niedziela, 29 kwietnia 2012

nie cierpie niedziel

zawsze ktoś coś odemnie chciał,cos mi kazał,coś odemnie oczekiwał.....
jest we mnie bunt ,straszny ,duży ,ogromnym,przestałam się bac tego butnu i tego co ludzie powiedzą ,że babcia z mamą będą kręcić nosem........
moim pierwszym buntem było powiedzenie nie -księdzu po kolędzie....trzy kolędy pod rząd kiedy leniwy klecha w kiecce pouczał mnie jak mam żyć ,on! co wybrał lekkie zycie na nasz koszt.....trzy razy wyprowadził mnie z równowagi ,trzy razy za dużo....
potem skresliłam odwiedziny u kilku znajomych ,którzy wysysali ze mnie energię... jest mi z tym błogo,szkoda ,że o tym nie wiedzą.....
...sąsiedzi spod czwórki ,on rano biała koszula i szlifuje lakierki kościelne,ona garsonka ,pyrkający rosół na gazie i zaraz pójdą do kościoła,to ze wieczorem będą się kłócić i on powie jej :ty stara krowo ......
to szczegół...
najwazniejsze są pozory....
a mi sie od nich żygać chce.....
każdy powinien żyć jak lubi ,jesli ma wolny czas niech robi z nim co chce....
moja matka zamiast w niedziele odpoczywać ,jest juz na nogach o 6 ,bo u niej musi wszystko lśnić i być na czas....i nie wolno pokazać chlopu ,że nie ma sie sił....on ma cały czas widzieć ,że dajemy radę (bezsens)....
mam wpojone w krew poświęcanie się ,sprzątanie na tip top i żeby ludzie nie gadali....(moje życie wyglądałoby inaczej gdybym nie przejmowała sie ludzmi i nie słuchala matki....ale cóż)....
na szczęście sąsiedzi spod czwórki to maly element,tej cholernej pozorancji....
w moim bloku zaczynają mieszkać ludzie wolni,aż za....nawet grilla robili na balkonie...słuchać jak ktos gra na fortepianie ,młody na gitarze,słychac trąbkę ,opalanie na balkonie ,a pani spod dwójki wyszła rano z psem w szlafroku trzymając w reku filiżankę z kawą(widok boski)....jest moją idolką! stała tak przed klatką w szlafroku w kotki,pies biegał,ona siorpała kawkę a matrony oburzone mijały ja pędząc do kościółka....
ja oczywiscie wyszłam "zrobiona" ,ale usiadłam na ławce nogi zadarłam do góry delektując się słoncem i dzwiękami róznorodnej muzyki dochodzącej do moich uszu....oczywiscie matrony nadal szły....
nie cierpie niedziel...
mam zamiar odkurzyć i zebrac pranie,tak mam zamiar....w niedzielę....
nie ugotuje wcale rosołku tylko spaghetii,a jak młoda wróci ze szkoły ,będziemy wylegiwać sie na leżakach ,popijając zimne wino....
nie będe celebrować niedziel ,nie będe w niedziele zakładać spódnicy....będe robić co będe chciała....
i słysze te słowa mamy i babci:ah ta nasza dziewczyna,ona nigdy sie nie może wyrobić...
a ja sie wyrabiam świetnie!!!
nie cierpie niedziel....