piątek, 11 lutego 2011

a tak

wściekłam na tą cholerną zimę.....blady strach padł na nasze miasto ,juz czwarta osoba umarła na świńską...każdy kaszlący w autobusie to potencjalna świnia...
....apropos świn....w pracy siedzę koło typowej krowy znaczy świni...nienawidze kobiet ,które są wiecznie obrażone na cały świat ,bo coś im nie wyszło....powinnam coś do niej powiedzieć w ciągu dnia,coś tam ,coś tam ,a nie chce mi się do krowy gęby otwierać....kilka razy próbowałam ,ale te jej fochy i miny....

mam ochotę na nowy zapach,nie mam czasu iść sobie kupić....
mamy psa,nowego....przeczytałam rozpaczliwy apel,chorej kobieciny ....która nie miala co zrobić z czteroletnim pudlem....
wzruszła mnie ta cała historia....
dwa dni siedział w oknie i płakał.....autentycznie....ale zaczyna się uśmiechać .....dosłownie....czuje ,że robie coś dobrego,normalnie czuje jak ta kobieta łączy się ze mną telepatycznie....
moze juz umarła....nie zadzwoniła,chociaż pytała czy może zadzwonić....
jest kochany.....śniła mi się moja babcia...nigdy mi się nie śniła....to znak ?....
a matka twierdzi ,ze nie dam rady i już znalazła mi biorcę na psa...ta to się zawsze umie wpierdzielać wszędzie ....co tam ją znaki i telepatia....
poczułam chęć zmiany miejsca zamieszkania....
powinnam zaszaleć,przecież tak marze o duzej kuchni i o drzewach za oknami a nie chmurami....
apropos....mojej pracy....naprawde fajne dziewczyny...a ja muszę siedzieć koło najgorszej plotkaro-suki,następny tydzien!......nie dziwie się,że wszyscy faceci stronią od tej żmiji....
....ogólnie jestem zmęczona ,niewyspana ,chce wszystko ogarnąć,wszystko na wysoki połysk,kosztem mroczków przed oczami....i jeszcze pracująca sobota!....
ciszy ,ciszy mi trzeba i dlugiego spaceru na wiosennej łące....
czy ta zima w koncu się skonczy???