sobota, 31 lipca 2010

i sprawa się rypła.....

miałam sobie pospać nieziemsko długo...leniwić się z kawą poranną na tarasie....a tu dzwonek do drzwi obudził mnie o nieludzkiej piątej rano...
i stało się faktem...moja koleżanka ,została złapana na gorącym uścisku ze swoim kochankiem(posiadaczem pięknej willi nad jeziorem i żony w zaawansowanej ciąży)....
została nakryta standartowo juz mieli się zbierać do domu,gdyby rozstali się minuta dwie szybciej,no może dziesięc minut..........
ona nadal pławiłaby się w swojej dizajnerskiej łazience w wannie z hydromasażami,oblana olejkami z najwyższej półki.......a ja nadal pławiłabym się w pościeli...nieprawdaż....

jej mąż człowiek zaradny,oddany i co chciała to miała...poprostu wywalił ją na zbity pysk ...zdążyła złapać torebkę i majtki na zmianę....cała jej garderoba ,którą dla niej zbudował....bo tyle kiecek ,butów miała,że trzeba było osobnego pomieszczenia,wielkości mojej kurde sypialni....została w ich pieknym apartamencie w centrum miasta.....
...a kochanek?
....ponoć szybko odjechał z piskiem opon.....dobrze,że było dość ciemno i jej mąż nie rozpoznał w nim towarzysza śpiewów przy ognisku z ostatniej soboty....sąsiada zza jeziora naszej Jolandy....ale kto wie ,może i to wyjdzie na jaw?......
.....otworzyłam drzwi odartej z godności kobiecie....którą Mój zawsze stawiał na piedestale,bo piekła ciasta i robiła słoiki....
gdybym nie pracowała i miała tak wielką kuchnie,tak wyposażoną,w dodatku z takim widokiem...
.....ale ja jestem kobietą która nie robi słoików,nie widze w tym żadnego fanu ,tylko marnowanie czasu....szkoda życia na stanie przy garach ...w tym czasie można pojechać rowerem w moje ukochane miejsca...nieprawdaż....

...Mój słysząc jej szlochy i orjentując się mniej więcej co się stało,przewrócił się na drugi bok,głośno wzdychając....
....Olanda gadała całe trzy godziny...w koncu dałam jej szklankę wódki ...i usnęła...
...... zajrzałam na jej profil na nk.... każdy kto tam wchodził pewnie wzdychał z zachwytu....piekny dom ,piękny mąż (ona też śliczna)i sześcioletni synek(cudo)...wyjazdy,wiadomo podstawa Egipt....podstawa Zakopane zimą...jaka ta nasza klasa zakłamana i durna (calkowicie przenoszę się na fejsbuka)...i gupia krowa poszła w tango....oj głupia ty głupia...

...może wytłumaczyłaby się z tego ,że jej auto stało pod motelem za miastem...nieraz dawałysmy jej z dziewczynami alibi....ale to ,że jego wóz służbowy z całą ekipą remontową oświetlił jej wóz w bocznej drodze za motelem w momencie kiedy ona z zadartą kiecką ,on ze spuszczonymi spodenkami właśnie zaczynał penetrować jej macice...bo w hotelu przez całą noc było mało....na to alibi by nie pomogło żadne....nawet najbardziej wymyślne...
....jej mąż i jego ekipa ponoć z dzwadzieścia chłopa...stali w tym wielkim busie z eletryki w calkowitym osłupieniu kilkanaście minut ,zanim zorjenotwali sie ,że ta kobieta jakaś znana i wogóle miała być u swojej mamusi na wsi...

....teraz śpi na mojej kanapie ....ja nie śpie! a miałam spać nieludzko długo!!!zaraz mają przybyć posiłki ,musimy coś ustalić czy cóś sama nie wiem...
Mój pokemon pojechał na jakomś fuche...i tak na mnie łaskawym okiem spojrzał jak mu kawe zalewałam....że niby ja jednak porządna i nie poszłam na lewiznę....pokemon jeden....
....