo do pracy ,pieszo do szkoły....więcej czasu na pomieszkanie....

umówiłyśmy się ,że  obie obejrzymy te lokum....chociaż byłam juz w nim i zdecydowanie tak gustownie i z pomysłem mieszkania w bloku i to trzypokojowego nie widziałam....


potem pojechałam do dawno nieodwiedzanej Anny ....musiałam wysłuchac o jej córce prymusce ,że Ala to ,że tamto i sramto ,że najlepsza z najlepszych ,o swoim synu nic nie wspomniała ....a taki fajny chłopak ,na fryzjera się ucz i ma dar.....mignął mi tylko grzecznie się witając,a jego mama zaczynała kolejną opowieść co Ala wygrała na olimpiadzie matematycznej brrr....

Ala też sama osobiście pokazywała mi swoje sukcesy spisane na papierze i aż mnie od nich mdliło....niecierpie prymusów....takich skupionych na zakuwaniu ,na łapaniu tych szóstek i załamywaniu rąk jak się czwórę dostało....
Ala jest typowym babochłopem ,nie przywiązuje wagi do tego jak jest ubrana ,żadnych kolorów,dodatków , fryzura na kopernika ,pryszcz na pryszczu i obleśny golf....ale prymuska...i ciśnie dalej....

dzieci mają być przede wszystkim szczęśliwe....

moje prymusami nie będą nigdy ,ale realizują się w tym co kochają....i sa szczęśliwe....

a ona skupia się jak to być pierwsza w L.O. żeby być przed córką tego dentysty i synem tej pani prezes....i zeby mama mogła się tym chwalić w niedzielne popołudnia....

.....
u babci na ogrodzie wiosna....babcia miała w tygodniu gości i zostalo jej mase pościeli do prania...
wyprałyśmy i ....a co tam ,że niedziela....rozwiesiłyśmy te wszystkie prześcieradła i poszewki na długich sznurkach  na podwórku za domem....wiatr nimi kołysał  ....uwielbiam pranie które suszy wiatr ,jest takie świeże....

odpiłyśmy z babcia po dwie kawy zagryzając dwoma kawałkami sernika....dziadek popijał tylko ziółka.....
miło ,cicho....moje dzieciństwo ....
niestety po dwóch godzinach zawitał mój kuzyn ze swoją durnowatą żoną i czar prysł....ma ona nieślubnego dzieciaka...tak nieznośnego ,że siłujemy się wszyscy ,żeby go pokochać ,ale za cholernę nie idzie....


zaliczyłam jeszcze koleżankę B. szaloną babe....która ma swojski ,niewymuskany ,ciepły dom i uwielbiam siedzieć u niej w kuchni.....ma fajnego męża....jest jednym z niewielu ,mężów moich koleżanek ,który mnie nie krępuje ,z którym mi się gadka klei....

na koniec byłam jeszcze u Zuzi ,kociary na maksa....która tym razem do domu przywlokła psa....
pies cudo....pokazywala mi zdjęcia ,gdzie go znaleziono.....

szczery las ,a on przywiązany do drzewa....i wpatrujący się w drogę ,czy jego pan już wraca po niego....bo pewnie zrobił mu tylko taki żart....bo przecież wie ,że mróz ,że zaraz zamarznię ,że rano nic nie jadł.....

cud ,że przejeżdżali przez las chłopaki na kładach ....i go zauważyli.....
denerwują mnie ci kładowcy brykający po cichych lasach ,ale tym razem dobrze ,że tam byli....

chłopaki ponoć twardziele ,ale jak tego psa odwiązywali i on tak się cieszył i skakał na nich i lizał ,chociaż juz był slaby jak osika ....to chłopaki ryczeli jak bobry....

zawiezli go do schorniska ,byli tam pierwszy raz i  jeszcze tam  zobaczyli jak ludzie potrafią być bezlitośni........i od razu zadeklarowali się ,że będe wpadać od czasu do czasu z karmę i kocami i ponoć byli juz dwa razy z dużą dostawą....



pies cudo ,ale ma problemy gastryczne i lęki ,boi się zwyczajnie....przytula się do Zuzi jak dzieciak z bidula....i zwyczajnie jest mi wstyd przed nim ,że całą rasę ludzką....ma syndrom głodu i zimna....stara się najeść na zapas ,a potem ma te problemy i boi się zimna ....sam sie pakuje pod koc....

Zuzia zyje sobie w tym swoim rancho i jest cholernie szczęsliwa ,ona nie potrzebuje dojeżdzać do miasta....ona w ogóle nie potrzebuje miasta....jest piękną ,zadbaną kobietą z bujną rudą czupryną i jest zwyczajnie szczęśliwa....sprzedaje jajka ,pieczarki inne takie...starczy jej ....

cieszy się tym co ma.....a kiedyś przecież była bizneswomen i nawet modelką była.....

zapraszała mnie bardzo na majówkę,w sumie ,żebym jej pomogła przy organizacji ,bo bedzie mieć nietypowych gości....

u rodziców jak zwykle obżarłam się gołąbków....wysłuchałam wioskowych plotek ,chociaż nie cierpię mojej rodzinnej wsi....


odwiedziliśmy groby ,połaziłyśmy po parku i jestem zmęczona....

a marzyło mi się popoludnie z lampką wina i książką i zerkaniem na tv....a tu było społecznie tak jak matka chciała...

jestem wyluzowana....znaczy byłam....przeraził mnie rachunek telefoniczny,ktory własnie otworzyłam....

życie to same rachunki i porachunki i rozrachunki.....a święty spokój w dalekim zasięgu naszych marzeń....no cóż zacisnę zęby i zapłacę ,chociaż jak obliczyłam na ten rachunek,zeby go zapłacić  tyrałam prawie trzy dni....