wtorek, 22 lutego 2011

ufo

wolne popołudnie....obiad wstawiony...kurze wytarte....plan na wieczór upojno-spokojno-leniwy....a tu nagle wpada sąsiadka i mowi ,że UFo...
no patrz przez okno UFO....patrze ...no widze coś wisi daleko na lasem za osiedlem....jasne ,duże....
kurde ....
zerkam na dół ,a tam juz cały zlot mieszkanców...Zuśka stwierdza ,że trza iść...wzięłam ciepłą kurtkę ,psy i z innymi zaczęłam iść w stronę lasu....
kurde w strone światła....
....im bliżej tym więcej wątpliwości....gwarno w tym tłumie ,psy zadowolone ....
kontem oka widze syna z kolegami,macha na mnie z głupim uśmieszkiem...
zimno jak sto dwa....w kieszeni namacałam połowe wafelka Mars...twardy jak kamień....zjem coś przed śmiercią...
nagle światło jakby usiadło....dre sie po omacku na syna coby się tam nie zbliżał....wszyscy się drą do kogoś....gorzej niż na rybnym bazarze....
mijamy cztery panie z kijkami,każda w moherowym berecie (jesos) ...i leżącego pijanego zawieszonego na krzakach...nikt mu kurwa nie pomaga ,a mróz trzaskający....nie ma czasu UFO...ktoś krzyczy ze światło wylądowało....
Zuśka obliczyla ze idziemy juz 20 minut....zastanawiam się czy ja zupę wyłączyłam....
....domowy dzwoni....ktoś krzyczy coby fony wyłaczyć bo promieniowanie...mówie szybko staremu ,że nie mogę gadać mam spotkanie trzeciego stopnia i wyłączam kome...
idziem...
nagle światło sie unosi...ktoś pstryka fotki...kurde ze aparatu nie wzięlam....
wisi wisi i jak nie odleci ,aż wszyscy kucamy....
.....cisza ,stoimy...
co to kurwa bylo.......
idziemy zerknąć na to miejsce co lądował....jest krąg....normalnie krąg jak w tym filmie "Kręgi"....
jakaś babka klęka.......dotykamy miejsca...Zuśka twierdzi,ze trzeba sie położyć....cała ona....
kładziem się...
dre sie w tłum,żeby sie syn położył...ostatnio go serce coś kuło....
leżym...jest nas ze trzydziesci osób....
mróz trzaskający, a tu ciepełko...i słysze jakiś sfist czy inny dzwięk... przyjemne...ktoś przegania mojego psa ,bo akurat zachciało mu się srać na kręgu...
....ściemnia się ....zbieramy grupę...w sumie dziwnie jakoś...niech ktoś pokaże te fotki...na cholere wyłanczałam kome ,mogłam nią cyknąć....
na zdjęciach prawie nic nie widać...kurde ....kto nam uwierzy....
domowy napewno...tym bardziej ,ze obiadu nie bedzie jak wróci....
.....ktos zadzwonil po tv....
ponoc jak dojechali żadnego kręgu nie było....
cholerna no...
wracamy w ciszy...całe popołudnie w terenie ,po lasach...psy wybiegane na maksa......
w domu stwierdzam ,ze czuje sie jakos lepiej,cere mam taką gładszą i nadgarstek wogóle nie boli......syna nic nie kłuje i milszy jakiś....a mój kulejący pies ,nie kuleje....cud...
a niech nie wierzą....
....upojny wieczor z domowym zamieniam na babski u Zuśki...mają przyjść inni którzy widzieli TO....
ale nie ma co się chwalić....Zuśki stary i bez tego uważa ,że jesteśmy warjatkami....