niedziela, 17 lipca 2011

wieczorny spacer

przechadzając się wieczorową porą po urokliwych uliczkach mojego miasta(uwielbiam to) przysiadla sobie na jednej z wielu ławek....piesy wesoło brykały po skwerku....naprzeciwko knajpka tętniła zyciem,lekko upojonym promilami....na ławce obok siedział mężczyzna...elegancko ubrany,noga no nogę ,prowadził telefoniczną rozmowe...po 5 minutach podsluchiwania....w sumie nie musialam ,mówił glośno,histerycznie wręcz.... błagał przez telefon ,żeby nie robiła mu tego....czyli z drugiej strony kobieta....
tłumaczył,że miał duzo pracy,te wyjazdy,że nigdy go nie ma....no ale teraz jest,czeka a ona nie przyszła....
....ciekawe jest to u facetow ,że jak mają kobietę nie potrafią o nią zadbać znaczy nie potrafią docenić,powiedzieć czasem coś miłego,poadorować,zaprosić na randkę....no bo ,przecież wiesz ,ze cię kocham, na cholerę mam się wysilać,żeby ci to udowadniać....
żyją obok ,nie widząc,jak są sobie obcy,a codziennośc jest szara do obrzygania....
...ale kiedy mają świadomość ,że ONA odchodzi,że ma dosyć...zaczynają walczyć jak lwy....w koncu są zainteresowani....
.....
facet widać zaniedbał totalnie...bo nie chciala z nim gadać i miała w dupie jego kolacje ....
....przechodząc obok rzuciłam mu szyderczy usmiech....bo przecież taki obiekt też przerabiam...
.....
przeszłam jeszcze dwie uliczki...wdychając tą cudną atmosferę....chociaż jak na lipiec ,cholernie zimno...
w domu otworzyłam drzwi tarasu ,otuliłam sie kocem i nalałam sobie wina....na ulicach lekkie życie nocne...bez szału