niedziela, 13 grudnia 2015

joga.....

na weekend moja córka zabrała mnie do kliniki jogi.....wiedziała ,że nie będę chciała jechać i będę marudzić....

miałam zamiar nadal trwać w szoku ,a jako terapię uznać karciankę i koniak u Marcinków z czwartego...spakowała mnie szybko ,rzuciła młodemu kieszonkowe na pizze i pojechaliśmy...

byłam kilka razy w SPA ,na biwaku ,w górach i nad morzem ,ale na czymś tak fantastycznym nigdy....

już po pierwszym seansie tych ćwiczeń,bardzo zresztą prostych -poczułam siebie....poczułam spokój....

jedliśmy lekkie potrawy ,popijając wodą z miętą ,cytryną i imbirem....cały czas otaczała nas kojąca muzyka i piękny zapach....poczułam się błogo ,dobrze....

pani od jogi ,kobieta bardzo konkretna ,a jednocześnie delikatna opowiedziała mi przez jaką traumę przeszła....jakie doły zaliczyła....i jak sobie pomagała....

długo gadałyśmy ,siedząc w wygodnych ogromnych fotelach , w cudownej palmiarni ,wśród ćwierkającego ptactwa.....

mogłabym tam zostać na dłużej....  

nabrałam sił.....muszę tam zabrać dziewczyny z pracy....
potrzebna jest nam taka terapia...

po tym wypadku przyszedł do nas w prawdzie psycholog ,ale miał tak olewający stosunek ,że żadnej z nas nie chciało się uzewnętrzniać mu swoich doznań....

a tu po prostu niebo....tak właśnie wyobrażam sobie niebo...

w głowie mam jeszcze tą ciszę ....moja skóra pachnie jeszcze tymi cudownymi ,niespotykanymi na co dzień  zapachami....w pudełku w lodówce mam jeszcze na rano ,porcję smacznego jedzenia stamtąd ....



wracając ominęłyśmy ogromny korek prowadzący wprost do centrum handlowego....skupisko nerwów,pośpiechu i stresu....i po co