niedziela, 11 marca 2012

postanowiłam cos upichcić....tak sobie gotowałam i podlewałam tego wina ,oglądając cudny film na "ale kino"romansidło piękne,wszystko się pyrkoliło i pachniało,wino w pięknej lampce ,jedynej która mi została z dwunastu sztuk...lekko ,przyjemnie tralalala ,romansidło skonczyło się smutno,więc się zryczałam ,chlipiąc nalałam ostatnią lampkę........
obiad podałam niezle nagrzana...kanapowy zerkał na mnie kontem oka....
żal mnie taki wziął na ten przemijający czas, na te "dzien za dniem" ,że odrazu po podaniu obiadu zgłodniałej szarańczy ,ładnie się usmiechnęłam  i skocznym krokiem skierowałam się do sypialni ,gdzie padłam jak deska i spalam do zachodu słonca....
.....bo czasem trzeba zrobić sobie dzien "a mam was wszystkich w dupie"....
i tak ze im obiad ugotowałam,że nie pyskłam matce do słuchawki jak mnie znów krytykowała,w trakcie przewracania kotletów ....wytrzymałam dzielnie....