czwartek, 8 czerwca 2017

Gdyby tak było, to jednak zostanie

nie jestem kucharką ,ale lubię tworzyć coś co akurat zrodzi się w mojej głowie....nie mam pamięci do przepisów i nie lubię jak ktoś mi je podaje ,tak pomału tłumaczy....słucham i wiem ,że ani tego nie zapamiętam ,a jak zapamiętam to i tak zmienię....


uwielbiam takie pózne wieczory ,kiedy wszyscy już śpią ,albo czytają coś leżąc w łóżkach.....snuję się po domu ,popijam wino ,coś czytam ,coś oglądam....tak cenię ten czas ,że aż szkoda iść spać....


w mojej ukochanej kamienicy ,do mojej ukochanej pani z góry wprowadziła się siostra z córką....nie wiedziałam ,że moja ukochana pani z góry ma tak bardzo doświadczoną cierpienie i bólem siostrę....

a my narzekamy na takie pierdoły....nie potrafimy cieszyć się zwykłym dniem....że jesteśmy zdrowi ,chodzimy ,słyszymy,mówimy.....

są ludzie,którzy cieszą się zwykłym dniem ,a oprócz tego nie mają nic.....



posprzątaliśmy mieszkanie mojej podopiecznej ,Pani Basi ,ona nie ogarniała tego bajzlu ,nie jest zbieraczem ,ani brudasem....to wszystko się nawarstwiło ,przestawiała z konta w kont ,zrobiła się graciarnia...

powiedziałam :Pani Basiu ,zamykamy oczy i wyrzucamy...nawet nie odczuje pani straty tej rzeczy ....

odgruzowałyśmy jej mieszkanie...umyłyśmy okna i zerwałam z wielką radością te okropne firany....

ja ogólnie nie jestem fanką firan....okno jest piękne samo w sobie ....po co je zasłaniać...

uwielbiam oglądać okna w domach ....są coraz piękniejsze ,wykwintne dekoracjami....ale... są też takie ,gdzie wiszą  bezpłciowe firany za krocie ,bez charakteru i pomysłu ......


piękne mieszkanie ma Pani Basia ,wypiłyśmy kawę na balkonie wdychając zapach bzu,który rośnie tuż pod nim  i świeżo umytej podłogi  cytrynowym płynem....


zapach wiosenny pobudza ,uwielbiam wstać skoro świt i wdychać te wiosenne powietrze....miasto jeszcze śpi ....spokój.....cisza....i śpiew ptaków obłędny....

lubię życie w mieście....kiedy mam go dość ,zamykam się szczelnie w domu....


byłam kilka dni na wsi ,w nowo wybudowanym domu na skraju lasu....
pierwszego dnia byłam zachwycona...spacerowałam ,czytałam książkę na tarasie a przede mną  tylko hektary pola na końcu las....cisza zupełna...


drugiego dnia cisza.....spacery ....znów cisza....sielanka zupełna......wieczorne spacery z psem ...a potem ciemno dookoła....i  jakoś tak straszno....my obie w tym wielkim domu....



trzeciego dnia obejrzałam serwisy informacyjne ,przejrzałam neta....za oknem ten sam widok....wieczorem wypiłyśmy kilka drinków patrząc na te pola i lasy....upiłyśmy się tak ,że nie pamiętam kiedy znalazłam się w łóżku.....

nad ranem otworzyłam okna ,żeby zaczerpnąć powietrza....znów pola i lasy ....cisza


i jakoś zatęskniłam do miasta....

na wsi ,wytrzymuje 3 dni.......

wytrzymałam w sumie 4 ,bo zjechało się więcej towarzystwa....zrobiliśmy ognisko ,pieczone kiełbasy ,wino i śpiew....

rano śniadanie na tarasie ,dookoła pola i las......i dzwoniące komórki... bo towarzystwo biznesowe.....i jakoś też ta cisza ,pola i lasy nie dla nich....

obserwowałam Łukasza ,przyjechał niby zmęczony ,kiedy padł na hamak ze słowami :tego mi trzeba było....spał bite 3 godziny....

potem te ognisko ,wino i śpiew .....też tego mu było trzeba...

spał do południa...na spacerze jeszcze był wyluzowany ,bo tego mu było trzeba...łaziliśmy  po tych polach ....posiedzieliśmy na górce ,oglądając widoki....Łukaszowi się przysnęło wśród traw....siedzieliśmy tam bardzo długo....miłe chwile....las ,pola...polna droga



 jak wróciliśmy Łukasz od razu dopadł do laptopa ,wykonał dwa telefony i chyba tego mu było trzeba.... :)

miał jechać rano ....pojechał wieczorem....



.....ostatnio bardzo dobrze sypiam....zaczęłam stosować się do metod ,które wyczytałam w jednym takim poradniku....nawet go nie kupiłam....spędziłam w empiku prawie godzinę ,ślęcząc nad tym poradnikiem....o dziwo zapamiętałam wszystko co chciałam ,co ważne...poradnik cholernie drogi...mam teraz inne wydatki....

ale metody super....wyciszają mnie...o ile się nie złamię....




z sąsiadką  spod piątki miałyśmy biegać ,raz się nam nawet udało....ale koniec ,końców  chodzimy z kijkami...chodzi nas trochę ,bo poznałyśmy fajną grupę ....uśmiejemy się do łez ,nagadamy  i  sporo kilometrów w nogach....one chodzą codziennie ,ja nie zawsze mogę.....ale uwielbiam....


za oknem ,na niebie kłębią się burzowe chmury...uwielbiam taką przedburzową aurę ,jest ciepło ,spokojnie....ulica  się wyludnia...słychać lekki  kawiarniany gwar i przyjemną muzykę......

uwielbiam otworzyć balkon....zasłona unosi się lekko muskana wiatrem....w tv akurat leci Troja.....też uwielbiam ....oglądałam 15 razy....

jutro muszę kupić sobie czerwone szpilki ....dostałam bajeczną kieckę od Pani Basi ,taką retro ,znalazłyśmy ją u niej w szafie,dostała ją w prezencie jak była młoda od swojej przyjaciółki,jak to Pani Basia powiedziała : pamięta jeszcze Lenina ....a Lenin jak wiadomo,wiecznie żywy...


założę ją na urodziny mojej przyszywanej cioci...urządza je z wielką pompą.....aż się dziwię ,że je się chce....

zawsze mówiła ,że jak będzie kończyć 50-tkę to  sama wypije szampana na plaży w jakimś pięknym kraju i będzie szła w białej przewiewnej sukience, boso brzegiem morza....

a tu zorganizowała imprezę ,sama piecze ,gotuje ...czyli urobi się jak wół ,nawet nie będzie miała ochoty dopić lampki szampana.....

pamiętam jak robiła wigilię ,nagotowała nastroiła,naprosiła  ,nie chciała od nikogo pomocy ...wypiła lampkę wina ,poszła zajrzeć do małego Tolka ,który co dopiero się urodził i zasnęła obok niego....potem Tolka zabraliśmy ,a ona spała do rana ...w tej sukni z wielkim białym kołnierzem...... nawet opłatkiem się z nami nie podzieliła


.......


ja moje urodziny w tym roku będę celebrować sama,postanowiłam zrobić sobie dzień dla siebie ,uwielbienie dla siebie,chce świętego spokoju....ale na pewno nie pojadę na wieś....