sobota, 21 lipca 2012

pies....

moja  ciotka Ewka ostatnio nie może sobie poradzić z życiem....wszyscy ją zostawili...
nie utrzymuje z nią szczególnych kontaktów ,ale kiedyś powiedziała mi ,że chciałaby miec psa ,ale nie takiego szczeniaka ,rasowego ,tylko przejechanego przez życie jak ona....
nie wiem czy nie powiedziała mi tego dokładnie miesiąc temu....być może....
dzisiaj wracając od znajomych zatrzymalismy sie w lesie...na siku....
las piękny ,taki mroczny ,piesy sobie brykały ....rozprostowywalismy kości....
kawałek od tej lesnej drogi ,ktora spacerowalismy zobaczyłam coś ,co sie poruszało...myslałam,że to sarna ,lis albo zając jakiś....
psy akurat biegały z młodym w innym rejonie...a moja ciekawość była silniejsza....młoda darła się,ze to napewno wściekły lis i wszyscy będziemy musieli brać 200 zasrztyków w brzuch  ....
im byłam bliżej tego czegoś tym bardziej czułam jak mnie szlag trafia,serce się rozrywa ....do drzewa przywiązany był pies!
nie miał sił szczekać ,ledwo co podnosił się na nogach ....ani picia ,ani jedzenia ,krótki sznur i do drzewa....nie był to zwykły burek ale kokierspaniel (huj z pisownią) czarny ,piękne oczyska ....
a jak spojrzał mi tak prosto w oczy to zrobiło mi się wstyd ze jestem człowiekiem,bo przecież człowiek go tam przywiązał....
kurwa mać!
był z tym czlowiekiem około 5 lat (a taki wiek określił go lekarz)i nagle sie znudził ,albo przeszkadzał to go wywiezli do lasu i przywiązali....
stalismy nad nim kilkanaście minut,
nasze psy przysiadły z niemocy widząc ten obrazek ,a on juz sam nie wiedział czy ma się cieszyć,ze go odwiązuje ,ze go głaszcze,że młody przynióśl mu wody ,a młoda płakała zanosząc się nad jego losem...zresztą ja też wyłam...
obraz nędzy i rozpaczy...
co to za ludzie? jak go zawiązali to spokojnie wyjechali z lasu na wczasy? i będa sobie wypoczywać?
 mogli go chociaż nie przywiązywać! miałby większe szanse....
zupełny przypadek ze tam się zatrzymalismy
okryłam go bluzą i wzięłam do samochodu....nie szarpał sie ,nie piszczał ,juz sam nie wiedział co teraz mu zrobimy....
jechalismy w zupełnej ciszy ,młody co jakiś czas przeklinał tych ludzi ,którzy mu to zrobili....
zabralismy go do weterynarza ,dał mu dwa zastrzyki wzmacniające,specjalną paste i różne witaminy,był załamany tak jak my ,spokojny,wycofany,bida....
w sumie weterynarz  zaproponował nam ze wezmie go do schroniska...
z deszczu pod rynne?
i wtedy pomyslałam sobie o ciotce Ewce....
weszłam z tym psiakiem na ręcach....opowiedzialam leżącej pod kocem ciotce jego historię....płakała razem ze mną....odchyliła koc i kazał go sobie położyć....
pogłaskała go po głowie a on tak fajnie polozył ją na jej nodze i tak głęboko westchnął .....
i tak ich zostawiłam...
własnie dostalam esa od ciotki ,że psiak zjadł z nią na spółkę pajdę chleba z pszatetem i oglądają sobie Closa...
bedzie miał u niej dobrze ,dwie istoty ktore porzucono dla własnej wygody