środa, 29 lipca 2015

czwarty dzień w pracy nowej

dzisiaj zaczęłam pracę nieco wcześniej ,szef zadzwonił czy bym nie mogła wcześniej....powiedział to tak szarmancko ,że normalnie mało nie klękłam....a stałam w samych gaciach z niebieskiej koronki...



przyszłam z małym poślizgiem ,bo jeszcze młodej obiecałam ,że wezmę udział w akcji "świecka szkoła" 

zbierałyśmy podpisy.....

ludzie bardzo chętnie podpisywali....
mam nadzieję ,że ludzie w końcu się obudzą i przestaną utrzymywać tych nierobów w kieckach ....


babcia co rano modli się do naszego papieża,bo święty...

pusty śmiech mnie nachodzi ,jak to widzę....

jako świętego dyskwalifikuje go to ,że awansował tego arcy pedofila Wesołowskiego....i dobrze ,wiedział ,że on i jemu podobni gwałcą dzieci....udawał ,że nie wie ....tak samo zresztą ten papież Franek ,niby taki sprawiedliwy i chce kościół naprawiać....
a tak w ogóle ma to gdzieś ,jak się księża łajdaczyli tak się łajdaczą ,nawet gorzej...

ale weś o tym powiedz mojej babci ,to będzie się za nas modlić się dzień i noc...leżąc krzyżem....

prawda jest taka ,że księża wiedzą ,że nie ma pana z brodą siedzącego na chmurce i dlatego tak żyją...

uważam ,że kościół jest potrzebny ludziom,takim jak moja babcia na przykład ,ale nie w tej formie....to już instytucja pełną parą ...biznes....w dodatku faceci w kieckach mówią ludziom jak mają żyć.....


ja do pracy jadę rowerem ,a ksiądz w limuzynie ,nówka ,z salonu z klimą i radiem na full........

bo wiadomo ubóstwo to ubóstwo....trzeba dużo kasy na to ubóstwo


tak więc zaliczyłam akcje na Starówce,podziwiam tych młodych ludzi ,pełnych zapału...im się już ciemnoty nie wciśnie......
tak więc poudzielałam się ...i pognałam swoim czerwonym dwukołowcem do pracy....



dzisiaj dużo turystów ,pogoda średnia ,żeby nie powiedzieć wietrznie ,zimnawo i czasem nawet ciepło....

pędzą i pędzą....mapy ,zdjęcia ,rozmowy ,zdjęcia ,rozmowy i mapy....
są bardzo dobrze przygotowani.....
...

praca spoko ,ale utrzymuje się tu w powietrzu  dziwna atmosfera....

utrzymuje się też dziwny zapach...
odkąd tu zaczęłam pracować, kiedy nie ma nikogo z szefostwa ,a nie daj bosz...z personelu to --wietrze...

robię przeciągi....nie to ,że śmierdzi ,ale tak jakoś dziwnie...

a ja na zapach jestem wrażliwa ,u mnie musi pachnieć.....


oprócz dziwnej atmosfery ,są tu też dziwne zwyczaje....(dzisiaj poznałam jedno ,ponoć jest ich kilka)

na lunch miałam ładnie zapakowane w plastikowe pudełko (młoda mi zrobiła,sobie zresztą też) ryż z grillowanym kurczakiem ,groszek z marchewką i kalafior w bułce tartej...pycha...


ale na lunch nagle poproszono mnie do pomieszczenia obok,do małej sali z czerwonymi zasłonami...

....szefowa otworzyła na oścież drzwi ,żebym widziała recepcje i spożywałam z nimi ten posiłek...


dziwniej dodatkowo ,bo chwilę wcześniej słyszałam jak się kłócili zajadle...a teraz rozmawiali jakby nigdy nic .....lunch oprócz mnie jadło jeszcze kilka osób z personelu.....


szef jest nieziemsko przystojny....i coś tam było o jakiejś babie...ostro się kłócili....
akurat przechodził turysta i aż mu mapa upadła 



jadałam powoli ,żeby nie wydobywać z siebie żadnych dzwięków....obiad dobry ,ale tęskniłam z "córkowym "daniem w plastikowym pudełku w stokrotki....

przynajmniej przeżuwałam każdy kęs 50-siąt razy tak jak zawsze mi młoda każe....bo tak jem szybko jak pelikan....a to ponoć niezdrowo...



po tym królewskim lunchu...aż zadzwoniłam do dziewczyny ,która tu pracowała przede mną.....sama mi dała ten numer mówiąc :- jakby co ,będziesz miała mnóstwo pytań....

wtedy się zdziwiłam....

teraz dzwonię.....

akurat była "na szkole rodzenia" ,bo ona w ciąży jest....

opowiedziałam jej o tym lunchu....

lekko mnie podłamała ,bo powiedziała ,że to taka tradycja ,że szefostwo je ze swoimi pracownikami....znaczy chce być zżyta ,jak rodzina...

głupkowaty pomysł....nie potrzebuje takiego zżycia z moimi pracodawcami.....

a ten dziwny zapach to jakaś mikstura z octu i czegoś tam ,szefowa każe odkażać wszystko ,tą miksturą własnego przepisu....



pogadałabym dłużej ,ale akurat miała ćwiczenia z oddychania....

fajna dziewczyna....jak to mawia mój sąsiad : bardzo żywotna....

teraz siedzę sobie już sama ,bo szef z szefową pojechali do domu....otworzył jej drzwi  auta jak wsiadała i poczekał ,aż się usadowi....dżentelmen....

ja ...to wsiadam w biegu ,a czasem nawet nie zdążę.....


....kawa zaparzona ,przez miłą panią Kasię....która też mi trochę naświetliła sytuacje...


ogólnie interes się kręci dobrze,z wypłatą nie ma problemu ,ale cały personel jest wiecznie niechcący wtajemniczany w rodzinne sprawy szefostwa....


ten lunch jadłam w takim napięciu ,w takim jakimś oczekiwaniu....że te grillowane ziemniaki z suszonymi pomidorami nadal stoją mi w przełyku....

.....łyk kawy ....

dużo ludzi dzisiaj zjechało...słońce nie wie czy ma świecić czy nie....

ma mnie dzisiaj odwiedzić tu moja kochana Halinka...z tamtej pracy....bardzo dobrze mi się z nią pracowało,bardzo się zżyliśmy....ale przecież nie będę tylko z jej  powodu siedzieć w tym szambie.....


Halinka tam została ....pisała mi ,że rano bierze jakieś ziołowe tabletki na uspokojenie i daje radę....

raz tylko przysnęła w kiblu....



ja na razie pracuje po 12 godzin...bo nie mają pracownicy....
dzisiaj był casting ,ale żadna nie przeszła....

czyli powinnam czuć się wyróżniona?

ochroniarz powiedział ,że jak zobaczył te kandydatki ,od razu wiedział ,że żadna nie przejdzie przez sito szefowej...bo za młode i za ładne....

czyli ja jestem stara i brzydka?


ochroniarz stwierdził ,że jestem ładna ,ale w wieku szefa ,a on już takimi się nie interesuje....

czyli miałam rację ,że dzisiaj kłócili się o jakąś kobietę.....

szkoda ,że  nie ma na zmianie takiej Zuzi ,ona oświeciłaby mnie bardziej....


te trzy dni ,które tu przepracowałam były tak skupione na samej pracy ,że nie zauważyłam ,jaka telenowela brazylijska tu się rozgrywa....

łyk kawy....klient