piątek, 2 listopada 2012

wolne

mam długi wolny wekeend!

wykombinowałam i mam!
oczywiście obiecuje sobie "niespieszność"....
ale wracając rano ze sklepu ,coby dzieci miały świeze bułki jak wstaną...zobaczyłam w skrzynce jakiś "liścik" z elektrowni....
więc cholera trzeba będzie podjechać....

pisze najciszej jak mogę, bo kanapowy król zasnął drugi raz....
cieszyłam się ze będzie to długi wekeend z seksem...ale wiadomo ,nagle naszły mnie "te dni"......i po radości....
zresztą zerkając na niego ....eh

....wczoraj wiało ,padało i cmentarna moda poszła się walić....szkoda mi było mojej szwagierki ,która zainwestowała kupę kasy w swoje zamszowe kozaczki ,bo jak doszła do grobu były całe oblepione błotem ....a jej kurtka też nowa dziwnie reagowała na deszcz....

oczywiscie zaprosiłam wszystkich na drobny poczęstunek, bo mieszkam najbliżej cmenatrza...cały nasz blok przyjął nieprzebrany tłum wygłodniałych odwiedzających....
moja sąsiadka zapodała dwudaniowy obiad....ja ograniczylam się do gołąbków w sosie pomidorowym  i ciasta upieczonego przez moją kochaną panią Krysię....

z obcej rodziny nie musze juz znosić mojego teścia ,nie to ,ze spoczywa już w mogile....
raczej nasze stosunki raz na zawsze zostały pogrzebane
z czego się ciesze ,moje zycie nabrało innych barw jak zerwałam więzi z rodzicami kanapowego króla...nawet moje dzieci odetchnęły z ulgą...

lubie cementarz nocą ,więc pospacerowaliśmy rodzinnie....zadumając się obowiązkowo...
oczywiscie spacer się skrócil bo obowiązkowo kanapowemu królowi chciało się kupę....

własnie jak to napisalam dał znak głośnym bąkiem ,że konczy sen....

naprawde "kręci "mnie bardzo kanapowy król ,z kim jak chciałam uprawiać ten namiętny seks w ten długi wekeend?

Haloweenu nie zdążyłam zorganizować ,gdyż pracowałam do pózna...ale bardzo mi się ta imprezka podoba i mam gdzieś obraze księży ...
niech się sukiennkowi odwalą od naszego zycia i zajmą się sobą ....
za to Haloween udał się mojej sasiadce spod czwórki ,prawie dojechała do domu ,prawie....bo jej się pomylił gaz ze sprzęgłem i walnęła prosto w latarnie....
przed swoim blokiem,przed naszymi oknami,przed oknami swojego wysokiego męża....
walnęła prosto w latarnie ,ale pech....
akurat piłam wodę...aż z wrażenia zrosiłam kwiatki na parapecie....
prawie witała się z gąską....a tu trach...
podobało mi się jej wyjście....
jak zawsze w szpilkach ,byla zrobiona na krwawą pielęgniarkę...wyszła ,otrzepała się lekko,zamknęła pilotem auto ,poczekała czy alarm się załączył i poszła jak gdyby nigdy nic do domu....
to jest bardzo elegancka babka....

planuje na dziś kino i rodzinnie...
chociaż zaszyłabym się w swoim pokoju...jakis film,książka ,kawa i zeby mi ktoś zrobił jakomś dobrą salatkę....

ogólnie chwilo trwaj ,najważniejsze ,że nie ide do pracy.....