miałam okazję kilka dni pobyć w Berlinie ....uwielbiam to miasto ....czuje tam wolność.....chociaż dziadek twierdzi ,że to miasto wroga....
ponoć w innych niemieckich miastach jest jeszcze fajniej....bywam tylko w Berlinie.....
szkoda,że Polacy to tacy ponuracy co palcami potrafią wytykać każdego kto odbiega od ich normy.....
na dodatek w pewnej galerii była wyprzedaż perfum ,więc opkupiłam się po pachy....
aż żal było wracać do tej wiecznie rozżalonej nad sobą Polski.....
na miejscu zastał mnie stek spraw i rodzinnych burz....
a że na wekeend córka pojechała do Dublina ,a syn wybył koncertować...zamknęłam się na trzy spusty i zrobiłam sobie czas dla siebie....
rano z moimi psami biegalismy po parko-lesie....potem robilam sobie sałatki , im wołowinę z biedronki....
piłam kawe ,troche wina,nakładałam sobie na twarz dziwnie pachnące maseczki ....
wieczorem szlismy na długi spacer ,cudną spacerową trasą...a noce zarywałam na necie.....dwa dni dla siebie to dobra rzecz......
niestety z takiej sielanki odrazu spada się na twardą dupę....
kanapowy wszedł w konflikt ze swoim szefem i jego praca wisi na włosku....u mnie tez bryndza....wydaje mi się ,że u nas kryzys dopiero puka do bram ,a w sumie już stoi w bramie z tym swoim gupkowatym uśmieszkiem....
jeść mamy co,prąd i woda jest.....ale jak ktoś żyje na wysokim poziomie niczego sobie nie odmawiając i nie ciesząc się ze zwykłych rzeczy to takiemu będzie ciężko.....
niedziela jest deszczowa i wietrzna ,wiec bez wyrzutów zalegam na kanapach....przeczytałam kilka stronnic książki ,obejrzałam "Małą Moskwę".....zdrzemłam się .....a teraz zaparzyłam kawę....
na fejsie obejrzałam fotki młodej z Dublina....szaleją dziewczyny .....ale są pod dobrą i mądrą opieką ,wiec jestem spokojna....
syna mam od godziny w domu .....odrazu dom zaczął żyć....o ciszy nie ma mowy....co chwila ktoś dzwoni do drzwi....i ta muzyka....
......mam jak na razie całkiem optymistyczne nastawienie....wypłukałam z głowy te wszystkie stresy.......
jestem gotowa na nowe....
.......mój dziadek jest w kiepskim stanie ,chociaż funkcjonuje calkiem dobrze,byl nawet na spacerze....ale jego serce ,jak to powiedział lekarz ,ledwo kołacze.....
boję się takich chwil w życiu.....tych chwil.....
wykupiłam karnety na basen i cwiczenia "zdrowy kregosłup" wiec będe wyginać śmiało ciało.....
sprowadziła się do nas do bloku córka sąsiadki.....jest odemnie o trzy lata mlodsza....
nie wiem czemu się sprowadziła....nieważne.....ale jest tak totalnie gruba....że strach z nią do windy wsiadać.....
i jak na nią tak patrze....jak ta ładna twarz jest tak obrośnięta tłuszczem ,jak jest jej ciężko,poci się i te jej ubrania....
to mówie sobie w myślach :nie chce być gruba......
najsmiejszniejsze jest to ,że jej matka mówi ,że córka strasznie wybredna na jedzenie,tego nie tamtego nie .........
no popatrz no....niejadek
ponoć w innych niemieckich miastach jest jeszcze fajniej....bywam tylko w Berlinie.....
szkoda,że Polacy to tacy ponuracy co palcami potrafią wytykać każdego kto odbiega od ich normy.....
na dodatek w pewnej galerii była wyprzedaż perfum ,więc opkupiłam się po pachy....
aż żal było wracać do tej wiecznie rozżalonej nad sobą Polski.....
na miejscu zastał mnie stek spraw i rodzinnych burz....
a że na wekeend córka pojechała do Dublina ,a syn wybył koncertować...zamknęłam się na trzy spusty i zrobiłam sobie czas dla siebie....
rano z moimi psami biegalismy po parko-lesie....potem robilam sobie sałatki , im wołowinę z biedronki....
piłam kawe ,troche wina,nakładałam sobie na twarz dziwnie pachnące maseczki ....
wieczorem szlismy na długi spacer ,cudną spacerową trasą...a noce zarywałam na necie.....dwa dni dla siebie to dobra rzecz......
niestety z takiej sielanki odrazu spada się na twardą dupę....
kanapowy wszedł w konflikt ze swoim szefem i jego praca wisi na włosku....u mnie tez bryndza....wydaje mi się ,że u nas kryzys dopiero puka do bram ,a w sumie już stoi w bramie z tym swoim gupkowatym uśmieszkiem....
jeść mamy co,prąd i woda jest.....ale jak ktoś żyje na wysokim poziomie niczego sobie nie odmawiając i nie ciesząc się ze zwykłych rzeczy to takiemu będzie ciężko.....
niedziela jest deszczowa i wietrzna ,wiec bez wyrzutów zalegam na kanapach....przeczytałam kilka stronnic książki ,obejrzałam "Małą Moskwę".....zdrzemłam się .....a teraz zaparzyłam kawę....
na fejsie obejrzałam fotki młodej z Dublina....szaleją dziewczyny .....ale są pod dobrą i mądrą opieką ,wiec jestem spokojna....
syna mam od godziny w domu .....odrazu dom zaczął żyć....o ciszy nie ma mowy....co chwila ktoś dzwoni do drzwi....i ta muzyka....
......mam jak na razie całkiem optymistyczne nastawienie....wypłukałam z głowy te wszystkie stresy.......
jestem gotowa na nowe....
.......mój dziadek jest w kiepskim stanie ,chociaż funkcjonuje calkiem dobrze,byl nawet na spacerze....ale jego serce ,jak to powiedział lekarz ,ledwo kołacze.....
boję się takich chwil w życiu.....tych chwil.....
wykupiłam karnety na basen i cwiczenia "zdrowy kregosłup" wiec będe wyginać śmiało ciało.....
sprowadziła się do nas do bloku córka sąsiadki.....jest odemnie o trzy lata mlodsza....
nie wiem czemu się sprowadziła....nieważne.....ale jest tak totalnie gruba....że strach z nią do windy wsiadać.....
i jak na nią tak patrze....jak ta ładna twarz jest tak obrośnięta tłuszczem ,jak jest jej ciężko,poci się i te jej ubrania....
to mówie sobie w myślach :nie chce być gruba......
najsmiejszniejsze jest to ,że jej matka mówi ,że córka strasznie wybredna na jedzenie,tego nie tamtego nie .........
no popatrz no....niejadek