sobota, 6 kwietnia 2013

iw....

nie mogę dojść do siebie....wyszłam i nie wróciłam jeszcze....

moja najlepsza psiapsióła zwyczajnie sfiksowała....

kiedyś bylyśmy bardzo blisko.....niektórzy mysleli ,że jesteśmy siostrami.....

potem naszą przyjazn zweryfikowało życie....potem było parę zawirowań i wzlotów ,ale zawsze jakoś było ....a teraz
....w tych rozpędzonych czasach ,nie ma czasu na przyjazń

.....dzien przelatuje przez palce....tak zwyczajnie.....bez oddechu....

byłam u niej dzisiaj rano....przed pracą ,zawiozłam jej żonkile ,bo chciała....
musiałam kupić na rynku ,chociaż powiedziałam jej ,że z ogródka mojej babci....
bo zawsze o tej porze tam przecież rosły....
wspomnienie ogrodu mojej babci wpływa na nią kojąco.....

dużo pamięta z naszej młodości.....opowiadała niektóre historie ,a ja uśmiechałam sie pod nosem przypominając sobie ,że tak właśnie było.....


Marek zadzwonił w nocy ,około drugiej....
nie ma nic gorszego niż nocne telefony.... dzwoni ....
serce podchodzi ci do gardła....i czujesz ,że zaraz w twoje uszy wpadną słowa   ,których byś nie chciała usłyszeć.....

(pomijając nocne telefony  Marty ,która zawsze po kilku drinkach ,musi się komuś wyżalić....

i jak słyszysz w nocnym telefonie jej głos to kamień spada ci z serca)....
no ale to nie była Marta......

Marek był zdenerwowany i prosił,żebym przyjechała....

proszę przyjedż z Iw coś się dzieje niedobrego....ona ciebie posłucha....



....w telefonie brzmiało to nie ,aż tak strasznie ,jak wyglądało na miejscu....

jeszcze dwa dni temu widziałam Iw,wypiłyśmy sok z owoców w kawiarence w galerii handlowej....było jak zawsze.........

wcześniej ,z miesiąc temu ,może mniej zapraszałam ją na śniadanie świąteczne ,ale nie chciała,bo coś tam....

wyglądała dobrze,ładnie....jak zawsze

Marek jest mężem idealnym....wybudował duży dom ....przeprowadzili się tam niedawno....wszystko zrobił sam....
ładnie ,nowocześnie....

tylko te wielkie okna na dole....i te osiedle domków.....jeden domek przy drugim ,każdy inny....ludzie prawie zaglądają sobie przez okna....mikroskopijne podwórko i zaraz za nim sąsiad......

czujesz się jak w domu wielkiego brata...

usiadłam przy  barze w kuchni ,a na przeciwko w innym domku ,jakaś gromada ludzi biesiadowała przy wielkim stole w salonie....aż się wyprostowałam.....no bo jak....

czasem u siebie w mieszkaniu ,biegam w majtkach ,nago wstawiam rano wode na kawę ,tu jest to niedopomyślenia....

o podrapaniu sie w tyłek zapomnij.....

owszem są rolety.....ale Iw i ja nienawidzimy zasłaniać się roletami....
czuje wtedy ,że się duszę....

zasłaniam tylko w słoneczne dni,kiedy słonce razi mnie w oczy i wszedzie widać kurz....uwielbiam wtedy zasłonić okna roletami....uwielbiam to światło......
ale na noc nigdy....leżąc musze widzieć niebo....
Iw ma to samo....

zresztą jeszcze nie założyli rolet.....

siedziałam przy barze w duzej salono-kuchni popijając gorącą herbatę....

jak dobrze ,że dzieci Iw pojechały do babci i nie widziały jej w takim stanie....
Marek siedział wyczerpany z poszarpaną koszulą i podrapaną szyją....

.....cieszyłam się,ze przyjechałam,że nie odburknęłam ,że jest przecież noc....

....
.....
na szczęscie cała akacja rozegrała się na górze....tam okna nie są od góry do dołu.....

Iw pogubiła sie doszczętnie,zeżarło ją życie i wypluło zmieloną....

tylko nie wiem dlaczego....

piekny dom ,zdrowe dzieci i dobry mąż.....

a ona drążyła w sobie ,wielkie pytanie :czy jej życie ma sens?

takie pytanie zadaje sobie codziennie każdy ....albo co drugi dzień....
ale czy to jest powodem ,żeby chcieć się wieszać?

też nieraz mam wrażenie ,że ta cała moja gonitwa jest bez sensu....
ale co ,powiesić się? i co to nam da? a co da naszym bliskim.....

Marek jest facetem na stanowisku,w szpitalu....nie chciał wzywać pogotowia....nie chciał gadania,domysłów....

gdybym go nie znała ,pewnie bym wezwała sama....ale wiem ,że Marek nie zrobił nic co by Iw do tego popchnęło....

jej próżnia zrodziła sie w niej samej....

zawsze twierdziłam ,ze w depresje popadają kobiety ,które nie mają nic do roboty....nie mają  zapełnionego dnia do granic możliwości,nie muszą co chwila zerkać na czas ,czy się wyrobią .....

Iw nie chciała pracować.....miała okazję....pracowała kilka miesięcy,ale stwierdziła ,ze wstawanie przed 6-stą,a nawet wcześniej to nie dla niej....potem dostała pracę w bardziej dostępnych godzinach ,ale też jej się to nie podobało....


całe szczęście ,że nie wyszliśmy z domu,że nie usnęliśmy ,że czuwaliśmy przy niej do rana....całe szczęście ,że kiedy poszła siku ,poszła za nią....w ostatniej chwili wyrwałam jej nożyczki z ręki....
dostała jakiegoś szału....
i krzyczała,że jej życie jest bez sensu.....

co by dawało sens jej życiu?.....

Marek bardzo płakał......nic mnie tak nie rusza jak płaczący facet....normalnie czułam niemoc.....

z samego rana wpakowaliśmy ją do auta ....w domkach na osiedlu  wszyscy smacznie spali......mam taką nadzieję.....

siostra Marka załatwiła reszte,pracuje akurat w psychiatryku....

całą drogę tłumaczyłam Iw ,że my wszyscy miotamy się ,że wszystkim nam jest  ciężko.....ale żyjemy.....

jechałyśmy obie ,same ,nie chciała ,zeby Marek jechał.....
przemkło mi przez głowę,ze może ją zdradził.....

ale Iw sama z siebie wyrzuciła,że on jest taki dobry ,że ją kocha....i takie tam....

siostra Marka to osoba ,która obserwuje ,bardzo obserwuje i od czasu do czasu mówi tak mądre rzeczy ,że zawsze obiecuje sobie je zapisywać....
czekała na nas na schodach tego pięknego ,starego budynku.....wyglądała jak z tych amerykańskich filmów....

była bardzo dyskretna....nie wypytywała za wiele...

odrazu na wejściu dała Iw szprycę ,żeby ją uspokoić.....bo Iw dostała dziwnego ataku płaczu....

też była zaskoczona....

i powiedziala to co ja myślałam.....że Iw poprzewracało się  z dobrobytu....

Iw praktycznie miała wszystko podane pod nos....niańkę,panią sprzatającą dwa razy w tygodniu ,cudowną teściową ,która gotowała ,prała i zabierała dziewczynki na spacer....

gdyby Iw poczuła trochę potu na dupie ,padałaby wieczorem tak zmęczona ,że nie miała by sił zastanawiać  się nad sensem ....
.....

bo to nie ma co się zastanawiać...
bierze się co jest......

a ona  ma co brać.....
ludzie przecież są tak biedni,chorzy ,niepełnosprawni ,samotni ......


.....Iw jeszcze się miotała,jeszcze straszyła ,ale w koncu zasnęła....
siedziałyśmy długo obok jej łóżka na wielkiej sali.....
dziwne uczucie ,na kilku łóżkach spali smacznie inni kuracjusze.....
....
usnęłam na dwie godziny w izolatce pod szorstkim kocem....a siostra Marka cały czas wypisywała coś w swoim notesie,siedząc przy pieknym biurku z epoki rokokoko...

rano oprowadziła mnie po tych"salonach"
....doznalam lekkiego szoku....
bo wśród pacjentów byli nauczyciele, doktorzy,ludzie biznesu ,sędziowie ,elegancka pani profesor.....sami na poziomie....
......
....
może jednak warto być zabieganym ,zalatanym i zmęczonym po kokardy ,żyć z marnej pensji i cieszyć się z byle pierdoły.....


Iw jest tam juz ponad tydzień....jest lepiej ,ma super terapeutę i studentkę na praktykach,bardzo zaangażowaną ,praktycznie jest z nią cały dzień....

dużo rozmawiają....

dziwne ,że Iw nie pyta o dzieci ,o Marka...zwisa jej to....
takie to samolubne ,że aż niewiarygodne....


moja babcia zawsze mówiła ,ze sensem życia jest śmiech....jak jesteś smutasem to nie przetrwasz.....musisz wiele rzeczy zwyczajnie obśmiać....i zawsze u niej w domu słychać było smiech....ona i jej syn ,a mój tata nauczyli mnie ,żebym wiele rzeczy wykpiła i zabiła śmiechem....staram się jak mogę ,a jak nie wychodzi nie zamierzam się wieszać.....

moja matka zawsze mówiła o ludziach ,którzy odebrali sobie życie ,że nie ma co ich żałować....żałować trzeba tych których zostawili.....

a ja twierdzę ,że zbyt dlugie rozmyślanie nad tym co się w życiu udało ,a co nie ,nie ma sensu....
bo ani czasu nie cofniemy ,ani nie wyciągnięmy wniosków....było,zdarzyło się, tak wtedy zdecydowaliśmy i widocznie coś nami kierowało ,że taki wybór......

wtedy żyliśmy chwilą i teraz też żyjmy chwilą.....

jak zrobimy tak zrobimy.....
nasza intuicja nie jest głupia,czymś się tam w końcu kieruje....

....chociaż może głupio robimy....wszystko jest po coś.....ale ważne ,żeby żyć......

mam chęć powiedzieć Iw ,że jest samolubną rozpieszczoną babą....
.....
mam chęć załatwić jej prace w mojej firmie ,żeby nie miała ani chwili ,ani sił nad rozmyślaniem co zrobiła zle,co mogła zrobić lepiej .....zrobiła to zrobiła.....i kropka....

szkoda mi Marka i dzieci....fajną ma rodzinę ta głupia Iw....
gdyby wtedy Marek nie zajrzał do łazienki....
jakby teraz wyglądało ich życie....

Iw jak narazie zostanie w szpitalu.....
żyje .....dzieci wiedzą,że mama wyjechała ....żyje w każdym bądz razie....
.....
jak wróciłam do domu i padłam na kanapę ....i rozejrzałam się po mieszkaniu....i zaraz przybiegły te moje dzieciory kochane....to poczułam taką ulgę .....

 tego mojego niespecjalnego przecież zycia nie zamieniłabym na inne...bo nawet nie ma takiej opcji hahaha....

 też załuje tyle rzeczy ,tyle niewłaściwych wyborów....gryzie mnie to ,boli.....
ale juz tego nie zmienie...
Iw mnie rozczarowała.....
ale jutro pojadę do niej.....