sobota, 4 maja 2013

wek...

a u nas pogoda nawet względna ,wczoraj sąsiedzi namówili nas na rowerową wyprawę...

obiad zjedlismy w agroturytyce "Malina"....były to najlepsze pierogi jakie jadłam...z grzybami i kaszą...pycha...

posiedzieliśmy sobie tam trochę...młody nawet przysnął w hamaku...

 potem wbiliśmy sie na wypasioną ,całkiem nową trasę rowerową i udzielił nam się klimat ,trzymaliśmy tempo ,aż huczało...

za to moja koleżanka,której całkiem nie lubie ,chociaż ona dziwnie paja do mnie lubością....wyjechała na cały wekeend do Krakowa...

do mojego ukochanego Krakowa...jak mi to wtedy powiedziała ,aż sobie wewnętrznie załkałam...

pojechała i siedzi w moteliku ,bo cały czas pada...takiego smutnego esa mi przysłała,kiedy wygrzewałam się w słońcu nad jeziorem.....

miód na moje zbolałe serce :-)

.....
tempo rowerowe przyczyniło sie do tego ,że całkiem dobrze wyglądam dzisiaj w tych nowych jeansach....może iśc za ciosem i wyglądać jeszcze lepiej...

czyli wbijam się dzisiaj pod wieczór na tą szybką trasę rowerową...

młoda kręci nosem ,więc pojadę sama....

......otworzyłam balkon na oścież ,wpuściłam do domu to cudne ,świeże powietrze.....
w lodówce puchy.......nawet kawy styknie na raz...musze więc udać się do znienawidzonych marketów ,w których pewnie zycie juz kwitnie...