środa, 18 maja 2011

kredyt

na mojej ulubionej ulicy ,piętro poniemieckiej willi zostało wystawione na sprzedaż....co tu duzo gadać,dom z duszą,weranda ,ogromna kuchnia z trzema oknami i balkonem,lazienka tez z oknem...pokój z drzwiami wielkimi skrzydlatymi.....nawet okiennice i cudowny bluszcz na scianie...mój klimat...
rozmarzyłam się ....przegadałam sama ze sobą sprawę....przegadałam sprawę z domowym....może by tak kupić.pewnie nie jest ,az tak drogie...
na drugi dzien dzwonie z samego rana i omal nie krzycze tej babie w słuchawkę ,kiedy dowiaduje się o cenie....
cena kosmos....
....sprzedam swoje całkiem duze mieszkanie i jeszcze będe musiała wziąśc zajebisty kredyt....z wszystkich przyjemności będe musiała rezygnować,wszystkiego sobie odmawiac ,no bo kredyt....
....dziś przeszłam beznamietnie koło willi....kupując po drodze trzy gałkowego loda ,usmiechając się do siebie,szłam do swojego M-4  ,dopieszczonego,może duszy nie ma ,ale kupilismy je jeszcze w czasach kiedy nie było kosmicznych cen ,a domowy prowadził dochodowe akcje....
....na nowo pokochałam swoje mieszkanko....jest piekne...co ja od niego chce....
z kredytem trzeba umieć zyć .....ja nie dałbym rady....tym bardziej ,że byłby to kredyt do konca zycia,a moze jeszcze dłużej....
.....