piątek, 25 marca 2016

zebrać

przytrafiła nam się nie lada historia...aż wszystkie wylądowałyśmy w szpitalu z lekkim podtruciem....

za całość odpowiedzialna jest Berta.....ale jako zasłużona pisiówa została na razie odsunięta na tzw.inną parafię...sprawa zamieciona pod dywan ,a my za tzw."mordę w kubeł" dostałyśmy bony świąteczne na całkiem przyzwoitą sumkę....



Berta  to przeżyła na prawdę........w życiu nie spodziewałabym się zobaczyć ją płaczącą szczerze nad naszym losem ,znosząc dzielnie widok rzygających ( i nie było to spowodowane zatruciem alkoholowym )...

dużo by opowiadać...
dwa dni męki ,potem już luz...byłyśmy najweselszą salą na oddziale , pospałyśmy sobie ,w nocy zamawialiśmy chińskie żarcie i wielki szacun dla dostawcy,musiał stanąć na głowie ,żeby nam to dostarczyć....miał  w tym podwójny interes :pierwszy: sowity napiwek ,drugi:na dyżurce siedziała młoda pielęgniarka ,do której podobno wzdycha już pół roku....

 



już jestem w domu....młodzież bardzo się przejęła...do tego stopnia ,że okna pomyte,podłogi wypastowane  ,lodówka pełna ,nawet drzewko obwieszone jajkami stoi w dumnie w salonie...


ciekawe doświadczenie ,na prawdę....dziewczyny były super ,polubiłam je jeszcze bardziej ....mimo ,że musiałyśmy się zmierzyć z tak obrzydliwą ,okupioną wymiotami i innymi takimi przygodę...



muszę zebrać myśli...zwolnić ,pobyć z rodziną....może nawet wybiorę się na proszone śniadanie do znienawidzonej przez całą familię ciotki....

jestem bohaterkom w swoim domu....na fejsie wisi zaproszenie od grubej Berty....to musi coś znaczyć....

zwolnijcie....rozkoszujcie się powolnie płynącymi minutami....

nic nie musicie....bo i tak skończymy wiadomo gdzie....

i wiadomo,że żadnego raju nie ma.....